3 Niedziela Adwentu rok A.doc

(61 KB) Pobierz

Dół formularza

3 Niedziela Adwentu rok A                           1

Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? Jezus odpowiedział: Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie... A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi. Takie postawienie sprawy przez Jana świadczy, że powszechne było oczekiwanie na Kogoś ważnego, niezwykłego, na postać przełomową i ponadhistoryczną. Na kogoś, kto „ma przyjść”. Oczekiwanego nazywano „Mesjaszem” – czyli namaszczonym i posłanym przez Boga. Wyobrażenia na Jego temat były różne. Jedni oczekiwali na króla, inni na kapłana, jeszcze inni na wodza, który poderwie do walki o wolność. Upatrywano w nim także sędziego, który dokona ostatecznego rozrachunku ze złem. W postaci Jezusa, w jego nauczaniu, w Jego cudach było coś tak niezwykłego, że można było przypuszczać, że to właśnie On jest Oczekiwanym.
Jak odpowiedział Jezus? Przede wszystkim Janowe pytanie Go nie zaskoczyło. Może nawet na nie czekał. Na pewno był na nie przygotowany. A odpowiedź? Jezus oszczędził słów, wskazał na czyny. Do odpowiedzi dodał jednak znamienną uwagę: Błogosławiony, kto we Mnie nie zwątpi. Bo mimo niezwykłości cudów, mimo wzniosłości Jego nauki, wydawał się kimś zbyt małym. Z królewskiego rodu – ale biedny robotnik. Kapłan? Nie, to nie wchodziło w rachubę. Wodzem nie chciał być i nie do walki zachęcał, ale do przebaczania i dźwigania swojego krzyża. Jakże mógłby być sędzią, skoro był prostym, zwyczajnym człowiekiem i sam odżegnywał się od rozsądzania sporów (Łk 12,14).
Patrząc na Jezusowe życie, na zwycięstwo krzyża i zmartwychwstania, na trwanie Ewangelii, możemy, musimy przyznać: Tak, to On, Jezus, jest Oczekiwanym. Przecież nawet Jego wrogowie uznali Jego niezwykłość, z taką zaciętością nastając na Jego życie – od Heroda po Kajfasza i Piłata.
Z Oczekiwanym rozminęło się wtedy bardzo wielu. Nie tylko Herod, Kajfasz i Piłat. Ilu ludzi zebrał Jezus wokół siebie? Wiernych towarzyszy było kilkunastu. Uczniów – niewiele ponad siedemdziesiąt. Okazyjnych słuchaczy – kilka tysięcy. To było wtedy. A jak jest dzisiaj? Jak jest w krajach, takich jak Polska, gdzie ewangelia jest znana od wielu wieków? Słyszeć o Jezusie musiał każdy. Ilu usłyszało i okazało zainteresowanie? Ochrzczeni są prawie wszyscy, ale dla bardzo wielu Jezus tak naprawdę jest albo kimś obojętnym, albo nawet są do Niego wrogo nastawieni. Trudno pojąć, dlaczego. Miliony rozmijają się z Przychodzącym. I niech nas nie wprowadza w błąd powszechne świętowanie Bożego Narodzenia. Dla niektórych to są już tylko „święta”, czyli wolne dni, w które wypada dobrze podjeść i popić. Wielu wciągnęła reklamowa machina biznesu i tygodnie przedświąteczne stały się okazją zakupów. Świąteczne dni będą już tylko czasem znudzenia kupionymi gadżetami. W tak wielu domach święta staną się okazją pijatyki i grzechu. Zresztą, nie osądzajmy. Każdemu z nas grozi rozminięcie się z Przychodzącym. O tyle łatwiej nam Go nie zauważać, o ile niechętniej przyjmujemy wymagania, jakie On swym przyjściem i nauką stawia całemu światu.
Rozmijamy się z Przychodzącym także dlatego, że często czujemy się słabi, zmęczeni życiem, znużeni ciągłym sprzeciwem wobec zła – zarówno otaczającego nas z zewnątrz, jak i zła wewnętrznego, czyli grzechu, który ciągle w sobie odkrywamy. Nieraz brakuje nam odwagi, by przeciwstawić się złu panującemu w środowisku naszego życia, naszej pracy, a bywa że i rodziny. I nie dziwię się, bo niejeden uczciwy i dobry człowiek doznał prześladowań, niejeden został wyśmiany, zniszczony. Dlatego wielu ludzi, którym zło doskwiera, którzy boleją nad moralnym nieładem, którzy widzą ogrom piętrzącego się zła, woli milczeć. To do nich woła prorok: Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie kolana omdlałe! Powiedzcie małodusznym: Odwagi!
Wtóruje mu apostoł: Trwajcie cierpliwie, umacniajcie wasze serca. Za przykład wytrwałości i cierpliwości weźcie. Pytasz, na czym polega cierpliwość? Na umiejętności znoszenia ze spokojem rzeczy przykrych. Na zdolności wyczekiwania. Na czym polega wytrwałość? Na konsekwentnym dążeniu do zamierzonego celu, nie zrażaniu się trudami, nie ustawaniu mimo przeszkód. Skąd wziąć te cechy? Może są wrodzone? Ale to by znaczyło, że nie każdy je może zdobyć. Może wystarczy trening i życiowe doświadczenie? Na pewno jest potrzebne jedno i drugie, ale to nie wszystko. Chrześcijanin wskazuje na motyw, który mu przyświeca: Trwajcie aż do przyjścia Pana. Umacniajcie wasze serca, bo przyjście Pana jest już bliskie. Oto sędzia stoi przed drzwiami. Innymi słowy – nie jesteśmy sami w tym świecie. Zawsze blisko nas jest Przychodzący Pan. Byle się z Nim nie rozminąć. Dlatego co roku obchodzimy Adwent. Ten szczególny czas rozglądania się wokół siebie, bo dostrzec Przychodzącego.
2       Jego obecność skupia się w trzech ogniskach. Najpierw w modlitwie, która jest wznoszeniem myśli ku Bogu, ku wieczności, ku sprawom ostatecznym. Nie wyobrażam sobie ani cierpliwości, ani wytrwałości bez modlitwy. Po drugie – miejscem spotkania Przychodzącego jest liturgia. Włącza nas w środowisko ludzi podobnie czujących, myślących i wartościujących. Bóg otacza nas wtedy swoją łaską, energią, która pozwala trwać, walczyć, budować. Po trzecie – miejscem szczególnego zogniskowania obecności Przychodzącego jest drugi człowiek. To wynika z logiki Wcielenia. Skoro Bóg stał się człowiekiem, to człowieczeństwo jest czymś niewyobrażalnie wielkim. W oczekiwaniu na ludzkie urodziny Syna Bożego musimy nie tylko zamyślić się nad godnością człowieka, ale wyjść na spotkanie z Bogiem w człowieku. Wedle słów samego Jezusa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci najmniejszych, to mnie uczyniliście” (Mt 25,40). Spojrzenie na człowieka jak na samego Jezusa uczy miłości, cierpliwości, wytrwałości. A Ewangelia staje się wtedy nie tylko prawem, ale siłą życia.

Dół formularza

3Niedziela Adwentu rok A

Owiani mrokiem wieczoru ludzie zmierzają do świątyń na Roraty. Dzieci niosą zapalone lampiony. Te maleńkie światełka są znakiem Adwentu. Za dwa tygodnie, rozświetlą radosnym blaskiem bożonarodzeniowe choinki. Już niedługo "rozweseli się pustynia i spieczona ziemia" naszej codzienności. Na kilka dni zapomnimy o stresującej pracy, zarabianiu pieniędzy, podręczniki i zeszyty szkolne beztrosko spoczną na półkach nie przypominając o zadanych lekcjach. Lecz pomimo tego, ze wystawy sklepowe, wielkie hale supermarketów przyoblekły się już w świąteczną szatę...czekamy, tak jak "rolnik czeka wytrwale na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny". Czekamy, bo czujemy, ze jeszcze nie jesteśmy gotowi do uroczystości, bo jeszcze nie ma kupionych prezentów, nawet mieszkania czekają na generalne porządki, bo jeszcze nie ustawiliśmy się w dłuższych niż zwykle kolejkach do konfesjonałów, by uporządkować sprawy duszy.
Przed chwilą zaśpiewaliśmy refren psalmu responsoryjnego: "Przybądź, o Panie, aby nas wybawić". Nasze usta ułożyły się w słowa, a o czym pomyślały nasze umysły?
Przecież jesteśmy już wolni, podczas gdy inne narody walczą o swoją niepodległość, my zaś solidarnie wspierany te wysiłki, pamiętając naszą niewolę.
W modlitwie zapraszającej nas do wejścia w głąb dzisiejszej Liturgii Słowa i Eucharystii kapłan modlił się takimi słowami: "Boże, Ty widzisz z jaka wiarą oczekujemy świąt Narodzenia Pańskiego...". Niezależnie od tego jak kreujemy nasz obraz chrześcijaństwa, jak postrzegają naszą wiarę nasi najbliżsi, sąsiedzi czy współpracownicy, Bóg zna prawdę o nas, bo widzi to, czego drugi człowiek zobaczyć nie może. Bóg widzi w jaki sposób czekamy na Niego.
Św. Jan Chrzciciel, jak mało kto świadomie oczekiwał na przyjście Jezusa, zapowiedzianego przez proroków, Mesjasza. Najpierw sam się przygotował: poszedł na pustynię by w ascezie szukać sensu swojej misji, potem nawoływał do nawrócenia, bo wiedział, że odwrócenie się od grzechów i pokuta są najlepszym sposobem by spotkać Jezusa. I co? Zamiast pochwały za dobre wypełnienie powołania dostał się do więzienia. Nawet nie mógł liczyć na to, ze Jezus "po znajomości" uwolni swego poprzednika.
W takiej sytuacji łatwo zwątpić, czasem nawet stracić wiarę, obrócić się na pięcie i odejść. Św. Jan znalazł sposób i wysłał swoich uczniów, by po prostu zapytali Jezusa: "Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy tez innego mamy oczekiwać?".
Czasem wydaje się nam, że nie mamy prawa pytać Boga o nic, nawet wtedy, gdy przeżywamy wątpliwości. Przeciwnie - św. Jan jest przykładem odwagi, on chce wiedzieć, chce zrozumieć zamiary Boga. Ale pytanie Jana nie jest cyniczne, być może zastanawia się nawet w swojej prawości, czy przez pomyłkę tak wielu ludzi, do których przemawiał, nie wprowadził w błąd. Tak postawione Bogu pytanie znajdzie zawsze odpowiedź. Uczniowie Jana wracają i opowiadają jak przedziwne rzeczy dzieją się za sprawą Jezusa, cuda, których żaden człowiek nie zdołałby wykonać... bo nawet umarli zmartwychwstają. Jan słyszy jeszcze więcej: "Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela

Dół formularza

3 Niedziela Adwentu rok A

3         „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?" /Mt 11, 3/
Golda Meir, kiedy była premierem Izraela, złożyła wizytę papieżowi w Watykanie. Oczekując w salonie na audiencję, powiedziała ze wzruszeniem do szefa protokołu: - W głowie mi się nie mieści, że ja, córka biednego żydowskiego stolarza, będę za chwilę przyjęta przez papieża! Dyplomata pokiwał głową i odpowiedział. - Pani premier, w tym domu biedny żydowski cieśla ma zupełnie wyjątkową pozycję!
Premier Izraela - Golda Meir - potrzebowała przypomnienia, że najważniejszą pozycję w Watykanie zajmuje syn ubogiego cieśli z Nazaretu, Jezus Chrystus. Upewnienia się co do tego, kim był Pan Jezus, potrzebował również prorok z nad Jordanu, Jan Chrzciciel. Jak słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii „Gdy Jan usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem: 'Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?' " Pan Jezus odpowiada: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi".
Zauważmy: odpowiadając na pytanie uczniów Jana Chrzciciela, Pan Jezus zacytował słowa proroka Izajasza z dzisiejszego pierwszego czytania. Mówiąc o mającym nadejść Mesjaszu, prorok Izajasz wskazuje na następujące znaki, które będą towarzyszyły Jego przyjściu: „Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło krzyknie". Odpowiedź Chrystusa jest więc bardzo precyzyjna. Jest On obiecanym Mesjaszem, ponieważ na Nim wypełniają się proroctwa mesjańskie.
Pan Jezus przyszedł na ziemię, aby w miejsce Starego Przymierza, ustanowić Nowe Przymierze pomiędzy Bogiem i ludźmi. Aby założyć królestwo Boże na ziemi.
Adwent, który przeżywamy, jest tym błogosławionym czasem, w którym Kościół zachęca nas do spojrzenia w dwu kierunkach: cofnięcia się do tego co było, wspominając pamiątkę Narodzenia Chrystusa, oraz do wybiegnięcia ku temu co nas czeka w przyszłości, w czasie powtórnego przyjścia Chrystusa przy końcu czasów.
Pan Jezus przyszedł na świat. Objawił się światu jako Mesjasz Zbawiciel. Dokonał dzieła naszego zbawienia na krzyżu. Założył królestwo Boże na ziemi. To jest ten pierwszy wymiar, który w Adwencie wspominamy i świętujemy.
Jeszcze istotniejszy i ważniejszy jest drugi wymiar przeżywania Adwentu. Polega on na czuwaniu i przygotowywaniu się na powtórne przyjście Chrystusa przy końcu świata. Każdy z nas powinien w Adwencie pamiętać, że założone przez Chrystusa królestwo Boże nie jest jeszcze dokończone. I że każdemu z nas Pan Jezus zlecił kontynuowanie jego budowy. Jeżeli w naszych czasach mają się wypełnić słowa czytane w dzisiejszej Ewangelii, że niewidomi mają odzyskiwać wzrok, trędowaci doznawać oczyszczenia, głusi słyszeć, ubogim ma być głoszona Ewangelia - to ma się to dokonywać poprzez nasze działanie. Poprzez dotyk naszych rąk. Miłość naszych serc. Głoszenie Dobrej Nowiny o zbawieniu naszymi ustami.
Konkretnie, co to znaczy budować królestwo Boże na ziemi? Budować królestwo Boże na ziemi, to znaczy starać się przezwyciężać zło dobrem.
Budować królestwo Boże na ziemi, to znaczy starać się wypełniać świat raczej miłością niż nienawiścią. Budować królestwo Boże na ziemi, to znaczy starać się raczej przebaczać naszym bliźnim, nie chować do nich w sercu nienawiści czy chęci zemsty. Budować królestwo Boże, to znaczy posługiwać się w naszym życiu raczej prawdą niż kłamstwem. Budować królestwo Boże, to znaczy kierować się raczej współczuciem wobec naszych bliźnich niż zimną obojętnością. Innymi słowy, budować królestwo Boże na ziemi ta znaczy żyć tak, jak żyłby Pan Jezus, gdyby był na naszym miejscu.
Zlecone nam przez Chrystusa zadanie nie jest łatwe i widzimy, że wciąż wiele jest jeszcze do zrobienia, aby zapanowało na ziemi i w sercach ludzi Chrystusowe królestwo Prawdy, Sprawiedliwości, Miłości i Pokoju. Nie możemy się jednak załamywać, ani wymawiać od kontynuowania budowy zaczętego przez Chrystusa królestwa. Tym bardziej że On jest zawsze z nami i zawsze gotowy jest nam pomagać.
Chrystus jest z nami obecny także dzisiaj w czasie naszego Świętego Zgromadzenia. On wie, że nasze siły i możliwości są ograniczone. On wie, że jesteśmy słabi i potrzebujemy Jego pomocy. Dlatego prosimy Go dzisiaj z całego serca słowami modlitwy:
4          Poprzez tegoroczny Adwent, pomóż nam Chryste dobrze przygotować się do Świąt Bożego Narodzenia i na Twoje powtórne przyjście. Pomóż nam budować na ziemi Twoje królestwo. Daj, abyśmy umieli przezwyciężać zło dobrem. Abyśmy w miejsce nienawiści wprowadzali miłość. W miejsce kłamstwa, prawdę. W miejsce obojętności, zrozumienie i współczucie. A kiedy staniemy przed Tobą w dniu sądu, daj abyśmy usłyszeli słowa: „Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego i posiądźcie królestwo przygotowane dla was od założenia świata".

Szkoła wiary i nadziei      Jan – prorok nadziei

Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. Jan Chrzciciel, bo to o nim mowa, był już wtedy więźniem Heroda. Wiemy dlaczego – ośmielił się okrutnemu królowi postawić takie same moralne wymagania, jakie obowiązują powszechnie: „Nie wolno ci mieć żony twego brata” (Mk 6,18). Czy Jan nie wiedział, na co się naraża? Wiedział doskonale. Mimo to nie milczał. Wiemy, że skończyło się zamordowaniem Jana z poduszczenia właśnie owej żony Herodowego brata. Jan zginął, wiarołomny związek trwał dalej. Czy zatem było warto? I czy w ogóle był sens w upominaniu króla?

Dotykamy tu sprawy trudnej, drażliwej i wciąż aktualnej. Czy jest sens bronić dobra, prawdy, wierności, sprawiedliwości, jeśli z góry wiadomo, że i tak nic się nie wskóra? Mało tego – jeśli wiadomo, że skończy się przegraną? Zdrowy rozsądek zdaje się mówić: nie warto. Lepiej zachować życie, by móc więcej zdziałać w przyszłości. Jan postąpił inaczej. A Jezus go pochwalił. Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela  – powiedział. Dlaczego? Jest to w istocie pytanie o nadzieję. Nie o tę, która pyta, kiedy będzie lepiej, ale o tę, która jest mocnym przekonaniem, że zawsze warto i trzeba stawać po stronie dobra; że każdy, nawet najmniejszy okruch dobra jest Bogu potrzebny w wielkim dziele stworzenia i odkupienia świata. Nawet wtedy, gdy wydaje się, że przegrywamy. Czy nie tak właśnie było z samym Jezusem? Przegrał na krzyżu, czy zwyciężył? Zwyciężył. Ale taka nadzieja łatwą nie jest.

Brak nam wytrwałości

Nie jest łatwą, bo przegrana przychodzi dziś, teraz, natychmiast. Wielkiej trzeba wiary, a chyba jeszcze większej cierpliwości i wytrwałości, by nie wycofać się, nie załamać, nie skapitulować wobec zła, przemocy, kłamstwa, niesprawiedliwości. Trwajcie cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana. Za przykład wytrwałości i cierpliwości weźcie, bracia, proroków – taką zachętę kieruje dziś do nas apostoł Jakub. Nasze czasy naznaczone są pośpiechem. Nie tylko coraz szybsze samochody i komputery, ale i my sami żyjemy, pracujemy, nawet odpoczywamy szybciej. Z drugiej strony liczy się skuteczność. Skuteczność produkcji, skuteczność reklamy, skuteczność marketingu, skuteczność edukacji. Każda przegrana i każde opóźnienie eliminuje z wyścigu, jakim jest praca, kariera, pieniądz. Mimo woli dajemy się wciągać w tę gonitwę. „Wyścig szczurów” – mówimy pogardliwie, a sami bierzemy w nim udział. Wytrwałość, cierpliwość – owszem, ale w perspektywie tygodnia czy miesiąca. Nie lat, nie całego życia, a już na pewno nie jakiejś mglistej przyszłości czy wieczności. Stąd rozczarowanie, frustracja, psychiczne dołki – coraz częstsze i głębsze. Mówienie o nadziei przestaje wtedy cokolwiek znaczyć. Takie przypadki, sytuacje widzimy nieraz w swoim otoczeniu. A pewnie sami czegoś podobnego doświadczamy.

Prorok Izajasz, ten z pierwszego czytania, zwraca się do ludzi dotkniętych ogromnym nieszczęściem niewoli, przesiedleń, głodu i pragnienia. Pociesza ich, zapowiada wyzwolenie. Padają tam słowa ważne i dla nas: Powiedzcie małodusznym: Odwagi, nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto pomsta, przychodzi Boża odpłata. Otóż i wśród nas nie brak ludzi małodusznych, to znaczy takich, którzy nie potrafią wziąć na siebie odpowiedzialności w ważnych sprawach, którzy cofają się przed trudnościami, którzy lękliwie uciekają przed naciskami zła. Każdy chyba miewa takie chwile. Małoduszność i lęk obce są nadziei. Małoduszność i lęk łatwiej stają po stronie zła niż dobra. I to też 5    jest częsty problem i trudność. Gdybyśmy byli odważniejsi w obronie prawdy i sprawiedliwości, w obronie wartości i osób, gdybyśmy... Zbyt często nie jesteśmy.

Uczyć się nadziei

Wytrwałość i cierpliwość, które wspomina apostoł Jakub, to nie tylko psychiczne dyspozycje człowieka. Wytrwałość i cierpliwość rodzą się ze świadomości, że sędzia stoi przed drzwiami – tak o Bożej obecności wyraził się apostoł. Nieco innymi słowami o tym samym mówił prorok: Oto wasz Bóg. On sam przychodzi, aby was zbawić. Tak przemawia do ludzkiego serca wiara. I dopiero z tej wiary rodzi się nadzieja. Wraz z nadzieją odwaga – nawet taka, jak u Jana. Razem z odwagą – cierpliwość i wytrwałość. Człowiek gotów jest stawić czoła przeciwnościom, złu, niesprawiedliwości. I czekać potrafi. A i samemu sobie potrafi postawić wymagania i siebie ku lepszemu przemienić. Takiej wiary i takiej nadziei trzeba się uczyć. One nie przychodzą same. Bo choć są darem Bożej łaski, to ze strony człowieka potrzebna jest współpraca.

Można wskazać na trzy szkoły wiary i nadziei. Pierwszą jest modlitwa, drugą – asceza, trzecią jest wspólnota. I tak: modlitwa. Jest ona wytrwałym stawaniem w obecności Boga i szukaniem tej obecności. Nie tyle ważne są słowa czy gesty, ile samo wewnętrzne, duchowe nastawienie, że Pan jest blisko. Regularna modlitwa przenosi człowieka w szeroki, nieograniczony ciasnotą czasu i przestrzeni świat. Asceza – to cielesny i psychiczny trening dla zdobycia panowania nad sobą, nad ciałem, ale jeszcze bardziej nad instynktami, potrzebami i odruchami. Nie wszystkie są złe. Ale każda potrafi osłabić ducha. Zauważ, jak morderczej ascezie poddają się sportowcy. Czy nie trzeba podobnego wysiłku, by wygrać walkę o dobro? Wreszcie: wspólnota. Nikt nie jest w stanie sam, o własnych siłach przygotować się do starcia ze złem – z grzechem w sobie, z niesprawiedliwością i krzywdą wokół siebie. Potrzeba wsparcia innych, potrzeba wspólnoty. Tam znajdziemy słowo zachęty. Tam znajdziemy przykład i wzory. Tam znajdziemy świadków podobnych zmagań. Tam wreszcie we wspólnej modlitwie, przy źródle sakramentów, w dzieleniu się radością i potrzebnymi dobrami odnawiać się będzie nasza wiara i nadzieja. Nie będziemy pytać, czy warto stawać po stronie dobra. Adwent – czas wiary i nadziei trwa.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin