Stanisław_Ignacy_Witkiewicz_-_Oni.pdf

(310 KB) Pobierz
92506743 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
92506743.001.png 92506743.002.png
STANISŁAW IGNACY
W I T K I E W I C Z
ONI
Dramat w dwóch i pół aktach.
1920
1
OSOBY
P a n K a l i k s t B a ł a n d a s z e k – bardzo przystojny ciemny blondyn. Nieduży, szczupły, lat 36. W
półakcie, na początku sztuki, ubrany w ciemny strój marynarkowy. W akcie I – w żakiecie, w II – we fraku.
Bardzo bogaty, tzw. znawca sztuk plastycznych. W ogóle nieśmiały, ale miewa ataki koźlego zaiste uporu.
Zupelnie ogolony, rozdziałek w środku.
S p i k a h r a b i n a T r e m e n d o s a – aktorka. Żyje sobie z Bałandaszkiem i ma wyjść za niego za mąż.
Znajduje się w trakcie przeprowadzania rozwodu z mężem swym, hrabią Tremendosa, którego już od lat nie
widziała na oczy. Jasna blondyna, uczesana wysoko z lokami po obu stronach. Oczy blade, nabrzmiałe. Cała
twarz przepojona ukrytym cierpieniem. Bardzo piękna. Lat 28.
M a r i a n n a S p l e n d o r e k – kucharka. Bardzo przyzwoicie i fioletowo ubrana osoba o kasztanowych
włosach. Bardzo piękna. Lat 39. Czarna koronkowa chusteczka, którą pani S p l e n d o r e k to wkłada, to
zdejmuje z głowy bardzo często.
F i c i a – służąca. Ładna dzierlatka, lat 18. Czarno ubrana. Z białym fartuszkiem.
D y r e k t o r t e a t r u (G a m r a c y V i g o r) – pan we fraku i narzuconym nań pięknym futrze. Grzywa
blond i takaż broda, ścięta w linię prostą u dołu. Dżentelmen pierwszej klasy.
D w a j l o k a j e – we frakach. Roznoszą chłodzące i dopingujące napoje w akcie II.
Teraz „O n i”:
M e l c h i o r A b ł o p u t o – pułkownik, lat 55. Sumiaste siwiejące wąsy i czarna, szpakowata czupryna. W
akcie I im Zivil. Redengota tabaczkowa. Portki pepita. Lakiery. Krawat biały, plastrowaty. Nos szeroki.
Poczciwości człowiek: gotów każdemu nieba przychylić. W II akcie w pełnym uniformie czerwonych
huzarów gwardii prezydenta: czerwony mundur szamerowany złotem, białe spodnie, lakierowane buty z
ostrogami. W ręku czarne futrzane czako z białą kitą. Mówi brodato – wąsiastym zawiesistym głosem, mimo
że ma tylko wąsy, brody nie ma wcale. Akcent kresów wschodnich.
G l i w u ś K r e t o w i c z k a – porucznik żandarmerii. Miły chłopiec, lat 28. Blondynek dość delikatny.
Bardzo układny, ale pod tymi formami ukrywający charakter nieugięty i żelazną wolę. W I akcie im Zivil. W
II – w mundurze opisanym poniżej.
P r o t r u d a B a l l a f r e s c o – dama lat 69. Matronowata ropucha. Ropuchowata, siwa. Ubrana w
dekoltowaną suknię czarną z fioletem w akcie II, w takąż niedekoltowaną w akcie I. Mówi władczo. Żona
przywódcy partii automatystów.
H a l u c y n a B l e i c h e r t o w a – chuda staruszka, lat 66. Wysoka, mówi. cicho, ale przekonywająco. Żona
prezydenta. Tak zwana najstraszniejsza jego halucynacja.
S a l o m o n P r a n g i e r – finansista. Krępe bydlę z kwadratowymi plecyma. Niesłychany despota. Lat 46.
Szatyn. Włosy w jeża, krótko przystrzyżone wąsy. Jasnoszary garnitur i żółte amerykany w I akcie, frak w II.
R o s i k a P r a n g i e r – jego żona. Brunetka w rumuńskim typie. Była szansonistka. Lat 22. Bardzo ładna i
ponętna kokietka pierwszej klasy. W I akcie ubrana czarno z czerwonym, w II – czerwona balowa suknia i
odpowiednie akcesoria.
Trzech sekretarzy:
a) H r a b i a M a c i e j C h r a p o s k r z e c k i – brunet z wąsami.
b) B a r o n R u p r e c h t B a e h r e n k l o t z – blondyn, ogolony.
c) M a r k i z F i b r o m a Da M i j o m a – brunet z bródką w szpic.
Młodzi ludzie wytworni w każdym półcalu. Ubrani w I akcie w żakiety, w II – we fraki.
S e r a s k i e r B a n g a T e f u a n – założyciel nowej religii Absolutnego Automatyzmu.
Wielki przyjaciel pułkownika A b ł o p u t a. Ubrany: w I akcie i w półakcie w szerokie
czerwone hajdawery i żółtą koszulę, przewiązaną czerwonym pasem z kutasami. Na
nogach łapcie. Jatagan za pasem. W II akcie we fraku. Olbrzymia czarna koafiura. Nos orli
i czarne wąsy. Chudy, wysoki. Twarz czarna od tkwiących w niej ziarenek prochu. Wróg
sztuki.
2
Ż o ł n i e r z e p o l i c j i – ubrani jak K r e t o w i c z k a w II akcie, tj. czarne mundury i czarne z zielonymi
lampasami portki. Na głowach hełmy stalowe. Jest ich co najmniej ośmiu. Karabiny z nasadzonymi
bagnetami.
T r z y p i ę k n e d a m y – w balowych sukniach, na balu u Bałandaszka. Pierwsza: suknia zielona. Druga:
suknia fioletowoniebieska. Trzecia: suknia różowa.
3
PÓŁ AKTU
Scena przedstawia salonik w willi Bałandaszka o jakieś pięć km od Centrum stolicy. W głębi,
trochę na prawo, drzwi do sali balowej, zawieszone błękitną portierą. Na lewo od tych drzwi
garnitur mebli Louis XVI: stół, kanapa i fotele. Obicia ciomnowiśniowe. Na prawo i na lewo
drzwi, również zawieszone błękitnymi portierami. Trochę na lewo, bliżej widowni, błękitna
sofa ukośnie ustawiona, głową na lewo, nogami do widowni. Przy drzwiach lewych, bliżej
widowni, jakaś historia z bibelotami. Między nią a drzwiami okno. Na prawo stół i trzy fotele
w nieładzie. Na ziemi dywan w tonach ciemnoczerwonych z błękitem. Na ścianach obrazy:
wprost duży obraz z nagimi figurami (kopia jakiegoś dawnego mistrza). Na lewo od niego
futurystyczne i kubistyczne „bohomazy”. Na lewej ścianie chiński portret i japońskie
drzeworyty, na prawej ogromny kubistyczny obraz Picassa. Wieczór. Łagodne
mlecznoopalowe światło z góry. Pół portiery w drzwiach środkowych odsłonięte. Widać przez
otwór mroczną głębię sali. Na sofie siedzi pan Bałandaszek. Po jego lewej ręce siedzi Spika,
trzymając w ręku rolę. Ubrana jest w suknię perłową, szarą z czymś pomarańczowożółtym.
SPIKA przerzucając rolę
Wściekł się ten dyrektor, czy co? Przecież to nie ma żadnego absolutnie sensu. On mówi do mnie –
posłuchaj, Kalikście: „Życiowe dendryty rozprzestrzeniają mi ducha w bezmiar wiekuistego zbłaźnienia się
przed samym sobą. Czy chcesz mnie mieć takim?” A ja na to: „Wiem, jesteś sobą tylko w odwrotności
ciężarów, które Nicość wypełnia głosem...”
Zdania w cudzysłowie wypowiada nudno i rozwlekle.
BAŁANDASZEK
Wiem, wiem! Tyle razy już mówiliśmy o tym. Czysta Forma w teatrze! Nowa blaga nienasyconych
oberwańców, zdemokratyzowanej, spodlałej sztuki. Nigdy tego naprawdę nie będzie i musi się to skończyć
upadkiem zupełnym. Sen jest zdarzeniem czysto indywidualnym, a zbiorowego snu na scenie nie stworzy
nikt. Oni to wiedzą w tajnym komitecie propagandy upadku sztuki – o ile naturalnie istnieje komitet, w co
silnie wątpię – i dlatego popierają to tak usilnie. Jeśli to jest prawdą, to twój dyrektor jest płatnym mordercą
– niczym więcej.
SPIKA
Sztuka teatralna nie może upaść. My – aktorzy – ocalimy teatr. Nasz Syndykat...
BAŁANDASZEK przerywa jej
Cóż może zrobić wasz Syndykat wobec zorganizowanej przez państwo czy tajny komitet rozkładowej
roboty? Stworzyć coś jest rzeczą trudną. Zorganizować upadek – czyż jest coś łatwiejszego? Istnienie samo
jest ciągłym upadkiem czegoś. Tylko głowę sobie łamię, czym jest właśnie to. Łatwo jest bredzić à la
Bergson.
SPIKA
Daj spokój filozofii. Muszę do jutra nauczyć się całej tej baliwernii. Och! jakież to nudne. (czyta głosem
zupełnie monotonnym) „Wiem, jesteś sobą tylko w odwrotności ciężarów. które Nicość wypełnia głosem
widm przeszłości, mordowanych po zaułkach trupiej, beznamiętnej nocy. Milcz! Poznasz miłość okrutną,
pełną bezwładu i upajających bólów. (kusi go) O, jakże mogę go kusić? Pokaż mi to, Bałandaszku.
W drzwiach sali balowej ukazuje się pani Splendorek.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin