3226.txt

(571 KB) Pobierz
David i Leigh Eddings

Tajemnica
Trzecia cz�� opowie�ci o losach czarodzieja Belgaratha

ROZDZIA� PIERWSZY
Cho� zamordowanie Goreka i niemal ca�ej jego rodziny by�o z g�ry przes�dzone i 
konieczne, nadal dr�czy�y mnie wyrzuty sumienia. Mo�e gdybym by� bardziej 
czujny, to godzin� czy cho�by p� godziny wcze�niej w�a�ciwie odczyta�bym ten 
fragment Kodeksu Mri�skiego i dotarliby�my z Pol do Rivy na czas. Mo�e gdyby Pol 
nie droczy�a si� ze mn� tak d�ugo...
Mo�e, mo�e, mo�e. Gdy czasami spogl�dam wstecz na swe �ycie, widz� jedynie d�ugi 
sznur �a�osnych "mo�e". Jedno wszak�e mo�e zdecydowanie si� w tym wyr�nia, 
pozwala s�dzi�, �e emocjonalnie nie jestem przygotowany do stawienia czo�a 
przeznaczeniu. Budzi we mnie poczucie bezsilno�ci i nie podoba mi si� to. 
Dr�czy�a mnie my�l, �e powinienem co� zrobi�, zmieni� rezultat. G��b kapu�ciany 
mo�e powiedzie�: "Co b�dzie to b�dzie". Ja powinienem by� troch� bardziej 
zaradny.
No c�...
Dotarcie do wybrze�y Sendarii zaj�o nam jak zwykle dwa dni. Brand szeroko 
otworzy� oczy ze zdumienia, gdy po raz pierwszy postawi�em �agle, nie wstaj�c 
nawet z miejsca. To typowa reakcja. Ludzie �wiadomi s� istnienia czar�w, ale na 
ich widok baraniej�. Nie wiem, czego on si� spodziewa�. Powiedzia�em mu, co 
prawda, �e Polgara pomo�e mi przy �aglach, ale zdawa� chyba sobie spraw� z 
sytuacji. Ksi��� Geran mia� zaledwie
sze�� lat i dopiero co wymordowano mu ca�� rodzin� na jego oczach. Potrzebowa� 
Pol du�o bardziej ni� ja. Powiedzia�em tak Brandowi tylko dlatego, by uci�� 
nudn� dyskusj� na temat mo�liwego i niemo�liwego.
Czy kiedykolwiek mieli�cie uczucie, �e to, co si� w�a�nie dzieje, zdarzy�o si� 
ju� przedtem? Po prostu tak jest, to rzeczywi�cie prawda. Zak��cenie Celu 
wszech�wiata zablokowa�o wszystko w jednym punkcie, czas i wydarzenia po prostu 
maszeruj� w miejscu. To mo�e wyja�nia� owe "powt�rzenia", o kt�rych 
rozmawiali�my z Garionem. Ja jednak mia�em nie tylko uczucie, �e to ju� si� 
wydarzy�o, ale tak�e �e wydarzy si� ponownie. Uczucie to by�o szczeg�lnie mocne, 
gdy zbli�ali�my si� do wybrze�y Sendarii.
By� wietrzny, letni poranek i chmury bawi�y si� w chowanego ze s�o�cem. Polgara 
i m�ody ksi��� wyszli na pok�ad. Nie by�o szczeg�lnie ciep�o. Pol opieku�czym 
gestem przyci�gn�a ch�opca do siebie i otuli�a swym niebieskim p�aszczem. W tym 
momencie s�o�ce wychyn�o na chwil� zza chmur. Ten obraz zastyg� w mej pami�ci. 
Nadal mog� go przywo�a� z absolutn� wierno�ci� - cho� nie musz� tego robi�. W 
ci�gu minionych trzynastu stuleci wielokrotnie widywa�em, jak Polgara, z wyrazem 
nieokre�lonego b�lu w oczach, tuli�a do siebie opieku�czo kolejnych jasnow�osych 
ch�opc�w. Chronienie ich nie by�o jedynym powodem, dla kt�rego przysz�a na 
�wiat, ale z pewno�ci� jednym z najwa�niejszych.
Zarzucili�my kotwic� w zacisznej zatoczce, oko�o pi�ciu mil na p�noc od Camaar, 
i przeprawili�my si� na brzeg w szalupie okr�towej.
- Camaar jest tam - powiedzia�em do Branda, wskazuj�c na po�udnie.
- Tak, Prastary, wiem. - Brand by� na tyle dobrze wychowany, by nie obra�a� si�, 
gdy kto� zwraca� mu uwag� na rzeczy oczywiste.
- Zbierz za�og� i wracaj do Rivy - poinstruowa�em go. - Ja udam si� do Val Alorn 
i opowiem Valcorowi, co si� sta�o. Przy-
puszczam, �e za par� tygodni przyb�dzie ze swoj� flot� po ciebie i twoj� armi�. 
Om�wi� to z nim po przybyciu do Val Alorn. Potem rusz� rozm�wi� si� z Drasanami 
i Algarami. My�l�, �e dobrze by by�o, aby poszli l�dem, podczas gdy ty i Valcor 
po�e-glujecie na po�udnie. Chc� zaatakowa� Nyiss� z dw�ch stron. Prawdopodobnie 
dotrzemy tam wszyscy w �rodku lata.
- Dobry czas na wojn� - zauwa�y� ponuro.
- Nie, Brandzie. Nie ma dobrego czasu na wojn�. Ta jednak jest konieczna. Trzeba 
przekona� Salmissar�, aby nie wtyka�a nosa w nie swoje sprawy.
- Podchodzisz do tego bardzo spokojnie. - Zabrzmia�o to niemal jak oskar�enie.
- Pozory myl�. Na gniew b�d� mia� czas potem. Teraz musz� zaplanowa� kampani�.
- Do��czysz do nas z Valcorem?
- Jeszcze tego nie zdecydowa�em. W ka�dym razie spotkamy si� w Sthiss Tor.
- A zatem do zobaczenia. - Brand odwr�ci� si� i przykl�k� przed Geranem. - 
My�l�, �e nie zobaczymy si� wi�cej, wasza wysoko�� - powiedzia� ze smutkiem. - 
�egnaj.
Ch�opiec mia� oczy czerwone od p�aczu, ale wyprostowa� si� i spojrza� swemu 
stra�nikowi prosto w twarz.
- �egnaj, Brandzie - powiedzia�. - Wiem, �e mog� polega� na tobie. Zaopiekujesz 
si� moim ludem i b�dziesz strzeg� Klejnotu. - Z tego dzielnego ch�opca by�by 
dobry kr�l, gdyby sprawy potoczy�y si� inaczej.
Brand wsta�, zasalutowa� i odszed� pla��.
- Wracasz do chaty swej matki? - zapyta�em Pol.
- Nie s�dz�, ojcze. Zedar wie, gdzie to jest, i z pewno�ci� powiedzia� Torakowi. 
Nie chc� niespodziewanych go�ci. Mam nadal sw� posiad�o�� w Erat. Zatrzymani si� 
w niej, dop�ki nie wr�cisz z Nyissy.
- Dawno tam nie by�a�, Pol - zaprotestowa�em. - Dom pewnie dawno si� ju� 
rozpad�.
- Nie, ojcze. Zadba�am o to.
- Sendaria jest teraz innym krajem, Pol, a Sendarowie nawet nie pami�taj� 
wacu�skich Arend�w. Porzucony dom wprost zaprasza, by si� do niego wprowadzi�.
Pokr�ci�a g�ow�.
- Sendarowie nawet o nim nie wiedz�. Moje r�e o to zadba�y.
- Nie rozumiem.
- Nie dasz wiary, jak r�ane krzewy potrafi� si� rozrosn��, je�li je troch� do 
tego zach�ci�, a ja wok� domu nasadzi�am wiele r�. Zaufaj mi, ojcze. Dom nadal 
tam jest, ale nikt go od czasu upadku Vo Wacune nie widzia�. B�d� tam z ch�opcem 
bezpieczna.
- By� mo�e, w ka�dym razie jaki� czas. Wymy�limy co�, gdy rozprawi� si� ju� z 
Salmissar�.
- Po co go przenosi�, skoro tam jest bezpiecznie?
- Poniewa� trzeba zadba� o ci�g�o�� linii, Pol. A to znaczy, �e powinien si� 
o�eni� i mie� syna. Troch� trudno by�oby nak�oni� dziewczyn�, aby przedar�a si� 
do niego przez g�stwin� r�anych krzew�w.
- Wyruszasz ju�, dziadku? - zapyta� Geran. Jego twarzyczka mia�a bardzo powa�ny 
wyraz. Wszyscy ci mali ch�opcy tak mnie nazywali. Zdaje si�, �e maj� to ju� we 
krwi.
- Tak, Geranie - odpar�em. - B�dziesz bezpieczny z cioci� Pol. Ja mam co� do 
za�atwienia.
- Przypuszczam, �e nie chcia�by� z tym troch� poczeka�, prawda?
- Co ci chodzi po g�owie?
- Chcia�bym wyruszy� razem z tob�, ale jestem jeszcze za ma�y. Gdyby� m�g� 
zaczeka� kilka lat, to by�bym wystarczaj�co du�y, aby w�asnor�cznie zabi� 
Salmissar�.
By� prawdziwym Alornem.
- Nie, Geranie. Lepiej sam si� tym zajm� w twoim imieniu. Salmissar� mog�aby 
umrze� �mierci� naturaln�, nim by� dor�s�, a tego chybaby�my nie chcieli?
Ch�opiec westchn��.
- Nie, chyba nie - przyzna� niech�tnie. - Ale zadasz jej cios ode mnie, dziadku?
- Masz na to moje s�owo, ch�opcze.
- Tylko mocny - doda� zapalczywie.
- M�czy�ni! - mrukn�a Polgara.
- B�d� z tob� w kontakcie, Pol - obieca�em. - A teraz zmykajcie z tej pla�y. Tu 
mo�e kr�ci� si� wi�cej Nyissan.
Tak oto Polgara poprowadzi�a zasmuconego ma�ego ksi�cia w kierunku Medalii i 
Erat. Ja za� ponownie zmieni�em posta� i pofrun��em na p�noc, ku Val Alorn.
Od stu siedemdziesi�ciu pi�ciu lat, odk�d Ran Horb II utworzy� kr�lestwo 
Sendarii i by�y hodowca rzepy, imieniem Fundor, zosta� wyniesiony na tron, 
Sendarowie byli bardzo zaj�ci- g��wnie wyr�bem. Nie pochwala�em tego. Zabijanie 
czego�, co �y�o od tysi�cy lat, tylko po to, aby hodowa� rzep�, wydawa�o mi si� 
troch� niemoralne. Sendarowie jednak�e mieli we krwi zami�owanie do porz�dku i 
wprost uwielbiali proste linie. Je�li budowali trakt i na drodze stan�a im 
g�ra, to nigdy nie przy-sz�oby im do g�owy obej�� j�. Po prostu przebijali 
tunel. Tolne-dranie zachowuj� si� podobnie. To chyba ca�kiem zrozumia�e. 
Sendarowie s� osobliw� mieszanin� wszystkich ras, wi�c powinni mie� w swej 
naturze r�wnie� kilka cech tolnedra�skich.
Nie zrozumcie mnie �le. Lubi� Sendar�w. Czasami s� troch� nudni, ale my�l�, �e 
to najprzyzwoitsi i najwra�liwsi ludzie na �wiecie. Mieszane pochodzenie zdaje 
si� chroni� ich przed obsesjami, kt�re skazi�y inne rasy.
O czym ja m�wi�? Naprawd� nie powinni�cie pozwala� mi na takie dygresje. Nigdy 
nie wyjdziemy poza nie, je�li nie b�d� �ci�le trzyma� si� tematu.
Kr�lestwo Sendarii, je�li patrze� na nie z g�ry, przypomina obrus w kratk�. 
Przelecia�em nad sto�ecznym miastem Sendar i polecia�em w kierunku jeziora 
Seline. Potem by�y g�ry i w ko�cu Sendaria urywa�a si� nagle na Przesmyku 
Chereku.
Gdy przelatywa�em nad przesmykiem przez zatok� Che-rek, przetacza�a si� fala 
przyp�ywu i Wielki Maelstrom wirowa� rado�nie, usi�uj�c poderwa� z dna g�azy. 
Niewiele trzeba, by uszcz�liwi� pr�d.
Potem polecia�em wzd�u� wschodniego wybrze�a p�wyspu, min��em Eldrigshaven i 
Trellheim, by w ko�cu dotrze� do Val Alorn.
Val Alorn znajdowa�o si� tam ju� od bardzo dawna. Zdaje mi si�, �e w tamtej 
okolicy by�a wioska, jeszcze nim Torak roz�upa� �wiat, w wyniku czego powsta�a 
zatoka Cherek. Chereko-wie postanowili zrobi� z niej prawdziwe miasto, gdy 
podzieli�em Alori�. Cherek musia� czym� zaj�� sw�j umys�, by nie my�le� o tym, 
�e pozbawi�em go wi�kszo�ci kr�lestwa. Je�li mam by� zupe�nie szczery, to zawsze 
uwa�a�em Val Alorn za troch� ponure miejsce. Niebo nad p�wyspem Cherek jest 
niemal zawsze pochmurne i szare. Czy musieli budowa� miasto z r�wnie szarego 
kamienia?
Wyl�dowa�em na po�udnie od miasta i obszed�em je, by dosta� si� do g��wnej 
bramy, wychodz�cej na port. Potem pow�drowa�em w�skimi ulicami, na kt�rych nadal 
w ocienionych miejscach le�a�y zwa�y brudnego �niegu. W ko�cu dotar�em do pa�acu 
i zosta�em wpuszczony. Kr�la Valcora znalaz�em w wielkiej sali tronowej na 
libacji ze swymi dworzanami. Przez wi�kszo�� czasu sala tronowa kr�lestwa 
Sendarii przypomina�a piwiarni�. Na szcz�cie przyby�em oko�o po�udnia i Valcor 
jeszcze nie zd��y� si� spi� do nieprzytomno�ci. Zachowywa� si� ha�a�liwie, ale 
to nie by�o niczym nadzwyczajnym. Cherekowie, pijani czy trze�wi, zawsze byli 
ha�a�liwi.
- O, Belgarath! - zawo�a� do mnie z tronu - chod�, przy��cz si� d...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin