OSOBY
SALOME, córka Herodiady
HERODIADA
AHOLA i
AHOLIBA córki Kaifaszowe*[1]
JACHOBOD, córka Achisa
RABBI JOHANAN
DUSZA WYGNANA Z RAJU
LUCYFER
HEROD ANTYPATER, tetrarcha żydowski z ramienia Rzymian
PONCKI PIŁAT, namiestnik rzymski
KAIFASZ i
ANNASZ arcykapłani
MĘŻOWIE RADY:
MERAJOT
ABIJA
JANAI SYN GADA
ELJAKIM
SALATYJEL
DWAJ POSŁOWIE RZYMSCY
ACHIS, faryzejczyk
ACHOLIJAB, świątynny śpiewak żydowski
ŚPIEWAK GRECKI
DRIADY
POWIEW
CHÓR
SŁUGA ŚWIĄTYNNY
HEROLD
NACZELNIK STRAŻY
KAPŁANI
MĘŻOWIE RADY
UCZENI W PIŚMIE
GRAJKOWIE
ŚPIEWACY
LUD
Rzecz dzieje się w czasach poprzedzających śmierć Chrystusową.
Gynaeceum w pałacu Herodowym. W głębi, w środku sceny, wielkie drzwi, otoczone kolumnami, wychodzącymi na taras. Przez drzwi te, otwarte, widać ogrody i górę Moria z świątynią Salomonową.Poranek.
Dusza wygnana z Raju. Lucyfer. Sługa świątynny.
Tutaj Golgota?
Tak — — albo raczej nie — lub raczej mówię:
— — tak — — —
Przecz mnie ciągniesz za sobą?
Zzułaś obuwie
ziemskiego bytu i bosa,
aby nie było słychać stóp ucisku,
po nieśmiertelnym przewiewasz zagonie
ze mną…
Niebiosa
nęcą mnie tamte i płonie
żądza skier innych, niśli twe — —
W mgławisku
mojego światła jest twe niebo.
Od ogrodów wchodzi
i młotkiem drewnianym puka do drzwi otwartych, oznajmując porę modlitwy:
W porze
rannych pacierzy módlmy się — — —
Znika.
Do Niego
módlmy się razem.
Idźmy stąd — —
Tęsknota
moja zostaje i wzniesie swe dłonie — — —
Czas nam — — —
z głębokim westchnieniem
Ach!…
Znikają.
Jachobod. Ahola. Aholiba.
modli się
Ongi
uczono mnie dzieckiem,
że jesteś srogi
i że nad ludźmi zawieszasz
ostry miecz kary —
A dzisiaj, o Boże,
dochodzą wieści,
że przebaczenie znakiem jest Twej władzy.
O tym poranku
i dziś Cię błagam, jak zawsze:
tą lub tą bronią zbaw mój lud i dom ten,
pełen występku,
i mnie, com jest grzeszna, a jemu,
któregoś wybrał spośród innych wielu,
ażeby głosił Twe prawo,
pozwól doczekać tryumfu
Duszy nad Złem…
Ale nie mnie Ci przepisywać, Panie,
jakie gotować masz losy
Swoim prorokom — — —
Święć się Twa wola
jak w niebie, tak i na ziemi — —
tylko niech przyjdzie Twe królestwo — — —
i odpuść nam winy,
jako i my nawzajem
chciejmy odpuszczać — — —
Podczas ostatnich wyrazów weszły po cichu Ahola i Aholiba, córki Kaifaszowe.
w progu
— wszem winowajcom naszym. Amen.
Ho! ho! i Jachobod
umie się modlić nowym obyczajem.
A któż to, panienko,
był twoim mistrzem?
Wiem ja coś o tym… A może — — a może
słyszałaś także o ziarnie gorczycznym
i o tem czystszem
umiłowaniu — — —
Może…
Daj jej spokój!
Język swój okuj
w powściągliwości żelazo — —
patrz, jak jest smutna i biadał
Wciąż o zaziemskim rozmyśla Edenie,
chce postać
mieć podobniejszą do śmierci, niż życia;
myśli, że łatwiej się dostać
w promienie
owego Raju wątłym, niż rozkwicia
pełnym roślinom… Pozatem,
choć gardzi światem,
W pokornych służbach się składa — — —
lizuń… Dlaczego tak wcześnie
wstałaś?… A możeś w nocy — — —
Jak wy obie,
czekam rozkazów mojej pani — — —
We śnie
dziwne trapiły ją widma — nie wiada,
w jakim się zjawi humorze — — —
Owy–ć złotogłów — — — — sza!
W przyległej komnacie słychać szelest jedwabiu, Zjawia się Salome.
Jachobod. Ahola. Aholiba. Salome.
Słońce
wita cię blasków zalewem,
jakich od dawna nie widziały oczy
twoich niewolnic…
Dlaczego
wyszłaś z sypialni, nim łoże
opuści twoja — władczyni
i — — przyjaciółka?
Tak smacznie
i z takim spałaś rumieńcem na twarzy,
iż przebudzeniem nie chcąc tych miraży
gasić płonących, na palcach, nieznacznie
wyszłam z komnaty i czekam z Aholą
i Jachobodą, co nam dziś zezwolą
czynić twe względy…
I ty równie skrzętna
na me rozkazy, Jachobod?
Pamiętna
jestem, com winna mojej pani — —
Zawsze.
Zawsze?
do Salomy
Nad błękit oczy twe łaskawsze — —
do Aholi
Włosy twe błyszczą, maścisz je maściami
z książęcej skrzyni…
Zamykasz przed nami
wonność różaną — snadź jesteś zazdrosna
o czarny płomień…
Mój ogień jest krwawy,
a służebnica niechaj milczy…
Ahola usuwa się na bok i milczy.
Wiosna
takich nie rzuca pełnych zórz na ławy
przybrzeżnych piasków nad jordańską rzeką,
jak te strumienie złota, które cieką
z twoich kędziorów… O jakżeś ty piękną!
Jakżeś ty piękną, przyjaciółko moja!
Z zdumienia kwiaty poklękną,
gdy się przybliżysz do zdroja,
aby w nim ujrzeć swój cud!…
Powiew mnie zwiódł:
Byłam–cić pewna, że zapachy niesie
ż ziół, co wyrosły w niedostępnym lesie,
a woń ta płynie z najdroższych warkoczy…
O moje oczy! O szczęśliwe oczy!
Za chwilę żar wasz przypadnie
do ust śmiejących się zdradnie,
w rozkosznej spocznie przystani…
Chyżaś w pochlebstwach, ale nazbyt tani
dajesz mi okup… Widziałam ja wczora,
jak biegły za nim twe spojrzenia… Chora,
żarłoczna chciwość rozwarła swe usta,
aby pochłonąć jego cień… Rozpusta
szarpie ci duszę!… Jesteś — — —
Żali mogę
powiedzieć prawdę?… Zastąpił mi drogę
i rzekł, wskazując na twe okna — —
— — Gromem
zabójczym huczał nad tetrarchy domem,
w gruzy rozwalał głaźne fundamenty,
wrzeszczał, że ród tu zamieszkał przeklęty,
stworzon na hańbę i na wstyd, że bliska
godzina pomsty… Wiem, wiem: rumowiska,
plemię jaszczurcze, urąganie bożej,
odwiecznej prawdzie — oto czym się sroży
bezmiar swywoli waszego proroka.
Wielce się dziwię, że dotąd głęboka,
kamienna studnia nie rozlała jeszcze
swojego chłodu na te żary wieszcze…
Daj mi, Jachobod, naramiennik!…
Który?…
Ten nakrapiany srebrem — — —
Jachobod dobywa jeden z przygotowanych naramienników.
— Ten!
Purpury
już się zleżały sydońskie. Nie zechce
tego bisioru
dobywa gazę purpurową i pokazuje ją Salomie
przyćmić kras swych różą
nasza władczyni?
Krasy mi nie służą!
Białą mi suknię przynieś. Dziś mnie łechce
białość…
Aholiba przynosi białą tunikę.
Czystością przesycone wkoło
wszystko powietrze… Czemu ściągasz czoło,
moja — dziewicza Jachobod?
O, pragnie
wypocząć w cieniu jabłoni, a miły
jest jak jelonek nad wodą.
ubierając Salomę
Od skwarnej spieki odchodzą mnie siły
Kiedyż twa gałąź się nagnie
nad moją żądzą młodą?
pomagając przy ubieraniu, rzuca złośliwe spojrzenia ku Jachobodzie
Wyszłam ku niemu z odsłoniętym łonem,
...
hildahasz