Tiffany White - Czego naprawdę oczekują kobiety.rtf

(294 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ

Tiffany White

CZEGO NAPRAWDĘ OCZEKUJĄ KOBIETY

ROZDZIAŁ 1

„Los Angeles Times” Wiadomości ze świata rozrywki:

Jak donosi nasz korespondent, w najbliższych tygo­dniach w programie „The Anthony Gawain Show” będą dominować sprawy płci pięknej. Gospodarz cyklu, uważany przez wielu za enfant terrible szklanego ekranu, postawił prowokacyjne pytanie: „Czego na­prawdę oczekują kobiety?” i zaprosił do studia super - modelkę, feminizującą pisarkę oraz specjalistkę od „porad sercowych”. Co z tego wyniknie? Zobaczymy już wkrótce.

- Kawał łobuza - mruknęła Nicole Hart, odkłada­jąc gazetę. W tej samej chwili w drzwiach niewielkiego pomieszczenia, przeznaczonego dla pracowników, sta­nął Rafael Contreras.

- Wciąż masz mu za złe, że nie umieścił cię na liście gości? - spytał. Podobnie jak Nicole, pracował doryw­czo w „Le Bistro” i wciąż czekał na chwilę, w której mógłby rozpocząć prawdziwą karierę. Na razie studiował kostiumologię; Nicole zajmowała się pisaniem scenariuszy.

Atmosfera panująca w „Le Bistro” była typowa dla większości kafejek rozsianych po Los Angeles. Na bambusowych stolikach, ocienionych ogromnymi płó­ciennymi parasolami, stały w maleńkich wazonach bukieciki świeżych kwiatów. W karcie dań figurowały koźli set, polenta ijalapenos, co stanowiło oczywisty dowód, że szef kuchni nadąża za kulinarnymi upodo­baniami gości. Z ukrytych głośników sączyły się dźwięki muzyki klasycznej.

Rafe bezceremonialnie rozsiadł się na krześle i po­ciągnął spory łyk lemoniady ze szklanki Nicole.

- Wcale o to nie zabiegałam - odpowiedziała dziew­czyna.

Rafe wzruszył ramionami. Sięgnął po gazetę i zaczął czytać.

- Hm... Dwa miejsca w programie są w dalszym ciągu nie obsadzone... - Obrzucił swą towarzyszkę taksującym spojrzeniem. - Myślę, że powinnaś trochę zmienić wygląd. Zacznij od ciuchów. Chętnie udzielę ci kilku porad.

- Nie widzę nic niestosownego w swoim wyglądzie. Mężczyzna w milczeniu wydął wargi. Nicole odgar­nęła za ucho pukiel kasztanowych włosów.

- Wiesz co, Rafe? Główny problem polega na tym, że życie wydaje ci się filmem. Przez cały czas grasz rolę kostiumologa.

- Być może. - Skinął głową. - Lecz musisz przy­znać, że znam się na tym.

- Niech będzie - westchnęła Nicole. - Co mi pro­ponujesz?

Odpowiedział jej uśmiechem.

- W tej chwili sprawiasz wrażenie dziewczynki, którą trzeba przez całe życie prowadzić za rękę. Jeśli chcesz być zauważona, nie możesz kręcić się po Hollywood w za dużym podkoszulku i wypchanych dżinsach. Anthony Gawain ceni kobiety z klasą.

Nicole zamknęła oczy. Contreras miał rację, lecz nie potrafiła zaakceptować źle skrywanego tonu uwiel­bienia w jego głosie, gdy mówił o Gawainie.

- Mógłbyś znaleźć lepszy argument - powiedziała z przekąsem.

- Chyba żartujesz. - Rafe stuknął palcem w gaze­tę. - Czytam wszystko, co piszą na jego temat, i wiem, że może mieć każdą dziewczynę, którą wy­bierze.

- Nie jestem „każdą” i nie mam najmniejszego zamiaru spełniać zachcianek pana Gawaina.

Rafe odłożył gazetę.

- Właściwie to przyszedłem w całkiem innej spra­wie. Chciałem cię prosić, abyś mnie zastąpiła jutro wieczorem, ale może porozmawiamy później, gdy będziesz w lepszym humorze.

- Nie przyszło ci do głowy, że mogę być z kimś umówiona?

- A jesteś? - Nie.

Nicole westchnęła ciężko. Rafe doskonale wiedział, że każdą wolną chwilę poświęcała na pisanie. Poza wspólną pasją do filmów łączyła ich serdeczna przy­jaźń. W głębi duszy byli niepoprawnymi romantyka­mi, choć w Los Angeles podobną cechę charakteru uważano za słabość.

- Skoro chcesz dłużej posiedzieć w pracowni. - Ski­nęła głową.

- Dzięki - mruknął.

Unikał jej wzroku. Nicole zmarszczyła brwi, po czym chwyciła gazetę i zerknęła na ostatnią stronę.

- Chwileczkę! - zawołała. - Jutro jest mecz Lakersów!

Rafe zrobił minę niewiniątka.

- Dobrze - powiedziała ze śmiechem. - Ale bę­dziesz mi winien jeden wieczór.

Contreras wstał i skierował się w stronę drzwi. W progu odwrócił głowę.

- Niemal wszystkie dziewczyny w Los Angeles szaleją za Gawainem - powiedział z namysłem. - Sko­ro twierdzisz, że ci się nie podoba, dlaczego tak bardzo chciałaś wystąpić w jego programie?

Nicole spojrzała na niego spod oka. Nigdy nie podawała w wątpliwość fizycznych walorów Gawaina. Przybyła do Kalifornii ze Środkowego Zachodu, a nie z odległej planety i potrafiła docenić atrakcyjność opakowania.

Niepokój budziła tylko zawartość.

Nie miała jednak ochoty rozwijać tego tematu.

- Usiłowałam wziąć udział w dyskusji na temat produkcji filmu i roli scenarzysty. Chciałam bliżej poznać reżysera i nawiązać kontakt z jakąś agencją. Jak dotąd, piszę wyłącznie do szuflady. - Potrząsnęła głową. - Niestety, producent programu szukał wyłą­cznie „młodych chętnych”. Usunął mnie ze studia, by zrobić miejsce dla jakiejś statystyki, którą chwilę wcześniej obściskiwał za dekoracją.

- Producenci mają sporo niezłych kontaktów.

- Rafe...

- To prawda, Nicole. Jak dotąd, nie znalazłaś mężczyzny, który odpowiadałby twoim wymaganiom. - Życie towarzyskie i uczuciowe dziewczyny stanowiło ulubiony temat rozważań Contrerasa.

- Idź już! - Niecierpliwie machnęła dłonią.

Gdy wyszedł, z zamyśloną miną wlepiła wzrok w okno. Po szybach spływały drobne krople deszczu.

Rafe miał ragę. Nie znalazła odpowiedniego part­nera... bo nie szukała. Mężczyźni ją onieśmielali. Jedynie z Contrerasem nawiązała bliższą znajomość, lecz traktowała go jak brata, którego w rzeczywistości nigdy nie miała.

Poszukiwała ideału. Wymarzonego, pełnego czuło­ści, romantycznego kochanka, potrafiącego być jedno­cześnie mężem i opiekunem. W głębi serca podejrzewała jednak, że jej starania są z góry skazane na niepowodze­nie. W pamięci widziała powabną twarz matki. Skoro taka kobieta, obdarzona nieprzeciętną urodą i zmys­łowym ciałem, nie potrafiła stworzyć trwałego związku, szanse córki malały niemal do zera. Pani Hart miała trzech mężów - nie łączyło ich nic, poza szczególnym urokiem oraz szybkością, z jaką opuścili progi jej domu.

Nicole wzrastała z dala od mężczyzn, pozbawiona prawdziwej ojcowskiej opieki. Do wszelkich objawów adoracji odnosiła się z dużą nieufnością Rozumiała motywy postępowania takich ludzi jak ów producent, o którym wspomniała w rozmowie z Contrerasem, lecz ich nie akceptowała.

Już dawno doszła do wniosku, że ktoś powinien za to zapłacić. Mężczyźni pokroju Anthony'ego Gawaina stanowili zły wzór do naśladowania.

Frontalny atak nie wchodził w rachubę. Holly­wood rządziło się własnymi prawami, a ona nie zamierzała popełniać zawodowego samobójstwa. Nie była także fanatyczką, nawołującą do podjęcia krucjaty w obronie czystości obyczajów. Pragnęła jedynie w dobitny sposób przedstawić swój punkt widzenia.

Rafe już od dawna namawiał ją do zmiany stylu by­cia. Nicole uśmiechnęła się do własnych myśli. Jak do­tąd odrzucała wszystkie propozycje młodego kostiu­mologa, gdyż obawiała się utraty osobowości. Czyżby przedkładała nieco mdły wizerunek kasztanowowłosej i brązowookiej Barbie nad prowokujący obraz po­wstały w wyobraźni Contrerasa?

Uśmiech dziewczyny stał się jeszcze szerszy.

Nie, to zakrawało na szaleństwo. A jednak...?

Oto energiczna, zmysłowa i wygadana terapeutka wkracza do studia Anthony'ego Gawaina, by powie­dzieć, „czego naprawdę oczekują kobiety?”

Hm.... Nicole podparła brodę dłońmi. W czasie studiów brała czynny udział w zajęciach kółka drama­tycznego. Od tego czasu napisała kilka całkiem nie­złych scenariuszy - choć nikt poza nią ich jeszcze nie czytał - więc z niewielką pomocą Rafaela mogłaby dobrze odegrać swą rolę.

Wybuchnęła głośnym śmiechem.

Gawain sam nie wie, w co się wpakował. Dyskusja wstrząśnie ścianami studia i stopi przewody elektryczne.

Mark Bates spod oka obserwował swego towarzy­sza. Anthony Gawain siedział wygodnie rozparty na krześle i w milczeniu przeglądał gazetę.

Bates był producentem programu Gawaina.

Z niekłamanym podziwem patrzył na sylwetkę prezentera. Szczególną zazdrość budziła w nim grzywa czarnych włosów, sięgająca barczystych ramion. Na mężczyznę, który jak Mark zastanawiał się, co zrobić z początkami łysiny, podobny widok działał niczym płachta na byka.

Z całej postawy Anthony'ego biła wojowniczość. Ten człowiek był urodzonym buntownikiem. Co wię­cej, należał do rodziny o rozległych koneksjach poli­tycznych: od dziadka, poprzez ojca, aż do dalszych kuzynów.

Mark nie miał złudzeń dotyczących własnej oso­by. Doskonale wiedział, że obecną pozycję zawdzię­cza więziom pokrewieństwa łączącym go z jednym z szefów sieci telewizyjnej. Nie należał do przyjaciół Gawaina. Anthony był samotnikiem i rzadko nawią­zywał bliższe kontakty, lecz dobrze spełniał swe obowiązki.

Co tydzień wstępował do „Patrick's Roadhouse”, aby przy wspólnym śniadaniu przedyskutować plan kolejnych programów.

Gawain starannie złożył gazetę, po czym wręczył ją Markowi.

- Spróbuj ściągnąć tego faceta do studia - powie­dział, wskazując na artykuł opisujący barwne losy osiemdziesięcioletniego szulera, który przeżył swych wszystkich przeciwników.

- Nie ma sprawy - odparł Bates. Ładna, młoda kelnerka postawiła na stoliku dwie porcje meksykańs­kich omletów. Zachowywała się całkiem swobodnie, nie chichotała i nie miętosiła w dłoniach notatnika z autografami. W „Patrick's Roadhouse” co dzień przebywało wystarczająco wielu aktorów, by można było dobrać pełną obsadę przynajmniej dwóch filmów.

- Widziałeś wzmiankę o naszym najnowszym pro­jekcie? - Mark przełknął kawałek pikantnej potrawy.

- Tak. Uważam, że zbyt dużo miejsca poświęcono mojej osobie, a zbyt mało właściwemu tematowi.

- Porozmawiam z autorką - odpowiedział Bates, choć nie znalazł w treści notatki jakichś szczególnych niedopatrzeń.

Anthony zbył jego słowa lekkim wzruszeniem ramion.

- Gdybyś pochodził z tak uwikłanej w sprawy polityki rodziny jak moja, już dawno doszedłbyś do wniosku, że w doniesieniach prasowych jest więcej fikcji niż prawdy - zauważył. - Czasem ze zbytnią nonszalancją traktujemy dziennikarzy, czasem to wła­śnie oni nie zdają sobie sprawy z oczekiwań tak zwanej opinii publicznej. Nieważne. Choć z drugiej strony, zawsze ciekawiły mnie prawdziwe przyczyny ludzkich zachowań.

- Dlaczego?

- Dlaczego? Nie chciałbyś, na przykład, wiedzieć, co jest powodem, że kobiety tak często kłamią?

- Nie bardzo. W przeciwieństwie do ciebie nie jestem zwolennikiem długich dyskusji. - Szelmowsko mrugnął okiem.

- A ja wciąż poszukuję kobiety, która miałaby dość odwagi, by szczerze porozmawiać o swoich oczekiwa­niach. - Anthony zmarszczył brwi. - Kogo przewi­działeś na dwa ostatnie wieczory?

Mark sięgnął po notes.

- Matkę z córką, dziewczynę, która postanowi­ła zrobić karierę wojskową, terapeutkę i aktorkę. Wy­bieraj.

- Matka z córką - odparł bez wahania Anthony. Przez chwilę zastanawiał się, po czym zdecydował: - Może być też ta terapeutka. Spróbuję wyciągnąć od niej jakąś sensowną wypowiedź.

Nicole opadła na wiklinowy fotel i wystawiła ciało na łagodne działanie promieni słońca. Jeszcze przez najbliższy tydzień miała się opiekować rezydencją aktorki, która wyjechała do Rzymu kręcić końcowe sceny nowego filmu.

- Hej! Tym razem trafiło ci się coś naprawdę bombo­wego! - zawołał Rafe. Wyciągnął z bagażnika samocho­du kilka pokaźnych pakunków, po czym wszedł do salo­nu. Odstawił torby na podłogę i zajął miejsce na kanapie.

- Mnie przypadł w udziale dom, który śmiało mógłby konkurować z gabinetem luster - dodał z kwaśną miną. - Gdziekolwiek spojrzę, same chromy i zwierciadła.

- Założę się, że jesteś zadowolony - uszczypliwie odpowiedziała dziewczyna. Kątem oka obserwowała twarz mężczyzny. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że zrezygnowałeś z kariery aktorskiej.

Znała Contrerasa już pół roku. To właśnie on ' wprowadził ją do grona osób, którym gwiazdy Hol­lywood powierzały na czas podróży opiekę nad nieru­chomościami.

- Ostatnio opadły mnie wątpliwości - dodała po chwili milczenia. - Myślisz, że zdołam odegrać rolę terapeutki?

- Producent programu Gawaina bez zastanowie­nia uwierzył w twoje kwalifikacje. Dostałaś zapro­szenie.

- Do dziś nie wiem, jak to załatwiłeś.

- Mam swoje sposoby, lecz nie zamierzam się nad nimi rozwodzić. Mogę tylko powiedzieć, że je­den z moich przyjaciół napisał ci całkiem zgrabny życiorys.

- Gdybym choć na chwilę potrafiła zapanować nad nerwami. - Nicole poruszyła się niespokojnie. Już wielokroć żałowała swego pomysłu. Boże, co jej przyszło do głowy...

- Dasz sobie radę - z przekonaniem stwierdził Rafe. - Zawiadomiłaś rodzinę?

O, do diabła! Zapomniała, że program będzie emitowany w porze największej oglądalności.

- Żartujesz? - odparła pozornie beztroskim to­nem. - Obie siostry i tak uważają mnie za wariatkę, a matka podróżuje Bóg wie gdzie z dużo młodszym od siebie kowbojem z rodeo. Ostatnią pocztówkę przy­słała mi chyba z Montany.

- Masz jej charakter - stwierdził mężczyzna. Po­wtarzał to dość często.

- Uważaj na słowa, Rafe.

- Zawsze dziwiła mnie kruchość więzi łączących waszą rodzinę. Gdybym nie pokazał się co niedziele u mamy na obiedzie, zostałbym uznany za wyrzutka. Tak samo jak moje rodzeństwo.

Nicole z zazdrością słuchała słów Contrerasa.

- Brakuje tylko wnucząt, a byłby wzorowy obraz rodziny z reklamy kodaka - powiedziała z przekąsem, chcąc zamaskować swe prawdziwe uczucia.

- Uważaj na słowa - odciął się Rafe. - Jestem zbyt młody do żeniaczki.

- Moim zdaniem, wiek nie ma najmniejszego zna­czenia. Współczesne małżeństwa przypominają loterię albo scenariusz poddany ostatecznej obróbce.

- Co takiego?

- Dobrze wiesz, o czym mówię. Ktoś ma świetny pomysł, zaczyna nad nim pracować, pojawiają się pierwsze komplikacje. Teoretycznie wszystko wy­gląda wspaniale, lecz w praktyce... - Westchnęła. - Wszystkiemu winne są tak zwane trudności obiek­tywne.

- A propos, jak ci idzie praca?

- Lepiej nie pytaj. - Na razie była zadowolona jedynie z tytułu: „Kot i sperka”. Chciała napisać romantyczną komedię, lecz wciąż nie potrafiła zna­leźć odpowiedniego zakończenia. W ciągu sześcio­miesięcznego pobytu w Los Angeles przekonała się też, że niełatwo sprzedać scenariusz. Potrzebowała dobrego agenta.

- Może udział w programie Gawaina podsunie ci jakiś pomysł - odezwał się Rafe. - O czym chcesz mówić?

- Mam zamiar udowodnić, że w latach dziewięć­dziesiątych oczekiwania kobiet uległy zasadniczym przemianom. Niewiele jest takich, które wciąż wypa­trują wymarzonego księcia. Nawet lady Diana doszła do wniosku, że lepsza wolność niż dworska etykieta. Dla większości kobiet życie u boku mężczyzny straciło swój dotychczasowy urok.

- Nicole...

- Słucham?

- Powstrzymaj się od uwag, gdy zobaczysz, że umawiam się z dziewczyną. W nagrodę będziesz mogła zaprosić nas na kolację. Za występ z Gawainem na pewno otrzymasz okrągłą sumkę.

- Niestety, nie mam zamiaru zatrzymać tych pie­niędzy.

- Co?!

- Chcę je przeznaczyć na cel charytatywny. Może w ten sposób pozbędę się poczucia winy. Nie cierpię kłamać.

- Lepiej uważaj, żeby Gawain nie domyślił się prawdy. Z nim nie pójdzie ci tak łatwo.

- Akurat jego nie muszę się obawiać - odpowiedzia­ła Nicole. Miała nadzieję, że Rafe nie zauważył lekkiego wahania w jej głosie. - Jestem pisarką. Potrafię szybko myśleć i znaleźć rozsądną odpowiedź na każde pytanie.

- O to chodzi. - Contreras pokiwał głową. - Jes­tem przekonany, że dasz sobie radę.

Zaczął rozkładać przyniesione ubrania.

- Żałuję tylko, że moje nazwisko nie pojawi się na planszy końcowej - powiedział. - „Kostiumy panny Hart przygotował Rafael Contreras”.

Wsunął na bosą stopę dziewczyny nieduży pantofelek.

Anthony Gawain stłumił ziewnięcie.

Cztery programy z cyklu objętego wspólnym tytu­łem „Czego naprawdę oczekują kobiety?” zebrały dość pochlebne recenzje, choć nie zawierały niczego od­krywczego. Gawain potrafił przewidzieć niemal każdą reakcję osób uczestniczących w dyskusji.

Marzeniem modelki był mężczyzna pełen tolerancji który mógłby zaakceptować jej wygląd nawet bez makijażu. Feministka mówiła wyłącznie o równo­uprawnieniu, powierniczka „złamanych serc” twier­dziła, że wszystkie kobiety są w głębi serca tradyc­jonalistkami, a matka szukała oparcia w kimś, kto umiałby jej pomóc w codzie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin