Norton Andre - Free Traders 01 - Ksiezyc Trzech Pierscieni.pdf

(641 KB) Pobierz
Norton, Andre - Ksiezyc trzech pierscieni
A NDRE N ORTON
K SIĘŻYC TRZECH PIERŚCIENI
T YTUŁ ORYGINAŁU : M OON OF T HREE R INGS
P RZEŁOŻYŁA : D OROTA D ZIEWOŃSKA
SCAN- DAL
Dla Sylwii Cochran,
która była mistrzem dla wielu
„początkujących” pisarzy
K RIP V ORLUND
I
Czymże jest kosmos? Czy to nieokiełznana przestrzeń, której człowiek nie jest w
stanie poznać, choćby żył sto, tysiąc razy i uparcie krążył między systemem słonecznym a
planetami, szukał, odkrywał, gonił wciąż za czymś nowym, co kryje się za następnym
słońcem, następnym systemem? Takim poszukiwaczom dane jest zrozumieć, że nie należy
odwracać się od wierzeń, lecz wręcz przeciwnie, być otwartym na wszelkie cuda, choćby
wprawiały one w osłupienie wszystkich przywiązanych do jednej planety, którzy postępują
utartymi szlakami i nie potrafią nawet odbierać sygnałów nadawanych przez własne zmysły.
Dla tych, którzy zapuszczają się w nieznane — Zwiadowców Centrali, odkrywców i w
dużej mierze Wolnych Kupców, czerpiących zyski z handlu na obrzeżach Galaktyki — nie
jest niczym dziwnym, że legendy i fantazje jednej planety w innym świecie mogą być piękną
lub ponurą rzeczywistością. Każda katastrofa bowiem na jakiejś planecie pozostawia po sobie
zarówno tajemnice, jak i odkrycia.
Może to wszystko brzmi zbyt pseudofilozoficznie jak na rozpoczęcie sprawozdania,
ale nie potrafię wyrazić tego lepiej, gdyż nie przywykłem do pisania czegokolwiek poza
raportami handlowymi dla Ligi Wolnych Kupców, zawierającymi czasami bardzo dziwne
informacje. Kiedy człowiek próbuje zgłębić coś tajemniczego i niewiarygodnego, to porusza
się jakby po omacku i potrzebuje wtedy jakiegoś wprowadzenia.
Zwiadowcy ze swoich wiecznych podróży w nowe światy przysyłają wiele
dziwacznych raportów do Centrali. Nawet planety, z którymi ludziom udało się nawiązać
kontakty, mogą posiadać własne tajemnice, mimo że zostały uznane za przyjacielskie bazy
dla podróżujących statków i osadników.
Wolni Kupcy, żyjący z handlu różnymi towarami i w przeciwieństwie do
Korporantów z wewnętrznych planet nie czerpiący zysków z żadnych monopoli, spotykają się
czasem z rzeczami, o których nie wie nawet Centrala. Tak właśnie było na planecie Yiktor w
czasie wpływu Księżyca Trzech Pierścieni. Któż więc mógłby lepiej napisać ten raport ode
mnie, choć byłem tylko pomocnikiem magazyniera „Lydis”, ostatnią osobą na liście
członków załogi.
Z racji swego stylu życia Wolni Kupcy z biegiem lat stali się niemal odrębną rasą w
Galaktyce. Nie posiadają oni swego domu w świecie, a statki ich nie mają własnego portu,
lecz wiecznie podróżują. Dla Wolnych Kupców statek jest jedyną planetą i na wszystko, co
znajduje się poza nim, spoglądają jak na coś obcego. Nie są jednak ksenofobami, bo przecież
z natury swej dążą do poznania i zaakceptowania otaczającej ich rzeczywistości.
Ludzie ci rodzą się, aby zostać kupcami, gdyż całe ich rodziny mieszkają na
większych statkach. Dawno temu postanowiono, że takie rozwiązanie będzie lepsze niż
przypadkowe i przejściowe związki w portach, co w rezultacie mogło prowadzić do utraty
statków przez mężczyzn. Duże porty w przestrzeni kosmicznej to w zasadzie
samowystarczalne miasta. Każde z nich działa jako ośrodek handlowy w sektorze, w którym
przeprowadzane są poważne transakcje. Tam też Kupcy ze swymi rodzinami mogą
wypoczywać w cieple domowego ogniska w przerwach między wyprawami.
„Lydis” była statkiem klasy D przeznaczonym do ryzykownych wypraw na obrzeża,
dokąd zapuszczają się tylko mężczyźni bez żadnych zobowiązań. I ja, Krip Vorlund,
cieszyłem się, że wreszcie wkroczę w świat handlu. Mój ojciec nie powrócił ze swojej
ostatniej wyprawy, a matka, według zwyczaju Kupców, nim upłynęły dwa lata, wyszła
ponownie za mąż i przeprowadziła się na inny statek wraz z nowym partnerem. Nie miałem
więc nikogo, kto broniłby moich interesów podczas zapisów.
Naszym kapitanem był Urban Foss. któremu wróżono błyskotliwą karierę, choć był
jeszcze młody i czasem popisywał się brawurą. Załoga najwidoczniej była z tego zadowolona,
gdyż chciała mieć nad sobą przywódcę, który jednym ryzykownym posunięciem mógł
sprawić, że jego podwładni staną się posiadaczami solidnych kont w centrum handlu.
Magazynierem był Juhel Lidj i, choć nie był pobłażliwy, moja jedyna z nim kłótnia dotyczyła
tego, że strzegł on zazdrośnie niektórych swoich tajemnic handlowych, mnie pozostawiając
zaledwie domysły. Był to chyba najlepszy sposób szkolenia — utrzymywanie mnie w
czujności, gdy byłem na służbie, i zmuszanie do myślenia, gdy nie pełniłem dyżuru.
Przed wylądowaniem na Yiktor odbyliśmy dwie pomyślne wyprawy, dzięki którym
staliśmy się bardziej doświadczeni. Jednak Jednostka Wolnego Handlu musi być stale czujna.
Po wylądowaniu, przed otwarciem włazów. Foss zmusił nas wszystkich do wysłuchania
taśmy przestrzegającej przed wszelkimi niebezpieczeństwami tego świata.
Jedyny port, choć nie najlepszy — bo był to prawdziwie graniczny świat — leżał poza
Yrjarem, a było to miasto tak odległe, jak to możliwe tylko na Yiktor, położone pośrodku
rozległej krainy na północy. Z rozwagą zaplanowaliśmy nasze lądowanie w czasie trwania
wielkiego jarmarku. Możliwe jest wówczas spotkanie kupców i mieszkańców z wszystkich
zakątków planety, odbywające się co dwa lata planetarne pod koniec pory jesiennych żniw.
Podobnie jak targi w wielu innych światach, tak i to zgromadzenie ma religijne
korzenie. W ten sposób obchodzono rocznicę dnia, w którym dawny bohater ludowy spotkał i
pokonał jakiegoś demonicznego wroga, ratując tym samym swój lud, po czym zmarł od
poniesionych ran i został z honorami pochowany. Mieszkańcy wciąż uroczyście czcili jego
czyn, a towarzyszyły temu zabawy, w których lordowie rywalizowali ze sobą, kibicując
swoim reprezentantom. Zwycięstwo w każdej konkurencji było nagradzane, a zawodnik i jego
pan zyskiwali prestiż.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin