Virginia Andrews P�atki na wietrze Z angielskiego prze�o�y�a El�bieta Podolska Tytu� orygina�u Peta�s on the Wind �wiat Ksi��ki, Warszawa 1995 ISBN 83-7129-805-6 NARESZCIE WOLNI! W dniu ucieczki byli�my tacy m�odzi. Jak�e powinni�my czu� si� szcz�liwi, w ko�cu wolni, oswobodzeni z tego przyt�aczaj�cego, ponurego miejsca. Lecz nasza rado�� by�a �a�osna. Siedzieli�my w p�dz�cym autobusie - bladzi, przera�eni tym, co widzieli�my za oknem. Wolno��... Czy istnieje wspanialsze s�owo? Nie, nawet je�li �mier� wyci�ga�aby po nas lodowate szpony, a niebo by�oby puste. A mo�e B�g te� jecha� autobusem i czuwa� nad nasz� tr�jk�? Cz�owiek musi w co� wierzy�. Mija�y godziny. W napi�ciu obserwowali�my, jak kierowca zatrzymywa� si� na kolejnych przystankach i zabiera� pasa�er�w. Kilkakrotnie stawa�, aby odpocz��, zje�� �niadanie, w ko�cu zabra� t�g� Murzynk�, stoj�c� samotnie na brzegu chodnika. Z trudem wdrapa�a si� do autobusu, taszcz�c niesamowit� ilo�� siatek i tobo�k�w. W�a�nie gdy kobieta sadowi�a si� wygodnie na siedzeniu, min�li�my granic� Wirginii i Karoliny P�nocnej. Autobus toczy� si� teraz wolno na po�udnie. Po raz pierwszy od wielu lat poczu�am ulg�. Opu�cili�my stan, w kt�rym spotka�o nas tyle nieszcz��. Byli�my najm�odszymi pasa�erami autobusu. Chris mia� dziewi�tna�cie lat. Jego d�ugie, faluj�ce, jasne w�osy spada�y na ramiona, a ich ko�ce wywija�y si� ku g�rze. B��kitne, otoczone czarnymi rz�sami oczy przypomina�y kolor letniego nieba. By� przystojnym i pogodnym ch�opcem, o mi�ym, ciep�ym usposobieniu. Prosty, klasyczny nos wskazywa�, �e ten m�ody cz�o- 9 Virginia C. Andrews wiek staje si� m�czyzn�, kt�rego ujmuj�ca powierzchowno�� przyprawi niejedno kobiece serce o dr�enie. Twarz Chrisa wyra�a�a pewno�� siebie. Wygl�da� na szcz�liwego. Przynajmniej do momentu, kiedy zerkn�� na Carrie. Gdy zobaczy� blad� twarz siostry, zmarszczy� brwi, a w jego oczach ujrza�am niepok�j. Zacz�� powoli uderza� w struny gitary, wydobywaj�c d�wi�ki melodii �Och, Susannah". Jego delikatny, melancholijny g�os przeszy� mi serce. Oboje poczuli�my narastaj�cy smutek. Piosenka przywo�ywa�a niemi�e wspomnienia, a my stanowili�my jedno��. Nie mog�am patrze� na brata, ba�am si�, �e wybuchn� p�aczem. Na moich kolanach kuli�a si� m�odsza siostra. Chocia� mia�a osiem lat, by�a tak ma�a i krucha, �e wygl�da�a na trzy. Smutne, du�e niebieskie oczy widzia�y tyle cierpie�, kry�y w sobie tyle tajemnic. Straci�a wszystko, co by�o tre�ci� jej �ycia. Nie oczekiwa�a ju� niczego: ani szcz�cia, ani mi�o�ci. S�aba, apatyczna, niemal�e gotowa na �mier� i taka samotna, przera�aj�co samotna. Mia�am pi�tna�cie lat. By� listopad 1960 roku. Patrzy�am na �wiat z ogromn� zach�anno�ci�. Panicznie ba�am si�, �e ju� nigdy w �yciu nie nadrobi� tego, co straci�am. Siedzia�am spi�ta, gotowa pokona� ka�d� przeciwno��, jaka stanie mi na drodze. Czu�am w sobie tl�cy si� lont, wiedzia�am, �e wcze�niej czy p�niej eksploduj� i zniszcz� tych, kt�rzy mieszkali w Fox-worth Hall. Chris po�o�y� r�k� na mojej d�oni. Wiedzia�, �e pragn� piek�a dla naszych prze�ladowc�w. - Odpr� si�, Cathy - powiedzia� cicho. - Wszystko b�dzie dobrze. Musi nam si� uda�. Wci�� by� tym niepoprawnym optymist�, wierz�cym, �e pomimo przeciwno�ci losu znajdziemy wreszcie szcz�cie. Bo�e, jak m�g� tak my�le�, teraz gdy C�ry nie �y�? C� dobrego mog�o nam si� przydarzy�? - Cathy - szepn��. - Mamy tylko siebie. Musimy pogodzi� si� z tym, co si� sta�o, i �y� dalej. Je�li uwierzymy w siebie, 10 NARESZCIE WOLNI! w nasze uzdolnienia, �wiat stanie przed nami otworem. Na tym to polega, Cathy, naprawd�. No tak, chcia� zosta� statecznym, prowincjonalnym lekarzem, sp�dzaj�cym dni w izbach przyj��. Aleja pragn�am czego� bardziej wyszukanego, romantycznego. Pragn�am spe�nienia na scenie wszystkich moich marze� o mi�o�ci i o romansie, chcia�am by� najwspanialsz� primabalerin� �wiata. Tylko to da�oby mi satysfakcj�. Wtedy pokaza�abym mamie. Niech ci� diabli, mamo! Mam nadziej�, �e ogie� poch�onie Foxworth Hall, a ty nigdy wi�cej nie zaznasz spokoju w tym wielkim �ab�dzim �o�u. Nigdy wi�cej! �ycz� ci, aby tw�j m�ody m�� znalaz� sobie kochank� - m�odsz� i pi�kniejsz� od ciebie - a z twojego �ycia uczyni� piek�o, na kt�re zas�ugujesz! - Nie czuj� si� dobrze, Cathy - j�kn�a Carrie. - M�j �o��dek. Mam dziwne uczucie... Ogarn�� mnie strach! Mia�a nienaturalnie blad� twarz. W�osy, niegdy� tak pi�kne i po�yskliwe, teraz matowe, zwisa�y w nie�adzie. Jej g�os by� zaledwie szeptem. - Kochanie! Kochanie! - Przytuli�am j� i poca�owa�am. -Wytrzymaj jeszcze troch�. Zabierzemy ci� do lekarza. Wkr�tce dojedziemy na Floryd�, a tam nikt ju� nas nie zamknie. Carrie le�a�a bezw�adnie w moich ramionach. Z mijanego krajobrazu zorientowa�am si�, �e dopiero dotarli�my do Karoliny Po�udniowej. MusieU�my jeszcze przejecha� przez Georgi�. Do Sarasoty by�o jeszcze bardzo daleko. Carrie gwa�townie drgn�a, dosta�a torsji i zacz�a si� dusi�. Oczy�ci�am jej twarz papierowymi serwetkami, kt�rymi przezornie wypcha�am kieszenie podczas ostatniego postoju. Poda�am ma�� bratu, ukl�k�am i wyczy�ci�am pod�og�. Chris usi�owa� pozby� si� brudnych serwetek. Pchn�� silnie okno, ale nie ust�pi�o. Carrie wybuchn�a p�aczem. - Wepchnij serwetki w szczelin� pomi�dzy siedzenie a �cian� autobusu - szepn�� Chris. Ale kierowca, kt�ry musia� obserwowa� nas przez wsteczne lusterko, wybuchn��: - Hej, wy, tam z ty�u! Pozb�d�cie si� tego cuchn�cego brudu U Yirginia C. Andrews w inny spos�b! - Wepchn�am serwetki do zewn�trznej kieszeni obudowy aparatu fotograficznego, kt�rej u�ywa�am jako portmonetki. - Przykro mi - szlocha�a Carrie, tul�c si� rozpaczliwie do Chrisa. - Nie chcia�am tego zrobi�. Czy p�jdziemy teraz do wi�zienia? - Oczywi�cie, �e nie - odpowiedzia� Chris po ojcowsku. -Za dwie godziny dojedziemy na Floryd�. Postaraj si� wytrzyma�. Je�li teraz wysi�dziemy, stracimy pieni�dze, za kt�re kupili�my bilety. A zosta�o nam ich bardzo ma�o. Carrie dr�a�a na ca�ym ciele. Dotkn�am jej czo�a, by�o zimne i wilgotne. Twarz, bia�a niczym kreda, przypomina�a twarz C�ry'ego przed �mierci�. Modli�am si�, prosz�c Boga, by cho� raz zlitowa� si� nad nami. Czy� nie wycierpieli�my ju� wystarczaj�co du�o? Czy tak mia�o by� zawsze? Kiedy siostra ponownie dosta�a torsji, poczu�am nadchodz�c� fal� md�o�ci. Carrie zas�ab�a w ramionach Chrisa, traci�a przytomno��. - Chyba jest w szoku - szepn��. Jego twarz by�a r�wnie bia�a jak twarz Carrie. Jaki� bezduszny pasa�er zacz�� g�o�no narzeka�. Ci, co nam wsp�czuli, przygl�dali si� ca�ej tej scenie nieco zak�opotani i niezdecydowani. Spojrza�am na Chrisa. Nasze oczy spotka�y si�, oboje nie wiedzieli�my, co robi�. Wpad�am w panik�. Nagle zauwa�y�am pot�n� Murzynk�, kt�ra u�miechaj�c si� sz�a w naszym kierunku. W r�ku trzyma�a papierowe torebki. Uspokajaj�co poklepa�a mnie po ramieniu i wr�czy�a gar�� szmat, kt�re wyj�a ze swoich tobo�k�w. Dobrotliwie pog�aska�a Carrie pod brod�. - Dzi�kuj�- szepn�am, u�miechaj�c si� s�abo, po czym dok�adnie oczy�ci�am siebie, Carrie i Chrisa. Kobieta wzi�a szmaty i z powrotem schowa�a je do tobo�k�w. Popatrzy�am z wdzi�czno�ci� na t� bardzo t�g� istot�, kt�ra cia�em wype�nia�a ca�e przej�cie autobusu. Mrugn�a i u�miechn�a si�. 12 NARESZCIE WOLNI! - Cathy - powiedzia� Chris z zatroskan� twarz�. - Musimy zawie�� Carrie do lekarza. I to szybko! - Ale przecie� zap�acili�my za bilet do Sarasoty! - Wiem - odrzek� Chris. - Ale Carrie jest w bardzo ci�kim stanie. Sympatyczna nieznajoma znowu si� u�miechn�a. Pochyliwszy szerokie ramiona, zajrza�a w twarz Carrie. Du�e, czarne d�onie po�o�y�a na jej wilgotnych skroniach, a nast�pnie zbada�a puls. Potem zwr�ci�a si� do nas, wykonuj�c r�koma dziwne ruchy, kt�rych znaczenia nie rozumia�am. - Chyba jest niemow� - szepn�� Chris. - Jej gesty to alfabet g�uchoniemych. Murzynka wsun�a r�k� pod czerwony sweter i z kieszeni sukienki po�piesznie wyci�gn�a plik kolorowego papieru listowego. Na jednej z kartek zr�cznie napisa�a: �Ja, Henrietta Beech, s�ysz�, ale nie m�wi�. Dziewczynka jest bardzo chora. Potrzeba dobrego lekarza". Spojrza�am na ni� w nadziei, �e uzyskam wi�cej informacji. - Czy znasz dobrego lekarza? - spyta�am. Skin�a g�ow� i po�piesznie nabazgra�a: �Los jest dla was �askawy. Mog� zaprowadzi� was do m�czyzny, kt�ry jest najlepszym lekarzem". - Hej, kierowco! - wrzasn�� jaki� w�ciek�y pasa�er. - Zawie� tego dzieciaka do szpitala! Cholera! Nie po to przecie� p�aci�em, aby teraz jecha� �mierdz�cym autobusem! Pasa�erowie patrzyli na niego z dezaprobat�. We wstecznym lusterku ujrza�am czerwon� ze z�o�ci twarz kierowcy, a gdy nasze oczy spotka�y si�, krzykn�� bez przekonania: - Przykro mi, ale mam �on� i pi�cioro dzieci. I je�li nie b�d� trzyma� si� rozk�adu jazdy, wylec� z pracy, a moja rodzina pozostanie bez �rodk�w do �ycia. B�agalnie patrzy�am mu w oczy, a� zacz�� do siebie mamrota�: - Cholerne niedziele. Tydzie� mija dobrze i przychodzi ta cholerna niedziela. 13 Yirginia C. Andrews Henrietta Beech nie wytrzyma�a. Wzi�a o��wek i zn�w napisa�a: �W porz�dku. Kierowca nienawidzi niedziel. Nie zwraca uwagi na ma��, chor� dziewczynk�, to jej rodzice zaskar�� w�a�ciciela autobusu na dwa miliony". Chris zaledwie zd��y� rzuci� okiem na kartk�, gdy kobieta ruszy�a w stron� kierowcy, ko�ysz�c obfitymi biodrami. Podsuni�ty mu skrawek papieru niecierpliwie odepchn��. Ponowi�a pr�b�. Tym razem, nie odrywaj�c wzroku od szosy, kierowca stara� si� k�tem oka przeczyta� skre�lone s�owa. - O Bo�e - westchn��. - Najbli�szy szpital jest ze trzydzie�ci kilometr�w st�d. Oboje z Chrisem z podziwem patrzyli�my na przyjazn� nam czarn� kobiet�. Swoj� gestykulacj� Murzynka wprawia�a kierowc� w zak�opotanie. Znowu napisa�a co� na kartce, i cokolwiek to by�o, poskutkowa�o, bo autobus skr�ci� z autostrady w boczn� drog�, wiod�c� do ma�ego ...
marszalek1