3. Moore Christopher - Love Story - Gryź mała gryź.pdf

(729 KB) Pobierz
319720250 UNPDF
Christopher Moore
GRYŹ MAŁA, GRYŹ
Przełożył Jacek Drewnowski
WYDAWNICTWO MAG
2010
Tytuł oryginału:
Bite Me. A love story
Copyright © 2010 by Christopher Moore
Copyright for the Polish translation © 2010 by Wydawnictwo MAG
Redakcja:
Joanna Figlewska
Korekta:
Urszula Okrzeja
Ilustracje i opracowanie graficzne okładki:
Irek Konior
Projekt typograficzny, skład i łamanie:
Tomek Laisar Fruń
Wydanie I
ISBN 978-83-7480-171-3
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa
tel./fax (0-22) 813 47 43
e-mail: kurz@mag.com.pl
319720250.001.png
1
CZEŚĆ, KOTKU
Z PAMIĘTNIKA ABIGAIL VON NORMAL,
zastępczej pani nocy w Greater Bay Area
W mieście San Francisco grasuje duży ogolony kot-wampir o imieniu
Chet, i tylko ja, Abby Normal, rezerwowa pani nocy w Greater Bay Area, i
mój kochanek z fryzurą rodem z mangi, Pies Fu, stoimy pomiędzy
wygłodniałym monstrum a krwawą masakrą ludności. Ale właściwie
sprawa nie przedstawia się tak źle, jak mogłoby się wydawać, bo ludność
jest w sumie do dupy.
Mimo wszystko, myślę, że ta walka mrocznych mocy, podtrzymywanie
lubieżnego, zakazanego romansu, nowa para czerwonych winylowych
koturnów „Skankenstein ® ”, sięgających ud, które muszę z bólem
rozchodzić, a także codzienne nakładanie skomplikowanego makijażu, i
tak dalej, całkowicie usprawiedliwiają fakt, że oblałam biologię.
(Wprowadzenie do okaleczania zakonserwowanych zwłok świstaków, z
panem Snavelym, który na pewno zabawia się ze świstakami, kiedy nikt
nie patrzy - wiem to z pewnego źródła). Ale spróbujcie to powiedzieć
matce, która zasługuje na klątwę i rozczarowanie za to, że obarczyła mnie
brzemieniem swojego plugawego genu małych cycków.
Pozwólcie, że udzielę wam informacji, s’il vous plait. Uważajcie, zdziry, będzie test.
Trzy żywoty temu, a może jakoś w zeszłym semestrze, bo, jak mówi
piosenka: „życie jest jak rzeka oślizłych wydzielin, kiedy kochasz”, tak
czy owak, podczas ferii zimowych Jared i ja szukaliśmy w Walgreens
hipoalergicznego tuszu do rzęs, i wtedy spotkaliśmy piękną rudowłosą
księżnę Jody i jej małżonka krwi, mojego Mrocznego Pana, wampira
Flooda, który się kamuflował, bo włożył dżinsy i flanelową koszulę, by
wyglądać jak frajer.
To ja od razu: „Nosferatu”. Szepnęłam do Jareda niczym nocny wiatr w
spadłych liściach.
A Jared na to: „Nie łudź się, ty smętna, mała dziwko”.
A ja: „Zamknij swój otwór na fiuta, bo ci spermą jedzie, pozerze”.
Przyjął to jako komplement, i o to mi też chodziło, bo chociaż Jared jest do
szpiku kości gejem, tak naprawdę jeszcze z nikim tego nie robił, no, może
najwyżej ze swoim ulubionym szczurem, Lucyferem. Ściśle rzecz biorąc,
myślę, że Jareda trzeba by uznać za gryzonioseksualistę, gdyby nie
problemy techniczne w takim związku. (Widzicie, rozmiar ma znaczenie!).
Uwaga do siebie: powinnam umówić Jareda z panem Snavelym,
mogliby sobie pogadać o bzykaniu wiewiórek i tak dalej, a mnie może
ominęłaby powtórka z biologii.
Tak czy siak, Jared pasuje jako postać drugoplanowa do tragedii
mojego życia, bo ubiera się z ponurym szykiem i bryluje w rozmyślaniach,
pogardzie do samego siebie i uczuleniach na produkty kosmetyczne.
Próbowałam go nawet namówić, żeby przeszedł na zawodowstwo.
No i wtedy wampir Flood powiedział, żebym spotkała się z nim w klubie,
gdzie chciałam się oddać jego mrocznym żądzom, ale odrzucił propozycję
z powodu swojej wiecznej miłości do księżnej. Zamiast tego kupił mi
cappuccino i zatrudnił mnie jako ich oficjalną pomagierkę. Pomagierka ma
za zadanie wynajmować mieszkania, robić pranie i przynosić swoim
panom worek ze smakowitym dzieckiem, choć tego ostatniego nigdy nie
zrobiłam, bo moi państwo nie lubią dzieci.
No i wampir Flood dał mi pieniądze, a ja wynajęłam tres fajne
poddasze w dzielnicy SOMA (powszechnie uważanej za najlepszą dla
wampirów, głównie ze względu na nowe budynki i to, że nikt tam nie
będzie szukał prastarych istot, sług czystego zła). Ale okazuje się, że był to
tylko kawałek od tres fajnego poddasza, na którym wcześniej mieszkali.
No i kiedy niosłam im klucz, z nadzieją że przekażą mi mroczny dar
nieśmiertelności, podjechała limuzyna, a w niej nawaleni goście w wieku
studenckim i pomalowana na niebiesko zdzira z ogromnymi cycami.
I wszyscy do mnie: „Gdzie Flood? Musimy pogadać z Floodem. Wpuść
nas do środka”. I w ogóle wyskakują z żądaniami.
A ja na to: „Nic z tego, spadaj, Smerfetko. Nie ma tu żadnego Flooda”.
Wiem! Myślę sobie, niech mnie, kurwa, zombie na sprężynce! Ona była
niebieska!
Nie jestem rasistką, więc się zamknijcie. Wyraźnie miała problem z
poczuciem własnej wartości, więc nadrabiała olbrzymimi sztucznymi
cycami, niebieską farbą do ciała i bzykaniem dla szmalu całego
samochodu naspawanych kolesiów. Nie oceniam jej po kolorze skóry.
Każdy orze, jak może. Jak miałam klamerki na zębach, przeszłam przez
fazę Hello Kitty, która trwała do piętnastki, a Jared twierdzi, że nadal w
głębi serca jestem żwawa, ale to nieprawda. Jestem po prostu
skomplikowana. Ale więcej o niebieskiej dziwce napiszę później, bo teraz
ten Azjata patrzy na zegarek i mówi: „Za późno, słońce już zaszło”. I
odjechali. Wtedy ja otworzyłam drzwi na klatkę na poddasze i przede mną
stanął Chet, duży ogolony kot-wampir. (Tyle że wtedy nie miałam pojęcia
jak się nazywa, i miał na sobie czerwony sweterek, więc nie wiedziałam,
że jest ogolony, no i nie był jeszcze wampirem. Ale był duży).
No to ja: „Ej, kiciu, idź sobie”. I poszedł, zostawiając tylko Williama,
bezdomnego faceta od dużego ogolonego kota, leżącego na schodach.
Myślałam, że nie żyje, przez ten smród, ale okazało się, że tylko stracił
przytomność od alkoholu, częściowej utraty krwi i w ogóle. Ale jestem
prawie pewna, że teraz już nie żyje, bo później Fu i ja znaleźliśmy jego
cuchnące ciuchy na schodach poddasza, pełne szarego pyłu, w jaki
zmieniają się ludzie, kiedy wyssie ich wampir.
Na górze mówię: „Na waszych schodach jest trup i duży kotek w swetrze”.
A księżna i Flood na to: „A co tam”.
To ja: „Była też tu limuzyna pełna naspawanych gości, którzy na was
Zgłoś jeśli naruszono regulamin