BELLA GUNNESS.pdf

(80 KB) Pobierz
166990090 UNPDF
BELLA GUNNESS
BELLA GUNNESS I JEJ DZIECI:
LUCY, MYRTLE I PHILLIP
Wśród kobiet niewiele jest oszustek matrymonialnych, a i te
nieliczne, które żerują na męskiej łatwowierności, na ogół nie
posuwają się aż do mordowania swych ofiar.
Bella urodziła się w 1859 roku w miejscowości Trondheim w
Norwegii. W 1876 roku wyemigrowała do Ameryki, gdzie
wkrótce wyszła za swego rodaka, Maxa Sorensena,
zamieszkałego w Chicago. Państwo Sorensen osiedlili się w
miasteczku Austin w stanie Illinois. Bella urodziła troje
dzieci, które bardzo kochała. Wydaje się, że w ogóle przez
całe życie niezwykle lubiła dzieci. Nauczała w szkołach
niedzielnych, systematycznie odwiedzała i wspierała
finansowo sierocińce, a w jej domu zawsze rozbrzmiewały
wesołe głosy dziecięce. Zapraszała też często swych
podopiecznych na dłuższe i krótsze wakacje.
166990090.003.png 166990090.004.png
Pani Sorensen bardzo szybko (niektórzy uważają, że nieco
przedwcześnie, choć nie ma na to dowodów) została młodą
wdową. Cały majątek zmarłego Sorensena wydała na zakup
pensjonatu w Chicago. Zanim jednak wprowadzili się doń
pierwsi lokatorzy, budynek został doszczętnie zniszczony w
wyniku pożaru. Wypłacono odszkodowanie, które pozwoliło
Belli z kolei kupić piekarnię. Nie zdążyła jednak nawet
zdobyć sobie stałej klienteli, gdyż piekarnia również spłonęła
aż do fundamentów. Ze zrozumiałych względów zirytowane
towarzystwo ubezpieczeniowe niechętnie wypłaciło kolejne
odszkodowanie. Mimo pewnych podejrzeń nie zdołano zdobyć
dowodów na to, że Bella maczała palce w tych następujących
tuż po sobie nieszczęśliwych wypadkach. Dano jednak
delikatnie, acz stanowczo do zrozumienia pani Sorensen, by
swe dalsze interesy zechciała prowadzić w jakimś innym
mieście.
Bella posłuchała rady i z trójką dzieci osiadła w maleńkim
gospodarstwie rolnym w wiosce La Porte w stanie Indiana.
Poznała tam zamożnego gospodarza nazwiskiem Gunness i
wkrótce została jego żoną, a następnie wdową po nim - też w
błyskawicznym tempie. Pan Gunness zmarł od rany głowy -
powstałej w dość tajemniczych okolicznościach - zadanej
siekierą. Przyodziana w ciężką żałobę i szlochająca
rozpaczliwie wdowa wyjaśniła przysłuchującym się ze
współczuciem policjantom, że siekiera "zsunęła się z półki"
166990090.005.png
wprost na głowę pana Gunnessa. Warto wspomnieć, że
podobnie jak pensjonat i piekarnia, pan Gunness był również
ubezpieczony. Odszkodowanie zostało wypłacone.
Wówczas, jak się wydaje, wdowa Gunness postanowiła
zerwać swe kontakty z towarzystwami ubezpieczeniowymi,
uznawszy widać, że do trzech razy sztuka. Opracowała
zatem nowy plan, pozwalający zdobywać gotówkę metodami
bardziej bezpośrednimi.
Oto w większych gazetach w całej Ameryce ukazało się
ogłoszenie następującej treści:
"Zamożna, przystojna wdowa z trojgiem dzieci, młoda,
właścicielka dużej farmy, pozna niezależnego materialnie
pana o kulturalnych upodobaniach. Cel matrymonialny."
Spośród wielu odpowiedzi Bella najpierw wybrała pewnego
komiwojażera, który szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie
posiadał rodziny, ani bliskich przyjaciół, o czym nieopatrznie
poinformował ją w swym pierwszym liście. Wdowa Gunness
starannie ułożyła odpowiedź:
"Serce mi mówi, że jesteśmy dla siebie stworzeni... Czuję, że
uszczęśliwi pan mnie i moje kochane maleństwa i że bez
obaw mogę powierzyć panu wszystko, co mam... Potrzebny mi
166990090.006.png
partner, któremu będę mogła całkowicie zaufać... Ponieważ
nie znam tu nikogo, postanowiłam, by kandydat, którego
uznam za odpowiedniego, złożył pewną ilość gotówki lub akcji
jako gwarancję swej uczciwości. Sądzę, że jest to najlepszy
sposób odstraszenia oszustów, którzy czyhają na takie
okazje. Sama mam ponad 20 tysięcy dolarów, gdyby pan mógł
zatem przywieźć ze sobą choćby 500 na dowód, że ma pan
poważne zamiary, moglibyśmy wszystko omówić
szczegółowo..."
Nic dziwnego, że adresat tak subtelnie sformułowanego
wezwania pospiesznie stawił się w La Porte, przywożąc ze
sobą zapewne (na co Bella liczyła) znacznie więcej niż owe
500 dolarów, które miało stanowić wzruszającą gwarancję
uczciwości. Widziano go nawet na stacji kolejowej w La
Porte, jak wysiadał z pociągu, dźwigając pokaźnych
rozmiarów walizę. Nikt natomiast nie widział, by wyjeżdżał.
Potem w La Porte pojawili się następni kandydaci do ręki
Belli, z których żaden, podobnie jak pierwszy, nie opuścił już
wioski.
Bella czasami zmieniała styl swych listów, dostosowując go
zapewne do swej oceny charakteru adresata. Do jednego z
nieszczęśników pisała:
166990090.001.png
"Jesteś moim królem... Wiem z Twych listów, że Twoje
serce pragnie miłości. Przybądź do mnie. Twoja ukochana
oczekuje Cię. Będziemy tu szczęśliwi jak para królewska, w
najpiękniejszym domu w całej Północnej Indianie..."
Kolejni kandydaci na króla przybywali tłumnie, a każdy z nich
dzierżył w dłoni finansowy dowód swej dobrej woli. Bella
dokładnie przeszukiwała potem ich ubranie i bagaż, i
skrzętnie zabierała każdego centa, zanim zakopała kolejnego
kandydata na męża. Na ogół trafiali oni w najmniej
romantyczne miejsce na całej "najpiękniejszej farmie
Północnej Indiany", mianowicie do chlewika. Przypuszcza się,
że Bella zabijała swe ofiary, gdy spały zmęczone trudami
podróży, używając do tego celu siekiery. Wszystko wskazuje
na to, że była to ta sama siekiera, która tak nieszczęśliwie
ześlizgnęła się z półki prosto na głowę pechowego Gunnessa.
"Interes" kwitł i Bella systematycznie powiększała swój
majątek, wydając pieniądze tylko na zamieszczanie nowych
ofert matrymonialnych w gazetach. Wreszcie w roku 1908
jedno z jej ogłoszeń przeczytał niejaki Andrew Holdgren.
Napisał do niej i otrzymał odpowiedź, z której wynikało, że
wdowa uważa go za odpowiedniego kandydata. Podjął więc z
banku większą sumę jako dowód poważnych zamiarów i udał
się do La Porte na spotkanie swego szczęścia.
166990090.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin