7667.txt

(231 KB) Pobierz
JAMES OlivER Curwood
W�adca Skalnej Doliny
2 9 07 2004
Wydawnictwo Dolno�l�skie Wroc�aw 1990

f>
Tytu� orygina�u The Grizzly
Prze�o�y� Jerzy Marlicz
Ok�adk� i ilustracje wykona� Krzysztof Grzondziel
Redaktor
Beata Romaszkan
Redaktor techniczny Edward Zborowicki
Ksi��ka z dorobku Wydawnictwa �Iskry" �Copyright by Jerzy Marlicz, Warszawa, 1954
�p
FILIA nr 7        pf'
Rozdzia� I
Tyr, nieruchomy i milcz�cy niby olbrzymi g�az o rudawym odcieniu, przez d�ugie minuty b��dzi� wzrokiem po obszarze swego pa�stwa. Wzrok mia� s�aby; oczy grizzly * s� zbyt ma�e i osadzone zbyt szeroko, by mog�y dobrze widzie�. W odleg�o�ci jakiej p� mili rozr�nia� jeszcze kozic� skaln� od g�rskiego barana, ale poza t� granic� �wiat stawa� si� dla� jedynie tajemnicz� g��bi�, spowit� w mg�� z�ot� od s�o�ca lub w opary mroku.
W tej chwili znieruchomia� poddaj�c si� dzia�aniu w�chu. Z g��bin doliny nadesz�a jaka� wo�, kt�rej nie czu� nigdy przedtem. Wo� ta by�a obca w jego �wiecie i dra�ni�a go ogromnie. Powolny, oci�a�y umys� nied�wiedzia pr�no sili� si� odgadn�� jej tre��.
Nie karibu ** � zabi� ju� ich przecie tyle! Nie kozica, nie baran. A tak�e nie leniwy i t�usty �wistak, wygrzewaj�cy si� w s�o�cu na skale. W �yciu swym zjad� ju� setki �wistak�w.
Wo� nie budzi�a w nim po��dania ani l�ku. Zaciekawi�a go tylko. Tyr jednak nie rusza� na zwiady, instynkt nakazywa� mu ostro�no��. Gdyby m�g� nawet ogarn�� wzrokiem milowy czy dwumilowy kr�g, nie dowiedzia�by si� nic ponad to, co mu wie�ci�o tchnienie wiatru z doliny.
Grizzly zatrzyma� si� na kraw�dzi ma�ej doliny. Tu� pod nim rozpo�ciera�a si� dolina, a powy�ej widnia�a prze��cz, przez kt�r� przyby� tego popo�udnia. Kotlina przypomina�a czar� wy��obion� w zielonym stoku g�rskim i jako �e by� w�a�nie czerwiec, osnu�a j�
Grizzly � szary nied�wied� �yj�cy w g�rach. Karibu � renifer p�nocnoameryka�ski.
bujna mi�kka murawa i kwiaty; z trawy wygl�da�y g�rskie fio�ki, k�py niezapominajek, dzikie astry i hiacynty.
Po�rodku czernia�a sadzawka rzadkiego i�u, w kt�rym Tyr lubi� si� babra�, ilekro� mu dolega�y zbite na kamieniach �apy.
Od wschodu, zachodu i p�nocy rozwija�a si� cudowna panorama G�r Skalistych, a z�oty blask czerwcowego s�o�ca �agodzi� ostre zarysy ich kraw�dzi. Ze szczyt�w skalnych i z g��bi dolin, po�r�d wyrw tn�cych g�rskie grzbiety, z dna kr�tych szczelin, z rumowisk g�az�w pn�cych si� ku wiecznym �niegom p�yn�� lekki szelest. By�a to muzyka w�d. Zawsze unosi�a si� w powietrzu, bo rzeki, potoki i strumyki sp�ywaj�ce ze �niegiem, kt�ry wiecznie le�a� pod chmurami, nigdy nie milk�y.
Powietrze tchn�o s�odk� woni�. Czerwiec i lipiec �wi�ci�y weselne gody. Ko�czy�a si� wiosna, zaczyna�o lato. �wiat by� przesycony zieleni�. Wczesne kwiaty stroi�y s�oneczne zbocza w barwne kobierce czerwieni bieli i purpury, a wszystko, co �y�o, d�wi�cza�o pie�ni�: t�uste �wistaki na ska�ach, ma�e koszatki * u wej�cia do swych norek, opas�e trzmiele buszuj�ce po�r�d kwiat�w, s�py w dolinach i or�y ponad szczytami g�r. Nawet Tyr �piewa� na sw�j spos�b przed chwil�, brodz�c w mi�kkim b�ocku. Nie by� to bowiem ani j�k b�lu, ani ryk, ani warczenie, tylko w�a�nie owo mruczenie, kt�rym nied�wiedzie objawiaj� rado��. To by�a jego pie��. I oto tajemnicza wo� pozbawi�a go nagle spokoju.
Nieruchomy, wietrzy�. Nie odczuwa� l�ku, by� jednak zaciekawiony i niespokojny. Nozdrza jego reagowa�y r�wnie silnie na t� nieznan� wo�, jak podniebienie dziecka reaguje na pierwsz� w �yciu kropl� w�dki. Wreszcie niski, gro�ny warkot wezbra� jak daleki grom w g��bi jego piersi. Samow�adny pan obszernych w�o�ci poj�� naraz, �e nie wolno mu pozwala� na istnienie woni, kt�rej pochodzenia nie zna i kt�ra nie nale�y do jego kr�lestwa.
Powolnym ruchem Tyr stan�� d�ba, si�gaj�c �bem o dziewi�� przesz�o st�p od ziemi. Potem usiad� na zadzie jak tresowany pies, opuszczaj�c na brzuch uwalane b�otem �apska.
Od dziesi�ciu lat zamieszkiwa� te g�ry, ale nigdy jeszcze nie wyczu� podobnej woni. Nie kry� si�. Nieul�k�y, sta� jak wyrze�biony. Rzuci� jej wyzwanie i czeka�, a ona ros�a i zbli�a�a si�. By� potwor-
Koszatka � ma�y gryzo� nadrzewny.
L
nie wielki i pi�kny w nowym, brunatnym futrze z�oconym przez s�o�ce.
Pas doros�ego m�czyzny spi��by si� z trudem na jego przedramieniu, trzy najd�u�sze, podobne do no�y pazury przednich �ap mia�y ka�dy po pi�� i p� cala. �lady st�p na mi�kkiej ziemi mia�y rozpi�to�� pi�tnastu cali od brzegu do brzegu. By� dobrze wykar-miony, l�ni�cy i pot�ny. Oczy, nie wi�ksze od hikorowych orzeszk�w, znajdowa�y si� w odleg�o�ci o�miu cali jedno od drugiego. Dwa g�rne k�y, tn�ce jak ostrza sztylet�w, mia�y dwucalow� d�ugo��. Straszliwe szcz�ki mog�y bez trudu zdruzgota� kark rena. �ycie Tyra by�o wolne od obecno�ci cz�owieka i obca mu by�a z�o�liwo��. Jak wi�kszo�� grizzly, nie zabija� dla przyjemno�ci mordowania. Z ca�ego stada karibu wybiera� jedn� sztuk� i t� zjada� doszcz�tnie, mia�d��c ko�ci i do ostatniej kropli wysysaj�c szpik.
By� to dobrotliwy w�adca. G�osi� jedno tylko prawo: dajcie mi �y�! I wygl�d jego wyra�a� to prawo z bezwzgl�dn� stanowczo�ci�, kiedy siedz�c wch�ania� nozdrzami obc� wo�. Ze swej pot�nej mocy podobny by� g�rom. Jak szczyty ich w�ada�y w niebiosach, tak on w�ada� na ziemi w obszarze swego pa�stwa. Grizzly razem z g�rami wynurzy� si� z mroku wiek�w. Stanowi� ich cz�� sk�adow�. Dzieje jego rasy �y�y i umiera�y w�r�d nich. Byli do siebie podobni pod wielu wzgl�dami.
Nikt pr�cz samc�w w�asnego plemienia nie o�mieli� si� dot�d naruszy� jego w�adzy ani jego praw. Z tymi za� przeciwnikami walczy� w uczciwym pojedynku, niejednokrotnie na �mier� i �ycie. By� got�w walczy� raz jeszcze z ka�dym, kto na podleg�ym mu terenie nie chcia�by uzna� jego suwerenno�ci. Dop�ki si� nie znajdzie nikt ode� mocniejszy, on tu jest dyktatorem, arbitrem lub despot�; jest tym, czym chce by�. Pochodzi� z rodu w�adc�w bujnych dolin i zielonych stok�w, by� panem wszelkich �yj�cych istot doko�a. Rz�dy nad tym krajem ustali� otwarcie, bez strategii i podst�p�w. By� znienawidzony i wzbudza� l�k; sam nie zna� nienawi�ci ani trwogi. Ponadto by� uczciwy. Oczekiwa� zatem otwarcie przybycia istoty, kt�rej wo� p�yn�a z g��bi doliny.
Podczas gdy siedzia� i brunatne nozdrza wci�� jeszcze ch�on�y powietrze, niejasny instynkt, dar przodk�w, budzi� si� w zamglonym umy�le. Ta wo�, kt�r� przecie odczuwa� po raz pierwszy, wyda�a mu si� naraz znana. Nie m�g� co prawda ustali� jej pochodzenia, ale wiedzia� ju�, �e poza ni� czai si� gro�ba, �e nale�y si� strzec!
Tyr siedzia� dziesi�� minut nieruchomy jak rze�ba; potem, gdy wiatr zmieni� nieco kierunek, wo� os�ab�a, a� wreszcie znikn�a zupe�nie.
Grizzly lekko uni�s� p�askie uszy. Potem obr�ci� powoli ogromny �eb, obejmuj�c wzrokiem szmaragdowy stok i ma�� kotlink�. Teraz, gdy powietrze sta�o si� zn�w kryszta�owo czyste, niepok�j jego znik� tak nagle, jak nagle si� pojawi�. Wi�c Tyr opad� na czworaki i zacz�� dalej polowa� na koszatki. By� to nies�ychanie �mieszny widok. Tyr wa�y� tysi�c funt�w, koszatka jest sze�ciocalowej d�ugo�ci i wa�y oko�o sze�ciu uncji. A jednak grizzly nie waha� si� ry� godzin�, byle m�c wreszcie po�kn�� jak pigu�k� t�uste zwierz�tko. By� to jego smako�yk. Po�owa niemal dni wiosennych i letnich schodzi�a na tej �mudnej pracy w pogoni za �akomym k�skiem.
Teraz znalaz� nork�, kt�ra mu si� wyda�a godna zachodu, i zacz�� rozgrzebywa� ziemi� �apami jak olbrzymi pies szukaj�cy szczura.
Znajdowa� si� na zboczu wzg�rza. W ci�gu p� godziny dwukrotnie podnosi� g�ow�. Ale w powietrzu nie zam�conym wiatrem nie by�o ju� czu� �adnej tajemniczej woni.
Rozdzia� II
Wysoki balsamiczny g�szcz rzednia�, przesmyk rozszerza� si�. Jim Langdon wstrzyma� konia, przez par� chwil spogl�da� przed siebie w os�upieniu, a potem z okrzykiem rado�ci przerzuci� praw� nog� przez kul� siod�a i czeka�. O par�set metr�w dalej, poza os�on� �wierk�w, Otto Bruce wojowa� z Patelni�, krn�brn� juczn� klacz�.
Langdon u�miecha� si� z zadowoleniem, s�ysz�c, jak przewodnik grozi opornej bestii wszelkimi rodzajami tortur i kar pocz�wszy od �wiartowania, a ko�cz�c na �agodniejszej �mierci przez uderzenie pa�k� w �eb. Barwny s�ownik Bruce'a, opisuj�cy okropno�ci, jakie wisia�y nad jego l�ni�cymi i beztroskimi ko�mi, by� dla� �r�d�em wiecznej uciechy. Wiedzia� przy tym, �e wielki zacny towarzysz nie katowa�by Patelni nawet w�wczas, gdyby jej przysz�a ch��
8
utarza� si� w b�ocie wraz z jukami i siod�em, i �e ograniczy�by si� do okropnych s��w mro��cych krew w �y�ach.
Sze�� koni jeden po drugim wysz�o z zielonej g�stwiny; Bruce siedzia� na ostatnim. Tkwi� w siodle jak rozklekotany pajac; postaw� t� zawdzi�cza� d�ugoletniemu przebywaniu w g�rach, a poza tym by� olbrzymiego wzrostu i z trudem uk�ada� niezmiernie d�ug� posta� na grzbiecie drobnej szkapy g�rskiej.
Na jego widok Langdon zeskoczy� z konia i zn�w zwr�ci� si� twarz� ku dolinie. Poprzez jasny, niedawno zapuszczony zarost przegl�da�a opalenizna, pi�tno tygodni sp�dzonych w g�rach. Rozche�stana koszula ukazywa�a szyj� pociemnia�� od s�o�ca i wiatru. Oczy, stalowe, b��kitne, chciwie ch�on�y rozpostarty w kr�g krajobraz; malowa�a si� w nich gor�ca ciekawo�� my�liwego i badacza dziewiczych krain. Mia� lat trzydzie�ci pi��. Po�owa �ycia zbieg�a mu na w��cz�gach po ziemiach p�nocnych, drug� po�ow� po�wi�ci� pisaniu ksi��ek, w kt�rych przedstawia� to, co widzia�, prze�ywa� lub s�ysza� w czasie swych w�dr�wek.
Towarzysz jego by� ode� o pi�� lat m�odszy, ale przerasta� go niemal o g�ow�. Nie ceni� zreszt� bynajmniej tej przewagi fizycznej, przeciwnie, ilekro� by�a o tym mowa, kl�� brzydko, dodaj�c w ko�cu: �Psia krew, co to mo�na wiedzie�. A nu� jeszcze wyrosn�!"
Zbli�ywszy si� do Langdona, Bruce zeskoczy� z siod�a. Langdon obj�� gestem le��cy przed nimi krajobraz.
�  Czy� widzia� kiedy� co� r�wnie pi�knego?
�  �adny kraj � przyzna� Bruce.
�  Nocleg b�dzie pierwszej klasy! Musz� tu by� karibu i nied�wiedzie. Potrzebujemy w�a�nie �wie�ego mi�sa!
�  Daj no mi zapa�k�, Jim.
Mieli zwyczaj zapala� obie fajki jedn� za...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin