15624.txt

(14 KB) Pobierz
  Andrzej Zimniak
DRACULA CIEMNYCH ZAU�K�W
  
  Telefon dzwoni� od pi�ciu minut i jego d�wi�k wydawa� si� Dracowi coraz bardziej 
natarczywy. Zwleka� z podniesieniem s�uchawki jak najd�u�ej, dop�ki cyklicznie nawracaj�ce 
wibracje nie wyprowadzi�y go z r�wnowagi.
  � Wiemy, �e tam jeste�, Dr�c, i �e wykona�e� ju� swoj� dzisiejsz� robot�. � G�os by� 
niewyra�ny i sepleni�cy, jakby kto� ba� si� rozpoznania i m�wi� z pe�nymi ustami.
  Wzdrygn�� si�. Przecie� nikt nie m�g� go widzie�, gdy przeciska� si� zat�ch�ymi ciemnymi 
zau�kami, a potem wraca� do hotelu skacz�c z jednego stromego dachu na drugi. Poza tym� teraz 
by� ju� kim innym.
  � Je�li jeste�cie kapusiami, to i tak mnie nie dostaniecie, o czym wiecie r�wnie dobrze jak ja. 
Ta rozmowa nie ma sensu. � Stara� si� m�wi� spokojnie i beznami�tnie.
  � Chwileczk�! � Kto� z tamtej strony podni�s� g�os, jakby obawia� si� roz��czenia. � 
Jeste�my z niezale�nych, wi�cej nie musisz wiedzie�. Zejd� zaraz na ulic�, bo inaczej 
przyjedziemy po ciebie, a wtedy by�oby to zbyt �atwe. � Ze s�uchawki p�yn�� nabrzmia�y groz� 
szept. � Wi�c co? S�yszysz mnie, Drac?
  � Nie p�jd�, mam dosy�! � krzykn�� i cisn�� s�uchawk�, lecz wiedzia�, �e p�jdzie, �e musi 
p�j��, tak jak to ju� robi� dziesi�tki razy. Sprawiedliwo�� nigdy nie mo�e czeka�, ani tym bardziej 
ust�pi� pola.
  Telefon zn�w dzwoni�, lecz on poszed� do �azienki i d�ugo my� r�ce, na kt�rych pozosta�y 
jeszcze czerwone pr�gi. Lecz tym razem nie wytrzyma� nawet pi�ciu minut.
  � Przygotuj si� dobrze, Drac � bulgota� g�os � jeszcze nigdy nie walczy�e� z tak� besti�. 
Przygotuj si� dobrze�
  Zn�w rzuci� s�uchawk� i si�gn�� do przewodu, aby wyrwa� go z gniazda, lecz w ostatniej chwili 
zmieni� zamiar.
  W �azience zrzuci� ubranie i wszed� pod strumie� gor�cej wody. Zmoczy� szorstki r�cznik i 
zdziera� nim z szyi zakrzep�� krew. Gdy sk�ra by�a ju� czysta, wytar� si� i stan�� przed lustrem.
  I wtedy szklanki zad�wi�cza�y w niklowanych uchwytach, j�kliwie zawt�rowa�y im szyby. 
Rozleg�y si� t�pni�cia, jakby pot�ny kafar uderza� w trotuar przed wej�ciem do hotelu.
  Drac wci�gn�� g�ow� w ramiona jak w oczekiwaniu na cios, lecz natychmiast wyprostowa� si� i 
spojrza� w lustro. Sta� przed nim cz�owiek drobnej postury, w�szy w klatce piersiowej ni� w 
biodrach, ciemny, z rozbieganym wzrokiem. Czy to naprawd� ja?
  W tej samej chwili dudni�ce razy zn�w przetoczy�y si� ulic�, oddalaj�c si� jak t�tent 
mitycznego cyklopa. �ciany zadr�a�y, a lustro przepo�owi�a czarna krecha p�kni�cia.
  Zaraz tu przyjd�, pomy�la� i zobaczy�, �e ramiona m�czyzny w lustrze zadr�a�y. Ju� czas.
  Przeszed� do pokoju i zgasi� �wiat�o. I jak zwykle w ciemno�ci natychmiast przypomnia� sobie 
tamt� koszmarn� noc, kt�ra odmieni�a ca�e jego �ycie.
  Potrzebowa� wtedy alkoholu, �eby nie my�le�, nie wiedzie�, zapomnie�. Mia� pewno��, �e 
pe�na �wiadomo�� zabije go lub wp�dzi w ob��d. Wi�c pi� coraz wi�cej, a� leg� na ciep�ym jeszcze 
piasku pla�y, a w szeroko otwartych oczach mia� morze gwiazd. By�o to dawno, lecz czas nie 
zdo�a� zniweczy� wyrazisto�ci wspomnie�.
  Hotelowe szyby jeszcze raz zaj�cza�y ze strachu, st�pni�cia olbrzyma zn�w bi�y w ulic� jak 
wielotonowe m�oty. Co�, z czym mia� walczy�, nadesz�o i zatrzyma�o si� tu� przed wej�ciem. To 
co� by�o pot�ne i na pewno si�ga�o pierwszego pi�tra. Zaraz uderzy w okno, szk�o pry�nie jak 
od�amki granatu� Ju� czas, najwy�szy czas.
  Drac skrzy�owa� r�ce na piersiach i skoncentrowa� si�, wygasi� my�li, zatopi� si� w sobie. Jego 
ramiona powinny rosn��, musku�y zaw�la� si�, zmienia� struktur�. Teraz klatka piersiowa z 
wr�gami gn�cych si� �eber, t�ej�ca beczka, w kt�rej p�onie zimny ogie�. A potem l�d�wia, 
po�ladki i nogi pokryte twardymi jak kamie� gruz�ami. Jego szcz�ki s� jak ze stali, cia�o ju� nie jest 
cia�em, lecz skumulowan� energi� zdoln� roznie�� to miasto na cztery strony �wiata�
  Wygasi� my�li z wyj�tkiem tej jednej: o tamtej nocy na pla�y nad jeziorem. Le�a� 
p�przytomny, a nad nim falowa�y gwiazdy, zupe�nie jakby powierzchnia wody odbija�a si� w 
niebie. Po wielu godzinach odzyska� tyle �wiadomo�ci, by spostrzec, �e gwiazdy spadaj�. 
Rozsypa�y si� woko�o jak szufle roz�arzonych w�gli, pada�y na jego cia�o, nie czyni�c mu jednak 
krzywdy. By�y jak deszcz zimnych ogni, jak spr�yste kulki ��tego �wiat�a. A gdy ponownie 
zapada� w odr�twienie, przem�wi�y. Ich mowa dobiega�a go znik�d i zewsz�d, by�a ch�rem 
dziesi�tk�w �piewnych g�os�w.
  � Spe�niamy ka�de twoje �yczenie, lecz musi ono dotyczy� tylko ciebie. � Pojedyncze 
d�wi�ki dopiero pod czaszk� uk�ada�y si� w zrozumia�e s�owa.
  � Cofnijcie czas, zwr��cie mi c�rk� � wykrztusi� pijackim szeptem.
  � Musi ono dotyczy� tylko ciebie.
  � Chc� by� wszechpot�ny! � za�wita�a mu nagle nadzieja.
  � Wi�c ju� nim jeste�. Nie ma na Ziemi istoty r�wnej ci si�� fizyczn�. Musisz tylko skupi� 
my�li.
  � Ale� dlaczego? Jeste�cie diab�ami czy anio�ami? � W stanie odurzenia zd��y� ju� 
uwierzy� w swoj� moc.
  Odpowiedzi� by� daleki, ptasi �miech.
  � Ani jednym, ani drugim. W�a�nie naznaczyli�my ci�. Jeste� cechowanym egzemplarzem w 
naturalnym �rodowisku, jak m�wi� wasi obserwatorzy. My te� jeste�my obserwatorami�
  Gwiazdy ulecia�y i zaj�y w�a�ciwe im miejsce na firmamencie, a Drac przespa� po�ow� 
nast�pnego dnia na pla�y, gdzie ma�e dzieci obrzuca�y go piaskowymi kulami. Wczesnym 
popo�udniem wsta� i ruszy� bez celu przed siebie. Nie wiedzia�, �e w tej w�a�nie chwili podj�� 
wyzwanie swojego nowego �ycia.
  Lecz rzeczywisto�� nie pozostawia�a czasu na wspomnienia. Potw�r za oknem uderzy� kilka 
razy w ziemi�, po czym wymierzy� cios w mur budynku. Posypa�y si� szyby, zaskrzypia�y spojenia 
�cian, gdzie� histerycznie krzykn�a kobieta. D�wi�ki te urwa�y si� jak no�em uci��, zapad�a 
g�ucha cisza. Nigdzie, w ca�ym mie�cie, nie zak��ci� jej ani jeden g�os. Nawet wiatr ucich�, jakby i 
on oczekiwa� na nieuniknion� ju� walk�.
  Drac poczu�, jak wzbiera w nim w�ciek�o��. Ten, kt�ry robi najwi�cej ha�asu, rzadko bywa 
najlepszy. A on na�adowany jest niszczycielsk� si��, tak wielk�, jak jeszcze nigdy dotychczas!
  D�onie zwin�� w ogromne pi�ci. Z trudem przepchn�� si� przez drzwi. Dwoma susami znalaz� 
si� w hotelowym hallu.
  Cyklopi t�tent oddali� si�, a jego echo zamar�o w g��bi miejskich uliczek. Przeciwnik uciek�! 
Drac zani�s� si� chrapliwym �miechem przypominaj�cym ryk dzikiej bestii. Potoczy� �lepiami 
doko�a: nigdzie nie by�o �ywej duszy, wszyscy ludzie pochowali si� w mysie dziury, na placu boju 
pozosta� on i potw�r. Potw�r, kt�rego zaraz rozniesie na strz�py!
  Czu� pulsowanie mocy w rozrastaj�cych si� barach. Ruszy� ku drzwiom, lecz okaza�y si� dla 
niego zbyt ciasne. Napar� na otw�r wy�amuj�c futryn� i krusz�c mur. W k��bach ceglanego py�u 
wyskoczy� na zewn�trz, rozgl�daj�c si� czujnie, got�w do odparcia nag�ego ataku. Lecz nikt nie 
atakowa�; ulica by�a pusta i ciemna jak g��boki w�w�z.
  W �adnym oknie nie pali�o si� �wiat�o, lecz ich mrok pe�en by� podnieconych szept�w i naporu 
spoconych cia�. Wiedzia� o tym dobrze i czu� teraz pogard� dla ma�ych, g�upich ludzi bezbronnych 
jak m�ode koci�ta a ��dnych widoku krwi i mordu. Wy�ama� kawa� muru i zamierzy� si� celuj�c w 
najbli�sze okno; odpowiedzi� by� zduszony krzyk przera�enia.
  Nagle znieruchomia�. Odleg�e dudnienie przesz�o w powolny, g�uchy t�tent, od kt�rego dr�a�y 
budynki. �oskot narasta�, a� wreszcie zza zakr�tu wy�oni� si� potw�r.
  Zwierz podobny do prehistorycznego nosoro�ca szar�owa� w pe�nym p�dzie z g��bi ulicy. Jego 
barki si�ga�y wysoko�ci pierwszego pi�tra, kopyta kruszy�y asfalt, a pot�ny �eb, zbrojny w dwa 
wyszczerbione rogi, bestia opu�ci�a niemal do ziemi, szykuj�c si� do pierwszego i ostatniego 
uderzenia.
  Drac uni�s� obur�cz fragment muru i cisn�� go w potwora, lecz pocisk odbi� si� jak pi�ka od 
pot�nego barku, rozpryskuj�c si� na kawa�ki.
  Wtedy przela� ca�� swoj� moc w prawe rami�, kt�re wygl�da�o teraz jak dziesi�tki walcz�cych 
w��w obci�gni�tych elastyczn� b�on� sk�ry. Zacisn�� pi�� zdoln� do rozbicia najgrubszych 
mur�w. Znieruchomia�, pochyli� si� lekko do przodu i oczekiwa� przeciwnika.
  By� spokojny spokojem niepokonanego. Bra� ju� udzia� w dziesi�tkach pojedynk�w, cho� 
musia� przyzna�, �e nigdy jeszcze nie zmierzy� si� z podobnym monstrum. Z tych spotka� zawsze 
wychodzi� zwyci�sko, nic nie opar�o si� unicestwiaj�cej sile straszliwej pi�ci. I chocia� zauwa�y�, 
�e w miar� jak ros�a jego moc, coraz pot�niejsi stawali si� przeciwnicy, nigdy nie obawia� si� ani 
przez chwil�. Tylko czasami nachodzi�o go znu�enie, albowiem nieustannym zmaganiom nie by�o 
ko�ca.
  Wi�c i teraz bez trwogi zamierzy� si� do ciosu zdolnego zgruchota� kr�gos�up najwi�kszego 
potwora. Wtedy nagle sta�o si� co� dziwnego.
  Pysk bestii pokry� si� sieci� ��tych zmarszczek, zafalowa�, czerwone �lepia i spieniona paszcza 
znik�y. Na ich miejscu pojawi�o si� co� innego, znajomy zarys, kt�rego nie zd��y� rozpozna�. 
Ogarn�� go s�odkawy od�r oddechu zwierza, lecz nie uderzy�. Uskoczy� gwa�townie w bok, 
pot�ny �eb odwr�ci� si� za nim, lecz nie m�g� dosi�gn�� go �adnym z rog�w. Potw�r przebieg� 
jeszcze przynajmniej sto metr�w, zanim wyhamowa� sw�j p�d i zawr�ci�. Zn�w szar�owa� z 
opuszczonym do ziemi �bem, ale zamiast krwawych �lepi i p�askiego czo�a mia� ludzk� twarz.
  To by�a twarz ch�opca, kt�rego Drac zabi� dzi� wieczorem. Dopad� go w ciemnej uliczce, gdy na 
czele gangu kilkunastu m�odzie�c�w zaczepia� dziewczyny. To jego krew musia� zmywa� p�niej 
ze swojej sk�ry, a mo�e by�a to krew kt�rego� innego z grupy. Zabi� ich wszystkich, goni� 
uciekaj�cych po zau�kach jak lis goni kurczaki, mia�d�y� po kolei kruche cia�a w �apach wielkich 
jak czerpaki koparki. Robi� to samo od lat, w setkach miast i miasteczek, a gdy zabija�, mia� zawsze 
przed oczami ma�e, drobne zw�oki swojej c�rki.
  Czarny potw�r by� coraz bli�ej, a tu� za stercz�cymi ostrzami rog�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin