5450.txt

(33 KB) Pobierz
SPIDER ROBINSON

melancholijne s�onie

NAGRODA HUGO 1983
SPIDER ROBINSON
melancholijne s�onie
(Melancholy Elephants)
Siedzia�a w pozycji zazen, koncentruj�c si� na niekoncentracji, dop�ki nie
nadesz�a pora, �eby przygotowa� si� do spotkania. Siedzenie jakby
narzuca�o zwyk�� pogod� ducha, ustawia�o wszystko w odpowiedniej
perspektywie. R�ka jej nie dr�a�a, kiedy nak�ada�a makija�; spokojna twarz
patrzy�a na ni� z lustra. Nawet troch� j� dziwi� ten spok�j, dop�ki nie
wysz�a z hotelowej windy na poziomie gara�y, gdzie zaatakowa� j� bandyta.
Zabi�a go zamiast obezw�adni�. Co oczywi�cie nie by�o rozs�dn�,
zr�wnowa�on� reakcj� - przez to ca�e urz�dowe zamieszanie i papierki mog�a
si� sp�ni�. Z�a na siebie, wepchn�a trupa pod l�ni�cego nowego
westinghouse'a, kt�rego w�a�ciciel, jak wiedzia�a, by� na Lunie, i posz�a
dalej do w�asnego samochodu. P�niej b�dzie musia�a to za�atwi� i ponie��
koszty. Nic nie mog�a poradzi� - walczy�a o odzyskanie przynajmniej
pozor�w spokoju, kiedy jej samoch�d wy�oni� si� z gara�u i ruszy� na
p�noc.
Nic nie mo�e jej przeszkodzi� w tym spotkaniu ani w odegraniu swojej roli.
Dziesi�tki roboczolat i B�g wie ile dolar�w utopione w najwy�ej
p�godzinnej rozmowie. Tyle wysi�ku, tyle nadziei. Oczywi�cie nic nie
znacz� na skali Wielkiego Ko�a... ale je�li je por�wna� z p�godzinn�
rozmow�, to s� jak balansowanie p�yt� stereo na czubku ig�y: wystarczy
zaledwie gram, �eby zetrze� kawa�ek diamentu. Musz� by� twardsza ni�
diament, pomy�la�a.
Zamiast uczyni� szyb� przezroczyst� i ogl�da� Waszyngton, przep�ywaj�cy
pod samochodem, w��czy�a telewizor. Wch�ania�a i przyswaja�a wiadomo�ci na
wypadek, gdyby pojawi�o si� co� z ostatniej chwili, co mog�a wykorzysta� w
zbli�aj�cej si� rozmowie; nic nie znalaz�a. Wkr�tce samoch�d zwr�ci� si�
do niej: "Przyziemienie, prosz� pani. Wymagana identyfikacja siatk�wki".
Po wyl�dowaniu rozja�ni�a i otworzy�a okno, pokaza�a przepustk� i
identyfikator komandosowi w b��kitnym dresie i natychmiast j�
przepuszczono. Zgodnie z poleceniem komandosa zaciemni�a szyb� i
przekaza�a kierowanie samochodem domowemu komputerowi; kiedy samoch�d sam
zaparkowa� i zgasi� silnik, wysiad�a bez po�piechu. M�czyzna, kt�rego
zna�a, czeka� na ni� z u�miechem.
- Dorothy, dobrze znowu ci� widzie�.
- Cze��, Phillip. Bardzo mi mi�o.
- �licznie dzisiaj wygl�dasz.
- Jeste� zbyt uprzejmy.
Nie irytowa�y jej te zdawkowe grzeczno�ci. Potrzebowa�a poparcia Phila
albo mog�a potrzebowa�. Ale przysz�a jej do g�owy refleksja, jak wiele,
wiele zda� wytar�o si� do g�adko�ci od cz�stego u�ywania, zatraci�o
znaczenie przez stulecia powtarzania. Nie by�a to bynajmniej nowa my�l.
- Je�li p�jdziesz ze mn�, on ci� przyjmie natychmiast.
- Dzi�kuj�, Phillip.
Chcia�a zapyta�, w jakim nastroju jest stary, ale wiedzia�a, �e
postawi�aby Phila w niemo�liwej sytuacji.
- Chyba masz szcz�cie: stary jest dzisiaj w �wietnym humorze.
U�miechn�a si� z wdzi�czno�ci� i postanowi�a, �e je�li Phil wykona sw�j
ruch, ona go nie odtr�ci.
Poprowadzi� j� przez korytarze, d�ugie, szerokie i wysokie; budynek
pochodzi� jeszcze z czas�w taniej energii. Nawet w Waszyngtonie niewielu
o�miela�o si� mieszka� w tak energomarnotrawnym otoczeniu. Wyj�tkowo
oszcz�dny wystr�j pot�gowa� wra�enie wywo�ane przez same rozmiary budynku:
pusta przestrze� od dywanu do sufitu, mniej wi�cej co czterdzie�ci metr�w
przerywana przez jakie� wyrafinowanie proste dzie�o sztuki warto�ci co
najmniej megadolca, odpowiednio wyeksponowane. Bia�a, doskona�a
porcelanowa misa bez �adnych ozd�b, ponadtysi�cletnia, na piedestale z
surowego wi�niowego drewna. Fotografia za�nie�onej wiejskiej drogi w
niesamowitych kolorach, wydrukowana na naci�gni�tej srebrnej folii; pora
dnia zmienia�a si�, kiedy widz przechodzi� obok. Kryszta�owa kula metrowej
�rednicy, wewn�trz kt�rej ta�czy� hologram nie�miertelnej Sary Drummond;
poniewa� przesta�a wyst�powa� przed wprowadzeniem holotechnologii, musia�a
to by� kosztowna komputerowa rekonstrukcja. Ma�y hermetyczny sze�cian z
glasytu zawieraj�cy pierwsz� wykonan� przez cz�owieka pr�niow� rze�b�,
legendarny "Gwiezdny Kamie�" Nakagawy. Go��, kt�remu si� nie spieszy�o,
m�g� studiowa� ka�de dzie�o do woli, po czym przej�� spory dystans w
niezm�conej kontemplacji, zanim dotar� do nast�pnego. Go��, kt�remu si�
spieszy�o, jak Dorothy, odbiera� peryferyjne bod�ce z cz�stotliwo�ci� nie
ca�kiem wystarczaj�c�, �eby je odfiltrowa�. Ka�dy przedmiot gwa�townie
przyci�ga� uwag�, wdziera� si� w my�li: robi�y wra�enie zar�wno same w
sobie, jak i przypomina�y o rozmiarach bogactwa ich w�a�ciciela. Wizyta w
domu tego cz�owieka, pospieszna czy niespieszna, oznacza�a upokorzenie.
Dorothy wiedzia�a, �e efekt by� zamierzony, chocia� nie potrafi�a wznie��
si� ponad; to j� irytowa�o, co j� irytowa�o. Usi�owa�a zachowa� dystans.
Na ko�cu pozornie niesko�czonego korytarza znajdowa�a si� winda. Phillip
wprowadzi� j� do �rodka, nacisn�� guzik nie pozwalaj�c zobaczy�, kt�re
pi�tro, i stan�� w drzwiach.
- Powodzenia, Dorothy.
- Dzi�kuj�, Phillip. Jakich temat�w powinnam unika�?
- No... nie wyci�gaj hemoroid�w.
- Nie wiedzia�am, �e mo�na je wyci�ga�.
U�miechn�� si�.
- Wci�� jeste�my um�wieni na lunch w czwartek?
- Chyba �e wolisz na kolacj�.
Uni�s� jedn� brew.
- Ze �niadaniem?
Zdawa�a si� rozwa�a� propozycj�.
- Brunch - zdecydowa�a.
Wykona� p�uk�on i wycofa� si� na korytarz.
Drzwi windy zamkn�y si� i Dorothy natychmiast zapomnia�a o Phillipie.
"Chocia� nieprzeliczone s� istoty rozumne, �lubuj� wszystkie je zbawi�.
Chocia� niewyczerpane s� nami�tno�ci, �lubuj� wszystkie je ugasi�. Chocia�
niedosi�g�a jest prawda, �lubuj�..."
Drzwi windy ponownie si� rozsun�y, ucinaj�c �luby Bodhisattwy. Dorothy
nie poczu�a, �e winda stan�a, wiedzia�a jednak, i� zjecha�a co najmniej
sto metr�w w d�. Wysz�a z kabiny.
Pok�j by� wi�kszy, ni� si� spodziewa�a, a jednak wielki elektryczny fotel
na k�kach dominowa� w nim z �atwo�ci�. Fotel wydawa� si� r�wnie�
dominowa� - przynajmniej wizualnie - nad swoim lokatorem. B��dne wra�enie,
skoro ten cz�owiek dominowa� w ca�ym swoim ogromnym domu i pod wieloma
wzgl�dami r�wnie� w kraju, gdzie sta� �w dom. Ale nie wygl�da� imponuj�co.
Trwa�a symfonia zapachowa, cynamonowy fragment "Dzieci�stwa"
Bu�aczewskiego. Przypadkiem utw�r nale�a� do jej ulubionych, co j�
o�mieli�o.
- Halo, senatorze.
- Halo, pani Martin. Witam w moim domu. Prosz� mi wybaczy�, �e nie wstaj�.
- Oczywi�cie. To bardzo uprzejmie z pana strony, �e zgodzi� si� pan mnie
przyj��.
- To m�j przywilej i przyjemno��. M�czyzna w moim wieku ceni sobie
okazj�, �eby sp�dzi� czas z kobiet� tak pi�kn� i inteligentn� jak pani.
- Senatorze, jak szybko zaczniemy ze sob� rozmawia�?
Uni�s� ten fragment czo�a, gdzie niegdy� mia� brwi.
- Na razie nie powiedzieli�my ani s�owa prawdy. Nie wstaje pan, bo nie
mo�e. Pa�ska uprzejmo�� kosztowa�a mnie trzy przys�ugi trzymane w zapasie
i spor� sum� �yw� got�wk�. Wi�cej ni� zwyk�a taryfa: pan nie chcia� si� ze
mn� spotka�. Ma pan co najmniej osiem kochanek, o kt�rych wiem, i przy
ka�dej wygl�dam jak nieciekawa matrona. Po drodze tutaj ukry�am �wie�ego
trupa, poniewa� nie odwa�y�am si� sp�ni�; mam ma�o czasu i piln� spraw�.
Mo�emy zaczyna�?
Wstrzyma�a oddech i modli�a si� w milczeniu. Wszystko, czego zdo�a�a si�
dowiedzie� o senatorze, podpowiada�o jej, �e takie podej�cie jest
prawid�owe. Ale czy na pewno?
Maska mumii p�k�a w szerokim u�miechu.
- Od razu. Pani Martin, podoba mi si� pani i to jest prawda. Prawd� jest
r�wnie�, �e mam ma�o czasu. Czego pani chce ode mnie?
- Nie wie pan?
- Mog� si� domy�li�. Ale nie znosz� domys��w.
- Jestem powa�nie i publicznie zaanga�owana w obalenie S. 4217896.
- Tak, ale jak mi wiadomo, mog�a pani tu przyj��, �eby j� sprzeda�.
- Och. - Pr�bowa�a nie okaza� zdziwienia. - Dlaczego pan przyj�� tak�
mo�liwo��?
- Pani organizacja jest du�a, dobrze sfinansowana i dzia�a ca�kiem
sprawnie, ale czego� tu nie rozumiem.
- Czego?
- Waszego celu. Przedstawiacie s�abe i ma�o wiarygodne argumenty, a kiedy
kto� wam to wytknie, po prostu naciskacie dalej. Wiele razy widywa�em
ludzi zajmuj�cych jakie� stanowisko bez widocznej logiki... zawsze jednak
dostrzega�em ukryt� logik�, je�li przyjrza�em si� wystarczaj�co uwa�nie.
Ale w mojej opinii S. '896 przyniesie wyra�n� i sta�� korzy�� grupie,
kt�r� podobno pani reprezentuje, czyli artystom. W waszej organizacji jest
zbyt wiele inteligencji, �eby zmierza� prosto do celu. Wi�c zacz��em si�
zastanawia�, nad czym pracujecie i dlaczego. Istnieje mo�liwo��, �e
zgodzicie si� ust�pi� w tej sprawie z copyrightem w zamian za to, na czym
wam naprawd� zale�y. Rozumie pani?
- Senatorze, pracuj� dla dobra wszystkich artyst�w... a w szerszym
sensie...
Zrobi� zbola�� min� czy raczej jeszcze bardziej zbola��.
- "...dla dobra ca�ej ludzko�ci", o Bo�e, pani Martin, doprawdy.
- Wiem, �e pan to s�ysza� niezliczon� ilo�� razy i pewnie r�wnie cz�sto
sam to m�wi�...
U�miechn�� si� z�o�liwie.
- Tym razem napotka� pan jeden z rzadkich przypadk�w, kiedy to prawda.
Wierz�, �e je�li S. '896 przejdzie, nasz gatunek dozna powa�nego urazu.
Podni�s� wyschni�t� d�o�, skubn�� si� w doln� warg�.
- Teraz, kiedy pozna�em pani stanowisko, mog� chyba pani oszcz�dzi� sporo
pieni�dzy. Zako�cz� t� audiencj� i dopilnuj�, �eby suma, kt�r� pani
zap�aci�a za p� godziny mojego czasu, zosta�a zwr�cona pro rata.
Serce w niej zamar�o, ale odpowiedzia�a spokojnym g�osem:
- Nawet nie znaj�c logiki ukrytej za naszymi argumentami?
- Wys�uchiwanie pani przem�wienia by�oby niepotrzebne i okrutne. Widzi
pani, nie mog� pani pom�c.
Chcia�a wrzasn�� g�o�no, ale brutalnie st�umi�a impuls. "Opanowanie",
szepn�a cz�� jej umys�u, podczas gdy inna krzycza�a, �e cz�owiek taki
jak ten nie u�ywa ot, tak sobie s��w: "Nie mog�". Ale musi si� myli�. Mo�e
odmowa to tylko gambit przetargowy...
Nie pokaza�a po sobie �adnych oznak wewn�trznej walki; g�os mia�a spokojny
i odmierzony.
- Sir, nie przy...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin