9106.txt

(80 KB) Pobierz
       Richard Cowper
       Opiekunowie
        
        Chocia� klasztor Hautaire g�ruje nad dolin� rzeki Ix od ponad tysi�ca dwustu lat, to kiedy por�wnamy go z wapieniem jurajskim, kt�rego jest uczepiony, wydaje si�, �e wzniesiony zosta� wczoraj. Nawet megality rozsiane na stokach okolicznych wzg�rz starsze s� od opactwa o kilka tysi�cleci. Ale pomimo i� z geologicznego punktu widzenia Hautaire jest ci�gle nowe, to jako dzie�o cz�owieka imponuje staro�ytno�ci�. Przez pierwsze dwa wieki od momentu za�o�enia by�o Hautaire dla wiernych �wi�tyni� pielgrzym�w, p�niej - ju� mniej szcz�liwie - miejscem popasu krzy�owc�w. Do trzynastego wieku zd��y�o pozna� zar�wno t�uste jak i chude lata; w taki w�a�nie trudny czas, pewnego ch�odnego wrze�niowego popo�udnia 1272 roku, siwobrody, ogorza�y cz�owiek wspi�� si� jasn� wst�g� drogi, kt�ra bieg�a zakolami wzd�u� szumi�cej Ix, i r�koje�ci� kostura zapuka� w bramy opactwa.
        Kr��y�y pog�oski, �e w portach na po�udniu znowu wybuch�a zaraza, wi�c w oku, kt�re przez krat� bacznie si� przygl�da�o samotnemu w�drowcowi, wida� by�o pe�ne obawy napi�cie. W odpowiedzi na wykrzykni�te ��danie przybysz parskn��, zrzuci� energicznie p�aszcz, wyzwoli� si� ze znoszonego sk�rzanego kaftana i uni�s� nagie r�ce. Obracaj�c korpus w obie strony, pokaza� miejsca pod pachami. Za bram� da�a si� s�ysze� szeptana narada, po czym - ze szcz�kiem �a�cuch�w i j�kiem protestu �elaznych rygli - d�bowa furta z wolna i niech�tnie rozwar�a si� do wewn�trz, a m�czyzna przekroczy� jej pr�g.
        Zakonnik, kt�ry pozwoli� mu wej��, po�pieszy� zaryglowa� bram�.
        - Dochodz� nas, bracie, wie�ci o zarazie za granic� - wymamrota� dla wyja�nienia.
        Przybysz wci�gn�� kaftan na ramiona i zwinnymi palami wk�ada� sk�rzane ko�eczki w p�telki.
        - Jedyn� zaraz� w tych stronach jest ignorancja - zauwa�y� sardonicznie.
        - Z daleka przybywasz, bracie?
        - Wystarczaj�co - odburkn�� podr�ny. - Z po�udnia?
        M�czyzna prze�o�y� r�k� przez rzemie� torby, poprawi� go sobie na ramieniu, a nast�pnie podni�s� kostur. Przypatrywa� si�, jak wiotki, �elazny �a�cuch z powrotem zawisa na skoblu.
        - Ze wschodu - rzek�.
        Od�wierny powi�d� go�cia przez wy�o�ony kamiennymi p�ytami dziedziniec, a� do ma�ego pokoju, kt�ry by� ca�kiem pusty, je�li nie liczy� ci�kiego drewnianego sto�u z blatem wspartym na koz�ach. Znajdowa�o si� na nim olbrzymie, oprawne w sk�r� registrum, kamienny ka�amarz i g�sie pi�ro. Zakonnik zmarszczy� brwi, obliza� wargi i uj�wszy pi�ro, zanurzy� je delikatnie w atramencie.
        Przybysz u�miechn�� si� nieznacznie.
        - Za pozwoleniem, bracie - mrukn��, po czym wzi�� umaczane pi�ro i napisa� po�piesznym, p�ynnym charakterem: �Meister Sternwarts - seher - ex-Cathay�.
        Zakonnik wpatrywa� si� w ksi�g� i mozolnie sylabizuj�c zapis, bezg�o�nie porusza� ustami. Kiedy by� w po�owie drugiego s�owa, ciemny rumieniec wyst�pi� mu na szyj�, oblewaj�c po chwili twarz.
        - Mea culpa, Magister - wymamrota�.
        - A wi�c s�ysza�e�, bracie, o mistrzu Sternwartsie? Ciekaw jestem co?
        Gwa�townym, mimowolnym ruchem prostoduszny zakonnik nakre�li� w powietrzu chwiejny znak krzy�a.
        M�czyzna roze�mia� si�.
        - Chod�, �wi�ty g�upcze! - wykrzykn�� i kijem grzmotn�� od�wiernego po po�ladkach. - Prowad� mnie do abbe Paulusa, albo zamieni� ci� w salamandr�.
        
        W ci�gu siedmiu setek lat, kt�re up�yn�y od czasu, gdy mistrz Sternwarts w�drowa� pod g�r� d�ug�, jasn� drog�, a potem za��da� pos�uchania u abbe Paulusa, widok z po�udniowych okien klasztoru zmieni� si� zadziwiaj�co ma�o. Ponad opadaj�cymi ku morzu stokami odleg�ych wzg�rz chmury o barwie g��bokiego szkar�atu w dalszym ci�gu zsy�a�y w d� swe deszczowe zwiewne sieci, a wysoko nad dolin� rzeki Ix br�zowe i bia�e or�y spiralnym ruchem unosi�y si� leniwie w niewidzialnym s�upie ciep�ego powietrza, kt�ry od czasu, gdy przed milionami lat wzg�rza zosta�y po raz pierwszy ukszta�towane, ka�dego s�onecznego dnia wzbija� si� tam na kszta�t fontanny. Nawet droga, po kt�rej st�pa� Sternwarts, cho� pokryta lepsz� nawierzchni�, nie zmieni�a prawie swego szlaku, a je�eli kilka z nadrzecznych p�l powi�kszy�o si�, wch�aniaj�c inne. najbli�ej po�o�one, ta mozaika kamiennych murk�w najwyra�niej by�a od wiek�w taka sama. Jedynie szereg s�up�w wysokiego napi�cia - kt�re kroczy�y w poprzek doliny na jednym z etap�w swego marszu od zapory wodnej w wysokich g�rach, trzydzie�ci mil na p�noc - obwieszcza�, �e mamy do czynienia z wiekiem dwudziestym.
        Spogl�daj�c w d� z okna biblioteki Hautaire, Spindrift zauwa�y� oddalona, niewielka posta�, kt�ra z trudem pokonywa�a d�ugie wzniesienie; zobaczy� �wiat�o s�oneczne po�yskuj�ce w jasnych w�osach, jakby w py�ku z�otego kurzu, i przy�apa� si� na tym, �e wspomina brygady ludzi w bia�ych he�mach, z ow� �oskocz�c� machin�, kt�rzy zjawili si�, by wznie�� te gigantyczne s�upy. Przypomnia� sobie, jak bracia rozprawiali o zuchwa�ym wtargni�ciu w ich zacisze. Wszyscy byli w�wczas zgodni, �e ju� nigdy nie b�dzie tak jak kiedy�. Ale sta�o si� faktem, �e w ci�gu kilku kr�tkich miesi�cy przywykli do nowego stanu rzeczy i teraz Spindrift nie mia� wcale pewno�ci, czy by�by w stanie przypomnie� sobie dok�adnie, jak dolina wygl�da�o przed nastaniem s�up�w. �A to dziwne� zastanowi� si�, bo w pami�ci bardzo wyra�nie mia� ten moment, gdy pierwszy raz skierowa� wzrok na Hautaire, a wtedy z pewno�ci� s�upy tam jeszcze nie sta�y.
        By� maj 1923 roku. Przyjecha� rowerem z wybrze�a, ze swym skromnym dobytkiem, kt�ry zmie�ci� w dw�ch koszach zawieszonych na baga�niku. Przez ostatnich sze�� miesi�cy gromadzi� strz�py materia��w do projektowanej pracy doktorskiej na temat �ycia i dzie� zagadkowego �mistrza Sternwartsa�. Napisa� do opata Hautaire, powodowany nie�mia�� nadziej�, �e w klasztornych archiwach m�g� zachowa� si� jeszcze �lad prawdopodobnej wizyty mistrza. Wyja�ni�, �e ma pewne podstawy, by sadzi�, i� Sternwarts m�g� odwiedzi� Hautaire, ale �e jego dowody s�, rzecz jasna, nad wyraz w�t�e, bo oparte na jednej jedynej tajemniczej wzmiance w li�cie datowanym z 1274 roku, a wys�anym przez mistrza do jednego z przyjaci� w Bazylei.
        Na zapytanie Spindrifta odpowiedzia� wreszcie niejaki brat Roderigo, kt�ry wyja�ni�, �e jemu, jako opiekunowi biblioteki klasztornej, abbe Ferzand przekaza� list monsieur Spindrifta. Zawarta tam pro�ba, pisa� dalej, nadzwyczaj go zaciekawi�a, bowiem przez wszystkie lata, gdy zajmowa� si� bibliotek� opactwa, nikt nigdy nie okaza� najmniejszego zainteresowania mistrzem Sternwartsem; w istocie, o ile mu wiadomo, on, czyli brat Roderigo, i abbe Ferzand s� jedynymi �yj�cymi lud�mi, kt�rzy wiedza, �e w trzynastym wieku mistrz prze�y� swoje ostatnie lata jako honorowy go�� opactwa, i �e wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa pracowa� w tej bibliotece, w kt�rej w�a�nie pisany jest niniejszy list. Zako�czy� ciep�ym zapewnieniem, �e wszelkie informacje dotycz�ce mistrza, jakie uzyska� w ci�gu minionych lat, s� do dyspozycji monsieur Spindrifta.
        Spindrift ledwie m�g� uwierzy� w swoje szcz�cie. Tylko zadziwiaj�cy przypadek sprawi�, �e dane mu by�o odkry� przede wszystkim �w list w Bazylei, jedyny ocala�y z korespondencji, kt�rej przysz�o sko�czy� w piecach inkwizycji. Teraz zdawa�a si� pojawia� realna nadzieja, �e skromny zbi�r zachowanych dzie� mistrza mo�e zosta� rozszerzony poza gnomiczne apoftegmaty z �Illuminatum�! Odpisa� poczt� zwrotn�, podsuwaj�c nie�mia�o, czy nie pozwolono by mu przypadkiem odwiedzi� klasztoru osobi�cie, a�eby m�g� dost�pi� nieocenionej przyjemno�ci porozmawiania z bratem Roderigo. W odpowiedzi nadesz�o zaproszenie nak�aniaj�ce go do sp�dzenia w opactwie dowolnie d�ugiego czasu, w charakterze �wieckiego go�cia.
        Gdyby w owych odleg�ych dniach zapytano Marcusa Spindrifta w co wierzy, poj�ciem, jakiego z pewno�ci� by nie wymieni�, by�o przeznaczenie. Przetrwa� wojn�, by ujawni� si� jako podporucznik intendentury, a po demobilizacji wr�ci� nie trac�c czasu do swej pierwszej mi�o�ci, filozofii �redniowiecznej. Bezmy�lna rze�, kt�r� z ubocza przysz�o mu obserwowa�, wzmog�a w nim zainteresowanie pracami wczesnych mistyk�w chrze�cija�skich, ze szczeg�lnym uwzgl�dnieniem bons hommes herezji albigens�w. Przedzieranie si� przez wiekow�, r�cznie pisan� kopi� �Illuminatum� Sternwartsa w roztrzaskanym pociskami prezibterium Armentieres, w kwietniu 1918 roku, oddzia�a�o na Spindrifta jak autentyczne objawienie duchowe. By�o co� intryguj�cego w my�li mistrza, co wo�a�o ku niemu poprzez otch�a� wiek�w; w�a�nie tam i wtedy postanowi�, �e skoro na tyle dopisa�o mu szcz�cie, i� bez szwanku wyszed� z wojennej masakry, to dzie�em swego �ycia uczyni nadanie formy i substancji owej tajemniczej obecno�ci, kt�ra wyczuwa� skryt� za �Illuminatum�, utajon� jak u�miech na ustach Giocondy.
        Jednak�e do momentu otrzymania listu brata Roderigo Spindrift pierwszy by przyzna�, �e prowadzone przez niego poszukiwania niezbitego dowodu, i� mistrz �y� kiedy� naprawd�, obrodzi�y jednym zaledwie, drobnym ziarenkiem domniemanego �faktu� - w ca�ym korcu niepewno�ci. Najwyra�niej nie tylko nigdy nie przejawiano jakiegokolwiek zainteresowania tym, czy Sternwarts w og�le istnia�, ale w og�le o nim nie s�yszano. Zaiste, kiedy kolejne drzwi zatrzaskiwa�y si� Spindriftowi przed nosem, spostrzeg�, �e dochodzi do przygn�biaj�cego wniosku, i� Republika Weimarska i zaranie wiek�w �rednich nie maj� wcale tak ma�o wsp�lnego.
        Jednak�e - i tu paradoks - gdy jedne po drugich nik�e tropy zawodzi�y i rozp�ywa�y si� w m�tnej, stoj�cej wodzie �redniowiecznych pog�osek, Spindrift u�wiadomi� sobie rosn�ce w nim przekonanie, �e nie do��, i� Sternwarts istnia�, ale w dodatku on sam, w jaki� tajemniczy spos�b zosta� wybrany, by tego dowie��. Ostatniej nocy przed wyruszeniem w ko�cowy etap podr�y do Hautaire le�a� rozbudzony w swoim wojskowym �piworze i nagle zda� sobie spraw�, �e przesuwa mu si� w my�li z...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin