Mackiewicz_Stanisław_(Cat)_-_1896-1966._Wilno-Londyn-Warszawa.doc

(1664 KB) Pobierz

Jerzy Jaruzelski

 

Stanisław Cat-Mackiewicz 1896-1966 Wilno-Londyn- Warszawa

Wydanie II poszerzone

•*-

INSTYTUT KULTURY

Warszawa 1994

Książka dofinansowana przez Komitet Badań Naukowych i Uniwersytet Warszawski

Projekt okładki

Joanna ZŁONKIEWICZ

Indeks sporządził Jerzy JARUZELSKI

Redakcja techniczna Jerzy GMUREK

BIBLIOTEKA

Wydziału Dziennikarstwa i Nm* Politycznych

Uniwersytetu W;ir>.,.: ":\; itgo

ul. Nowy Świat 69, 00-046 Warszawa

lej. 620-03-81 w. 295, 296

Skład komputerowy

Agencja Reklamowa AMARANT

ISBN 83-85323-97-X

© Copyright by Jerzy Jaruzelski

Wstęp do wydania II

Wydanie to jest poszerzone przede wszystkim o to, co nie mogło być lub nie było umieszczone, wskutek cenzury bądź autocenzury w edycji z roku 1987.

Ponadto — o nowe dokumenty, które wyszły na jaw ostatnio (list Sikorskiego, pismo Modelskiego, raport Putramenta do Bermana etc.).

- źródła wywołane I wydaniem (listy, relacje, recenzje),

- publikacje wspomnieniowe, zbiory korespondencji, studia, ogłoszone po 1987 r.

W wydaniu tym żaden sąd nie został usunięty, lub zasadniczo zmodyfikowany. Jedynie pewne sprawy, pewne sytuacje są opisane dokładniej, uargu-mentowane gruntowniej, a zwłaszcza, jak się autorowi przynajmniej wydaje, powiedziane prościej, jaśniej i nazwane normalnie, bez robienia oka do szanownych państwa.

autor

Warszawa, marzec 1994

Druk

INTER GRAF

Warszawa

gujgh|^

J^^^^Bjhl^^^^fcJ

Od autora

Książkę tę poprzedziły: tom szkiców Mackiewicz i konserwatyści ("Czytelnik" 1976), doktorat obroniony w 1978 r. w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk (nie publikowany, promotor prof. dr Andrzej Ajnenkiel) oraz kilka drobniejszych prac ogłoszonych w tygodnikach i pismacvh fachowych. Materiał tam zgromadzony, uzupełniony i rozwinięty, stał się punktem wyjścia przy pisaniu niektórych, zwłaszcza pierwszych, rozdziałów biografii.

W tym miejscu, otwierającym książkę, chciałbym podziękować kilku osobom. Jest to przywilej miły, lecz nie traktuję go konwencjonalnie. Profesorom Andrzejowi Ajnenkielowi i Tadeuszowi Jędruszczakowi za wskazówki, krytykę, a także - w ciągu tych kilku lat - czasami i za ostrogę. Bardzo sobie cenię uczestnictwo w debatach pracowni II Rzeczypospolitej IH PAN. Profesorowi Wacławowi Jędrzejewiczowi za uwagi oraz udostępnienie cennych archiwaliów; pani Janinie Kulikowskiej z Fundacji Kościuszkowskiej, której troska i pomoc w niemałej mierze umożliwiła kontynuowanie badań.

Dziękuję rodzinie Stanisława Mackiewicza za pozwolenie na wgląd w papiery osobiste i bezstronną współpracę: siostrze, pani Sewerynie Orłosiowej, oraz córkom, Aleksandrze Niemczykowej i Barbarze Rzepeckiej. Mojemu domowi wreszcie - córce i żonie, które sporo musiały ścierpieć.

Książka wiele im zawdzięcza. Ale błędy są moimi błędami.

Warszawa — Natać Mala marzec 82 - marzec 83

 

Rozdział I Lata młode (1896-1921)

1. O sobie — bez siebie

Przez 50 lat pisał prawie codziennie. Łapczywie, krewko, na ogół bez wyrachowania. Tekstów o sobie, do druku, tekstów z wyraźnymi cechami autobiograficznymi, zostawił w istocie 65 kartek, z czego połowę wydobyto dopiero z papierów pośmiertnych1.

Przez 50 lat mistrzowsko - żółcią lub ambrozją - portretował ludzi. Na setkach stron i jednym zdaniem. Być może w tym właśnie, w zmyśle obserwacji, w darze syntezy i lapidarności zawiera się najczystsza, zatem i najtrwalsza cecha jego talentu. Gatunkowo pisarstwo Mackiewicza jest chyba lepsze niż martwe dzisiaj słowotwórstwo Adolfa Nowaczyńskiego - owe "pokrakowy" i "parszawy", niż felietonowa biegłość Bernarda Singera, zmętniały patos Adama Skwarczyńskiego, gawędy dla gawęd Stanisława Wasylewskiego; z kolei zaś czytelniejsze i powabniejsze od suchego, składanego jak brukarska kostka pi-sarstwo niektórych endeków.

Niby jak u innych - curiosami, anegdotami, analogiami, odsączonymi faktami historycznymi, interpretowanymi często dowolnie, częściej opacznie, a zawsze na własne kopyto - mienią się Mackiewiczowskie teksty. Lecz mienią się ciągle i ciągle wzywają do sporu. Jego pisarstwo jest wyzwaniem koloru szarego; szarych słów, szarych myśli, ale i szarych ludzi także. Wolał purpurę w gronostajach, amarant, krochmal kołnierzyków i koronek, nawet fiolety. Sam nosił się w byle czym i byle jak. Jedyną szarością, jaką uznawał, jaką wielbił, jakiej do grobu strzegł, była kurtka Komendanta.

Nie mogę się oprzeć i nie przypomnieć sceny otwarcia Sejmu, później określonego Wielkim, ze Stanisława Augusta; nazwał jego prace "rozpaleniem ognia w mokrym lesie". Napięcie, gwar, posłowie przeważnie odziani z cudzoziemska; między nimi w aksamitnej delii, sobolowym kołpaku, z karabeląw diamentach Karol Radziwiłł "Panie Kochanku". Mackiewiczowi starcza siedem słów, by określić przeszłość, teraźniejszość i przyszłość: "siedział, wodził dookoła przedwcześnie starczymi oczyma i sapał". Albo taki drobiazg, tym razem wyjęty ze wstępniaka "Słowa", wtedy prowincjonalnego pisemka o

nakładzie 3 tyś. egzemplarzy: "Prądzyński, plączący się w sieci genialnych koncepcji, personalnych intryg i bicia własnego serca"2. Przypominam to dlatego, albowiem chciałem powiedzieć na początku tej pracy, że Stanisław Cat-Mackiewicz własnego wizerunku nie zrobił. Śladów zostawił mnóstwo; zwłaszcza w nie znanym szerzej "Dzienniku" z lat młodzieńczych. Śladów mylących wiele. Przyjdzie nam dociekać, na ile te świadectwa fałszywe rozsiewał celowo.

Przez całe te 50 lat gruntownie objaśniał i uzasadniał swój światopogląd. Z równą otwartością obnosił publicznie swe fobie, sympatie, gusty literackie oraz powinowactwa ideowe i polityczne. Ze słowami w polemikach, także w ocenach politycznych, liczyć się nie zwykł; chociaż raczej rzadko posługiwał się językiem pyskówek z gazet brukowych. W lipcu 1926 r. o urzędującym premierze Bartlu zechciał napisać: "Panie Marszałku! Po cóżeś cugle swego wierzchowca dał do trzymania takiemu karłowi". Wówczas dla wiernego piłsudczyka nie było to ryzykowne; kłócono się we własnym obozie otwarcie i soczyście. Ale nie wyzbył się tego i później.

Niewątpliwie był zaprzeczeniem pisania bezosobowego. Każde zdanie wypełniał sobą, szczycił się swym subiektywizmem, stronniczością, nawet tendencyjnością. Ale mówiąc własnym głosem, nie cudzym, pisząc od siebie, nie "od kogoś", a zwłaszcza "pod kogoś" - ani mówić, ani pisać akurat o sobie, jako osobie prywatnej, nie lubił. Jak nie lubił również opowiadać o tym, co pisze, szczególnie gdy chodziło o rzeczy większe. Namiętnie fotografował. Podobnie jak Wańkowicz nie rozstawał się w podróżach z aparatem; taki był wtedy fason. Nie znosił natomiast własnych zdjęć, nieraz je niszczył, uważając, że nie jest okazem męskiej urody. Nie znaczy to wcale, by wątpił w swą męskość, najwyżej fotogeniczność; aż nadto, wiadomo, że korzystał z niej, jak mógł, gdzie mógł i kiedy mógł, bez oglądania się na mieszczańskie konwenanse. Romansy Mackiewicza w Wilnie, Londynie, jeszcze w Warszawie, były raczej publiczną tajemnicą. Lecz do książek, do pisania w ogóle, choćby w postaci aluzji, nic właśnie z tej "kroniki skandalicznej" się nie przedostało; niewiele nawet informacji o sprawach towarzyskich i rodzinnych. Taki był. Przypomina się Faulkner, który oświadczył dziennikarzowi "Life'u": "Mam ambicję, abym jako osoba prywatna był nieobecny w historii", w nekrologu życzył sobie stwierdzenia: "pisał książki i umarł". Biografowie lekceważą, naturalnie, takie deklaracje.

Niechęć do grzebania się we własnym życiu powstrzymywała Mackiewicza przed pamiętnikami. W 1949 roku w londyńskich "Wiadomościach" w artykule "Świece i szable" powie: "Pierwszy raz piszę w życiu wspomnienia i piszę je w warunkach całkiem specjalnych." Dziwił się Putramentowi, że z taką swobodą i beztroską zajmuje się sobą aż po wszelkie intymności, że spływa z niego to wszystko "jak z gusja woda". "Mnie nie stać by było na takie rozbieranie się z gaci publiczne" — pisał do Michała K. Pawlikowskiego w Kalifornii w roku

10

1961; jednego człowieka przed którym nie miał żadnych, także prywatnych tajemnic3. Uważał, że to po prostu upokarza. Czuł wstręt do pruderii i obłudy -i nie mniej silny do ekshibicjonizmu, epatowania czytelnika własnymi przygodami. Stąd w dorobku Cata, może wbrew pozorom, nawet potoczne realia typu życiorysowego zdarzają się rzadko. Podobnie jak i rzadko - przyznać mu to trzeba - korzystał z argumentów "ad personam", szczegółów osobistych, w polemikach ze swymi przeciwnikami. W odpowiedzi na ankietę "Prawa i Życia" w listopadzie 1957 r. tanim plotkarstwem nazwał takie postępowanie. Nie było to stwierdzenie zdawkowe. Nie zawodził go tutaj i wcześniej smak i takt pisarski.

Prywatności własnej strzegł do końca. Jeszcze w czasie ciężkiej choroby, na dwa lata przed śmiercią, gdy wreszcie zajął się autobiografią, dalej postanowił traktować siebie "tylko jako tło", skupiając się na ludziach, z którymi się stykał, i wydarzeniach, w jakich uczestniczył4.

Trzymał się więc w cieniu skutecznie. Sam natomiast nie uznawał żadnych granic dociekliwości wobec swych bohaterów. Badał stosunki królewny Jadwigi z Wilhelmem rakuskim, sypialnię Stanisława Augusta, sztukę erotyczną generała Boulangera, perypetie francuskich prezydentów z końca XIX wieku. Czynił to z niejakim upodobaniem; ale dodawał pieprzu z rozmysłem, by subtelnie skrojonymi hipotezami historiozoficznymi nie zmęczyć czytelnika. Szczególnie śledził jednak życie prywatne pisarzy, widać to, gdy zajmuje się Dostojewskim czy Lwem Tołstojem. "Atmosfera rodzinna pomijana jest czasami wstydliwie - pisał. - Szanuję ten sposób zachowania się, ale go nie podzielam. Stosunki rodzinne bardziej niż cokolwiek innego wpływają na nerwy pisarza, a praca twórcza całkowicie od stanu nerwów jest zależna"5.

Sąd mało oryginalny. Powiem jedynie, że zrobił wiele przez te 50 lat, aby utrudnić, czasem wykluczyć, taki sposób interpretacji jego pisania. Albo, mówiąc dokładniej - również i taki sposób; tym bardziej, że życie wokół Mackiewicza ciągle jeszcze nie wystygło.

Gdy osiadł w Warszawie w 1956 r., róg Celnej i Jezuickiej, w dwupokojowym mieszkaniu na drugim piętrze, z oknami na podwórze i wąski prześwit na Wisłę z różnych stron namawiano go do pamiętników. Pisywał bieżące komentarze polityczne do "Słowa Powszechnego", recenzje do "Tygodnika Zachodniego", artykuły do "Kierunków" i "Przeglądu Kulturalnego", siedział nad książkami: "Nigdy w życiu tak nie pracowałem dziko, po 16 godzin na dobę, jak teraz". Kipiał żartami, zaoferował dziennikarce z "Trybuny Ludu" prowadzenie działu porad heraldycznych w piśmie6 . Ale do bardziej zwartych pamiętników - poza autobiografią z czasów młodości - nakłonić go nie zdołano. Przy pisaniu tej autobiografii nie korzystał ż "Dziennika", który wcześniej ofia-rował córce. Porównałem "Dziennik" z odpowiednimi stronami Kto mnie wołał, czego chciał...

Po 50 latach pamięć go nie zawodziła. I nie była to sklerotyczna pamięć

detalu. Miał rację Paweł Jasienica, mówiąc nad trumną Cata, że zmarł w pełni sił twórczych, "nie poszedł na pisarską emeryturę"7.

Mimo rozwijającej się choroby, nerwobóli, postępującego niedowładu nóg, nie brakło mu więc sił, może raczej pasji. Tej pasji, z której w kilka miesięcy, jesienią i zimą 1940 r. w Londynie, powstała Historia Polski. Teraz, powiadał, "poglądy moje są niemodne". A przy pamiętnikach jakże odłączać poglądy od wspomnień. Przywołał dwóch pisarzy - Andre Mauroisa i Jerzego Putramenta. Wspomnienia osobiste Mauroisa uznał za "najgorszą z jego książek", płaską, chimeryczną i budzącą w ogóle podejrzliwość do całej twórczości tego biografisty; zaś Pół wieku, jakoby otwartością zwierzeń - "wzbudza szacunek". Nie wyświetlimy, czy był to szacunek szczery, czy koniunkturalny.

Wywód zakończył: "Nie chcę być pierwszym, nie potrafię być drugim"8.

Zdania nie zmienił. Straciło zapewne piśmiennictwo polskie. Dwa lata potem (18 lutego 1966 r.) - nagle, nocą, wskutek ataku serca, śmierć przyszła na Jezuicką9.

2. Dom rodzinny

Rodowód społeczny, środowisko intelektualne

Mackiewicz nie urodził się "na rozdrożu światów i czasów, kultur i wiar, mów i ras, warstw i narodów". Nie czekali czarni, włochaci chłopi, by zajrzeć do kołyski panicza. Nie urodził się na czarnym szlaku pochodów tatarskich i nie opisał tej chwili tak przejmująco jak Ksawery Pruszyński10. Obaj przyszli na świat w grudniu i obaj jako synowie pierworodni. Dzieliło ich jedenaście lat.

Stanisław urodził się w Petersburgu (18 XII 1896 r. starego stylu) w zasobnym domu mieszczańskim przy Newskim Prospekcie. Ochrzczony został 22 stycznia 1897 r. Profesję ojca - Antoniego - we wszystkich dostępnych nam dokumentach rodzinnych określał enigmatycznie: "urzędnik prywatny". Treścfwiej wyjaśnił to młodszy brat Józef, podając, że w metryce miał zapisane pochodzenie z "potomstwiennych dworian wileńskoj guberni", zaś ojciec był współwłaścicielem dużej firmy win "Fochts i Ska" oraz kamienic w Petersburgu11.

Można więc przyjąć, że ten ród - spośród licznie rozplenionych na Litwie Mackiewiczów - wydobył się z katastrofy ekonomicznej, jaką przyniosły represje po powstaniu styczniowym; zmienił jednak źródła dochodów i swój status społeczny. Jeśli wszakże zmieniły się - na mieszczańskie - podstawy bytu materialnego, to atmosfera domu Mackiewiczów, dalej niewątpliwie, zachowała charakter ziemiański. Nie był to jednakże, jak można sądzić, zastygły klimat dworku szlacheckiego z kresów, gdzie w pamiątkach poutykanych po strychach, lamusach, czeczotkowych sekretarzykach, w rozmowach przy piecu,

12

przy kominku, okazjach rodzinnych i narodowych żyło na co dzień Powstanie. Niewiele z tego przeszło w mury petersburskiego domu. Złożyło się na to kilka przyczyn. W każdym razie - aby uprzedzić ewentualne nieporozumienia -sławny przywódca partii powstańczej na Żmudzi, ksiądz Antoni Mackiewicz, powieszony na rynku w Kownie w grudniu 1863 r., który wiódł swych ludzi przeciw jegrom, odziany w czarną czamarę i pąsową konfederatkę, dzielnie i niefachowo, z krzyżem w jednej i szablą w drugiej dłoni, o którym nawet Michał Murawiew wyrażał się z niewątpliwym respektem, nie należał do tej rodziny. Pewne podobieństwo temperamentów nie brało się więc z więzów krwi.

Sam Stanisław z impetem i gracją, tak się zwierzy: "Mackiewiczem nazywa się w Wilnie i stróż i kucharka, są całe tłumy, całe tysiące Mackiewiczów, tak jak Szulców lub Mullerów w Niemczech. Są Mackiewicze różnych przydomków i różnych herbów; Jastrzębiec, Lubicz, Róża, Łucznik, a w nowogródzkim są nawet Mackiewicze herbu Mackiewicz"12.

Dom petersburski kształtowała przede wszystkim matka - pochodząca z Krakowa i związana z kołami Młodej Polski. Ślub Antoniego z Marią odbył się 27 czerwca 1895 roku u krakowskich Karmelitów; młodą parę błogosławił, kapucyn, ojciec Wincenty Nowakowski. Portret Marii z tych czasów malowany przez Wyspiańskiego i panieński pamiętnik z wpisami Rydla, Mehoffera, Estreichera spłonęły w powstaniu warszawskim. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że w saloniku Marii i Antoniego spotykały się różne Polski czy raczej różne wizje polskości i polskiego obowiązku. Różne poglądy artystyczne: modna już secesja i sentymentalny postromantyzm kresowy. Różne postawy życiowe: arry-wizm kupiecki, lojalistyczny oportunizm, gadulstwo patriotyczne, orga-nicznikostwo i ten nie poskromiony niczym, krążący w żyłach, bunt. Czyli bardzo różni ludzie - rewolucyjni spiskowcy, niepodległościowcy, osoby stateczne -jak ich nazywano - realiści, posłuszni poddani każdego z trzech cesarzy. Pani Maria z czasem ukróciła posiedzenia przy samowarze i konfiturach "dobrotliwych, brodatych kupców", przychodzących z interesami do męża. Musiały ją razić; wypitą herbatę liczono w tych dobrych czasach ilością serwetek zużytych przy ścieraniu potu.

"Życie upłynęło mi z moją Mamą- pisał po 10 latach w «Dzienniku» Stanisław. - Rozmowa z nią była mi konieczna, była mi jakby jedzeniem, gryczaną kaszą w białej serwatce czy ryżem ze słoninką, który tak lubiłem. Natomiast Ojca znałem bardzo mało". Można to zrozumieć i objaśnić szerzej posługując się "Dziennikiem". Rubaszny, tęgi, jasnowłosy businessman Antoni Mackiewicz był w ciągłych rozjazdach po Imperium. Jego pozaprofesjońalne namiętności wyglądają dość rozmaicie: należała do nich gra w warcaby, kolekcjonowanie pocztówek i niewątpliwe upodobanie do romansów, co utrzyma się, a może nawet rozwinie, w synu, którym się tu zajmujemy. Miał dwie nieślubne córki; mówiące po rosyjsku panie, pojawiły się, ponoć, na pogrzebie

13

Antoniego w Wilnie, w maju 1914 roku13.

Ale we wzajemnych stosunkach ojca i pierworodnego syna - jak widać luźnych istniała jeszcze pewna cecha, chyba nie pozbawiona znaczenia.

Mackiewiczowie spędzali wakacje w granicach Cesarstwa: w Ciechocinku, u Krahelskich w Ułasowszczyźnie pod Grodnem, u wujostwa Marii w majątku Złoczew w Sieradzkiem. Za granicą bywali w Krakowie i raz we Włoszech oraz na Cote d'Azur. Akurat taką uwagę ojca podczas zwiedzania Warszawy zanotował Stanisław w "Dzienniku": "Patrz, to Krakowskie Przedmieście, to tak, jak u nas Newski".

Syn miał już wówczas ze sobą Robinsona Crusoe (jakoby pierwszą książkę życia), Ogniem i mieczem i bardzo wiele podobnych lektur. Także lekcje polskiej historii z matką. Można więc sądzić, że jakoś zabolało syna to porównanie Krakowskiego Przedmieścia z Prospektem Newskim. Antoni był wyobcowany; jeśli nie podniszczony, to dość już kosmopolityczny; na pewno zaś pogodzony ze stanem rzeczy. Ta cecha musiała go różnić od syna, a syna oddalać od ojca.

W takim więc domu, w którym jednoznaczna była tylko miłość matki, zawsze najczulsza -jak powie po latach - właśnie do tego dziecka, które chorowało, z krzykiem budziło się w nocy; w takim domu, wśród kolegów, których określił, że "byli przekonań raczej czerwonych" - wyrastał przyszły monarchista polski.

Łazarz Stanisław Jańcza - Mackiewicz, herbu Boża Wola - w nomenklaturze herbarzowej - czyli zwyczajnie mówiąc: Cat, znacznie więcej wziął od przodków po kądzieli niż po mieczu. Myślę oczywiście o tym, co formuje intelektualnie, chociaż i z herbarzem nie było źle, tyle że herby po kądzieli się nie liczą. Po matce wywodził się podobno od Strumiłłów, którzy podpisali unię horodelską. Na czoło wysuwaj ą się jednak talenty wychowawcze matki.

Ewangelicznego Łazarza wybrał ojciec według dnia urodzenia i kalendarza (Łazarza jest wprawdzie 17 grudnia, a Stanisław urodził się według metryki 18 grudnia). Cat nie cierpiał tego imienia, była to w ogóle ściśle strzeżona później tajemnica familijna; bodajże tylko raz jakiś dobrze poinformowany polemista z katowickiej, chadeckiej "Polonii" przypomniał pierwsze imię zakamieniałego wileńskiego przeciwnika.              -•

Zatem kądziel. Wprawdzie snobował się, że rodowód jego po mieczu sięga 1528 r., że byli tam rotmistrze królewscy i sędziowie lidzcy, a jakiś Mackiewicz, jurysta, podpisał wywód genealogiczny Mickiewicza; że Mackiewiczówny były za Edwardem Odyńcem i Chodźką - wszystko to jednak nie zmieniało faktu, że należał do średnio zamożnej, przeciętnej i bardzo licznej grupy szlachty litewskiej. Żadnej mitry, o co na Litwie nie było trudno, żadnego też przywoitego urzędu wykryć się nie dało. Pradziad, sędzia lidzki, miał majątek Berszty pod Grodnem, posiadłość względnie rozległą, liczącą 4,5 tyś. hektarów, jednak głównie błot. Nie była to fortuna, utracił ją zresztą, w okolicznościach nieznanych, jeszcze przed powstaniem 1863 r. Dziad Bolesław był już carskim urzędnikiem pocztowym, czyba niewysokiej rangi; za udział w

14

l

powstaniu został zesłany do Saratowa. Jak dotąd, wszystko zgodnie z ziemiańskimi prawidłami: marnie z gospodarowaniem, pięknie z patriotyzmem. < Ojciec zaczynał jako subiekt w sklepie kolonialnym. Było to wiele lat przed małżeństwem z Marią Pietraszkiewiczówną i urodzeniem się Stanisława. Dziewięciopokojowe mieszkanie w Petersburgu, kilkoro służby, kłusak ze stangretem, bony Niemki dla dzieci, a także ekskluzywna Peterschule dla syna -zwłaszcza że Maria, jedna z dziewięciorga rodzeństwa, pewnie niewiele wniosła w posagu - mogą świadczyć, że wyzuty z ziemi od pokolenia szlachcic litewski Antoni Mackiewicz był człowiekiem kupiecko utalentowanym. Miał dobrą rękę do interesów. Nic z tego nie zostało w synu.

Dwie z sióstr Antoniego - Wilhelmina i Stefania - panny ubogie, wyszły za mąż za Litwinów noszących nazwisko Matułajtis (wcale ze sobą nie byli spokrewnieni). Losy ciotek Stanisława nie miałyby dla nas znaczenia, gdyby nie pewna rozmaitość, jaką wniosły do rodu.

Wilhelmina dała początek gałęzi Litwinów komunistów; Stefania -Litwinów o głębokim poczuciu narodowym. W maju 1920 r. sytuacja rodzeństwa była w skrócie następująca: Wilhelmina siedziała w polskim więzieniu na Łukiszkach za komunę; Stefania rezydowała u boku męża, członka burżuazyjnego rządu litewskiego w Kownie; Antoni od 6 lat nie żył; natomiast jego syn Stanisław wraz z bratem Józefem w 13 pułku ułanów wileńskich wojowali z Armią Czerwoną, strzegliby też Wilna przed zamachami Kowna. Stosunki familijne - acz zapewne nie pozbawione kwasów i dąsów wszelakich - nadal były utrzymywane. Wspomina o tym pogodnie siostra Stanisława, Seweryna Orłosiowa. Dopiero granice państwowe trwałej rozdzieliły ród. W latach dwudziestych osiedli na stałe według ideowego powołania: w Leningradzie, Kownie i Wilnie.

Z trzech córek Wilhelminy (miała i syna) - Katarzyna wyszła za mąż za barona Romana Filara von Pilhau, zaciekłego bolszewika, który jako szef GPU w Mińsku, zasłużył się szczególnie m.in. aresztowaniem, przekradającego się do ZSRR w 1924 roku, Borysa Sawinkowa. Pilar von Pilhau - "mój szwagier", jak z perwersją niejaką nazywa go Józef Mackiewicz - został zlikwidowany podczas czystek stalinowskich; Katarzynę spotkał, taki sam los lecz nieco później14.

Druga z córek - Aldona Matułajtis, również ożeniona z wybitnym funkcjonariuszem GPU, Łotyszem o nazwiksu Brunin - i również zlikwidowanym we właściwym czasie - trafiła jednak do bolszewickiego panteonu twórców Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Pozostałe rodzeństwo nie odznaczyło się specjalnie. Tak, w skrócie, wyglądałaby gałąź czerwona.

Teraz gałąź kowieńska, niepodległościowa i republikańska. Otóż, córka Stefanii Matułajtis drugiej siostry Antoniego - czyli siostra cioteczna naszego bohatera - Wincentyna została żoną Stanisława Łozorajtisa, ambasadora w Berlinie, następnie ministra spraw zagranicznych Litwy (1934-1939). Uważano go, wśród innych znacznych polityków litewskich, za polonofila. W paździer-

15

niku 1939 roku Cat w drodze do Francji przez Kowno, chyba wiele skorzystał z ich pomocy.

Łozorajtis, po II wojnie światowej, pełnił godność prezydenta Litwy na wychodźstwie, zaś jego syn Statys (Stanisław) był ambasadorem Litwy przy Watykanie i w Waszyngtonie, gdzie nigdy formalnie nie uznano aneksji Republiki przez ZSRR. Autor tej książki w latach 1990-1991, pracując w Ambasadzie RP, kilka razy urzędowo zetknął się w Waszyngtonie ze Statysem Łozoraitisem; zachował żywą pamięć swych związków rodzinnych; w 1993 roku Łozorajtis jr. kandydował w wyborach na prezydenta Republiki Litewskiej, przegrywając na rzecz Algirdasa Brazauskasa. Wróćmy jednak do petersburskiego domu i pierwszych lat wieku XX.

Skąd konserwatyzm? Jaka rycerskość?

O dziadku ze strony matki, Ksawerym Pietraszkiewiczu, właścicielu stancji w Kijowie, uczestniku spisku Szymona Konarskiego, gnębionym w 1838 r. w kijowskiej twierdzy, posłanym "w sołdaty", nagrodzonym następnie orderem Św. Jerzego za kulę w kręgosłup od górali kaukaskich, pedagogu i autorze dzieł z tej dziedziny, intelektualiście z edukacją katorżnika, zjawisku jakże częstym dla pewnych polskich generacji - napisał Cat kilka zadumanych, przejęcia i uwielbienia pełnych stronic w Kto mnie wołał, czego chciał...15. O tym człowieku często mówiono w domu petersburskim i wileńskim, a jego Testament starego szlachcica był, zdaje się, jak Rzewuskiego Pamiętniki Sopłicy - pospolitą lekturą wieczorną. Maria Mackiewiczowa jakoby nie opowiadała synowi bajek, lecz historię, dalszą i bliższą. Dziadek należał do najbliższej.

Jeśli więc w tych uwagach o kręgu rodzinnym wskazać na kogoś, kto mógł swym losem, osobowością, oddziaływać na formowanie się wyobraźni i upodobań chłopca, na pierwszym miejscu należałoby postawić Ksawerego Pietraszkiewicza. Sam Cat zapytał po latach: czy konserwatyzm mego dziadka został przeze mnie odziedziczony?              -••

Zostawmy ten znak zapytania. Nie pierwszy i na pewno nie ostatni. Ważniejsze co innego.

W tej epoce, w tej części Europy, z takich samych domów, takiej samej zdeklasowanej szlachty, z domów polskich i z domów rosyjskich, uboższych, ale i bogatszych - młodzież wychodziła przede wszystkim do ruchów burzycielskich, radykalnych, lewicowych. Schorowany, beznogi apostoł piłsudczyzny Adam Skwarczyński grubo później zwykł powtarzać na spotkaniach z elewami ruchu, pielgrzymującymi do jego mieszkania na Zamku warszawskim, sentencję używaną ironicznie i przez Ottona Bismarcka, i przez Bernarda Shawa, a przez niego już serio, że kto za młodu nie socjalizował, ten na starość na pewno będzie świnią.16.

16

1. Rodzice Stanisława: Maria z Pietraszkiewiczów i Antoni Mackiewi-

czowie              »

V-

2. Rodzeństwo: Józef (ur. 1902), Stanisław (ur. 1896), Seweryna (ur. 1900)

it&tt&s&i&fm?

|. Jedenastoletni Stanisław

Wy;

u

vsr

4. Obserwatorium Astronomiczne USB, dziedziniec Poczobutta - 1914. Stan obecny bez istotnych zmian.

* H

5. Wilno. Widok z Zarzecza - 1914

6. Wilno. Fragment katedry, Góra Zamkowa - 1914

m

7. Antokol. Pałac Słuszków, w głębi kościół św. Piotra i Pawła - 1914

8. Pałac Tyszkiewiczów w Wace pod Wilnem (proj. Leandro Marconiego, 1880; również pałac Umiastowskich w Żemłosławiu k/ Oszmiany, był wzorowany na warszawskich Łazienkach)

)Y* f

BM

Wydziału OTK-lln--.v

»ł \ ••

'y ,'

W* O

...*wt

i

9. Mankiewicze k/Stolina nad Horyniem. Rezydencja II Ordynata dawid-gródeckiego Karola Radziwiłła (pałac ukończony przed 1914 r. dla I Ordynata Stanisława Radziwiłła, poległego w 1920 r.; spalony przez Niemców w 1943 r.; nie istnieje). Zdjęcie z 1937 r.

W Prostyniu nad Lwa, w sąsiedztwie Mankiewicz, tuż przy granicy II RP, jako stały gość Karola Radziwiłła i przyjaciel domu przemieszkiwał przez dwudziestolecie gen. Carton de Wiart, uczestnik I, i II Wojny Światowej; jeden z najznamienitszych i najwyżej dekorowanych wojskowych brytyjskich; namiętny myśliwy

* 't

II."

' •" Wl   *r '.KyW

id'

Stanisław Mackiewicz - wrażliwy, wybuchowy, ideowy jak inni i jak inni patriotyczny, ze swym młodzieńczym, konserwatyzmem - był zaprzeczeniem dróg swej warstwy i swego pokolenia. Zwraca na to zasadnie uwagę Stanisław Stomma17. Był unikatem, jeśli oczywiście zostawić na boku herbowych i nieherbowych durniów, którym snobizm, względy towarzyskie narzucały postawy zachowawcze. Takich było mnóstwo.

Swoistość postawy Mackiewicza jest i w tym, że konserwatyzmu swego nigdy nie zwykł kryć. Nie odziewał go w nowości. Niósł zawadiacko biały sztandar jak tricolore. Na swój sposób zaliczał się do pokolenia niepokornych.

To jedno. Teraz sprawa druga. Jako polityk, publicysta, oceny, sądy - zależnie od wydarzeń, nowych sytuacji zmieniał często, nieraz nieznośnie często. Będziemy mieli okazję się z tym zapoznać. Ale pewnych zasad przestrzegał ściśle i niezależnie od skutków. Nazwałbym je dość dowolnie i nieprecyzyjnie rycerskimi. Jakby stosowaniem w rzemiośle publicystycznym reguł pojedynkowych Kodeksu Władysława Boziewicza.. Zasad tych nie mogę, niestety, odnieść do napastliwych Catowskich polemik, a przynajmniej wielu z nich; stanowczo bowiem nieobce mu były: demagogia, paszkwilanctwo, udawana naiwność. Odnoszę je natomiast do wyboru przeciwników. Nie szukał zwady z cieniaami. Wywoływało to niejednokrotnie zniecierpliwienie przyjaciół politycznych. Walkę ze Składkowskim, Beckiem, Kwiatkowskim, Grażyńskim czy w bardziej zawoalowany sposób z Rydzem-Śmigłym prowadził, gdy byli u szczytu władzy.

Furia była mocniejsza niż wyrachowanie. Lecz niepowściąganie furii nieraz wyglądało na wyrachowanie.Niewątpliwą plamą na honorze publicysty był stosunek do Brześcia i polityków wówczas prześladowanych czy też aresztowania profesora Stanisława Kota w sierpniu 1937 r. w okresie gwałtownych strajków chłopskich; także wobec wileńskiej lewicy akademickiej, gdy ją ciągano po sądach. Tym bardziej, że sam Cat powtarzał często i niewątpliwie szczerze, że spraw politycznych nie wolno rozstrzygać przy użyciu sędziego, prokuratora i policjanta. Nie mam jednak podstaw do przypuszczeń, że z kolei z pobudek niskich, dla poklasku czy jedynie z niechęci do „naprawiaczy", którzy byli w sprawę zamieszani, bronił Stanisława Cywińskiego, kiedy po pobiciu go przez oficerów w 1938 r. prasa rządowa dalej prowadziła nagonkę na uczonego. Zwłaszcza że mógł domniemywać, iż Cywiński rzeczywiście dokonał crimen laese maiestatis, nazywając marszałka Piłsudskiego kabotynem. Zarzut wobec Cywińskiego podniósł pierwszy Bolesław Srocki w tygodniku „naprawiaczy" „Naród i państwo"18.

Był nieobliczalny? Może bywał. Po zesłaniu Mackiewicza do Berezy w marcu 1939 r. katowicka „Polonia", pismo, z którym „Słowo" miało stale na pieńku, napisała:_^Pan Mackiewicz jest publicystą bardzo popędliwym, ale za to . bezwzględnie szczerym. Zmieniał nieraz zdanie^z^ws,?^ jednak kierował się troską o dobro Polski, pisał to, co mu dyktowało sumienie, co mu mówiło,

*Ł 17

$L•••

'%>..

<& .•

gorąco, żywo bijące serce. Pisał z temperamentem - ciął jak kawalerzysta -bardzo ostro, ale po rycersku, nie zadając ciosów z tyłu, nie chowając się za redaktora odpowiedzialnego. Sam brał odpowiedzialność za wszystko"19 . Brzmi to zgoła patetycznie. Lecz świadectwo istotne, przecież „Polonii" starczyłby zupełnie suchy protest przeciwko aresztowaniu dziennikarza. Po latach, ojciec Józef Maria Bocheński, najstarszy brat Adolfa i Aleksandra, o których często będziemy wspominać, teolog, logik, znamienity historyk filozofii ze szwajcarskiego Fryburga, powie o Stanisławie Mackiewiczu: „byłem entuzjastą redaktora wileńskiego „Słowa", uważam go za jednego z najlepszych polskich dziennikarzy okresu międzywojennego. Gdy przebywałem w Rzymie, byłem przez pewien czas jego korespondentem"20. Jest to świadectwo późne wprawdzie lecz bezwątpienia wiarygodne.

Zważmy te pro i contra. Chyba w sumie raczej nie łupił skóry ze zdechłych lwów, nawet jeśli wobec niektórych bezbronnych adwersarzy - na przykład młodzieży z Uniwersytetu Stefana Batorego - brakło mu umiaru. Przez lata, póki żył Marszałek, był publicystą nadwornym jego obozu. Przez lata, również po zamknięciu tego okresu przez dzieje, był publicystą nadwornym Domu Radziwiłłów. Myślę jednakże - i są po temu świadectwa - że tak do końca, do zatraty siebie, publicystą dworskim nie był nigdy. Właściwość taka, w zawodzie dziennikarskim, do pospolitych nie należy; mówi się, że to zawód najemny, jak inne. Jest rzadka, rzadsza, sądzę niż talent. Był, jak ten kot z opowiastki Kiplinga, co chadzał własnymi drogami. Wziął od niego pseudonim, który mu zastąpił nazwisko.

Zebrałem pewne cechy charakteru, osobowości, postawy. Coś z tego rozbudziło się już w tym dziwnym domu w Petersburgu; w wirze ludzi obserwowanych ukradkiem, wirze rozmów podsłuchiwanych zza fotela, w szalonym wirze lektur pod zielonkawymi kloszami lamp.

Początki nauki (Petersburg 190S)

W latach petersburskich chyba lepiej mówił po niemiecku niż po rosyjsku (później było odwrotnie) dzięki swym bonom oraz kolegom, bałtyckim Niemcom, którzy przeważali w założonej przez Piotra I Peterschule. Tam, we wstępnej klasie gimnazjalnej rozpo...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin