Lang Kimberly - Światowe Życie Duo 369 - Zdarzyło się w Vegas.pdf

(520 KB) Pobierz
816287523.001.png
Kimberly Lang
Zdarzyło się w Vegas...
816287523.002.png 816287523.003.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To był prawdziwy klub nocny - ogromna sala, dyskotekowa kula rzucająca światła
na wszystkie strony i setki spoconych ciał poruszających się w rytmie muzyki techno.
Ten klub o nazwie Zoo był ultranowoczesny i miał rozmach, jakiego nie miał żaden inny
tego rodzaju klub w Dallas. Kicz osiągał tu zupełnie nowy poziom.
I Evie Harrison to uwielbiała. Właściwie lubiła w Las Vegas wszystko: błyszczące
neony, luz, na który pozwalali sobie przyjezdni, rozrywkę i wytchnienie od codzienności,
jaką oferował niemal każdy zakątek miasta. Las Vegas było zupełnie odmienne od Dallas
i to właśnie sprawiało, że Evie kochała to miasto jeszcze bardziej.
- Masz ochotę zatańczyć, ślicznotko?
Oczy Evie zaszkliły się pod wpływem ogromnej zawartości alkoholu w oddechu
nieznajomego składającego jej propozycję.
- Dzięki, ale nie. Czekam na kogoś.
Na szczęście niedoszły partner taneczny był jeszcze w „radosnej" fazie alkoholo-
wej i jedynie wzruszył ramionami, przechodząc do kolejnego stolika, pewnie z tą samą
propozycją.
Prawda była taka, że chętnie by zatańczyła, ale wkraczanie samej na parkiet nie by-
ło dobrym pomysłem. Bynajmniej nie dlatego, że obchodziło ją, czy ją ktoś zobaczy i co
sobie pomyśli. Cieszyła się pełną anonimowością - przecież głównie po to przyjechała do
Vegas. Po prostu widok samotnie tańczącej kobiety zwabiłby wszystkich obwiesiów sie-
dzących przy barze, a nie mogła mieć gwarancji, że wszyscy dadzą się spławić tak łatwo
jak ten ostatni.
Kelnerka w mini, z króliczymi uszami na głowie, zabrała z jej stolika pustą szklan-
kę.
- Podać ci coś? - usiłowała przekrzyczeć muzykę.
- Wódkę z tonikiem - odpowiedziała Evie.
Jej torebka w kolorze srebra zaczęła drżeć pod wpływem wibracji telefonu komór-
kowego. Wyjęła telefon i spojrzała, czyj numer się wyświetla.
Will.
Nie ma mowy, żeby odebrała. Telefon przestał wibrować i włączyła się poczta gło-
sowa. Zdaje się, że jej brat dzwonił tego wieczoru już kilka razy. Rozzłościło ją to. Zo-
stawiła mu w biurze wiadomość, że wyjeżdża z miasta. Sądziła, że przy dobrych ukła-
dach Will otrzyma ją dopiero w poniedziałek po powrocie z weekendu do pracy. Ten
pracoholik musiał jednak już sprawdzić wiadomość.
Nie zamierzała się czuć winna. Miała dwadzieścia pięć lat, nawet jeśli Will nadal
miał ją za nastolatkę, i nie potrzebowała zezwolenia brata, by wyjechać z miasta na
weekend.
Jej drink został dostarczony równocześnie z wiadomością od Sabine: „Idę do Ka-
syna Bellagio z Tobym. Nie czekaj na mnie". Ostatnie zdanie było niepotrzebne. Evie
doskonale wiedziała, co oznacza spojrzenie, jakie posłała jej Bennie, znikając z Tobym.
Już wtedy wiedziała, że ich panieński wieczorek oficjalnie dobiegł końca.
Była trochę rozczarowana, ale przecież Bennie rzuciła wszystko, by pojechać z nią
do Vegas. Przyjaciółka była z nią zawsze, ilekroć tego potrzebowała. I choć nawet sa-
motny wypad do Vegas był lepszy niż tkwienie w tej chwili w Dallas, Evie była Bennie
wdzięczna.
Straciła cierpliwość i powiedziała podczas tego lunchu kilka rzeczy, których nie
powinna była mówić. Evie skrzywiła się nad swoim drinkiem. Gdyby ta wiedźma pro-
wadząca felieton plotkarki w czasopiśmie „Życie Dallas" nie stała wtedy tuż obok, bez-
czelnie podsłuchując, zajmując się wszystkimi wokół, tylko nie sobą, nikt by się o ni-
czym nie dowiedział. Ale nie, rankiem trzy dni temu cała ta żenująca sprawa została
podana jako najciekawsza wiadomość sezonu.
Wprawdzie Evie przeprosiła za swój komentarz prezesa Fundacji Charytatywnej
Miasta Dallas i podwoiła darowiznę na rzecz fundacji, aby im wynagrodzić swoje
stwierdzenie, że nowe ławki w miejskich parkach nie są tak ważne jak leczenie chorych
na raka czy karmienie głodujących.
Ale o tym nie raczyła już wspomnieć żadna gazeta. Nie, dziennikarze byli zbyt za-
jęci wydobywaniem od niej jak największej ilości skandalicznych wypowiedzi. A gdy te
się nie pojawiały, podsłuchiwali jej prywatne rozmowy i podawali jej komentarze do
wiadomości publicznej. A że była paplą... było to łatwe. Rzecz jasna Will musiał zrobić
wokół tego wielkie halo i Evie znowu musiała słuchać długiego kazania wujka Marcusa
o tym, że nie powinna po raz kolejny przynosić wstydu rodzinie. Tyle tylko że ani Will,
ani wujek Marcus nie wysiadywali na niekończących się lunchach i zebraniach i nie mu-
sieli z dobrą miną wysłuchiwać wlokących się w nieskończoność mów tylko po to, by z
uśmiechem na ustach wręczyć czek w imieniu HarCorp International.
Po co w ogóle szła na jakiś college? Wytresowana małpa wykonałaby zadanie, któ-
re jej powierzano. I, do diabła, dobrze wytresowana małpa być może nie dostałaby się
przy okazji do gazet.
No więc, cóż z tego, że Will wściekał się, że kolejny raz o niej piszą? To nie
pierwszy raz, gdy brat usiłował ją stłamsić, i zapewne nie ostatni.
Jej telefon znowu zaczął wibrować. Tym razem wyświetlił się numer Gwen. Czy
Will naprawdę sądził, że Evie odbierze telefon od jego żony, skoro nie chciała odebrać
telefonu od niego? Czy uważał ją za aż taką idiotkę?
Skrzywiła się do telefonu, po czym schowała go z powrotem do torebki. Skoro
Bennie zniknęła wraz ze swoim nowym przyjacielem, Evie musiała się zastanowić, jakie
ma opcje, jeśli chodzi o resztę wieczoru. Może być grzeczna i wracać do hotelu, ale tym
samym ucieczka z rodzinnego miasta stawała się trochę bezcelowa. Potrzebowała prze-
rwy od swojego życia. Chciała się rozerwać, nie martwiąc się o to, że cokolwiek zrobi,
prędzej czy później znajdzie się w gazetach.
W reklamie zachęcającej do wyjazdu do tego miasta było napisane: „Co się zdarzy-
ło w Vegas, zostaje w Vegas". I brzmiało to fantastycznie.
Najwyższy czas się zabawić!
Ktokolwiek urządził ten klub, z miejsca powinien stracić pracę. Może ten ktoś nie
wiedział, że motyw przewodni może być przeciągnięty do granic możliwości. Jeśli cho-
dziło im o zoo, to dlaczego, u diabła, z sufitu zwieszały się jakieś zielone sprężyny imitu-
jące liany w dżungli?
Nick Rocco w myślach liczył, ile wyniósłby całościowy remont i aranżacja wnętrza
od nowa. Musiał to wliczyć w koszty przedsięwzięcia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin