Die Glocke cz1.doc

(209 KB) Pobierz
Die Glocke cz

Die Glocke cz.1

Kategorie: HISTORIA, NAUKA, Tajne stowarzyszenia, Teoria konspiracji
Tagi: Ahnenerbe, Die Glocke, Emil Mazuw, Heinrich Himmler, Igor Witkowski, III Rzesza, Nick Cook, Rudolf Lusar, Teoria konspiracji

Niemiecki program „Die Glocke” miał tak wysoki stopień tajności, a przez to ogromne znaczenie dla III Rzeszy, że przez wiele lat od zakończenia II Wojny Światowej wiedza na ten temat była skąpa i mglista. Wiele jednak zmieniło się za sprawą dwóch książek, które po raz pierwszy szerzej opisały naturę tajnych niemieckich eksperymentów i znaczenie Die Glocke. Pierwsza z nich to: „The Hunt for Zero Point”, Nicka Cooka a druga to „Prawda o Wunderwaffe” Igora Witkowskiego. Odkrycia dokonane przez Witkowskiego mają tu szczególnie duże znaczenie.

Wszystko zaczęło się od legend, które przybrały na sile po zakończeniu wojny – legend o tym, że Niemcy są w posiadaniu pozaziemskich technologii. Pierwsze schematy niemieckich latających spodków opublikował w swojej książce majorRudolf Lusar. Jednak źródła na które się powoływał, były w większości niepewne i trudno było na ich bazie budować jakieś konkretne wnioski. Dopiero praca Witkowskiego nadała legendom o niemieckim UFO sensowny i konkretny wymiar. Podczas tych poszukiwań zdał on sobie sprawę, że początkiem wszystkiego jest supertajny projekt ukryty pod kryptonimem Die Glocke – Dzwon. Witkowski podobnie jak i inni autorzy badający sekrety III Rzeszy starał się odpowiedzieć na oczywiste pytanie: czym naprawdę była cudowna broń Hitlera – mityczne Wunderwaffe? O projekcie Dzwon dowiedział się od polskiego oficera wywiadu, który miał dostęp do niemieckich tajnych dokumentów z czasów wojny, przetrzymywanych pod kluczem przez polską armię.

Oficer opisał Witkowskiemu Die Glocke jako wielki, ceramiczny słój o kształcie dzwonu z półokrągłym zamknięciem, zakończonym urządzeniem o nieznanej funkcji. Całość przypominała olbrzymi izolator, w którego wnętrzu miały mieścić się dwa metalowe cylindry. Polski dziennikarz szybko zdał sobie sprawę, że ma do czynienia z niezwykłym i tajnym projektem, o którego istnieniu wie niewielu ludzi na świecie. Nieoczekiwanie poczuł się tak, jakby przed jego oczami rozgrywała się ostatnia scena z filmu „Poszukiwacze zaginionej Arki”, kiedy skrzynia z tytułową Arką ginie gdzieś w przepastnych magazynach angielskiego rządu. W tym przypadku miał do czynienia z polskim rządem i oficerem, który chętnie odpowiadał na zadawane pytania.

Wkrótce okazało się, że życzliwość oficera wcale nie jest taka bezinteresowna. On sam najwyraźniej prowadził własne dochodzenie na temat niemieckiej Wunderwaffe i uznał, że znalazł w Witkowskim eksperta w tej dziedzinie. Eksperta, który być może jest w stanie pomóc mu w odpowiedzi na różne palące kwestie dotyczące tajemnic III Rzeszy. Jedna z nich dotyczyła rakiet V-1 i V-2. To właśnie te rakiety kojarzy się powszechnie z tajną bronią Hitlera, zdolną odmienić losy wojny. Oficer jednak poważnie powątpiewał, że konkretni i praktyczni Niemcy mogli określić mianem Wunderwaffe broń tak rażąco nieskuteczną i nieobliczalną jak rakiety. Witkowski przyznał oficerowi rację i po analizie wszelkich tajnych i legendarnych militarnych projektów Niemiec uznał, że na miano Wunderwaffe nie zasługują ani rakiety V-1, V-2, ani bomba atomowa, wodorowa czy paliwowa, ani armaty dźwiękowe, wietrzne czy tworzące trąby powietrzne, ani nawet laser czy napędzany energią atomową samolot. Tą najtajniejszą z tajnych bronią mógł być tylko i wyłącznie Dzwon. Dlatego Witkowski rozpoczął własne śledztwo w tej sprawie.

Jeśli cokolwiek w III Rzeszy objęte było klauzulą tajności, udział SS był w tym bardziej niż oczywisty. Witkowski pierwszy ślad Die Glocke znalazł w niemieckim urzędzie patentowym, gdzie SS sprawdzało przydatność każdego nowego wynalazku dla niemieckiej machiny wojennej. Stworzono nawet specjalny departament, który miał wyłapywać takie projekty. Ideę Dzwonu pilotował tajemniczy generał SS Emil Mazuw. Jego tajemniczość polegała na tym, że jak na człowieka o najwyższym stopniu w SS (po Reichsfuhrerze tylko 3 innych SS-manów miało równy Mazuwowi stopień) niewiele o nim wiadomo. Himmler osobiście podarował mu szablę a potem pierścień z czaszką i piszczelami, co symbolizowało najwyższy stopień wtajemniczenia i dostęp do największych sekretów organizacji. Mimo tej wysokiej pozycji i zaufania jakie miało do niego SS, Mazuw został po upadku Rzeszy pozostawiony samemu sobie i nie był ewakuowany wraz z innymi, związanymi z projektem Dzwon (grupa Bormana). Jest to wręcz fakt niewytłumaczalny i trudno jest wyjaśnić logicznie jak mogło do czegoś takiego dojść. Mazuw za swój udział w wojnie został skazany na łączną karę 16 lat więzienia i zmarł w Karlsruhe w 1987 roku. Być może jakieś światło na ten fakt rzuca to, że Mazuw nie był nigdy członkiem okultystycznej organizacji Ahnenerbedienst, lecz z drugiej strony jest praktycznie niemożliwe aby Obergruppenfuhrer nie wiedział o tej organizacji i zebraniach na zamku w Wewelsburgu.

Zamieszania dodaje jeszcze fakt, że zwierzchnikiem komórki SS kontrolującej urząd patentowy był admirał Rhein, co oznacza udział w projekcie marynarki wojennej. Założyć można zatem, że aby projekt Dzwon mógł się zakończyć sukcesem, tak wysoka pozycja oficerów Kriegsmarine oznaczała ze byli oni niezbędni i nie można ich było pominąć. Co do samego Mazuwa można również spekulować, że skoro miał dostęp do projektu Dzwon, być może w ostatniej chwili zdecydował, że lepiej będzie działać na własną rękę, lub może po prostu zrozumiał że ma do czynienia z ludźmi szalonymi (mocno wątpliwe) i wybrał prywatne życie nawet za cenę spędzenia wielu lat w więzieniu. Mimo to, do końca życia pozostał lojalnym oficerem SS i wszystkie tajemnice jakie znał – zabrał ze sobą do grobu.

cdn

Strona Igora Witkowskiego: http://www.igorwitkowski.com/

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin