Agnieszka Ha�as Tropem Skorpiona 1. Zaczyna si� od �mierci Kr�tych podziemnych przej�� nie rozja�nia�a �adna pochodnia, �adna lampa. Karze� ostro�nie skrada� si� w�skim korytarzem, na wp� zablokowanym przez zwa�y gruzu. Nawet bez pomocy wzroku jego stopy bezb��dnie odnajdywa�y drog� w�r�d b�ota i pokruszonych cegie�. Szerokie, zwierz�ce nozdrza rozdyma�y si� czujnie, ilekro� unosi� g�ow�; w�szy� w poszukiwaniu woni wroga, lecz jej nie znajdowa�. Jeszcze nie. Po twarzy kar�a sp�ywa�y grube krople potu, koszula z konopnego p��tna by�a zupe�nie mokra. Wypchana sk�rzana torba zawadza�a, obijaj�c si� przy ka�dym kroku o nogi. W po�piechu zapomnia� skr�ci� pasek � poprzedni w�a�ciciel by� du�o wy�szy � a teraz ba� si� zatrzyma�. W wyobra�ni wci�� s�ysza� ujadanie ps�w i gro�ne nawo�ywania �o�nierzy, po raz kolejny przeszukuj�cych nadrzeczne zaro�la, gdzie �cigany znikn�� im z oczu jakby zapad� si� pod ziemi�. Co w istocie uczyni�. U�mieszek wykrzywi� wargi kar�a i natychmiast zgas�, gdy za �cian� rozleg�y si� ci�kie kroki. Zabrz�cza� metal. Uciekinier przypad� do ziemi, znieruchomia�. W s�siednim korytarzu gromadzili si� uzbrojeni ludzie, s�ycha� by�o dono�ne komendy. Potem wszystko ucich�o; odeszli. Odczeka� jeszcze troch� i wznowi� marsz. Strach dodawa� mu si�, lecz karze� czu�, �e nie wystarczy ich na d�ugo. Postanowi� zaryzykowa�. Wiedzia� mniej wi�cej, gdzie si� znajduje; przy nast�pnym rozwidleniu, zamiast kierowa� si� na wprost, skr�ci� w prawo, w korytarz wiod�cy ku powierzchni. To by� b��d. � St�j! � us�ysza� znienacka za sob�. Ani my�la� us�ucha�. Poderwa� si� do desperackiego biegu. Niebieskawy, trupi blask chlusn�� z ciemno�ci; drugie cienie zata�czy�y na �cianach. Karze� nie zatrzyma� si�. Od tamtych dzieli�o go wi�cej ni� pi��dziesi�t krok�w. Wierzy�, �e zdo�a uciec. Sier�ant Vaimer, zaciskaj�c wargi, uczyni� r�k� przyzwalaj�cy znak. Towarzysz�cy mu Jednooki skin�� g�ow�, ostro�nie odstawi� naczynie ze �wiec�cym p�ynem. Zsun�� z plec�w kusz�, niespiesznie zakr�ci� korb�, na�o�y� be�t. Celowa� kr�tko. Brz�kn�a ci�ciwa. Karze� upad� bez j�ku, rozkrzy�owuj�c r�ce; jego cia�o przez chwil� drga�o konwulsyjnie, potem znieruchomia�o. � Pi�kny strza� � pochwali� Vaimer. W okr�g�ym oku golema b�ysn�a duma. Obaj bez po�piechu podeszli do zabitego. W sinym �wietle krew, ciekn�ca z rany na potylicy, wydawa�a si� czarna. Vaimer odwr�ci� trupa twarz� do g�ry. Oczy by�y szeroko otwarte, zastyg�o w nich przera�enie. Jednooki w milczeniu wskaza� na co� palcem. Przy upadku zapi�cie torby pu�ci�o, a jej zawarto�� wysypa�a si�. Mied�, srebro, z�oto, szlachetne i p�szlachetne kamienie iskrzy�y si� wszystkimi barwami t�czy na tle brudnych p�yt posadzki. �a�cuszki, bransoletki, kolczyki, ozdobne spinki i grzebienie, ale r�wnie� kilka pier�cieni mog�cych pasowa� wy��cznie na m�sk� d�o�... Na twarzy sier�anta pojawi� si� u�miech, pozbawiony jednak weso�o�ci. Podejrzenia Vaimera w�a�nie si� potwierdza�y. Dla pewno�ci ukl�k�, podni�s� pierwsz� z brzegu ozdob� � platynow� brosz� w kszta�cie kwiatu � i dmuchn�wszy lekko na ni� wypowiedzia� cicho wyuczone przed laty s�owo, jedno z tych nielicznych s��w czarodziejskiego j�zyka, kt�re s�uga srebrnych mag�w m�g� i powinien by� zna�. � Anselea! Anselea! � wykrzykn�a brosza ludzkim g�osem, a nast�pnie rozsypa�a si� w proch. Sier�ant pokiwa� g�ow�. Mia� racj�. Sprawiedliwo�� w�a�nie dosi�g�a jednego z tych, kt�rzy poprzedniego dnia obrabowali wie�� Anselei ar Kel � w nieca�y tydzie� po �mierci w�a�cicielki. Z�odzieje bezb��dnie wybrali moment, gdy ochronne zakl�cia zacz�y degenerowa� si�, za� spadkobierca magini nie zd��y� jeszcze sple�� nowych. Ob�owili si�, lecz szcz�cie nie towarzyszy�o im d�ugo... Vaimer po� skroba� si� po brodzie. Anselea, szkolona na Wyspie Skorpion�w, by�a specjalistk� od kl�tw i powolnych trucizn; z polecenia Arcymistrza wsp�pracowa�a z cechem Skrytob�jc�w. Kradzie� jej w�asno�ci nie wr�y�a niczego dobrego. � Zapakuj z powrotem ca�y ten kram � rozkaza� golemowi. � Wracamy do koszar. Trzeba czym pr�dzej z�o�y� raport. Odeszli, nie zadawszy sobie trudu dok�adnego obszukania zw�ok. Gdyby Vaimer o tym pomy�la�, p�niejsze wydarzenia potoczy�yby si� inaczej. Lecz sier�ant by� po pierwsze zm�czony po�cigiem, po drugie � my�li zaprz�ta�o mu pytanie, kto zleci� kradzie�. Zabra� torb�, ale nie obszuka� cia�a. I sta�o si� to, co mia�o si� sta�. Przedmiot przeoczony przez �o�nierza Elity odkryli w kilkana�cie minut p�niej ci, kt�rzy przyszli, by uwolni� nieboszczyka od resztek jego doczesnych d�br. Nie znali si� na czarach, nie odgadli wi�c, jakie jest prawdziwe przeznaczenie znalezionej rzeczy, nie wyczuli nawet �ladu drzemi�cych w niej si�. Dla nich by�a to zaledwie b�yskotka, niczym nie r�ni�ca si� od setek innych; i post�pili z ni� tak samo, jak ze wszystkimi b�yskotkami, kt�re od czasu do czasu zdarza�o im si� znajdowa�. Po prostuj� sprzedali. 2. Poltergeist � Za pozwoleniem, chcia�bym o czym� opowiedzie�. � Niepozorny rudy cz�owieczek otrz�sn�� si� i poci�gn�� solidny �yk z okr�g�ej flaszki. � Na pewno uznasz pan, �e wymy�lam bujdy, ale co tam, musz� si� komu� wygada�. D�u�ej tego wszystkiego nie znios�! Rozm�wca pokiwa� wsp�czuj�co g�ow�. Siedzieli na pla�y, tam gdzie ko�czy� si� bulwar. Pod o�owianym niebem szare morze liza�o bury piach. Kilkaset krok�w dalej, na portowym nadbrze�u, zaczynali uwija� si� robotnicy. Po nocnym w��czeniu si� od szynku do szynku Nemachileus Drossk � dla przyjaci� Nemachi mia� pustki w kieszeniach, bola�a go g�owa i czu� si� nad wyraz markotnie. Na og� pija� z umiarem, folgowa� sobie tylko wtedy, kiedy czym� si� mocno gryz�. Tak jak teraz. Na samo wspomnienie dr�cz�cej go sprawy poczu� �a��ce po krzy�u ciarki. Poci�gn�� szybko jeszcze jeden �yk, �eby doda� sobie ducha i naoliwi� krta�. � No, no? � Kompan poznany poprzedniego wieczoru w piwiarni �U Loutra", od kt�rej Nemachi rozpocz�� swoj� odysej�, zacz�� si� niecierpliwi�. � Dawaj moj� gorza��, mo�ci wiewi�rze, nim j� wydudlisz do dna, i opowiadaj, co masz opowiada�. Byle zajmuj�co. � Wedle �yczenia. � Nemachi ci�ko westchn��, oddaj�c naczynie. Zni�y� dramatycznie g�os. � Mam, uwa�asz pan, w warsztacie pokutuj�c� dusz�. Kompan rykn�� �miechem, a� chwyci� si� za brzuch. � A to dobre, brachu, naprawd� � wysapa�, ocieraj�c oczy. � I za c� owa dusza pokutuje? � Pos�uchaj pan. Widz�, �e to, co m�wi�, pana �mieszy. � Nemachi zacz�� m�wi� z pijackim zacietrzewieniem, ale w po�owie zdania zmieni� ton; rozczuli� si�, w oku zal�ni�a mu �za. � Ja rozumiem, �e m�wi� rzeczy dziwne, rzec mo�na nawet: niewiarygodne, ale prosz� sobie ze mnie nie czyni� krotochwili. Naprawd� znalaz�em si� w tarapatach i to wcale nie jest zabawne. � Tak, jasne. � Tamten zreflektowa� si� i nawet troch� zawstydzi�. � Wybacz, brachu. Gadaj dalej o owej duszy. Czemu� to masz przez ni� k�opoty? � Ano... � Nemachi urwa�, spostrzeg�szy �e ma ju� dw�ch s�uchaczy. Ten drugi przysiad� si� nie wiadomo kiedy. Kr�py, �ysiej�cy, przypomina� wypasionego gryzonia. U�miecha� si� dobrodusznie pulchnymi wargami, ale jego paciorkowate oczka spogl�da�y bystro i chytrze. Odzienie � pe�ne plam, dziur i �at -jednoznacznie wskazywa�o profesj�, czy raczej jej brak. � W porz�dku, nie przeszkadzajcie sobie, panowie. � Uni�s� r�k�. � Jest wcze�nie, nudno, szed�em sobie brzegiem morza, zobaczy�em was i pomy�la�em, �e pos�ucham, o czym tak rozprawiacie. Prosz�, cz�stujcie si�. � Gestem prestidigitatora wyci�gn�� zza pazuchy kanciast� butelk� z czerwonym p�ynem. Nemachi ostro�nie spr�bowa� napitku i u�miechn�� si�. Nawet w stanie, w kt�rym si� znajdowa�, potrafi� jeszcze doceni� wy�mienit� dereni�wk�. � To by�o tak � podj��, otar�szy usta. � Zacz�o si� jeszcze w po�owie lata od stukania w �cian�. Mam warsztat w Podziemiach, na drugim poziomie od g�ry, wi�c takie stukanie to �adna nowo��; dzie� w dzie� co� mi �omocze nad g�ow� albo chrobocze pod pod�og�. Tote� z pocz�tku si� nie przejmowa�em. Postuka, my�l�, i przestanie. A tu nie. Po miesi�cu zacz�o dla odmiany j�cze�. Tak j�cza�o, �e wszystkim od samego s�uchania robi�o si� md�o. I �mierdzie� zacz�o, uwa�acie, jakby zgnilizn�, bagiennym plugastwem takim. �adne wykadzanie nie pomaga�o. Nie zdzier�y�em, wezwa�em w ko�cu kap�ana Protheusa -w sumie nie wierz� w bog�w, ale Protheus to m�j patron, wi�c kto mia�by pom�c, jak nie on � a kap�an tylko nosem poci�gn�� i z miejsca mi gada, �e to nieszcz�liwa dusza odbywa kar� za grzechy. Dobrze, ja mu na to, tylko dlaczego akurat w moim warsztacie? Dlatego, �e wiedziecie bezbo�ny �ywot, mo�ci Drossk: w �wi�tyni nie bywacie, datk�w Protheusowi �a�ujecie, przeto i jego �aska was opu�ci�a � tak mi odfukn��, kanalia! M�drala w b��kitnych szatach, nad�ty jak �wi�ski p�cherz! � Nemachi zacisn�� pi�ci, ale zaraz oklap�. � Wyrzuci�em go za drzwi, ma si� rozumie�; i to by� b��d. Nazajutrz zacz�o si� na ca�ego! Ani chwili spokoju, imaginujcie sobie. Hula diabelstwo jak po swoim � przewraca naczynia, rozlewa po�ywki, �amie rusztowania; a do tego j�czy ci�gle, labiedzi! I tak to ci�gnie si� ju� okr�g�y tydzie�. Nie podejmuj� si� obliczy� strat. Symbionty � towar delikatny, potrzebuj� spokoju i opieki; a do warsztatu teraz ani wejd�. Kolejny tydzie� i b�d� zrujnowany! Przerwa� swoj� tyrad�, �eby osuszy� czo�owi �ykn�� dereni�wki. Stwierdzi�, �e jego kompan chrapie, wyci�gni�ty na piasku, natomiast kr�py obszarpaniec nadal s�ucha z uwag�. � I co tu robi�, powiedz pan? No, co robi�? � Nemachi b�agalnie wyci�gn�� r�ce. � Przyjdzie rzuci� wszystko w diab�y, wyjecha� gdzie�, zaczyna� od nowa, jako partacz, znaczy. Za psi grosz... suchym chlebem �y�... Ci�ki los! � Ci�ki, bo ci�ki � przytakn��...
marszalek1