Chińskie opowieści.doc

(140 KB) Pobierz
tytuł: "Chińskie opowieści"

tytuł: "Chińskie opowieści"

 

autor: *.*

 

Tę opowieść można znaleźć w starych kronikach prowincji Yamaguchi. Działo się to

dawno temu. Pewien myśliwy polując na dziką zwierzynę zszedł w dolinę Ijazuke.

Tego dnia nie miał szczęścia, mimo że zaczaił się w szałasie, nie upolował nawet

bażanta.

W pewnej chwili spostrzegł dżdżownicę, która wyszła z ziemi czując deszcz.

Nagle z trawy wyskoczyła żaba i w mig połknęła dżdżownicę. Myśliwemu zrobiło się

jej żal. Potem z drzewa spadła gałąź. Jednak, gdy myśliwy przyjrzał się uważnie,

spostrzegł, że był to wąż, który powoli podpełzł do żaby i pożarł ją.

Wtem myśliwy posłyszał trzepot skrzydeł. To bażant zaatakował węża, lecz po

chwili sam padł ofiarą rysia.

Ale cóż to? Nagle na polanę wyszedł niedźwiedź. Rzucił się na rysia i porwał go

do lasu.

Myśliwy ruszył jego śladem. Gdy go dogonił, zobaczył, że niedźwiedź karmi tym

rysiem małe niedźwiadki.

Myśliwy pomyślał, że nigdy jeszcze nie trafiła mu się taka gratka. Chwycił mocno

strzelbę i wycelował. Lecz w tym momencie przypomniało mu się, co widział do tej

pory: żaba, która zjadła dżdżownicę, wąż, który zjadł żabę, bażant, który zjadł

węża, ryś, który zjadł bażanta a którego teraz jedzą niedźwiadki. Silniejsi

atakowali słabszych. A teraz on sam chciał zastrzelić niedźwiedzia, mimo iż było

mu żal dżdżownicy zjedzonej przez żabę.

- Przecież postąpię tak samo jak żaba, wąż, bażant, ryś i niedźwiedź -

powiedział do siebie.

Zdał sobie sprawę, że zabicie niedźwiedzia nie przyniesie niczego dobrego.

Odłożył strzelbę i opuścił dolinę. Od tego czasu nigdy więcej nie polował.

* * *

Dawno, dawno temu, żył sobie młody drwal. Pewnego dnia poszedł jak zwykle w góry

i ścinał drzewa. Nagle z nieba spadł żuraw. Leżał na ziemi, trzepocząc

skrzydłami nie mogąc wzbić się w powietrze. Drwalowi zdawało się, że ptak jest

zraniony, a kiedy podszedł bliżej, zobaczył strzałę wbitą w ciało żurawia.

- Jaki biedny ptak - pomyślał drwal. Wyciągnął strzałę i zaniósł żurawia nad

rzekę, aby przemyć ranę wodą. Rzekł do ptaka:

- Wszystko będzie dobrze, tylko musisz teraz na siebie uważać.

Powiedziawszy to, drwal odszedł w swoją stronę. A szczęśliwy ptak zatoczył nad

młodzieńcem kilka kółek i wzbił się wysoko w niebo. Minęło kilka dni.

Pewnego wieczoru ktoś zapukał do chaty drwala. Zdziwiony otworzył drzwi

i ujrzał piękną dziewczynę stojącą na progu.

- Czy mogłabym zostać twoją żoną? - zapytała.

Drwal bardzo się ucieszył, ale odpowiedział:

- Ależ ja nie mogę ożenić

się z dziewczyną tak piękną jak ty. Jestem tylko biednym drwalem.

Mimo odmowy nieznajoma nalegała:

- Bardzo cię proszę, pozwól zostać twoją żoną.

W końcu drwal zgodził się. Piękna dziewczyna okazała

się bardzo dobrą żoną - dobrze prowadziła dom, sprzątała i gotowała smaczne

posiłki.

Pewnego dnia rzekła do męża:

- Potrafię bardzo dobrze tkać na krośnie. Czy mógłbyś przygotować mi miejsce do

pracy?

Więc drwal wybudował chatkę, i na jej środku postawił krosno.

Żona bardzo się ucieszyła, od razu udała się do chatki, ale zanim weszła

poprosiła męża, by nie podglądał jej w czasie pracy.

Kiedy była w chatce, pracując przy krośnie, drwal czekał na zewnątrz i zgodnie z

umową nie przyglądał się jej.

Gdy wyszła z chaty wyglądała na bardzo zmęczoną, ale w rękach trzymała

przepiękną tkaninę, którą zaraz wręczyła mężowi, mówiąc:

- Weź ją proszę, i sprzedaj w mieście.

Mąż usłuchał jej i następnego dnia poszedł do miasta.

Mieszkańcy miasta byli bardzo zdziwieni, gdyż nigdy wcześniej nie widzieli tak

pięknej tkaniny. A wieść o tym dotarła nawet do pana tego miasta.

Gdy dowiedział się o tej przepięknej tkaninie, kupił ją zaraz, płacąc wysoką

sumę w złocie.

Zadowolony drwal wrócił do domu i poprosił żonę, aby dalej tkała.

Prośbę swą powtarzał jeszcze kilka razy, żona za każdym razem ją spełniała, a

drwal stawał się coraz bogatszy.

Dziwne jednak było to, że za każdym razem po skończonej pracy kobieta była

bardzo zmęczona i zdawało się, że coraz bardziej chudnie.

Mimo to mąż prosił o kolejne tkaniny.

- Dobrze - powiedziała żona. - Ale tkanina, którą dziś utkam będzie już

ostatnia. Jeśli będę to robiła dalej - umrę. To powiedziawszy weszła do chatki z

krosnem.

Stuk, stuk, stuk... słychać było odgłos krosna.

Gdy zaczęła tkać, drwal zapragnął zobaczyć swą żonę przy pracy, jak robi tak

piękną tkaninę.

I zajrzał po cichu do środka, mimo złożonej obietnicy.

Tam przy krośnie siedział biedny, wychudzony żuraw, który wyskubywał swe

ostatnie pióra i tkał z nich. Widząc to, drwal bardzo się wystraszył.

Po chwili z chaty wyszła kobieta i rzekła smutnym głosem:

- Obiecałeś, że nie będziesz mnie podglądał. Prosiłam cię, a mimo to nie

dotrzymałeś słowa. Jestem żurawiem, któremu kiedyś uratowałeś życie.

Przybyłam tu, by ci się odwdzięczyć, ale muszę odejść, bo poznałeś moją

tajemnicę.

I podała mu ostatnią utkaną przez siebie tkaninę. Po chwili przemieniła się w

żałośnie wychudzonego żurawia i odleciała daleko, smutno zawodząc.

* * *

Dawno, dawno temu żył nad morzem bardzo dobry rybak. Nazywał się Urashima-taro.

Mieszkał ze swoją starą matką. Bardzo troszczył się o nią i codziennie dawał jej

na obiad świeże ryby, które złowił.

Pewnego ranka wypłynął na ryby jak co dzień. Godziny mijały, a on nie złowił ani

jednej, nawet maleńkiej rybki.

- Co się z nimi stało? To straszne, przecież moja mama na pewno czeka na ryby.

Co ja teraz zrobię - rzekł sam do siebie Urashima.

Wracając smutny do domu, spostrzegł na plaży dzieci bawiące się czymś.

Zaciekawiony podszedł do nich.

Okazało się, że bawią się żółwiem. Nawet nie bawiły się, a znęcały nad biednym

małym zwierzątkiem: kopały go i biły kijem.

Urashimie zrobiło się żal żółwia i krzyknął:

- Chłopcy nie róbcie tego! Zostawcie go w spokoju!

Niedobre dzieci odpowiedziały mu:

- Dlaczego nie? Chcemy go sprzedać w mieście, więc nie puścimy go.

- Dobrze - to ja kupię tego żółwia. Sprzedajcie mi go - zaproponował Urashima.

Tak, ale za co mógł go kupić?

Przecież nie miał pieniędzy. Bez namysłu zdjął kimono i zapytał:

- Nie mam pieniędzy, ale mogę dać wam moje kimono za żółwia.

Chłopcy zastanawiali się chwilę, aż jeden z nich powiedział:

- Możemy wziąć twoje szmaciane kimono, lepsze to niż nic.

Weź sobie tego żółwia.

Urashima podniósł delikatnie biedne zwierzę i zaniósł do morza.

- Nigdy nie przychodź już na plażę - Urashima pożegnał żółwia, a ten podziękował

mu kłaniając się w wodzie.

Kiedy wrócił do domu, zastał matkę siedzącą przy pustym stole.

- Mamo, tak mi przykro.

Nie złowiłem ani jednej ryby i jeszcze straciłem moje kimono, żeby uratować

żółwia - rzekł smutny.

- Bardzo dobrze zrobiłeś, mój synku. Nie martw się, nie musimy przecież

codziennie jeść ryb - matka pocieszała go.

Następnego dnia, wczesnym rankiem, Urashima znowu wypłynął na połów. Znowu nie

mógł nic złowić, choć tak bardzo się starał. W końcu złowił małego żółwia. Wyjął

go z sieci i wypuścił do morza.

Łowił znowu i po chwili jeszcze raz złowił tego samego żółwia. Kiedy wyciągnął

go z sieci, żółw przemówił kobiecym głosem:

- Urashimo, usiądź na moich plecach.

- Urashima przestraszył się, rozejrzał się w koło, ale oprócz niego i żółwia

nikogo nie było. Zapytał więc żółwia:

- Jak mogę usiąść na twoich małych plecach?

- Oczywiście, że możesz, spróbuj - poprosił żółw.

Urashima usiadł na żółwiu, a ten powiększył się nagle i popłynęli w głębiny

morza. Urashimie było tak wygodnie na plecach żółwia, że zasnął w końcu. Kiedy

się obudził, był w pięknym, dużym pałacu. Nie wiedział, jak się tam dostał.

Siedział w cudownym, błyszczącym pokoju. Przed nim stała piękna królewna.

- Witam Cię Urashimo - powiedziała.

Urashima znał skądś ten głos, ale nie mógł sobie przypomnieć.

- Czy ty jesteś żółwiem? - zapytał.

- Tak, tym, którego uratowałeś - powiedziała królewna.

- Zawsze, kiedy wychodzę z mojego pałacu, przemieniam się w żółwia. Gdybyś wtedy

nie uratował mnie, ci chłopcy by mnie zabili. Jestem Ci bardzo wdzięczna i

chciałabym pokazać Ci moje królestwo. Zostań ze mną w pałacu na dłużej. A teraz

chodź, zjemy obiad - mówiąc to, wzięła go za rękę i poprowadziła do jadalni.

Urashima usiadł przy stole, na którym czekało już mnóstwo potraw, których nigdy

jeszcze nie kosztował. Jedząc te wspaniałości pomyślał sobie o mamie: Ach jak

bym chciał, żeby i ona mogła jeść ze mną.

Po obiedzie królewna zaproponowała mu, żeby się przespał trochę i zaprowadziła

go do sypialni. Czekał tam już przygotowany wspaniały materac. Urashima był tak

zmęczony, że kiedy tylko położył się na nim, od razu zasnął.

Od następnego dnia, królewna codziennie pokazywała mu różne cuda w morzu: ryby,

których nigdy nie znał, wodę, której nigdy nie widział, skały, których nigdy nie

spotkał.

Królewna była tak miła, Urashima widział tyle ciekawych rzeczy, codziennie jadł

wspaniałe potrawy. Nie czuł nawet, że czas wciąż mija. Tak szybko upłynęły 3

lata.

Pewnego dnia Urashima powiedział królewnie:

- Nie mogę już zostać z tobą dłużej. Moja matka czeka na mnie i pewnie się

martwi. Dziękuję ci za wszystko, było mi tu tak wspaniale, ale teraz muszę już

wracać.

Po twarzy królewny popłynęły łzy, jak małe kryształki i powiedziała:

- Tak mi przykro, że chcesz odejść. Nie mogę cię zmusić, żebyś został. Czy mogę

chociaż dać ci pamiątkę, żebyś nigdy o mnie nie zapomniał? - zapytała i dała mu

piękne, pokryte laką pudełko o dwóch przegrodach.

Kiedy wyszli z pałacu, królewna znowu przemieniła się w żółwia.

- Proszę, usiądź na mnie - powiedziała i zaniosła go na plażę.

Urashima pobiegł w stronę domu, krzycząc z daleka:

- Mamo! Mamusiu! Wróciłem wreszcie!

Ale kiedy dobiegł w miejsce, gdzie był jego dom, zastał tam tylko słupy i

resztki tego, co było kiedyś jego domem. Rozejrzał się dookoła i nie mógł poznać

okolicy.

- Jakie to dziwne. Jak wszystko mogło się tak zmienić przez 3 lata - powiedział

do siebie.

Urashima poszedł zapytać sąsiadów o mamę, o dom i o wszystko, co się wydarzyło.

Ale spotkał tylko ludzi, których nie znał. W końcu poszedł do świątyni, by

spytać mnicha, co się stało. Ten na pewno będzie wszystko wiedział.

Mnich sprawdził stare księgi i powiedział:

- Tak, 300 lat temu żył w tej okolicy młody rybak ze swoją matką. Nazywał się

Urashima-taro.

- Ależ Urashima to ja - rzekł zdziwiony rybak.

Mnich popatrzył na niego z politowaniem i powiedział:

- To niemożliwe, skoro w tej księdze jest napisane, że było to 300 lat temu. A

ponadto na cmentarzu jest grób Urashimy.

Urashima pobiegł na cmentarz i rzeczywiście znalazł swój stary, zniszczony grób.

Zrozumiał, że w ciągu roku w podmorskim pałacu, na ziemi mijało 100 lat.

- Mamo! Mamusiu! Przepraszam! - krzyczał i zaczął płakać. Długo płakał, aż

spojrzał na pudełko, które dostał od królewny. Otworzył pierwszą przegrodę, a z

niej wydobył się biały dym. Otworzył drugą, a w niej było lustro. Popatrzył w

nie i zobaczył starego człowieka z białą, długą brodą.

* * *

Dawno, dawno temu, żyło sobie w pewnej wiosce dwoje staruszków. Staruszek

wychodził codziennie do lasu i zbierał bambusy, z których potem wyplatał kosze.

Kiedy pewnego dnia pracował jak zwykle w lesie, spostrzegł nagle promień światła

dochodzący do jego oczu spomiędzy bambusów. Podszedł bliżej, przyjrzawszy się

uważnie jednemu z nich, lekko i delikatnie go ściął. W środku siedziała

spokojnie uśmiechając się śliczna malutka dziewczynka. Staruszek postawił ją na

swojej dłoni i delikatnie trzymając zabrał do domu. Staruszka również ucieszyła

się widząc dziewczynkę i przygarnęła ją z radością.

Po kilku latach z małej dziewczynki wyrosła piękna panienka. Z jej twarzy bił

blask i uroda, dlatego ludzie nazwali ją Kagujahime - promieniejąca Panienka.

Wieść o jej urodzie rozeszła się szybko.

Wszyscy chłopcy z okolicy starali się o jej rękę. O jej względy szczególnie

zabiegało kilku młodzieńców z bardzo bogatych rodzin. Odwiedzali ją codziennie.

Jeden przynosił prezenty, inny recytował wiersze, a jeszcze inny grał na flecie

i wszystko po to, by zdobyć jej serce. Lecz Kagujahime w ogóle nie zwracała na

nich uwagi.

Martwiło to staruszka i pewnego dnia powiedział do niej:

- Może w końcu wybierzesz jednego z tych kilku kandydatów.

Długo powtarzał to dziewczynie: aż wreszcie Kagujahime oznajmiła:

- Wyjdę za mąż za tego, który zdoła ofiarować mi podarek, o jakim marzę.

A marzyła o złotych krzakach z błyszczącymi owocami, o złotym futrze, o

kołnierzu ze smoka... Ale rzeczy te w ogóle nie istniały, dlatego mimo wszelkich

starań młodzieńcy nie mogli ich zdobyć.

Tymczasem wieść o pięknej dziewczynie dotarła do syna cesarza. Pewnego dnia,

wracając do pałacu zpolowania, wstąpił on do domu Kagujahime. Wtedy po raz

pierwszy w życiu jego oczom ukazał się obraz tak pięknej dziewczyny. Chciał

przemocą zabrać ją do cesarskiego pałacu, ale dziewczyna rzekła:

- Bardzo mi przykro, Wasza Wysokość, ale tak naprawdę nie jestem człowiekiem z

tego świata.

Syn cesarza przestraszył się, słysząc te słowa. Nie zabrał jej ze sobą, ale od

tego dnia zaczął codziennie przysyłać jej listy miłosne i prezenty.

I tak minęło kilka lat.

Pewnej nocy, przy blasku księżyca, Kagujahime płakała. Widząc to staruszkowie

bardzo się zmartwili i zapytali:

- Co się stało, nasza droga Kagujahime. Czy możesz nam powiedzieć, dlaczego

płaczesz?

Wtedy Kagujahime odrzekła:

- Tak naprawdę, jestem ze świata księżyca. Bardzo dziękuję wam za opiekę, ale

gdy nadejdzie następna pełnia księżyca, przyjdą po mnie moje siostry i bracia.

Płaczę bo mi smutno, że będę musiała Was opuścić.

Wystraszeni staruszkowie, gdy to usłyszeli, udali się do syna cesarza. Prosili

go, by obronił ich dziewczynkę przed księżycowymi istotami, które przyjdą ją

zabrać.

Syn cesarza zebrał dwa tysiące samurajów i o zmierzchu otoczył dom staruszków.

Staruszka stanęła po środku izdebki i objęła Kagujahime przytulając ją mocno do

siebie.

Gdy pojawił się księżyc, niebo zajaśniało oślepiającym blaskiem. Ludzie

odwracali oczy i nie mogli się nawet poruszyć.

I wtedy, w snopach światła zaczęły powoli spływać na ziemię Tennio - księżycowe

istoty. Krąg światła objął również postać Kagujahime. Tennio ujęły dziewczynę i

uniosły ze sobą w górę.

Gdy blask ustąpił i minęło odrętwienie, jakie ogarnęło ludzi, wszyscy zebrani

wokół chaty spojrzeli w niebo i zobaczyli Kagujahime w lektyce podtrzymywanej

przez księżycowych strażników, unoszoną na obłoku ku księżycowi, w orszaku swych

sióstr i braci. Widząc to staruszkowie wyciągnęli rozpaczliwie ramiona w

kierunku oddalającej się Kagujahime i gorzko zapłakali.

Wtedy Kagujahime rzekła do nich:

- Mnie też jest smutno, ale muszę powrócić do księżycowego świata. Proszę Was

tylko, byście mnie wspominali za każdym razem, ilekroć będzie pełnia księżyca.

To powiedziawszy uniosła się ze swymi księżycowymi braćmi wysoko do nieba.

* * *

Dawno, dawno temu w pewnej wiosce żyli staruszek i staruszka. Pewnego dnia

staruszek udał się w góry zbierać chrust, a staruszka poszła nad potok prać.

Kiedy prała, zobaczyła płynącą z nurtem wody dużą brzoskwinię. Staruszka

wyłowiła owoc i delikatnie trzymając przyniosła do domu. Gdy staruszek wrócił z

gór, ujrzawszy brzoskwinię zdziwił się. Głaskając ją rzekł:

- Jaka wielka brzoskwinia!

- Przetnij ją na pół - zaproponowała staruszka.

Staruszek odrzekł:

- Dobrze zróbmy to.

I położyli brzoskwinię na desce. Kiedy staruszka chciała przekroić ją nożem,

nagle owoc poruszył się. Wydało im się, że brzoskwinia żyje, gdyż po chwili sama

przepołowiła się i ze środka wyskoczył mały chłopczyk. Staruszkowie

przestraszyli się. Zdumienie ich było większe, gdy zobaczyli, że chłopczyk jest

rześki i żarłocznie je. Staruszkowie byli bardzo szczęśliwi i nazwali go

Momotaro.

Im więcej chłopiec jadł tym bardziej rósł i stawał się nadzwyczaj silnym

dzieckiem. Jedynym zmartwieniem staruszków było to, że mimo ich starań Momotaro

nic nie mówił. Staruszkowie uśmiechali się do niego, ale malec nie odwzajemniał

ich uśmiechów. Czas upływał, a Momotaro nie zmieniał się.

Nagle któregoś dnia chłopczyk głośno oznajmił:

- Idę walczyć ze strasznymi potworami - Oni.

Słysząc to staruszkowie przerazili się. Mimo to Momotaro nalegał, aby

przygotowali go do drogi, nie bacząc na błagania staruszki.

Owego czasu w wiosce często pojawiały się wielkie potwory Oni. Porywały ludzi,

kradły i robiły wiele złego. Wszystko to bardzo męczyło wieśniaków. Momotaro,

kiedy się o tym dowiedział, nie mógł już dłużej tego znieść i postanowił

rozprawić się z Oni.

Staruszkowie zgodzili się uszyć dla chłopca kimono i przygotować mu jedzenie na

drogę. Wreszcie nastał dzień rozstania. Momotaro ubrany był w nowo uszyte kimono

i miał ze sobą ciasteczka ryżowe upieczone przez staruszkę.

Momotaro rzekł do zasmuconych staruszków:

- Bądźcie zdrowi - i ruszył w drogę.

Staruszkowie płacząc żegnali go słowami:

- Wracaj cały i zdrów.

W czasie swej wędrówki Momotaro napotkał psa,który zaproponował mu:

- Mogę być twoim pomocnikiem, jeśli dasz mi ciasteczko ryżowe. Pies dostał to, o

co prosił i w ten sposób stał się nieodłącznym towarzyszem Memotaro. Szli dalej

razem, a po drodze spotkali małpę, która otrzymawszy ciasteczko ryżowe

przyłączyła się do nich. Następnie spotkali bażanta, który w zamian za

ciasteczko przystał do ich trójki.

Momotaro wraz z nowymi przyjaciółmi wędrował przez wioski, góry, lasy aż dotarł

do morza.

Weszli do łódki i odpłynęli. Po kilku dniach ujrzeli na horyzoncie wyspę, na

której zamieszkali Oni. Urwiste brzegi wyspy sterczały spośród fal.

Momotaro wysłał bażanta na zwiady. Gdy reszta dobiła do brzegu, bażant powrócił

z wiadomością, że potwory ucztują.

- Dalejże na nich! - wykrzyknął Momotaro.

Wszyscy pobiegli do wysokiej i masywnej bramy, która niestety była zamknięta.

Wtedy małpa rzekła:

- Przeskoczę tę bramę, dla mnie to nic trudnego. Po chwili otworzyła bramę od

środka i wszyscy weszli. Na ich widok pijane potwory osłupiały. Momotaro rzekł

do nich:

- Już ja się z wami rozprawię - i natychmiast rzucił się na Oni z mieczem, a

zwierzęta dzielnie go wspomagały: pies gryzł, małpa drapała, bażant dziobał.

Potwory w popłochu rozbiegły się na wszystkie strony. Nagle rozległ się głos:

- Teraz ja się z tobą zmierzę - był to wódz, najgroźniejszy z potworów.

Uderzył chłopca w głowę grubą, żelazną maczugą, a maczuga złamała się. Wtedy

Momotaro podskoczył i swoją głową rąbnął wodza w jego wielki łeb. Oni runął na

ziemię. Momotaro krzyknął:

- Nie będziecie czynili więcej zła ludziom w naszej wiosce.

Wódz odpowiedział:

- Jak rzekłeś tak będzie - i oddał mu wszystkie skarby zgromadzone na wyspie, a

nawet odprowadził do brzegu. Gdy Momotaro wraz z nieodłączną trójką: psem, małpą

i bażantem wsiedli do łódki, wódz dmuchnął w żagielek, żeby szybciej odbili od

brzegu.

I tak Momotaro powrócił szczęśliwie do stęsknionych staruszków.

* * *

W bardzo zimnej północnej krainie żyli ojciec - drwal Mosaku i jego syn

Minokichi. W zimie, kiedy góry pokrywała gruba warstwa śniegu brali strzelby i

wyruszali na polowanie. Pewnego dnia jak zwykle udali się w góry, ale przez cały

dzień nie mogli nic upolować.

W jednej chwili niebo pokryły czarne chmury, a ośnieżone góry stały się groźne i

niedostępne. Śnieżyca i wiatr starły ślady na drodze, którą przybyli.

Mosaku i Minokichi z trudem znaleźli chatę, gdzie postanowili przeczekać

śnieżycę.

- Chyba musimy tu przenocować - rzekł Minokichi.

- Mhm - przytaknął Mosaku. Ojciec i syn najlepiej wiedzą jak groźne mogą być

zimowe góry.

Rozpalili ogień w palenisku znajdującym się na środku pokoju i usiedli obok, aby

się ogrzać.

- Wiesz, Minokichi, powinieneś mieć żo...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin