4014.txt

(35 KB) Pobierz
       �ukasz Orbitowski
       Szeroki, g��boki, wymalowa� wszystko
       
       Jak s�dz�, wszystko zacz�o si�, gdy zesra�em si� w tramwaju.
       Miastem sun�� przepocony kad�ub czw�rki. Wewn�trz panowa�a majowa sauna. Siedzia�em z nogami pod brod� i nie opuszcza�o mnie wra�enie, �e kamienica za oknem jest wci�� tym samym budynkiem, co pi�� minut temu. Kto�, kiedy� wpad� na pomys� po��czenia przepustowej ulicy z alejk� spacerow�. I tak, w godzinie szczytu, nieszcz�sna czw�rka wlok�a si� Karmelick�, wci�ni�ta mi�dzy sznur samochod�w, motor�w, skuter�w, tych ton �elastwa posk�adanego przez diab�a tylko po to, by wcisn�� cz�owieka w �limaczy kierat.
       Przed nami, �wiat�a.
       Mrugaj� jak oczy starej dziwki mi�dzy numerkami.
       Ko�o mnie ludzie. Spoceni, smutni, senni, w mokrych bluzkach i koszulkach. Kobieta krzes�o dalej, z piersiami jak cysterny. R�owa koszulka opina�a si� na nich niczym b�ona. A ja jecha�em, jecha�em drug� godzin�, z bomb� atomow� w ty�ku, osiem przystank�w przed domem.
       Gdy by�em m�odszy, sam otwiera�em drzwi. Wystarczy�o mocno szarpn��. Zgrzyt budzi� ludzi, emeryci krzyczeli, �e przeze mnie nie pojad�, a ja opuszcza�em t� ruchom� puszk� i zadowolony z siebie wskakiwa�em na chodnik. Ale tramwaje si� zmieni�y i drzwi rozsuwaj� si� przede mn� jak przed hinduskim pasz�. Tylko na przystanku. Mo�esz wali� w nie i t�uc, pr�dzej rozkrwawisz sobie d�onie. Nie wysi�dziesz z tramwaju. Wrzeszcz na kierowc�. Czasem pomaga, ul�ysz sobie, ale drzwi zostaj� zamkni�te. Nie mo�esz wysiada�, kiedy chcesz. Cho�by rozrywa�o ci dup�.
       Cyk, cyk.
       Przejechali�my kilka metr�w i tyle.
       Spojrza�em na zegarek, jeden przystanek zaj�� nam dziesi�� minut. Bo wiecie, jazda tramwajem jest chwil� � tylko � dla � mnie. Rozrywam si� pomi�dzy prac� i domem i tylko w czasie jazdy mam czas na w�asne my�li. Na ksi��k�, Cohelo lub Whartona. Trudno czyta� z wczorajszym obiadem na wylocie.
       Najgorsi s� Rumuni. Otworzyli moje uszy na �wiat zgrzytu. Gra� taki jeden, wielki i br�zowy jak gliniana g�ra. Koncertowa� od Placu Wszystkich �wi�tych i nie zamierza� przesta�. Za p� godziny sprz�e� na harmonii warto zap�aci�, no nie? Jak to jest, pyta�em siebie, �e gor�ce serce idzie pod r�k� z g�upot�? Czemu ludzie p�ac� tym brudasom?
       M�j obola�y ty�ek odpowiedzia� j�kiem.
       - Tu jest zakaz grania! 
        Nie wytrzyma�em. Krzykn��em tak w stron� Rumuna. Nawet nie mrugn��, s�uchajcie, ten �mierdziel nie raczy� si� obejrze�. Za�o�� si�, �e gdyby zgi�� kark, posypa� by si� z niego brud niczym czarny �upie�.
       - To biedny facet, daj pan spok�j � powiedzia�a kobieta z wielkim biustem.
       Cyk, cyk. Dziesi�� metr�w. Kolejna ponura kamienica wyros�a przed moim oknem. Zn�w stoimy.
       - Zakaz to zakaz � burkn��em - ja, prosz� pani� wysiadam. Dosy�, po prostu dosy�. Jak tak mo�na, przecie� cz�owiek potrzebuje ciszy. A co oni my�l�, �e ka�dy to ma czas jecha� godzin� i drug� godzin� i trzeci� zapewne, tylko dlatego, �e kilometr dalej s� cholerne �wiat�a?!
       Twarz kobiety nabrzmia�a, jakby kto� gwa�townie wepcha� jej silikon pod policzki. Zorientowa�em si�, �e krzycz�, bo wszyscy na mnie patrzyli. Sm�tne, ledwie ciekawe spojrzenia. Powiedz� pewno, �e wariat je�dzi� tramwajem. Wariat, kt�ry musi do kibla.
       Podszed�em do kierowcy. Mog�em przysi�c, �e drzema� nad pulpitem.
       - Chc� wysi��� � powiedzia�em spokojnie.
       Odwr�ci� g�ow� � na �ysej czaszce skrapla� si� pot. Pod w�sem mign�y brunatne z�by.
       - Nie mog� otworzy� drzwi.
       - Chce wysi��� � powt�rzy�em. By�em z�y. Bardzo.
       - Przepis jest przepisem. Prosz� pana, niech pan powie, co by by�o, gdyby ka�dy wysiada�, kiedy chce? Niegdzie by�my nie dojechali. Zaraz b�dzie przystanek. Wysi�dzie pan.
       Wyja�ni�em, �e jestem chory, i �e naprawd� musz� wysi���. Harmonia Rumuna ka�dym d�wi�kiem masakrowa�a moje jelito grube. I te oczy pasa�er�w, z gatunku tych, co �ledz� cyrkow� osobliwo��.
       - Nie rozumie pan? 
       - Nie rozumiem � Ja na to � jestem wolnym cz�owiekiem. Chyba nie musz�... Inaczej prosz� pana. Je�dzi�em tramwajami od lat i prosz� mi wierzy�...
       - Nikogo nie interesuje pana przesz�o��. Przynajmniej w tym tramwaju � rzek� kierowca i pokaza� mi ty� czaszki.
       - Dobrze - odpowiedzia�em.
       - Niech pan si� nie denerwuje - doda�a pani z biustem.
       - Dobrze � powt�rzy�em. Miarka si� przebra�a.
       Rozpi��em pasek i spu�ci�em spodnie. Oczy pasa�er�w zrobi�y si� okr�g�e, a twarze nabra�y barwy dojrza�ych cytryn. Rumun przesta� gra�, kucn��em i da�em, co mia�em najlepszego. Z szyby pr�bowa�em zerwa�, zabawne sk�din�d, ostrze�enie przed z�odziejami kieszonkowymi, ale kierowca wrzasn�� co� o skurwysynach i wypad� z kabiny jak diabe� z pude�ka. Pami�tam, wyt�uk� mi strasznie, bo ci�ko stawa� do walki z paskiem przy kostkach. Okaza�o si�, �e jednak mo�e otworzy� drzwi.
       Le�a�em na chodniku, �mierdz�c na p� Karmelickiej, bo ten niemyty cham wyczy�ci� mn� to, co narobi�em. Ludzie patrzyli, jakby nie wiedz�c, czy �mia� si�, czy z�o�ci�. Najbardziej ucieszy� si� Rumun. Pomacha� mi, �ajdak, r�k�. B�dzie mia� o czym m�wi� kolegom w swoim bar�ogu. Wszyscy na Karmelickiej tego dnia mieli mn�stwo do opowiadania.
       Tramwaj ruszy� beze mnie. Cyk, cyk. �wiat�a si� zmieni�y, mrugaj�c jak oczy starej dziwki mi�dzy numerkami. 
       
       Niebawem, poj��em, �e nic nie dzieje si� przypadkiem.
       Jest o�, na kt�rej system si� obraca. Przekr�ca go z�o�liwo�� ludzka. Mo�emy wyobrazi� sobie pionowy uk�ad �cie�ek, przeci�ty sobie podobnymi, tak, �e razem tworz� co� na kszta�t kuli � ta kula wiruje powoli, zgrzyta w niej mechanizm, ale nic nie przebiegnie bez obecno�ci osi. J�zyczka u wagi. Uwaga. Jedziemy.
       Jedziemy tramwajem.
       Tramwaj � metalowa bry�a zwijaj�ca kad�ub dooko�a gard�a. Tramwaj jest bezlitosny, to wypadkowa blachy i pr�du, a ty, biedaku siedzisz w nim bo tramwaj jest bezwzgl�dny. 
       M�g�bym nim nie je�dzi�, ale jestem biedny. Sklejam pieni�dze jak �ysy zaczesk�. Kupi�em sobie rower � by�a wiosna, trafi�em do komisu i wybra�em sobie jedyny, kt�ry rokowa� nadziej�, �e peda� nie odpadnie przy pierwszym obrocie. Peda� odpad�. Wstawi�em nowy i je�dzi�em po Krakowie do listopada. Deszcz przegoni� mnie z ulicy. Przywita�y mnie rozsuwane drzwi, zardzewia�ym �miechem.
       Musisz je�dzi� tramwajem, Stasiu. Musisz, bo musisz.
       Dwa lata temu sko�czy�em marketing w prywatnej szkole. Nie ka�da prywatna szko�a jest z�a. Moja taka nie by�a. Za moje pieni�dze dosta�em wolno�� my�lenia. Profesorowie wymagali od nas niewiele, ale co bystrzejszy dostrzeg�, jak staraj� si� dowie�� nas do w�a�ciwego portu. Intuicyjnie wskazywali drogi. Zostawiali pole dla rozumowania, kreatywno�ci. Inni cieszyli si�, �e nie musz� nic robi�, jeszcze inni kl�li, ale ja powtarza�em cicho to m�drzy go�cie, wiedz� co robi�. Dali mi wiele, ale �ycie sprzeda�o kopniaka prosto w tramwaj.
       Tramwaj jest moim nieszcz�ciem. Uto�samia niesamodzielno��. Stoj� na przystanku i tupi�. Patrz� na zegarek i tupi� znowu. Wychylam si� za kraw�nik, wypatruj�c niebieskiego wybawiciela. Tupi�. Czasem kopn� �mietnik. To mnie uspokaja. Gdy patrz� na innych, czekaj�cych ogarnia mnie rozbawienie. Odwracaj� oczy, gdy na nich patrz�. U�miech drga im jak ryba na w�dce. Ale wewn�trz, wiem o tym, jest im g�upio i smutno, bo wiedz�, �e mam racj�. Na dra�stwo nie mo�na patrze� oboj�tnie. Tupn��, kopn��, mo�e to i droga. Nie wolno chowa� emocji do kieszeni. Czasem, s� potrzebne mnie i innym.
       Mia�em nadziej�, �e dojad� tramwajem do przystanku, z kt�rego wskocz� we w�asny samoch�d. Pewnie kiedy� tak si� stanie. Pracuj� w ubezpieczeniach, na stanowisku szeregowym. Namawia�em znajomych na polis�, teraz chodz� po osiedlach, od domu do domu. Nie po to studiowa�em, by biega� po klatkach na Kurdwanowie. Za p� roku, najdalej, dostane prac� przy telefonie. Ju� nie na akord, z normaln� pensj� i premi� od wyhaczonego klienta, do kt�rego zadzwoni�. Za dwa lata, najdalej, powiedziano mi, b�d� mia� grup� pod sob�. Wtedy kupi� sobie samoch�d, pontiaka albo forda z listw� i sk�rzanym obiciem. I radiem, takim jak zawsze chcia�em, kt�re podaje muzyk� na tacy prosto w uszy. Na razie, przygrywa mi Rumun na harmonii. Pami�tam, siedzia�em kiedy� w tramwaju na p�tli w Bronowicach. Wygl�da �miesznie � zatoczka z szyn i niebieska budka. Siedzia�em i czeka�em. B�bni�em w szyb� i zastanawia�em si�, ilu podobnych do mnie b�bni, kopie, lub wali pi�ci� w wiaty, tylko dlatego, �e motorniczy siedzi w budce nad ma�� czarn�. Rozk�ad jazdy, powiedz�. Gdy tramwaj si� sp�nia, rozk�ad przestaje obowi�zywa� i jedzie si� tak, jak droga pozwala. Ale gdy trzeba wyjecha� wcze�niej, bo kto�, kto zap�aci� spieszy si� do domu, rozpisane godziny odjazd�w k�ad� si� tam� na torach. Jest te� napis na murze, zrobiony czarnym sprayem i krzywy, jakby skate, kt�ry go zrobi�, stacza� si� na kolana w trakcie pisania. SZEROKI, G�EBOKI, WYMALOWA� WSZYSTKO, napisa� ten skate, przed podr� do chemicznego boga. Ale taki by� m�j problem: szeroki, g��boki i zamalowany, bym m�g� u�ciska� �on� i w�drowa� z polis� pod pach� od wie�owca do wie�owca. 
       W Bronowicach, gdzie mieszkam  nie ma dyspozytorni ruchu. Nic takiego, my�la�em, ale gdy poszed�em do Biura Odwo�a� MPK, by pokaza� kart� tramwajow� (co nie uratowa�o mnie od paru z�otych op�aty manipulacyjnej), dowiedzia�em si�, czemu tak d�ugo czekam. Gdy tramwaj przyje�d�a sp�niony, nie mo�e ruszy� w kolejn� tras�. Przepis zabrania. Dyspozytor ruchu musi postanowi�, czy motorniczy ma czeka� nad kaw�, jecha�, czy i�� do domu. Gdy dyspozytora nie ma, tramwaj stoi, wypatruj�c zmi�owania. 
       Ja razem z nim. I ludzie na przystankach, w�ciekli i czerwoni jak gotuj�cy si� barszcz. Kopi� i b�bni�, b�bni� i kopi�. Nie wyobra�am sobie, jak mo�na czeka� spokojnie, maj�c w kieszeni kart� tramwajow� za kilkaset z�otych, kt�ra zyskuje wa�no�� w ramach ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin