49 5 Kilka następnych nocy upłynęło spokojnie. Nikt nie nachodził opuszczonego dworzyszcza. Chory powstaniec spał po całych dniach i nocach w goršczce. Nie wiadomo było, czy przyczynš tej goršczki sš rany, czy jaka inna wewnętrzna choroba. Opuchnięcie oka zmniejszyło się bardzo i czarna barwa podskórnych zacieków poczęła ustępować. Ukazały się powieki i zdrowa między nimi renica, która dobrze widziała. Założono tedy rozdarcie podocznej rany szarpiš i obwišzano znowu policzek. Gdy lady ciosów i stłuczeń znikały, wyłaniała się spod opuchlizny twarz jak gdyby inna. Odmiennie zarysował się kocisty, kształtny nos, białociš zajaniało nad czarnymi brwiami rozumne czoło. Najszybciej goiły się rany na głowie. Dawno nie strzyżone włosy, które panna Salomea co pewien czas myła i rozczesywała, zdawały się same jak szarpie kurować blizny zaschłe, choć jeszcze wcišż czerwone. Najgorzej było z postrzałem w biodrze. Ranny nie mógł wykonać najzwyklejszego ruchu ani gestu bez kšsajšcej wcišż męczarni. Kula opuszczała się, widocznie, między cięgnami i żyłami, bo ból wychodził z miejsc coraz niżej w udzie ułożonych. Rana ta była wcišż otwarta i gnoiła się w sposób odrażajšcy. Nie pomagało mycie jej i cišgłe oczyszczanie. Pewnej nocy obudził pielęgniarkę rumor do drzwi i okien, ale odmienny, nie od Ryfki pochodzšcy. Kto kołatał wielokrotnie i natarczywie. Burzono się także do okien częci niezamieszkanej i do drzwi od ogrodu. Szczepan, natychmiast zbudzony, nie mógł już wynieć chorego na dwór, gdyż całe obejcie było, widać, otoczone. Po ciemku tedy wzięli obydwoje z pannš Salomeš biedaka na ręce razem z pocielš, wynieli co tchu do salonu Dominika i złożyli w jednej z pustych kadzi. Ledwie zdšżyli tego dokonać, gdy łoskot dosięgnšł najwyższego stopnia. Skoro drzwi zostały otwarte, okazało się, na szczęcie, że byli to rodacy. Mały szczštek oddziału, odbity z partii Kurowskiego po straszliwej klęsce miechowskiej[14], 14 Klęska miechowska zorganizowany nad granicš galicyjskš duży oddział powstańczy pod dowództwem Apolinarego Kurowskiego, opuciwszy zagrożony Ojców dla połšczenia się z partiš Langiewicza, uderzył 17 lutego na Miechów. Zdziesištkowany morderczym ogniem przygotowanej do obrony załogi rosyjskiej uległ w toku dalszej bitwy ciężkiej porażce. uchodzšc dubeltowymi marszami poród kolumn rosyjskich dowodzonych przez Czernickiego i Ostrowskiego błškajšc się po lasach, ostępach i wšdołach dniem i nocš cigany trafił po ciemku na Niezdoły. Wskutek ucieczki dwu z kolei dowódców oddziałek był bez zwierzchnika. Składał się z ludzi zgłodniałych, przeziębłych, zdrożonych do ostatka i bezprzykładnie rozbitych na duchu. Nie były to już fizyliery, nie kosyniery nawet nie dršgaliery, tak pospolite w powstaniu lecz ludzie niemal bezbronni. Ledwie weszli pod dach, natychmiast padli pokotem na ziemię i poczęli chrapać jak na komendę. Kilku z nich wzięło się do szukania we dworze jadła i wódki. Zrewidowali spiżarnię, kuchnię i pokoje, ale nic nie znaleli. Przy tych poszukiwaniach musiała asystować panna Salomea. Gdy przetrzšnięto wszystkie faski i skrzynie nie znajdujšc nic zgoła, zrozpaczeni i zgłodniali poczęli grozić. Jeden z nich wyrwał zza pasa pistolet i w rozbestwieniu sięgajšcym granic obłędu przystawił otwór lufy do czoła młodej gospodyni. Wytrzymała z obojętnociš diabelstwo jego wzroku i czekała na strzał. Biedny okrutnik nie odrywał pistoletu i nie wiedział, co dalej robić. Stał z tš broniš skierowanš między cudne oczy panny i bladł coraz bardziej. Czemuż pan nie strzelasz? spytała. Dwa razy nie pytać! Więc albo pan strzelaj, albo szukajcie sobie dalej, bo szkoda czasu na komedie. Gdzie kasza? Kaszy jest trochę, ale ta jest niezbędnie potrzebna dla tych, co tu sš, i dla jednego rannego. Gdzie ta kasza? Zobaczymy zaraz. Najprzód schowaj pan pistolet, który powinien być wymierzony w stronę wroga, a nie między oczy bezbronnych kobiet po spiżarniach. Milczeć! Gdzie kasza? Szczepan, który stał tuż za plecami panny Salomei, wmieszał się do rozmowy. Tej kaszy jest mało i kaszš się partia nie pożywi. Przyniosę ziemniaków. Gdzie sš te ziemniaki? Jest ich ta jeszcze miareczka w kopcu. Ile tego? Mówię, że będzie ćwiartka, może się uzgarnia z pół korca. Przemarznięte? Niekoniecznie, bo były dobrze okryte. Gdzie to jest? A gdzie jest, to jest. Sam przyniosę. Jak wszyscy pójdš brać, to ino rozdepcš i pomaszczš. Wszystkiego, co ta jest, nie zjecie... Zjemy tyle, ile nam się zechce! A przyjdš inne, czym ich żywić? Niech glinę żrš! Znowu pistolce do łba będš przystawiać. Dziadu przeklęty, lepiej milcz! wrzasnšł zgłodniały powstaniec. Chwycił starca za kołnierz i potrzšsał nim do woli. Ale Szczepan szarpnšł się miało raz i drugi. Wydarł swe ramię z garci tamtego. Panna Salomea przyszła mu z pomocš. Odtršciła silnie napastnika. Ten patrzał na niš wzrokiem najbezwzględniej zdziczałym, który nic dobrego nie wróżył. Czuła w oczach jego bezrozumnš wciekłoć. Lada chwila mógł podnieć pistolet i wypalić. W celu rozweselenia go zaczęła wszystko w żart obracać a chcšc skierować jego pasję w inne łożysko, opowiedziała anegdotę o kucharzu. Widzi pan mówiła że on ma na przedzie zęby wybite... Ja mu je do reszty wybiję! Niechże pan posłucha, zanim resztę tych starych zębów wybrać, historii o tamtych, których już nie ma. Co mię tam jego zęby obchodzš! O, ładnie tak traktować konwersację z kobietami! Konwersację... To niech pani mówi, jeli jest co ważnego... A kiedy pan nie słucha. Jakże tu mówić? Ale słucham, tylko że pani nie słyszy, jak we mnie głód wniebogłosy wrzeszczy. No, to niedługa historia i głód posłucha. Widzi pan, było tak. Jak ten nasz staruszek był jeszcze młody, służył tutaj w tym samym dworze przy kucharzu za popychadło. Ani się obejrzał, jak go do wojska zawołali. Żal mu się zrobiło tej kuchni, rondli i sosów przed wojaczkš strach dwadziecia pięć lat pod karabinem to nie żarty! Przyszedł sołtys brać go do superrewizji[15]. Nasz kuchcik uskoczył za węgieł dworu, wzišł kamień z ziemi i wytłukł nim sobie dwa przednie zęby, jak to pan wie, niezbędne do odgryzania ładunków przy skałkowym karabinie. Sołtys go za kark, postronkiem wišzać, a ten się w głos mieje i pokazuje zakrwawionš dziurę na przedzie szczęki. No i cóż z tego? Nic, tylko taki morał, że szarpać o byle co nie mamy potrzeby! A on tu niejedno jeszcze spłatał w tym rodzaju. Wszelkie historyjki pozwolę sobie odłożyć na póniej, gdy już te kartofle oskrobiemy. Primum edere, deinde philosophari[16] Wie pani, co to znaczy? Nie wiem, ale co musi być o jedzeniu. A włanie... Dalej go! Gdzie worek? Ruszył znalazłszy worek za przewodnictwem Szczepana i wrócił wkrótce z kartoflami. Rozpalono ogień pchajšc pod blachę polana uršbane z żerdzi rozgrodzonego płota. Wszyscy zabrali się do skrobania kartofli. Okazało się, że partia miała w swym skarbie skibę zabranej gdzie słoniny. Szczepan wydalił się w noc i przyniósł w rogu worka z garniec kaszy ze swej kryjówki. Poczšł i kaszę, i kartofle z wielkim kucharskim znawstwem gotować. Wybiegał zresztš raz wraz, ażeby pełnić wartę nasłuchiwać tępymi uszyma, czy ziemia nie jęczy pod stopš nadchodzšcej nieprzyjaciela piechoty... 15 Superrewizja badanie stanu zdrowia poborowych przez komisję wojskowo-lekarskš. 16 Primum edere... (łac.) najpierw należy się najeć, póniej można filozofować. KONIEC ROZDZIAŁU
Poszukiwany