16793.txt

(684 KB) Pobierz
GAELEN FOLEY

Ksišżę

Przekład Maria Wojtowicz
Romans historyczny ^ ^:4y>v;
Wydawnictwie AMBER
MARY BALOGH Bez serca Między występkiem a miłociš Nie do wybaczenia
Niedyskrecje Niezapomniane Noc miłoci
lato
GAELEN FOLEY Jego Wysokoć Pirat Ksišżę Ksišżę z bajki Księżniczka SUSAN KING Całujšc hrabinę MICHELLE MARTIN Awanturnica Diabłica z Hampshire Królowa serc Lord kamerdyner Szalona panna Mathley MEAGAN McKINNEY Księżycowa Dama Lodowa Panna Łowcy fortun Niegodziwa czarodziejka Uzurpator Zamek na wrzosowisku FERN MICHAELS Duma i namiętnoć AMANDA ClUICK Czekaj do północy Kłamstwa w blasku księżyca Kontrakt Ryzyk antka Wynajęta narzeczona SUSAN ELIZABETH PHILLIPS Wyobra sobie... MARY JO PUTNEY Idealna róża Pocałunek przeznaczenia PEGGYWAIDE Księżna jednego dnia Obietnica łotra Słowa miłoci
Pień bez słów Pojedynek
Sekretne Tajemnicza małżeństwo kurtyzana
Zauroczeni Złodziej marzeń ADRIENNE BASSO Polubić wicehrabiego Zakład o miłoć REXANNE BECNEL Nieodparty i nieznony Swatka CONNIE BROCKWAY Kaprys panny młodej Ku wiatłu Mój najdroższy wróg Miłoć w cieniu piramid Niebezpieczny mężczyzna Sezon na panny młode W labiryncie uczuć MARSHA CANHAM Honor klanu Jak błyskawica W jaskini Iwa Żelazna Róża JANET DAILEY Cienie przeszłoci JANE FEATHER Wenus
AMBER
Tytuł oryginału THE DUKE Redaktor serii MAŁGORZATA CEBO-FONIOK Redakcja stylistyczna AGATA NOCUŃ Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSKI Korekta AGATA GODZIK BARBARA OPIŁOWSKA Ilustracja na okładce COPYRIGHT Š WYDAWNICTWO AMBER Opracowanie graficzne okładki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER Skład WYDAWNICTWO AMBER
Wydawnictwo Amber zaprasza do wtasnej księgarni internetowej http://www.wydawnictwoamber.pl
i
Copyright Š 2000 by Gaelen Foley. AU rights reserved. This translation is published by arrangement with Ballantine Books an imprint of Random House Ballantine Publishing Group, a division of Random House, Inc.
Dla Erica - on już wie, z jakiej racji!
For the Polish edition Copyright Š 2005 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-241-2338-5
Któż tak hartowny, by uwieć się nie dał? Szekspir
1
Londyn 1814 1 rzed wieloma laty James Breckinridge jako kędzierzawy młodzieniec odbywajšcy grand tour - tradycyjnš podróż po Europie - tak szaleńczo zakochał się w pięknie, że zatrzymał się we Florencji, by pobierać lekcje rysunku u włoskiego mistrza. Z roziskrzonymi oczyma, z głowš pełnš ro mantycznych rojeń, podšżył ladem polotnych muz do Sorrento. I włanie tam usłyszał po raz pierwszy włoskie przysłowie: ,,Zemsta najlepiej sma kuje na zimno". Teraz był już pozbawionym złudzeń starcem, zimnym i szczwanym jak kardynał doby renesansu. Piękno zawiodło pokładane w nim nadzieje, ale - o dziwo - po kilku dziesištkach lat w tym włanie dżdżystym dniu w Anglii sycylijskie powiedzonko dowiodło swej słuszno ci. Nienagannie odziany, nadal smukły starszy pan - James Breckinridge, hra bia Coldfell - zacisnšł na kocianej ršczce swej laski dotknięte reumaty zmem palce, którym nie służył siekšcy kwietniowy deszcz. Jeden z lokajów pomagał panu hrabiemu wysišć z eleganckiego czarnego powozu, drugi za osłaniał chlebodawcę parasolem. Sennš, niemal kocielnš ciszę mšcił jedynie plusk deszczu. Hrabia odwró cił się powoli i jego spojrzenie, nie zatrzymujšc się na pozbawionych wyra zu twarzach służšcych ani na ogrodzeniu z kutego żelaza, pobiegło nieco dalej na północ. Tam, na cmentarzu w. Jerzego przy Uxbridge Road, trzy tygodnie temu pochował swš młodš żonę. Pod szarawš, lodowatš mżawkš, na zieleniejšcym już łagodnym stoku marmurowy pomnik na grobie hrabiny przeszywał niebo o barwie dymu na podobieństwo złoliwej igły. Nieco ni żej, dokładnie tam, gdzie Coldfell spodziewał się go ujrzeć, stał wysoki, po tężnie zbudowany mężczyzna, pogršżony w mylach. Z włosami w nieładzie, 9
dziwnie zagubiony i uległy wobec ataków wiatru i deszczu, okutany czar nym płaszczem, którym szarpał wicher... Hawkscliffe. Usta Coldfella zacisnęły się w wšskš kreskę. Odebrał parasol z ršk lokaja. - Odejd. Nie zabawię tu długo. - Tak jest, panie hrabio. Opierajšc się mocno na lasce, Coldfell rozpoczšł powolnš wspinaczkę po wysypanej żwirem cieżce. Trzydziestopięcioletni Robert Knight, dziewišty ksišżę Hawkscliffe, zda wał się nie dostrzegać nadchodzšcego. Równie potężny i niewzruszony jak pomnik nagrobny, posępny jak czarny granit, z czarnymi, kędzierzawymi włosami przyklejonymi do czoła, z kroplami deszczu spływajšcymi po twa rzy o twardych rysach i ostrym profilu, stał ze wzrokiem wbitym w żonkile posadzone niedawno na grobie hrabiny. Coldfell skrzywił się z niesmakiem na myl o tym, co zamierzał włanie uczynić: pogwałci cudzš prywatnoć, nie uszanuje czyjej żałoby, przerwie bolesne rozmylania. I to w dodatku Hawkscliffa - jedynego godnego sza cunku przedstawiciela młodszego pokolenia. Niektórzy z zakamieniałych torysów uważali, iż poglšdy młodego magnata zbliżajš się niepokojšco do przekonań wigów. Jednak nawet zażarci przeciwnicy polityczni musieli przy znać, że Hawkscliffe przerósł o głowę tego słabeusza, swojego ojca. Sam przecież wspominał hrabia, kutykajšc wytrwale po coraz bardziej stromej cieżce - byłem wiadkiem tego, jak siedemnastoletni Robert, przejšwszy po nim tytuł ksišżęcy, sprawnie zarzšdzał trzema olbrzymimi posia dłociami rodowrymi i wychowywał czterech rozwydrzonych młodszych braci oraz malutkš siostrzyczkę bez niczyjej pomocy. A ostatnimi czasy zabiera głos w Izbie Lordów z takš silš przekonania, tak elokwentnie, że wywołuje ogólny aplauz. Prawoć Hawkscliffe'a była niekwestionowana, a jego ho nor miał wagę czystego kruszcu. Wielu przedstawicieli tego samego pokolenia, na przykład ten głupiec sir Dolph Breckinridge, bratanek i spadkobierca hrabiego Coldfella, uważało księcia za nudnego, sztywnego więtoszka... Ale dla tęższych głów Hawks cliffe był - krótko mówišc -- bez zarzutu. Aż przykro patrzeć, jak nim wstrzšsnęła mierć Lucy! Nie ma rady: mężczyni widzš zawsze w kobiecie to, co pragnš zobaczyć. Coldfell odchrzšknšł głono. Zaskoczony ksišżę wzdrygnšł się i odwró cił. W jego ciemnych oczach można było wyczytać gwałtowne emocje. Na widok Coldfella doszło w nim do głosu poczucie winy. Kogo tak szlachet nego jak Hawkscliffe musiały dręczyć wyrzuty sumienia: pożšdał przecież
żony swego starego przyjaciela. Sumienie Coldfella nigdy nie było aż tak skrupulatne. James Breckinridge powitał księcia skinieniem głowy. - Witaj, Hawkscliffe. - Stokrotnie przepraszam, milordzie - wymamrotał ksišżę, zwiesiwszy głowę. - Włanie miałem odejć. - Proszę zostać, Wasza Ksišżęca Moć, jak długo zechcesz - odparł Cold fell. rozpraszajšc jego skrupuły gestem ręki. - Dotrzymaj towarzystwa mnie staremu w tym ponurym dniu. - Jak sobie życzysz, hrabio. Hawkscliffe zmrużył oczy przed deszczem i odwróciwszy w zakłopotaniu głowę, wlepił wzrok w geometrycznš kompozycję nagrobków. Coldfell dobrnšł jako do obramowania grobu, przeklinajšc swe obolałe stawy. Przy dobrej pogodzie mógł polować cały dzień bez zmęczenia. Ale dla Lucy nie był wystarczajšco energiczny. No cóż... Miała elegancki pogrzeb, jakiego z pewnociš by sobie życzyła. Zmarła w jego podmiejskiej rezydencji i została pochowana na najwytworniejszym z londyńskich cmentarzy, przeznaczonym wyłšcznie dla elity. Ni czego jej nie pożałował, z pomnikiem dłuta Flaxmana włšcznie. Wszystko w najlepszym gatunku, cena nie gra roli. To i tak drobnostka w porównaniu z cenš, jakš przyszło mu zapłacić za najkosztowniejszš pomyłkę, jakš oka zał się ich zwišzek - mrzonka ogłupiałego starca! - rozważał z goryczš Cold fell. Tak, tak... zbytnie umiłowanie piękna wiodło go nieraz na manowce. Nie majšc nic oprócz wspaniałej burzy płomiennych włosów i najrozkoszniejszych w wiecie ud, dwudziestoszecioletnia modelka Lucy 0'Malley była muzš malarzy, zanim oczarowała Coldfella do tego stopnia, że uczynił jš hrabinš. Kazał jej przysišc, że nigdy nie będzie opowiadała o swej prze szłoci. Cóż... przynajmniej tej przysięgi dotrzymała - zależało jej na apro bacie wielkiego wiata! Coldfell był rad, że nie zmuszono go do pogrzebania Lucy tuż przy Margaret, jego pierwszej małżonce. Pochował jš z całym pietyzmem w Seven Oaks, starej rodowej siedzibie w Leicestershire. Tam było należne miejsce dla mšdrej Margaret, jego idealnej wybranki, której jedynym błędem było to, że nie urodziła mu syna. - Boleję nad twoim nieszczęciem, milordzie, proszę mi wierzyć - po wiedział sztywno Hawkscliffe, nie patrzšc na hrabiego. Coldfell zerknšł ukradkiem na księcia, po czym z westchnieniem pokiwał głowš. - Wprost nie chce się wierzyć, że naprawdę zmarła. Taka młoda... Taka pełna życia... 11
- Co zamierzasz teraz zrobić, hrabio? - Jutro wyjeżdżam do Leicestershire. Kilka tygodni na wsi z pewnociš dobrze mi zrobi. A wizyta w Seven Oaks uwolni go od wszelkich podejrzeń, gdy ten oto człowiek wykona za niego brudnš robotę. - Jestem pewien, że ulży ci to w cierpieniu, milordzie - przytaknšł Hawkscliffe z nawykowš grzecznociš. Obaj milczeli przez dłuższš chwilš. Hawkscliffe pogršżył się znów w po nurej zadumie, Coldfell mylał o tym, jak trudno by mu było mieszkać w ele ganckiej willi w South Kensington, otoczonej szesnastoma hektarami prze licznych ogrodów. Włanie tam zmarła Lucy. - Spućcie jš do grobu Niechaj z tych pięknych, nieskalanych szczštków Fiołki wykwitnš!* - zacytował ledwie dosłyszalnym szeptem Hawkscliffe. Coldfell spojrzał na niego ze współczuciem. - Mowa Laertesa nad grobem Ofelii. Ksišżę nie odpowiedział. Wpatrywał się w wyryty na pomniku napis: imię Lucy, data jej narodzin i mierci. - Nie tknšłem jej - wykrztusił, zwracajšc się nagle do hrabiego w przy pływie gwałtownego bólu. - Ręczę honorem. Nigdy cię nie zdradziła, hra bio! Coldfell wytrzymał jego spojrzenie, po czym skinšł głowš jakby kamień spadł mu z serca. Ale oczywicie znał całš prawdę. - Ach, Robercie - powiedział po dłuższej chwili z...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin