Królowa Elżbieta II, jako brytyjski monarcha jest również głową Szkockiego Rytu masonerii. Faworytem na póżniejsze objęcie tronu jest oczywiście jej wnuk książe William.
Illuminaci.pl
Rytuał przyjęcia kandydata do masonerii symbolicznej w trzech podstawowych stopniach (uczeń, czeladnik, mistrz), wspólnych dla całej masonerii, czasami uznawana za najważniejsze jądro i istotę masonerii, względem której masoneria wyższych stopni jest nadbudową. Ceremonie i rytuały przyjęcia nowego kandydata były w historii wolnomularstwa bardzo różnorodne i rozmaicie praktykowane w poszczególnych lożach masońskich. Zauważyć należy, iż przerażające ceremonie przyjęcia nowego kandydata do loży masońskiej, tak opisywane w powieściach należą obecnie już do przeszłości. Współczesna masoneria sama się z nich śmieje, a cały ceremoniał przyjęcia polega obecnie na paru formalnościach i złożeniu przysięgi. Natomiast dawniej, szczególnie w XVIII i na początku XIX w. teatralne obrzędy przyjęcia kandydata stanowiły największą atrakcję i zjednywały najwięcej zwolenników. Jedno było i jest pewne. Przyjęcie do masonerii dawniej i teraz nie jest rzeczą łatwą.
Jak jednak to wyglądał tradycyjnie? Do loży masońskiej kandydaturę nowego „Kandydata” zgłaszał i wprowadzał brat mason („Postulant”). Wtedy bracia masońscy obserwują kandydata przez dłuższy czas uważnie. W starej masonerii polskiej, która istniała od 1738 – 1822 r., wyznaczano t.zw. „braci śledzicieli”, których zadaniem było badać życie i postępowanie nowo wstępującego. Jeśli wynik obserwacji wypadał pomyślnie, następowało wtedy głosowanie w loży masońskiej i dopiero w razie pozytywnego rezultatu – kandydat, czyli jak masoni nazywają „profan”, (w masonerii polskiej „światowy”) zostawał dopuszczony do prób, czyli Kandydat – profan zostawał uznany za godnego przyjęcia i wyznaczano mu się dzień specjalny.
Dawny obrzęd przyjęcia zaczynał się od tego, że profana wprowadzano do oddzielnego pokoju, czyli „izby pokutnej”. Po chwili udawał się do niego mason, który go zgłaszał i zdejmował z niego broń oraz wszelkie metalowe przedmioty, złoto, srebro etc., każe obnażyć lewą pierś, lewą nogę po kolano i zawiązuje oczy. Oznacza to: pierś lewa obnażona – szczerość, kolano – pokora; zzuty but – wschodni zwyczaj, w myśl którego do świątyni w obuwiu wchodzić nie wolno; przewiązane oczy – mrok, w jakim człowiek przebywa, dopóki nie pozna istotnej prawdy. W tym stanie wprowadzano profana do loży; Mistrz zapytywał czy pragnie poddać się próbom.
Profan, rozumie się, dawał odpowiedź twierdzącą i próby rozpoczynały się. Polegały na tzw. „podróżach”. Prowadzono kandydata dokoła loży, stawiając mu najprzeróżniejsze przeszkody. Kazano mu chodzić po podłodze ruchomej, która, zdawało się, lada chwila zapadnie; kazano wdrapywać na długie, bujające drabiny, z zawiązanymi oczami – a całej tej procedurze towarzyszył hałas piekielny. Żelazne, ruchome, napełnione piaskiem cylindry naśladowały grad; inne aparaty imitowały uderzenia gromu, świst burzy i wiatru. Dalej nakazywano „światowemu” przejść przez „ogień oczyszczenia”.
Gdy profan szczęśliwie odbył próby, Mistrz pytał:
§ Bracie dozorco! jak sprawiał się profan?
§ Bardzo dobrze! Najprzewielebniejszy.
§ Profanie – mówił Mistrz – powinszować mogę odważnego zachowania. Lecz jeszcze próba cię czeka. Czy zgadzasz się oddać, za związek, do którego wstąpić zamierzasz twą krew?
§ Tak! – brzmiała odpowiedź.
§ Więc zgadzasz się, by natychmiast rozwarto ci żyły?
Niektórzy kandydaci oświadczali, że są niedawno po jedzeniu i że puszczenie krwi mogłoby zgubnie odbić się na zdrowiu. Nie wiele to pomagało: Mistrz Katedry polecał bratu chirurgowi zbadać puls profana – a chirurg, naturalnie, oświadczał, że można krew puścić bez przeszkód. Przewiązywano więc nieszczęsnemu profanowi rękę, robiono niewielkie nakłucie; z boku zaś stał brat z dużą banią szklane, o długiej wąskiej szyjce, napełnionej gorącą wodą. Nachylał banię i nalewał parę kropel na rękę kandydata, a gdy woda z wielkim szumem spadała do podstawionej miednicy – ten mógł sądzić, iż cała krew z niego ucieka.
Po mężnym i odważnym odbyciu wszystkich prób, prowadzono profana przed tron Najprzewielebniejszego Mistrza. Tam, z wciąż zawiązanymi oczyma, składał przysięgę, a najcharakterystyczniejsze w tym obrzędzie było, iż składał, nie wiedząc zgoła, jakie tajemnice wolnomularstwa ma dochować. Po złożeniu przysięgi następowało „udzielenie światła”. Polegało to na tym, że wszyscy obecni wymierzali swe szpady do piersi nowo wstępującego, na twarz kierowano silny snop światła (lampa z reflektorem), a w pewnym momencie Mistrz Ceremonii zdejmował kandydatowi przepaskę z oczu. Miało to oznaczać, że profan dostąpił prawdziwego wolnomularskiego oświecenia, szpady zaś skierowane do piersi, wyrażały groźbę śmierci, na wypadek zdrady tajemnicy. Następnie, na zakończenie ceremonii przyjęcia, Mistrz Katedry całował profana, opasywał emblematem wolnomularskim: fartuszkiem – symbolem pracy, dawał parę białych rękawiczek – znak czystości, oraz parę damskich – polecając je złożyć tej, którą najwięcej szanuje, i uważa za najgodniejszą aby być – siostrą masonką.
Po ogłoszeniu, iż kandydat przyjęty został, jako uczeń do loży następuje „wtajemniczenie”. Dowiaduje się więc nowy brat jakim jest znak, po którym masoni w stopniu ucznia rozpoznają się na całym świecie (w Polsce przykładano prawą rękę do gardła, ścieśniając cztery palce, a palec wielki podnosząc do góry na kształt węgielnicy). Następnie dowiaduje się, że słowem jego jest J – nazwa słupa po lewej stronie do świątyni. Słowo to należy do świętych słów wolnomularstwa i nie może być od razu wymawiane. Sylabizuje się w ten sposób, że gdy jeden z braci go żąda, inny mu odpowiada: „powiedz mi pierwszą literę, ja ci drugą powiem!” Natenczas ten, który się pytał mówi J – tamten odpowiada A i td. aż otrzymuje całe słowo brzmiące JAKIN. Oznacza w symbolice masońskiej stałość i wytrwałość. Następnie Mistrz Katedry rozpoczyna tzw. wykład kobierca, czyli tłumaczenie emblematów wolnomularskich, wyrysowanych na rozpostartym dywanie. Tak wyglądał ceremoniał przyjęcia ucznia.
Wszystko to odnosi się do loży najniższej tzw. symbolicznej, gdyż opiera się na symbolach, lub „loży niebieskiej”, bo w urządzeniu przeważa ten kolor. Loża taka składa się z 3 stopni: ucznia, czeladnika i mistrza. Stopień trzeci mistrza nie należy łączyć z Mistrzem Katedry: mistrzów w loży może być dowolna ilość, a dopiero jeden z nich, przez głosowanie, obrany zostaje na Mistrza loży. Nad lożami symbolicznymi, niższymi, – stoją loże stopni wyższych tzw. .,kapitularne” lub czerwone, gdyż kolorem dominującym jest tam kolor czerwony (masoneria szkocka).
W lożach niższych, symbolicznych, o ile uczeń wykaże przymioty masońskie – może zostać awansowany, po pewnym czasie, na czeladnika (towarzysza). Awansowanie odbywa się ze specjalnym ceremoniałem, lecz zasadniczo czeladnik prócz własnego znaku i wytłumaczenia słowa B, które oznacza BOOZ (siła) i składa się w ten sam sposób, co JAKIN – nic nowego nie otrzymuje. Dopiero przy wyświęcaniu na stopień mistrza, uchyla się nieco rąbek zasłony. Przy ceremonii tej dekoracja loży całkowicie się zmienia. Na środku stoi trumna lub materac, pokryty całunem. Na nim leży gałąź akacji.
W pewnym momencie Mistrz Ceremonii przewraca kreowanego na mistrza na ziemię, po czym go podnosi, a Mistrz Katedry wykłada legendę o Hiramie, będącą podstawą całej symboliki wolnomularskiej. Mówi, że gdy żydowski król Salomon budował świątynię, wybrał budowniczego wielkiej prawości, nazwiskiem Hirama. Ponieważ robotników było wielu, Hiram dla ułatwienia podzielił ich na trzy kategorie: uczniów czeladników i mistrzów. Do każdego z tych stopni, przywiązana była inna zapłata. Uczniowie otrzymywali ją przy słupie J, czeladnicy – B, świątyni Salomona, mistrzowie – pośrodku. Trzech niższych czeladników, obmyśliło podstępem zdobyć hasło mistrzów, aby większą pobierać zapłatę. Urządzili oni zasadzkę na Hirama, wychodzącego ze świątyni. Gdy chciał wyjść przez drzwi południowe – czeladnika Miphiboseta zastał, który zażądał od niego wydania mistrzowskiego słowa. Hiram Abi odmówił – wtedy ten uderzył go pałką przez głowę. Uderzenie nie było śmiertelne; począł Hiram uciekać, kierując do zachodnich drzwi. Tam stał drugi czeladnik Tebac, a gdy i jemu odmówił wydania hasła – również zadał mu cios. Resztkami sił goniąc, pragnął Hiram Abi ujść trzeciemi drzwiami od wschodu, lecz tam zaczajony trzeci nędznik Abiram zadał budowniczemu tak potężne uderzenie, że trupem padł. Zabójcy ciało Hirama wynieśli i zakopali a dla zaznaczenia miejsca zasadzili gałąź akacji. Ciało zostało po pewnym czasie odnalezione przez mistrzów, wysłanych z polecenia Króla Salomona przypadkowo, gdy jeden z nich pragnąc zerwać akację – spostrzegł grób.
Dlatego kwiat akacji jest symbolicznym kwiatem wolnomularstwa, a Mac Benach – słowem świętem. Mac Benach – czyli po hebrajsku „ciało od kości odstaje”, zostało wypowiedziane pierwsze przy grobie Hirama i odtąd stało się ono „parolem mistrzów”. Taka jest legenda o Hiramie, będąca podstawą całej symboliki, wszystkich tajemnic wolnomularstwa. Na legendzie tej, pod którą podłożyć można dowolnie niemal każdą treść, buduje się istotne znaczenie masoneria.
art.w