4057.txt

(1337 KB) Pobierz
Siergiej Sniegow

Ludzie jak Bogowie
tom 1
Dalekie szlaki
. 1 . W�opanna z Wegi


         Dla mnie historia ta rozpocz�a si� w czasie spaceru nad kraterami Kilimand�aro, od spotkania z Lusinem lec�cym na ognistym smoku. 
         Nie lubi� lata� na smokach, bo tr�ci mi to staro�ytn� teatralno�ci�, a powolnych pegaz�w wr�cz nie znosz�. Na Ziemi pos�uguj� si� zwyczajn� wygodn� awionetk�, pojazdem niezawodnym. Ale Lusin nie potrafi sobie wyobrazi� podr�y bez u�ycia smoka. W szkole, kiedy te cuchn�ce potwory dopiero wchodzi�y w mod�, Lusin wdrapa� si� na �wiczebnym smoku na Czomolungm�. Smok wkr�tce zdech�, chocia� by� w masce tlenowej, a Lusinowi zakazano przez miesi�c pojawia� si� w stajni. Od tego czasu up�yn�o czterdzie�ci trzy lata, ale Lusin nie zm�drza�. Powtarza ci�gle, �e odzywa si� w nim dusza przodk�w, kt�rzy ub�stwiali te dziwne stworzenia, lecz moim zdaniem zwyczajnie pozuje na orygina�a. Zupe�nie tak samo jak Andre Szerstiuk. Obaj gotowi s� wyle�� ze sk�ry, aby tylko kogo� czym� zadziwi�.  Tacy ju� s�. 
         Kiedy wi�c znad Oceanu Indyjskiego nadlecia� skrzydlaty smok otoczony k��bami dymu i j�zykami p�omieni, od razu domy�li�em si�, kto go dosiada. 
      Istotnie, Lusin krzykn�� na powitanie i wyl�dowa� na urwistym stoku 
      krateru Kibo. Zatoczy�em kilka kr�g�w w powietrzu, aby obejrze� sobie 
      "wierzchowca", po czym r�wnie� wyl�dowa�em. Lusin podbieg� do mnie i 
      serdecznie u�ciska�. Nie widzieli�my si� od dw�ch lat. Przyjaciel 
      rozkoszowa� si� moim zdumieniem. 
         Smok by� du�y, mia� oko�o dziesi�ciu metr�w d�ugo�ci. Rozci�gn�� si� bezw�adnie na kamieniach, zamkn�� ze zm�czenia wypuk�e, zielone oczy, a jego chude boki opancerzone pomara�czow� �usk� wznosi�y si� i zapada�y.  Spotnia�e skrzyd�a zwierz�cia drga�y spazmatycznie, nad jego g�ow� k��bi� si� dym, przy wydechu z paszczy tryska� p�omie�. Ognistego smoka widzia�em po raz pierwszy. 
         - Ostatni model - powiedzia� Lusin. - Hodowla zaj�a mi dwa lata. 
      Koledzy z INF chwal�. �adny, prawda? 
         Lusin pracuje w Instytucie Nowych Form i nieustannie che�pi si�, �e syntetyzuje �ywe istoty, jakich natura nie zdo�a wytworzy� w procesie ewolucji nawet za miliard lat. Co� nieco�, na przyk�ad m�wi�ce delfiny, istotnie mu si� uda�o. Ale smok dymi�cy jak wulkan nie wyda� mi si� pi�kny. 
         - Masz zamiar straszy� nim dzieci? - zapyta�em. Lusin czule poklepa� smoka po jednej z jego dwunastu �abich n�g. 
         - Efektowny. Zawieziemy na Or�. Niech ogl�daj�. 

         Dra�ni mnie, je�li kto� m�wi o Orze. Po�owa moich przyjaci� tam leci, 
      a mnie si� nie uda�o. Z�o�ci mnie nie ich szcz�cie, lecz to, �e w 
      najwy�szym stopniu interesuj�ce spotkanie z mieszka�cami innych �wiat�w 
      przekszta�caj� w prymitywn� wystaw� zabawek. Czego te� oni na t� Or� nie 
      zabieraj�! 
         - Brednie! Nikt tam nawet nie spojrzy na twoje wykopalisko. Ka�dy Niebianin jest stokro� bardziej niezwyk�y ni� wszystkie wasze cudactwa razem wzi�te. S�dz�, �e maszyny b�d� ich ciekawi� przede wszystkim. 
         - Maszyny tak! Zwierz�ta r�wnie�! Wszystko! 
         - I ty r�wnie�! - rzuci�em ze z�o�ci�. - Pi�kny okaz cz�owieka pi�tego wieku: rudow�osy, ��tooki, wzrost metr dziewi��dziesi�t dwa, wiek pod sze��dziesi�tk�, samotny. �eby tylko nie zakocha�a si� tam w tobie jaka� my�l�ca ropucha! Nawet na swoim smoku nie uciekniesz! 

         Lusin u�miechn�� si� i pokiwa� g�ow�. 
         - Zazdro�cisz, Eli. Odwieczne uczucie. Starsze od smok�w. Rozumiem. Sam bym na twoim miejscu. Przyzwyczaili�my si� do stylu Lusina, ale nieznajomi czasami nie mog� go zrozumie�. Nie lubi zreszt� rozmawia� z nieznajomymi. 

         Jego wyrzuty zdenerwowa�y mnie. Oburzony odwr�ci�em si�. Lusin po�o�y� 
      mi r�k� na ramieniu. 
         - Spytaj jak? - poprosi� smutnym g�osem. �Ciekawe. 

         Skin��em g�ow�, aby nie sprawi� mu zawodu swoj� oboj�tno�ci�. Z jego 
      opowiadania dowiedzia�em si�, �e w �o��dku potwora syntetyzuj� si� 
      substancje palne i �e samego smoka ani to zi�bi, ani grzeje. Lusin pracuje 
      nad tematem: "Materializacja potwor�w ze staro�ytnych poda�". Smok ziej�cy 
      ogniem jest czwartym jego tematem, a potem zamierza stworzy� skrzydlate 
      asyryjskie lwy i p�azopodobne egipskie sfinksy. 
         - Chc� boga Hora z sokol� g�ow�. Jeszcze nie zatwierdzony. Mam nadziej� 
      - powiedzia� Lusin. 

         Przypomnia�em sobie, �e Andre wiezie na Or� swoj� symfoni� "Harmonia 
      gwiezdnych sfer" i �e prawykonanie tego utworu odb�dzie si� dzi� wieczorem 
      w Kairze. Pow�tpiewam co prawda w talenty muzyczne Andre, ale wol� ju� 
      muzyk� ni� dymi�ce smoki. 
         Lusin poderwa� si�. 
         - Nie wiedzia�em. Lecimy do Kairu. Ja przodem. Do dworca rakietowego. 
         - Sam si� rozkoszuj truj�cymi wyziewami twojego potwora - powiedzia�em. 
      - A ja tradycyjnie: raz, dwa i ju� przelecia�em sto kilometr�w. 

         Uda�o mi si� wyprzedzi� Lusina o blisko dwadzie�cia minut. Czekaj�c na 
      niego um�wi�em si� z obs�ug� stacji, �e nakarmi� smoka w stajni pegaz�w. 
      Na ka�dym dworcu rakietowym jest obecnie zagroda skrzydlatych koni, 
      specjalnie dla turyst�w. Moja pro�ba nie wzbudzi�a wielkiego zachwytu, 
      kt�ry zupe�nie si� ulotni�, kiedy powiedzia�em, �e smok jest ognisty. 
      Zadziorne pegazy nienawidz� flegmatycznych smok�w i kiedy tylko je 
      dostrzeg�, natychmiast rzucaj� si� na nie z g�ry. Oczywi�cie ani kopyta, 
      ani z�by nie mog� uszkodzi� �uski, ale zwariowane konie atakuj� uparcie a� 
      do ca�kowitego wycie�czenia. Nie rozumiem zupe�nie, czemu Grecy wybrali 
      kiedy� do swych poetyckich lot�w to szybko nu��ce si� w powietrzu zwierz�. 
      Wola�bym osobi�cie wznosi� si� ku artystycznym wy�ynom na kondorach lub 
      gryfach, kt�re wzlatuj� wy�ej i doskonale szybuj� nad Ziemi�. 






            . 2 .       
          Pierwszym znajomym spotkanym w Kairze by� Allan Croose, r�wnie� szkolny kolega. Przylecia� dwie godziny przed nami i szed� w�a�nie do Izby Tras Gwiezdnych. W r�ku ni�s� walizeczk� jak zwykle pe�n� ksi��ek. Allan ub�stwia te starocie. Pod tym wzgl�dem podobny jest do Paw�a Romero, kt�ry tak�e nie odrywa si� od ksi��ek. Pawe� �l�czy nad nimi, bo taki jest jego zaw�d, Allan natomiast grzebie si� w nich dla przyjemno�ci. Pe�niej si� czuje wsp�czesno��, kiedy si� trzyma w r�ku zetla�e gazety z dwudziestego wieku - m�wi ze �miechem. Allan zawsze albo gniewa si�, albo si� �mieje. 
      Gniew i rado�� nie s� kra�cowymi, lecz s�siaduj�cymi stanami jego 
      psychiki. Albo jest oburzony, albo pe�en zachwytu wywo�anego tym tylko, �e 
      nie jest oburzony. 
         Dowiedziawszy si�, dok�d idziemy, stan�� jak wryty. - Tylko po to przyjechali�cie do Kairu? Mogli�cie przecie� w��czy� sal� koncertow� i z daleka rozkoszowa� si� muzyk�. 
         Poci�gn��em go za r�kaw. Nie lubi�, kiedy ludzie ni z tego, ni z owego zatrzymuj� si� w p� kroku. 
         - Symfonii Andre nale�y s�ucha� w specjalnych halach. Jego muzyka nie jest przyjemno�ci�, lecz ci�k� prac� fizyczn�. 

         Allan poszed� z nami. 
         - Musz� porozmawia� z Andre - powiedzia� gro�nym tonem. - Natr� mu uszu po koncercie. Ostatni model jego ruchomego deszyfratora jest do niczego. 
         - Zwolnij kroku i nie machaj mi tym kufrem przed i nosem. Pewnie masz tam pi��dziesi�t kilogram�w? 
         - Sze��dziesi�t trzy. Pos�uchajcie, jaka g�upia historia przydarzy�a si� nam na Procjonie przez niedbalstwo Andre. 

         O g�upiej historii na Procjonie ju� s�yszeli�my. Znali j� wszyscy 
      mieszka�cy Ziemi i planet uk�adu. Wyprawa Allana sprawdza�a lekki model 
      Gwiezdnego P�uga przystosowanego do szybkich przewoz�w pasa�erskich. W 
      pobli�u Uk�adu S�onecznego rozp�dza� si� nie wolno, dlatego te� jedena�cie 
      i p� roku �wietlnego przebyli w ci�gu trzydziestu dziewi�ciu dni 
      pok�adowych. W gwiazdozbiorze Ma�ego Psa r�wnie� nie by�o gdzie si� 
      rozp�dzi�, wobec czego osi�gn�li zaledwie stukrotn� pr�dko�� �wiat�a. Za 
      to w�a�nie w tym gwiazdozbiorze, w uk�adzie planetarnym Procjona, 
      cz�onkowie wyprawy, sami o tym nie wiedz�c, dokonali wreszcie 
      zapowiedzianego pi�� wiek�w temu odkrycia: znale�li my�l�ce porosty. Na 
      drugiej spo�r�d trzech planet Procjona brakowa�o �wiat�a i ciep�a, a ska�y 
      by�y pokryte rudym mchem. Astronauci chodzili po mchach, badali je 
      aparatami, ale wykryli jedynie to, �e ro�liny wysy�aj� s�abe fale 
      magnetyczne. Po powrocie na Ziemi� centralny komputer, Wielki Akademicki, 
      rozszyfrowa� zapisane promieniowanie i stwierdzi�, �e jest to mowa. Uda�o 
      si� odczyta� kilka zda�: "Kim jeste�cie? Sk�d? Jak wykszta�cili�cie w 
      sobie zdolno�� ruchu?" Nieruchome porosty by�y najbardziej zdumione tym, 
      �e ludzie potrafi� chodzi�. 
         - Wszystkiemu winien idiotyczny RD-2! � grzmia� Allan na ca�� ulic�. 
      Zawsze m�wi� bardzo g�o�no. - Jest wprawdzie lepszy od nar�cznych 
      deszyfrator�w, kt�re nadaj� si� tylko do prowadzenia rozmowy z pieskami i 
      ptaszkami, to fakt. Na przyk�ad na Polluksie, w Bli�ni�tach, pogadali�my 
      sobie nie�le z inteligentnymi rybami. Te zabawne nereidy generowa�y fale 
      ultrad�wi�kowe, my za� nauczyli�my si� przekszta�ca� w�asne s�owa w takie 
      same fale. Zreszt� wiecie o tym z transmisji... Ale w trudnych sytuacjach 
      przyrz�d Andre zawodzi. I tak� bezradn� maszyn� reklamuje si� jako ostatni 
      krzyk techniki! 
         Allan nagle przerwa� i zatrzyma� si� zn�w. Chcia�em jeszcze energiczniej poci�gn�� go za r�kaw, ale uderzy� mnie wyraz jego twarzy. 
         - Zupe�nie zapomnia�em, braciszkowie! - wykrzykn�� i rozejrza� si� doko�a, jakby obawia� si�, �e kto� go pods�ucha. - Do Izby Tras Gwiezdnych dotar�a dzi� zadziwiaj�ca wiadomo��. Nikt na razie nie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin