Karol Wojtyła Miłość i odpowiedzialność.doc

(2736 KB) Pobierz
Karol Wojtyła

Karol Wojtyła

 

Miłość i odpowiedzialność

 

Zakład Nagrań i Wydawnictw

Związku Niewidomych

Warszawa 1996

Redakcja: Tadeusz Styczeń,

Jerzy W. Gałkowski, Adam

Rodziński, Andrzej Szostek

Tłoczono pismem punktowym dla

niewidomych w Drukarni Zakładu

Nagrań i Wydawnictw Związku

Niewidomych,

Warszawa, ul. Konwiktorska 9

Przedruk z Wydawnictwa

Towarzystwa Naukowego

Katolickiego Uniwersytetu

Lubelskiego,

3 3 64 0 0 108 1 ff 1 74 1

Lublin 1982 

3 3 64 0 2 108 1 ff 1 74 1

Pisała K. Pabian

Korekty dokonały

U. Maksimowicz

i K. Markiewicz

Wprowadzenie

Książka, która w tej chwili

trafia do rąk Czytelnika, ma

swoją historię. Po raz pierwszy

ukazała się 20 lat temu. Przy

współczesnym rytmie produkcji

pisarskiej i wydawniczej oznacza

to długi okres nawet w

dziedzinie filozofii, w której

dzieła starzeją się wolniej. A

przecież książka ta ma jeszcze

swą długą prehistorię.

Prehistorię pisaną

doświadczeniem wielu ludzi,

które w jakiś sposób stawało się

doświadczeniem samego Autora,

jako ich duszpasterza i

przyjaciela, współprzeżywającego

ich najbardziej intymne sprawy.

Doświadczenie to zbiegło się i

niejako spotkało z jego własnym

tychże spraw wyczuciem,

sprowokowało do refleksji i

przemyśleń wyzwalając z czasem

potrzebę dania im świadectwa.

Świadectwo to znalazło swój

wyraz najpierw w formie

wykładów, wygłoszonych w latach

1958_#59 w Katolickim

Uniwersytecie Lubelskim, by w

końcu przybrać postać książki

"Miłość i odpowiedzialność",

wydanej w r. 1960 przez Tn

Kul (Towarzystwo Naukowe

Katolickiego Uniwersytetu

Lubelskiego) w Lublinie.

Od tej chwili dzieło zaczyna

żyć swym własnym, samodzielnym

życiem. Odtąd ono samo niejako

pisze swoje dzieje. Habent sua

fata libelli... Pisze ono je

sobie samemu, a poniekąd również

swemu Autorowi.

Dzieje te to głównie dzieje

spotkania tych doświadczeń i

tego świadectwa, któremu ono

daje wyraz, z koncepcjami i

propozycjami, które chcą się

powołać na to samo źródło, a

przynajmniej w tym samym źródle

szukają dla siebie legitymacji i

uprawomocnienia. Jak "Miłość i

odpowiedzialność" wychodzi z tej

konfrontacji? Pytanie to narzuca

się w naturalny sposób w

odniesieniu do książki, której

przypadło istnieć w czasie tak

bardzo nabrzmiewającym w

problemy, jakie podjęła.

Zrozumiałą jest więc rzeczą, że

Czytelnik pytanie to również

stawia i oczekuje na nie

odpowiedzi. A przecież

uwłaczałoby samemu założeniu

dzieła tutaj na to pytanie

odpowiadać. Wszak dzieło to

zostało pomyślane jako wezwanie

do "doświadczenia

doświadczenia". Coś, co można

przywołać jako świadectwo

doświadczenia i w każdej chwili

poddać znowu osądowi

doświadczenia, gdy tylko się

wyłoni - bądź też na nowo nasili

- potrzeba odwołania się do

samych źródeł i podstaw ważności

naszych sądów. A zatem Tolle et

lege! A nade wszystko Vide!

"Przy takim charakterze książka

- jak wyznaje sam Autor w

przedmowie do jej II wydania -

liczy na dalsze współautorstwo:

liczy na to, że będą ją niejako

w dalszym ciągu tworzyć ci,

którzy do końca - i w teorii, i

w praktyce - przemyślą czy

przeprowadzą jej główne

sformułowania". Otwarte więc na

każde echo doświadczenia, z

którejkolwiek by strony

pochodziło, dzieło to jest

równocześnie nieustającym apelem

do Czytelnika o dopuszczenie do

głosu doświadczenia w całym jego

zakresie: zarówno co do

rozległości, jak i głębi.

Kiedy tu mowa o głębi, chodzi

o to wszystko, co niekiedy nie

jawi się wprost i

pierwszoplanowo jako treść

doświadczenia, co jednak do tego

stopnia - choć niejako z ukrycia

- stanowi jego składową, iż

niepodobna jej nie uwzględnić w

imię zidentyfikowania jego

zawartości. W przeciwnym bowiem

razie trzeba by coś z niej ująć,

uszczuplić, a przez to samo

przekreślić autorytet samego

integralnie pojętego

doświadczenia, jedynego źródła

informacji i podstawy rzetelnej

wiedzy o czymkolwiek. "Miłość i

odpowiedzialność", bazując na

takiej podstawie

metodologicznej, nie potrzebuje

obawiać się czegokolwiek, co

tylko jest w stanie

wylegitymować się

doświadczeniem. Doświadczeniu -

właściwie zinterpretowanemu -

nie mogą zagrażać żadne dalsze

doświadczenia. Bo na takiej

konfrontacji prawda może tylko

zyskać.

Dzieje "Miłości i

odpowiedzialności" - od tej

właśnie strony oglądane -

ukazują osobliwą żywotność tej

książki. Uproszczeniem byłoby

oczywiście mówić o jej

"zwycięskim pochodzie". Wiadomo

jednak, że nie musiała ona

zawdzięczać "ponownego odkrycia"

czy też "wskrzeszenia"

okoliczności, że jej Autor

został papieżem. "Miłość i

odpowiedzialność" żyła i żyje

nie tylko wydaniami, które

doszły do skutku: trzema

polskimi (wśród nich dwoma

krajowymi, co wobec znanych

trudności wydawniczych jest

godnym odnotowania wydarzeniem!)

i kilku obcojęzycznymi:

francuskim, włoskim i

hiszpańskim. Żyje w jakiś sposób

również tymi wydaniami, które w

swoim czasie miały dojść do

skutku, choć do skutku nie

doszły...

Mimo że dzieło po upływie 20

lat od swego wydania nie wymaga

rekomendacji, to jednak jest

rzeczą oczywistą, że potrzebuje

ono niejako ukazania go w nowym

kontekście. Co wyznacza ten

kontekst? W najogólniejszym

zarysie wyznaczają go dwie

dopełniające się wzajemnie

"współrzędne".

Z jednej strony kontekst ten

wyznacza dyskusja wobec

centralnych zagadnień podjętych

przez papieża Pawła VI w

encyklice "Humanae vitae". Jak

wiadomo, dyskusja ta -

skoncentrowana w pierwszej fazie

na nie zawsze skoordynowanym

wyszukiwaniu argumentów "za" lub

"przeciw" antykoncepcji w celu

pozyskania partnera sporu -

przeszła z czasem w fazę

metodologicznie pogłębionej

samorefleksji. Stała się

dyskusją nad sposobem

uzasadnienia norm moralnych w

aspekcie ich słuszności. I tak,

niektórzy nie kwestionując

zasadniczo słuszności norm

"Humanae vitae" dyskutowali

odtąd nad zakresem ich

obowiązywalności.

Rozstrzygnięcie tej szczegółowej

kwestii uzależniono od

rozwiązania sporu pomiędzy

deontologiczną a teleologiczną

teorią argumentacji etycznej.

Głębsza analiza przedmiotu tego

sporu ujawnia wszakże większą

złożoność samej problematyki, a

zarazem mogącą zaskoczyć obie

spierające się ze sobą strony

możliwość - a nawet konieczność

- stanowiska medialnego.

Ujawniła także, że u podstaw

rozwiązania, które może liczyć

na pełną akceptację, musi

pojawić się z jednej strony

rzetelna antropologia: teoria

osoby ludzkiej, a z drugiej

strony pogłębiona wizja samego

czynu. Że w szczególności nie

wolno doprowadzić do takiego

wyizolowania momentu słuszności

czynu, by został on oddzielony

od zasadniczej funkcji czynu w

relacjach międzyosobowych:

funkcji wyrażania miłości, czyli

afirmacji osoby z uwagi na

przysługującą jej w sposób

niezbywalny godność. Jest rzeczą

ze wszech miar interesującą

spojrzeć na całą tę dyskusję w

10 lat po ukazaniu się encykliki

"Humanae vitae" z perspektywy

dzieła, które ją o 10 lat niemal

wyprzedziło. Dzieła, któremu

obca jest zupełnie wszelka

atmosfera animozji, kontestacji

czy antykontestacji, dzieła,

którego atmosferę określa bez

reszty jedna jedyna troska:

pozwolić wypowiedzieć się do

końca prawdzie doświadczenia na

temat miłości godnej osoby

ludzkiej. Ale już właśnie dla

tego samego powodu istnieje

potrzeba osadzania dzieła w

tymże kontekście i ukazania go

na jego tle. To właśnie domaga

się wprowadzenia not, pełniących

rolę komentarza wiążącego tekst

"Miłości i odpowiedzialności" ze

wspomnianym kontekstem.

Komentarz tego rodzaju staje się

tu wręcz niezbędny.

Nie wolno też - z drugiej

strony - przeoczyć faktu, że na

przestrzeni tychże 20 lat Autor

"Miłości i odpowiedzialności"

opublikował bardzo wiele

artykułów, w których rozwija

tematykę tej książki w różnych

kierunkach, w szczególności w

kierunku etyki rodziny oraz

filozofii i teologii ciała.

Potrzeba uwzględnienia tego

ściśle autorskiego kontekstu

wydaje się zupełnie oczywista.

Nasunęła ona nawet początkowo

myśl dołączenia wspomnianych

publikacji do "Miłości i

odpowiedzialności" w charakterze

aneksu. Pomijając już jednak

sprawę, że taki aneks musiałby

objętościowo znacznie

zmajoryzować samą książkę, na

czoło wysunął się inny wzgląd

przemawiający przeciwko takiemu

zestawieniu. Oto poza obrębem

tego aneksu musiałoby się

znaleźć dzieło Autora o zupełnie

wyjątkowej doniosłości dla

ukształtowania tegoż kontekstu.

Chodzi o "Osobę i czyn", dzieło,

w którym Autor wypowiedział się

najpełniej - choć w sposób

zasadniczo pozaetyczny - na

temat osoby ludzkiej. Nie trzeba

tracić słów na przekonywanie

kogokolwiek, jak bardzo jednak

problematyka tego dzieła łączy

się z zagadnieniem miłości

odpowiedzialnej, głównym

problemem "Miłości i

odpowiedzialności". Wszak to

właśnie osoba w swym czynie i

poprzez swój czyn staje się

tejże miłości odpowiedzialnej

podmiotem i adresatem. Ona jest

aktorem owego dramatu - persona

dramatis - w którym pisze sama

"swą najprawdziwszą historię",

historię miłości albo jej

negacji, a przez to swego

spełnienia lub niespełnienia.

Tekst "Miłości i

odpowiedzialności" zostałby

zatem zubożony w swej

zasadniczej osnowie, gdyby go

nie powiązać w jakiś bodaj

sposób z tekstem "Osoby i

czynu", gdyby go nie ukazać w

kontekście Karola Wojtyły

"Traktatu o człowieku". Oto

drugi powód, który zdecydował

zarówno o konieczności

wprowadzenia komentarza, jak i o

jego charakterze.

W notach umieszczonych przez

nas poniżej tekstu "Miłości i

odpowiedzialności" Czytelnik

znajdzie z jednej strony

odniesienia do dzieł samego

Autora, z drugiej zaś

odniesienia, które będą

ukazywały jego dzieło jako

wezwanie do konfrontacji. Do

konfrontacji odmiennych

propozycji i koncepcji nie tyle

nawet z dziełem Autora, ile

raczej poprzez nie - jakby

poprzez medium quo - z wymową

integralnego etycznego

doświadczenia miłości osoby do

osoby. Miłości, która - jak

ciągle o tym mówi właśnie

doświadczenie - jest tym, czym

jest, dopiero wtedy, gdy wznosi

się na poziom afirmacji godności

osobowej zarówno podmiotu

miłości, jak i jej adresata we

wszystkim, z czego ta godność

wyrasta, co przenika i w czym

się ostatecznie zakorzenia.

Lublin, 18 maja 1979 roku

Ks. Tadeusz Styczeń

Jerzy Gałkowski

Adam Rodziński

Ks. Andrzej Szostek

Uwaga Redakcji: Na życzenie

Autora w niektórych przypadkach

zostawiono pisownię rozdzielną,

stosując dywiz (-) zamiast

pisowni łącznej.

Wstęp do wydania I

Istnieje pogląd, że na temat

małżeństwa mogą wypowiadać się

tylko ci ludzie, którzy w nim

żyją, a na temat miłości między

kobietą a mężczyzną tylko te

osoby, które ją przeżywają.

Pogląd ten domaga się osobistego

i bezpośredniego doświadczenia,

jako podstawy wypowiadania się w

danej dziedzinie. Tak więc

duchowni i osoby żyjące w

celibacie nie mogą mieć nic do

powiedzenia w sprawach miłości i

małżeństwa. Pomimo tego

przemawiają oni często i często

też piszą na te tematy. Brak

doświadczenia własnego,

osobistego, nie przeszkadza przy

tym o tyle, że posiadają bardzo

bogate doświadczenie pośrednie

płynące z pracy duszpasterskiej.

W pracy duszpasterskiej

spotykają się bowiem tak często

i w tak różnych momentach czy

sytuacjach właśnie z tymi

problemami, że tworzy się z tego

jakieś inne doświadczenie,

niewątpliwie bardziej pośrednie

i "cudze", ale równocześnie o

wiele szersze. Właśnie zaś

wielość faktów z tej dziedziny

tym bardziej pobudza do

refleksji ogólnej i do szukania

syntezy.

W ten sposób powstała też

niniejsza książka. Nie stanowi

ona wykładu doktryny. Jest

natomiast przede wszystkim

owocem nieustannej konfrontacji

doktryny z życiem (na tym

właśnie ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin