16402.txt

(21 KB) Pobierz
Ludwig Bechstein

CH�OPIEC NA WID�ACH

Dzia�o si� to w czasie wojny trzydziestoletniej, w roku pa�skim 1627, trudno powiedzie�, i� 
pomy�lnym, gdy� w latach owych w drogiej niemieckiej ojczy�nie mo�na by�o spotka� jedynie 
nieszcz�cie; z jednej strony wojna z ca�� swoj� groz� i krwawymi okropno�ciami, z drugiej za� 
przera�aj�ce ot�pienie umys��w, a zw�aszcza w�r�d uczonych w prawie � kt�rzy we wszystkich 
czasach potrafili, trzymaj�c si� �ci�le jego litery, czyni� z prawa bezprawie, a wszelk� rozs�dn� 
my�l sprowadza� do absurdu.
 Zagl�damy oto, sami pozostaj�c jednocze�nie niewidzialnymi �wiadkami, do sali s�dowej 
rycerskiego zamku Massbach we wsi Massbach, dzi� podlegaj�cej kr�lewskiemu bawarskiemu 
s�dowi krajowemu w Miinnerstadt, w�wczas za� jeszcze sakso�sko�henneberskiej zwierzchno�ci. 
Izba s�dowa znajdowa�a si� w tak zwanym Nowym Zamku, kt�ry rodzina pan�w na Massbachu 
kaza�a dobudowa� do swej staro�wiecko wygl�daj�cej siedziby. W izbie owej zgromadzi�y si� 
r�ne osoby; przede wszystkim szlachetny m�ody dziedzic w�o�ci, przewodnicz�cy s�dowi 
Filip�Krzysztof von i zu Massbach, nast�pnie jego pani matka, pogr��ona w �a�obie pani Wittib � 
ju� nie jak dawniej powabna: raczej chuda posta� o dumnych, surowych i ostrych rysach. Dalej 
Miko�aj Mergilet, syn lub bliski krewny wielce szanownego pana Andrzeja Mergileta, 
uwie�czonego niegdy� przez Paw�a Meliusza Schediusa godno�ci� cesarskiego poety. Jednak�e 
niegdysiejszy proboszcz z Miihlfeld i Puppenlauer nie mia� w sobie nic z poezji. S�u�y� w dobrach 
Massbach�w, by� s�dowym pisarzem, a teraz w obecno�ci wielmo�nych dziedzic�w przes�uchiwa� 
biednego, ma�ego, bosego przest�pc�, �mniej wi�cej dziewi�cioletniego�, zw�cego si� Linhard, 
syna �winiopasa, �wawego i �mia�ego, zupe�nie nie zmieszanego, mi�ego ch�opca o b�yszcz�cych 
niebieskich oczach i bardzo jasnych w�osach, odzianego jedynie w lnian� �witk� � ch�opca, 
zdawa�oby si�, nie umiej�cego zabi� nawet muchy. Wielmo�na pani matka i jej r�wnie wielmo�ny 
syn siedzieli w starych, twardych fotelach, wy�cie�anych ko�skim w�osiem i sk�r�, o oparciach 
ozdobionych wy�rze�bionymi li��mi i g�owami anio�k�w. Pisarz s�dowy zdawa� sobie spraw�, i� 
jest osob� urz�dow�, rozsiad� si� wi�c mo�liwie szeroko, przebiera� w swoich pi�rach, chrz�ka�, a 
gdyby mia� okulary, to mo�na by postawi� sto przeciwko jednemu, i� przetar�by je dok�adnie swoj� 
�nie�nobia�� chusteczk�. Wreszcie pan Miko�aj Mergilet zanurzy� swoje pi�ro w stoj�cym przed 
nim ci�kim, o�owianym ka�amarzu, przysun�� ku sobie plik papieru do protoko�owania i po 
upomnieniu, i� nale�y dobrowolnie zeznawa� prawd� i tylko prawd�, zacz�� �agodnie wypytywa�:
 � Powiedz, jak si� nazywasz?
 � Linhard! � odpowiedzia� dziewi�cioletni obwiniony.
 � Linhard, pi�knie, a twoje nazwisko?
 � Co to jest nazwisko?
 � Stultus! Jak si� nazywa tw�j ojciec?
 � �winiopas!
 Pisarz s�dowy sapn�� ze zniecierpliwienia. Wielmo�na pani przytkn�a ma�� cynow� puszk� z 
pi�mem do sporych otwor�w swego organu powonienia i potrz�sn�a g�ow�.
 Pisarz s�dowy pyta� dalej: � Czy to prawda, �e posiadasz czarodziejsk� sztuk� latania na 
wid�ach i �e� t� sztuk� uprawia�?
 � Tak, to prawda!
 � Gdzie i kiedy� si� nauczy� owej sztuki?
 � Przed dwoma laty w Rheinfeld! (Dzisiaj zwane Rheinfelshof.)
 � A od kogo� si� jej nauczy�?
 � Od �winiopasa z Rheinfeld.
 � A bodaj ci�! Worek ze �winiopasami si� rozerwa�! �askawa pani ponownie unios�a puszk� z 
pi�mem ku swej twarzy.
 � Oczywi�cie twe serce boleje, i�e� si� nauczy� tak nikczemnej sztuki, i z pewno�ci� g��boko 
tego �a�ujesz?
 � Nie! Zupe�nie tego nie �a�uj�, bo to jest prawdziwie pi�kna, wyzwolona sztuka.
 S�owa te przej�y pisarza i dostojnych obecnych lekkim dreszczem odrazy.
 � U�ywa�e� tak zwanego mazid�a czy te� ma�ci czarownic? Sk�d j� wzi��e�?
 � Nigdy niczego nie bra�em; ma�� kupi�em od grabarza ze Schweinfurtu; on j� sprzedaje po 
miarce za grosz.
 �Grabarz, Schweinfurt, miarka za grosz�, zaprotoko�owa� przes�uchuj�cy i wypytywa� dalej: � 
Z czego robi si� tak� ma��? Je�eli jest ci to wiadome, wyznaj szczerze i otwarcie!
 � Czemu nie? Robi si� j� z mleka, z nie ochrzczonych dzieci i z innych rzeczy, kt�rych nazwy 
nie znam.
 � Z nie ochrzczonych dzieci! Okropno��! Czy robi si� z nich i inne diabelskie specyfiki?
 � O, tak! Mo�na robi� r�wnie� proszek, bardzo dobry na myszy; wystarczy szczypt� takiego 
proszku w�o�y� myszy do pyszczka, a zaraz zdechnie.
 � Stultus! Je�li ma si� ju� mysz w r�ku, to nie trzeba �adnego proszku, wystarczy j� zadusi�.
 � Mo�na i w ten spos�b, ale proszek jest lepszy.
 � Do rzeczy, do rzeczy! Nie gubi� si� w g�upstwach! A je�eli nie mo�na dosta� nie 
ochrzczonego dziecka?
 � Wtedy da si� j� zrobi� z �yd�w, bo oni zawsze oszukuj� ludzi!
 � Niegodziwiec! Co te� ty nam tu za g�upstwa wygadujesz? Ile smarowid�a uzyskuj� 
sojusznicy szatana z jednego takiego nieszcz�snego dzieci�tka?
 � Oko�o pi�ciu do sze�ciu miarek. Z �yda, je�li jest du�y, mo�na uzyska� wi�cej, bez 
por�wnania wi�cej.
 � Czy ojciec i matka wiedz� o tych twoich piekielnych kunsztach?
 � Oczywi�cie. Ka�de z nas ma w�asny garnek ze smarowid�em; m�j ojciec codziennie zagl�da 
do swojego, matka postawi�a sw�j w szafie, a oboje wiedz� tak�e, gdzie stoi m�j.
 � Do pioruna, dosy�! A w jaki spos�b u�ywa si� omawianego mazid�a? Powiedz, jak ono 
dzia�a.
 � Je�eli posmaruje si� nim cz�owieka chorego, to wyzdrowieje, a je�eli zdrowego, to zachoruje 
i umrze.
 � Czy ten czarnoksi�ski �rodek dzia�a r�wnie� na zwierz�ta?
 � O, tak! Dlaczego by i nie? Z dobrym skutkiem. Je�li chc� u�mierci� jakie� zwierz�, to 
smaruj� mu nim nos i cztery nogi, a wtedy ginie.
 � Horribile dictu! Powiedz, czy rzeczywi�cie dopuszcza�e� si� takiego grzechu u�miercania 
zwierz�t?
 � Tylko jeden jedyny raz, albo dwa razy. By�o to ubieg�ego roku w lecie. Moja matka zabra�a 
mnie do Rheinfeld, gdzie pracowa�a na dni�wk� u wie�niaka nazwiskiem Heikelmann, piel�c 
warzywnik. Ch�opu nie podoba�o si�, �e matka mnie przyprowadzi�a, bo my�la�, �e b�dzie musia� 
wykarmi� dwie g�by zamiast jednej. Mrucza�, burcza� i patrza� na mnie chmurnie i niech�tnie jak 
na wroga. To mnie tak rozj�trzy�o, �e zakrad�em si� do stajni i posmarowa�em jego koniowi pysk i 
nos, a tak�e kopyta i ogon; dlatego w nocy oszala� i w rozhukaniu swoim pad� martwy, nim zapia� 
pierwszy kur. Gdy wczesnym rankiem wie�niak wszed� do stajni, biedne zwierz� pad�o, ca�e 
pokryte pian�, le�a�o z wyci�gni�tymi nogami, a wie�niak ma�o nie zwariowa� ze z�o�ci i przeklina� 
ca�y �wiat i M�k� Pa�sk�, i wi�cej ni� raz krzycza�: Ki diabe�, ki diabe� tak ohydnie um�czy� 
mojego biednego konia? Nie pisn��em ani s��wka i �mia�em si� w ku�ak. Tym diab�em by�em 
przecie� ja.
 � Pomiot piekielny! Diabl�tko! � z�o�ci� si� pan Miko�aj Mergilet, pospiesznie zapisuj�c 
osobliwe wyznanie.
 � Czy przest�pstwa tego dokona�e� sam?
 � Nie, kto� mi pomaga�.
 � Kto ci w tym dopom�g�?
 � M�j pan, duch! Belial!
 � Panie Jezu! � krzykn�a, zadr�awszy z przera�enia, szlachetna pani.
 � A jak duch wygl�da? W jaki spos�b przychodzi do ciebie?
 � Wygl�da szkaradnie, a przychodzi przez okno. Ma czarn� brod� i kopyciaste stopy na cztery 
palce grube i na cztery palce d�ugie.
 � Czy gdy przychodzi, to przynosi co� tobie albo twoim rodzicom?
 � O, tak, by� wczoraj i przyni�s� wiadro wysta�ego wina, kt�re zabra� z Obcreisensheimu. 
Przynosi te� za ka�dym razem smaczne, ��te, dro�d�owe ciasto, kt�re jemy.
 � Czy masz tylko tego jednego pana i ducha, czy te� jest ich wi�cej?
 � Zawsze tylko jednego na raz; ten jest moim pi�tym. Zaofiarowa� swoje us�ugi, gdy 
poprzedniemu wym�wi�em.
 � Jak d�ugo z�y duch przebywa� u was ostatnio?
 � Przez p� poprzedniej nocy. Siedzieli�my razem i pili�my; potem m�j pan po�o�y� si� ko�o 
mnie i �piewa�, a potem przed �witem odlecia�.
 � Diabe� �piewa�! To co� zupe�nie nowego! � zauwa�y� szlachetny junkier Filip Krzysztof 
von Massbach.
 � A potem odlecia�! W g�owie si� od tego kr�ci! Nale�a�oby uwa�a� to za niemo�liwe, gdyby 
taka niewiara nie by�a bezbo�na i arcyheretycka! � mrucza�, pisz�c, pan Mergilct i wypytywa� 
dalej: � Czy bra�e� udzia� w ta�cach i gdzie?
 � O, tak, na g�rze Zeusing, gdzie spotykaj� si� czarownice. Jest tam r�wnie� �r�d�o, z kt�rego 
musia�em pi�, aby nauczy� si� kunszt�w.
 � A kiedy i w jaki spos�b odbywaj� si� te ta�ce?
 � Mamy w roku pi�� �wi�tych ta�c�w na g�rze Zeusing, w tym jeden w Wigili�, jeden na 
Wielkanoc i jeden w Zielone �wi�tki.
 � Jezu Chryste � zawo�a�a dostojna pani � i to ten piekielnik nazywa �wi�tymi ta�cami!
 � Czy podczas tych diabelskich ta�c�w gra�a muzyka? I kto by� grajkiem?
 � Oczywi�cie, muzyka gra�a zawsze. Na flecie grali Hans z Weipoltshofenu i Schafbalzer, lecz 
byli tam i inni, kt�rych nie znam. Stara Coppin z Massbachu musia�a �wieci�, a jej c�rka Anna 
obja�nia� �wiat�o. Ta�czy�a z nami r�wnie� Nasenbart i stary Pfuzenhannes ze swoim ma�ym.
 � A co spo�ywa�o to niecne zgromadzenie w czasie ta�c�w?
 � R�no�ci: jedli�my kasz� jaglan�, mi�so, zaj�cze i g�sie podr�bki, a tak�e smaczne ciasto, i 
pili�my dobre wino. Tylko stara C�ppin dostawa�a do picia sok z gruszek.
 � Czy wiesz, jak czyni� szkod� na ��kach i w zbo�u?
 � Oczywi�cie, ale sztuki tej nigdy nie praktykowa�em, bo to jest grzechem. W ubieg�ym roku 
z�odzieje mleka wszystko niszczyli, ale tego roku winoro�l i zbo�e dadz� dobre plony.
 � Kogo masz na my�li, m�wi�c o z�odziejach mleka?
 � Czarownik�w! Takim czarownikiem jest Pfutzenhannes; ma on ducha, kt�ry jest 
prawdziwym starym, z�ym diab�em, nosz�cym czarne jak smo�a ubranie.
 � Czy tacy przekl�ci od Boga czarownicy potrafi� u�mierca� r�wnie� ludzi? I jak to czyni�?
 � Pfutzenhannes potrafi, tak samo jak ja, kt�ry tego nie czyni�. Wystarczy wzi�� szczypt� 
proszku z dziecka, nasypa� komu� na plecy, a on�e musi umrze�.
 Dostojna pani wyda�a okrzyk przera�enia � co� j� po�askota�o w grzbiet � i gwa�townie si�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin