Singh_Nalini_-_Rycerz_pustyni.doc

(471 KB) Pobierz
Nalini Singh

Nalini Singh

Rycerz pustyni

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

"Jeśli choćby postawisz stopę na ziemi Sirrunu, zo­staniesz w nim na zawsze. Porwę cię, zanim zdołasz przejść odprawę paszportową na lotnisku!"

Jasmine na zawsze zapamiętała słowa Tarika. Drżąc z niepokoju, minęła grupki oczekujących i skierowała się ku szklanym drzwiom terminalu. Właśnie wylądo­wała w Sirrunie.

- Proszę pani - odezwał się męski głos. Jednocześ­nie smagła dłoń złapała za uchwyt wózka bagażowego Jasmine.

Popatrzyła z przerażeniem na mężczyznę, który okazał się umundurowanym pracownikiem lotniska. Uśmiechał się przyjaźnie.

- .Słucham? - odparła z niepokojem.

- Idzie pani w niewłaściwą stronę. Taksówki i samochody do wynajęcia są tam - wyjaśnił, wskazując długi korytarz ze szklanymi drzwiami na końcu. Było za nimi widać piaski pustyni.

- Och!... - odpowiedziała zmieszana Jasmine.

Stwierdziła, że niepotrzebnie tak bardzo się boi. Przecież Tarik nie spełniłby swojej groźby w tak dosłowny sposób. Wypowiedział ją w gniewie. Od tego czasu Jasmine wielokrotnie widziała Tarika w telewizji - za­chowywał się powściągliwie, pośredniczył nawet w rozmowach pokojowych. Poznała go po prostu jako Tarika, teraz wiedziała, że nazywa się on Tarik al-Hussein Donovan Zamanat i jest obecnie szejkiem Sirrunu, czyli głową państwa i jego przywódcą.

- Dziękuję - dodała Jasmine, ruszając we wskaza­nym kierunku.

- Z przyjemnością odprowadzę panią do samo­chodu.

:- To bardzo uprzejmie z pana strony. Czy pozo­stałymi pasażerami nikt się nie zajmuje? - spytała.

Mężczyzna zmrużył oczy.

- N a pokładzie pani samolotu nie było żadnych in­nych obcokrajowców - odparł.

Rzeczywiście! Nie zwróciła na to uwagi, ale w sa­molocie słyszała tylko melodyjną, arabską mowę, wi­działa gestykulujących, wąsatych Arabów i ich ciche, skromne i piękne żony. Nie przypominała sobie nikogo innego.

- Chyba ma pan rację - przyznała.

- Sirrun został zamknięty dla przybyszów z zagranicy - oznajmił przewodnik.

- Ależ ja jestem z zagranicy! - Jasmine przysta­nęła, zastanawiając się, czy Tarik rzeczywiście zamie­rzał ją porwać. Żadna kobieta nie chciałaby zostać porwana przez szejka, który właśnie został przywódcą państwa. Ale ona chyba postradała zmysły. W dodatku Tarik prawdopodobnie wciąż nią gardził. ..

- Eee ... Przed kilkoma dniami granice znowu zo­stały otwarte dla wszystkich. - Mężczyzna zająknął się. Skinął znowu dłonią.

Jasmine ponownie ruszyła i spytała cicho:

- Czy granice zostały zamknięte z powodu narodowej żałoby?

- Tak. Śmierć naszego szejka i jego ukochanej żo­ny była dla ludu dotkliwym ciosem. Na szczęście mieli jedynego syna, który mógł zostać następcą tronu. Szejk Tarik wyprowadzi nas z ciemności.

- Czy szejk Tarik sprawuje władzę całkowicie sa­modzielnie? - upewniła się. - Nie jest żonaty?

Gdyby usłyszała, że Tarik, nie nagłaśniając tego zdarzenia, właśnie się ożenił, odleciałaby zaraz z po­wrotem.

Mężczyzna przyjrzał jej się uważnie.

- Nie jest - odpowiedział. - Rządzi sam.

Wyszli z terminalu i Jasmine natychmiast owiało suche, gorące, pustynne powietrze. Przed budynkiem stała długa, czarna limuzyna.

- Oto pani taksówka - oznajmił przewodnik.

- Przecież to nie taksówka ... - bąknęła Jasmine.

- Sirrun jest bogatym państwem. Nasze taksówki tak wyglądają.

Zastanawiała się, czy rozmówca sądzi, że jego słowa brzmią choć odrobinę wiarygodnie. Zagryzła wargi, po czym skinęła głową i pozwoliła mu włożyć jej wa­lizki do bagażnika. Z bijącym sercem czekała na roz­wój wypadków.

Mężczyzna zbliżył się do tylnych drzwi limuzyny. - Czy wie pani, dlaczego nasz szejk nie jest żonaty? - zapytał.

- Dlaczego?

- Podobno złamano mu kiedyś serce.

Po tych słowach otworzył drzwi samochodu. Jasmine z zapartym tchem wsiadła do środka, zajmując miejsce naprzeciw znanego sobie człowieka.

- Naprawdę to zrobiłeś - szepnęła.

Tarik pochylił się w jej stronę.

- Wątpiłaś w moje słowa? - spytał stanowczym to­nem. Jasmine zadrżała. Tarik patrzył surowo. Nie tak, jak w Nowej Zelandii. Wciąż był tak samo przystojny, a jednak jakiś inny.

- Nie - odpowiedziała.

- A jednak przyleciałaś - skomentował.

Znowu zagryzła wargi. Czuła się nieswojo we wnę­trzu limuzyny o przyciemnianych szybach, oddzielona nieprzejrzystą taflą nawet od kierowcy. Oddychała· z trudem, mimo świetnie działającej klimatyzacji.

Tarik wpatrywał się w Jasmine wzrokiem szykują­cego się do ataku drapieżnika.

- Tak. Przyleciałam - potwierdziła, podczas gdy samochód ruszył.

- Dlaczego?! - Tarik był wyraźnie rozgniewany.

Przeszywał ją spojrzeniem zielonych oczu, dominował w ciasnej przestrzeni, gdyż był o wiele wyższy i po­tężniejszy od Jasmine.

- Bo mnie potrzebowałeś - odparła.

Roześmiał się gorzko.

- Czy nie przyjechałaś raczej poromansować z eg­zotycznym mężczyzną, dopóki nie wyjdziesz za tego, którego wybiorą twoi rodzice?

- Nie miewam romansów! - odpowiedziała Jasmi­ne zdecydowanym tonem.

- Nie miewasz. - Tarik nie zaprotestował. - Do te­go potrzebne jest serce.

Jasmine posmutniała. Całe życie miała nadzieję, że ktoś ją pokocha, wybierze spośród wszystkich innych. Dotąd jedynie Tarik odnosił się do niej tak, jakby był nią poważnie zainteresowany. Lecz teraz jego zacho­wanie rozwiewało jej nadzieje na miłość.

"Nie utrzymasz przy sobie takiego mężczyzny jak Tarik". Tak powiedziała przed czterema laty star­sza siostra Jasmine, Sarah. "Zapomni o tobie, kiedy tylko w jego życiu pojawi się jakaś atrakcyjna księż­niczka".

Sarah podkopała wówczas wiarę mniej doświadczo­nej Jasmine w możliwość związania się z Tarikiem na stałe. Czyżby miała rację?

Mimo pamiętnych słów siostry Jasmine postanowiła znowu spotkać się z Tarikiem. Nie wiedziała, czy będzie w stanie do niego dotrzeć - został przecież przy­wódcą państwa. Tymczasem siedziała naprzeciw Tari­ka, ale w sercu czuła ... otaczającą ją pustynię.

- Nie wypuszczę cię z rąk - oznajmił nagle.

- A jeśli nie będę chciała zostać? Czy zrobisz ze mnie swoją niewolnicę?

Zmrużył oczy.

- Uważasz mnie za takiego barbarzyńcę?

- Uważam, że starasz się zrobić na mnie wrażenie barbarzyńcy - odparła, zachowując spokój.

Umilkł, tylko wciąż parzył ją wzrokiem.

- Dokąd mnie zabierasz? - pytała.

- Do Sirrunu.

- To znaczy do stolicy?

- Tak.

- W jakie miejsce?

- Do mojego pałacu. - Tarik westchnął, po czym dodał: - Powiedz mi, Jasmine, co robiłaś przez te czte­ry długie lata?

Najwyraźniej nie miał zamiaru niczego tłumaczyć.

- Studiowałam - odpowiedziała, zmieszana.

, - Racja, studiowałaś zarządzanie.

Przypomniało jej się, jak niegdyś płakała, wsparta na ramieniu Tarika, opowiadając mu z łkaniem, jak bardzo nie lubi swojego kierunku studiów.

- Nie - zaprzeczyła.

Tarik niespodziewanie podniósł się z miejsca i usiadł tuż obok Jasmine.

- Nie? - powtórzył. - Rodzice pozwolili ci zmie­nić wydział?

- Nie mieli wyboru.

Posłuchała jednak rodziców, którzy kategorycznie zabraniali jej utrzymywania relacji z Tarikiem. Omal nie załamała się przy tym psychicznie. Była w takim stanie, że w końcu i rodzice się zaniepokoili. Nie pro­testowali, kiedy zmieniła kierunek studiów.- Znacznie później próbowali ją jeszcze namawiać do powrotu na poprzedni, ale do tego czasu zdążyła dorosnąć. Zro­zumiała, że rodzice, których kochała i którym ufała, kierowali się głównie własnymi interesami.

- Co w takim razie studiowałaś? - spytał Tarik.

- Czy musisz siedzieć tak blisko? - odburknęła z irytacją.

Uśmiechnął się, pełen samozadowolenia. - Czyżby ci to przeszkadzało, Mino?

Dawniej w romantycznych chwilach zawsze nazy­wał ją Miną, w ten sposób skracając jej imię. Robił to, kiedy patrzył na nią błyszczącymi oczami, gdy obej­mowali się, całowali ...

Nie odpowiadała, a on nachylił się i musnął ustami jej szyję.

- Proszę cię, nie rób tego - powiedziała.

- A co chciałabyś, żebym zrobił?

- Chciałabym, żebyś zrobił mi trochę miejsca.

- Nie - odparł. - Przez całe cztery lata miałaś tyle miejsca, ile tylko zechciałaś. Teraz jesteś moja.

Jasmine była przerażona. Gdy się poznali, miała osiemnaście lat. Dwudziestotrzyletni, przystojny, szla­chetnie urodzony młody mężczyzna z dalekiego kraju zauroczył ją; już wtedy podziwiała zdecydowanie Ta­rika, bijącą od niego wewnętrzną siłę. Teraz wydawał się jeszcze o wiele potężniejszy - chyba głównie dla­tego, że samodzielnie dzierżył władzę nad całym na­rodem. Na szczęście Jasmine także stała się samodziel­na, w pełni dorosła, i miała nadzieję poradzić sobie u boku szejka Tarika. Jeśli oczywiście zechce zostać jego żoną.

Popatrzyła na niego śmiało. Ujął jej dłoń, ale cof­nęła ją; nie posunął się do tego, żeby przytrzymywać ją siłą. Spoglądał tylko z ciekawością zielonymi ocza­mi. Teraz to Jasmine ujęła dłoń Tarika, powoli uniosła ją do ust i pocałowała. Był tym zaskoczony.

- Studiowałam projektowanie mody - wyjaśniła ..

- Zmieniłaś się - odezwał się z podziwem.

- Na lepsze.

- To się jeszcze okaże. - Znowu przybrał surowy wyraz twarzy. - Kogo tak całowałaś w rękę? - spytał oschle.

- Ciebie. Sam mnie tego nauczyłeś. Pamiętasz, jak płynęliśmy przez jaskinię Waitomo?

Tarikowi przypomniało się, jak pływali razem dłu­gą, wąską łódką we wnętrzu przepięknej nowozelan­dzkiej jaskini, oświetlonej przez niezliczone roje ro­baczków świętojańskich.

- Czy byli jacyś inni? - spytał, wciąż świdrując Jasmine wzrokiem.

- Słucham?

- Czy byłaś z innymi mężczyznami?

- Nie, tylko z tobą.

- Nie próbuj mnie okłamywać, bo i tak zorientuję się, jaka jest prawda! - ostrzegł.

- Ja także się zorientuję, jeśli byłeś z innymi ko­bietami - odpowiedziała spokojnie Jasmine.

Tarik otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

- Stałaś się stanowcza - skomentował. - Przedtem byłaś uległa.

Kiedy się poznali, Jasmine była zbyt zależna od ro­dziców.

- Musiałam nauczyć się bronić, bo byłam zdomi­nowana.

- I co? Czy teraz powinienem się ciebie bać? ­odparł Tarik, spoglądając ciekawie z góry.

Jasmine miała już dość jego zachowania. Wyciąg­nęła rękę i wbiła paznokcie w jego szyję.

Uśmiechnął się z zadowoleniem.

- Chciałbym poczuć twoje paznokcie na moich ple­cach - powiedział - kiedy znajdziesz się na swoim miejscu, to znaczy ze mną w łóżku. - Nachylił się je­szcze niżej.

- Odsuń się ode mnie, ty samcu! - krzyknęła ze złością, odpychając go. Był zbyt potężny.

- Nie, Mino - odparł. - Nie będę już słuchał twoich rozkazów jak pies na smyczy. Od dziś to ty będziesz słuchać moich.

Po tych słowach zniżył głowę, aby pocałować Jas­mine. Nie protestowała. Zobaczyła na jego twarzy ból. Nic dziwnego. Niegdyś rzeczywiście głęboko zraniła Tarika.

ROZDZIAŁ DRUGI

Tarika ogarnęła przemożna chęć pocałowania Jas­mine. Wiedział, że wolałaby czuć się swobodniej, ale starał się być delikatny. Pocałował ją - a ona objęła go delikatnymi, kobiecymi dłońmi i przytuliła. Dopie­ro teraz poczuł, jak bardzo jej pragnie.

Tyle lat za nią tęsknił, tak ogromnie! Pomyślał, że połamałby kości każdemu, kto śmiał przez te lata choć­by dotknąć Miny. Mina była jego, jego!

Zadrżała w jego ramionach i rozchyliła usta, a Ta­rik całował ją namiętnie. Ogarnęły go emocje gorące i gwałtowne jak pustynna burza.

- Nie byłaś z nikim innym - odezwał się, po czym całował Jasmine dalej.

- Ty także nie - odparła.

- Stęskniłem się za tobą!· - odpowiedział, uśmiechając się kusząco.

Był taki przystojny, potężny, wspaniały ... groźny.

Jasmine nie czuła się przygotowana na to ostatnie. Ta­rik zmienił się, został władcą państwa ...

 

- Potrzebuję czasu - zakomunikowała, spuszczając wzrok.

- Nie mam zamiaru więcej spełniać wszystkich

twoich zachcianek - ostrzegł.

Jasmine nie wiedziała; co na to odpowiedzieć. Przed czterema laty Tarik zgadzał się na każde jej słowo. Trak­tował ją z szacunkiem i łagodnością, był prawdziwie zakochany. Teraz chyba wciąż ją kochał, ale zacho­wywał się jak zdobywca. Żałowała, że do tego dopro­wadziła.

Cofnął się.

- A więc studiowałaś projektowanie mody? - zagadnął.

- Tak.

- Chcesz zostać sławną projektantką?' - Tarik uśmiechnął się, zerkając na nią z ukosa.

Jasmine zjeżyła się·

- Czy to zabawne? - odparła.

- Nie gniewaj się, Mino. - Tarik zachichotał. - Po prostu nie wyobrażam sobie, żebyś ty projektowała te idiotyczne suknie, w których paradują modelki. Ich stroje są zwykle przezroczyste, a to zupełnie do ciebie nie pasuje. Ciało kobiety powinien oglądać tylko jeden mężczyzna.

Popatrzyła na niego i zaczerwieniła się. Cieszyła się, że Tarik z niej nie żartuje.

- Chcę projektować modę damską, naprawdę ko­biecą - wyjaśniła. - Dzisiaj dominują projektanci mężczyźni, którzy robią z kobiet prawdziwe poczwary. Nie mówiąc już o tym, że promuje się modelki, któ­rych figura zupełnie nie jest kobieca.

- Och - odparł ze zrozumieniem Tarik. - Na mar­ginesie powiem, że twoja figura jest znacznie bardziej interesująca niż kształty modelek.

- Cóż, nie jestem zwiewnym dziewczątkiem ... ­odparła zawstydzona Jasmine.

- I bardzo dobrze! - skomentował Tarik. - Napra­wdę ogromnie się cieszę, że wyglądasz kobieco.

- W każdym razie chciałabym projektować ładne ubrania dla normalnych kobiet - powróciła do poprze­dniego tematu Jasmine.

Tarik popatrzył na nią chwilę, po czym oznajmił: - Zezwolę ci na to.

- Słucham?!

- Zezwolę ci projektować ubrania. Musisz mieć co robić, kiedy mnie przy tobie nie będzie.

Jasmine jęknęła, sfrustrowana. Tarik jednak nie my­ślał zachodnimi kategoriami.

- Nie masz prawa zezwalać mi na cokolwiek! ­odparła, stukając go palcem w pierś.

Tarik złapał Jasmine za rękę, zagniewany.

;- Właśnie, że mam! - wypalił. - Jesteś moją włas­nością - ciągnął chłodno - i mogę z tobą robić, co mi się podoba! - Jasmine była przerażona. Zupełnie nie przypominał Tarika, jakiego poznała w Nowej Ze­landii. - Nie mam zamiaru być dla ciebie okrutny - uspokoił ją. - Jednak nie dam sobie po raz drugi zła­mać serca.

Zapadła kłopotliwa cisza. Jasmine próbowała zebrać myśli. Czy to ona z powodu swojego dawnego tchó­rzostwa zniszczyła uczucie, jakie niegdyś zrodziło się między nią a Tarikiem? Chciało jej się płakać. Jednak nie zamierzała się poddawać. Przyjechała przecież do Tarika, aby spróbować odbudować ich związek.

Przypomniała sobie, jak kiedyś biegła do niego, zrozpaczona awanturą w domu, a Tarik objął ją, przy­tulił mocno i powiedział:

- Wyjedź ze mną do Sirrunu. Tam będzie nasz wspólny dom.

- Nie mogę - odparła wtedy. - Moi rodzice ...

- Twoi rodzice mają trudne charaktery. Zawsze będą próbowali tobą kierować. Ale ja cię wyzwolę·

- O gorzka ironio! Tarik niegdyś obiecał jej wyzwo­lenie, a tymczasem właśnie oświadczył, że została jego własnością ...

- Kiedy się znaliśmy, miałam dopiero osiemnaście lat! - wykrzyknęła nagle. - Nie rozumiesz? Liczyłam się ze zdaniem rodziców, a ciebie znałam zaledwie przez pół roku.

- Jeśli nie brałaś pod uwagę związania się ze mną na stałe, to dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? ­poskarżył się Tarik. - Zabawnie było mieć u swoich stóp arabskiego księcia, który spełniał wszystkie twoje zachcianki?!

Nie miała specjalnych zachcianek. W wieku osiem­nastu lat była po prostu mało pewną siebie dziewczyną. Obecność Tarika przy jej boku sprawiała, że czuła się ważna, doceniona ...

- Nie! - odpowiedziała. - Nigdy nie myślałam w ten ...

- Dość! Prawda jest taka, że kiedy rodzice kazali ci wybrać pomiędzy nimi a mną, nie wybrałaś mnie. Nie powiedziałaś mi wówczas nawet o ich szantażu. Nie ma sensu dłużej o tym dyskutować.

Jasmine umilkła. Cóż, Tarik miał rację. W jakiż sposób mogłaby przekazać mu to, jak się wówczas czuła? Od małego był przyzwyczajony do wydawania innym poleceń. Nie miał trudnego dzieciństwa. Nie wiedział, jak to jest, kiedy rodzice ciągle poniżają dziecko, odrzucają jego opinie i prośby, wciąż za­braniają i krytykują. Kiedy była nastolatką, czuła się naprawdę ~tłamszona. Nigdy nie zapomni dnia, w któ­rym ojciec zabronił jej widywać się z Tarikiem, grożąc, że przestanie uważać ją za córkę i, oczywiście, wy­dziedziczy. Błagała go na kolanach, ale pozostał nie­ugięty.

- Albo ten Arab, albo ja i twoja matka! - oznajmił. Zawsze nazywał Tarika "tym Arabem". Właściwie nie był rasistą, po prostu absolutnie nie zgadzał się na _ to, żeby Jasmine wyszła za Tarika. Najpierw sądziła, iż to dlatego, że rodzice zamierzali wydać ją za któ­regoś z okolicznych bogatych farmerów - sama po chodziła z zamożnej farmerskiej rodziny. Później zro­zumiała, że powód był inny - rodzice postanowili wy­dać za Tarika Sarah.

Piękna Sarah zawsze chciała być księżniczką i wszyscy wokół byli przekonani, że któregoś dnia nią zostanie. Kiedy Tarik przyleciał do Nowej Zelandii, aby poznać z bliska nowego typu system nawadniania, jaki wymyślili sąsiedzi Coleridge'ów, od razu zwrócił uwagę na Jasmine - ich młodszą córkę. Córkę, której nie traktowali jak swojego dziecka, której istnienie by­ło dla nich powodem do wstydu, a nie dumy.

Rodzina Coleridge'ów od wielu pokoleń posiadała rozległe ziemie w podgórskiej części kraju. Rodzice Jasmine traktowali swoją ogromną posiadłość jak udzielne królestwo, a wszystkich jego mieszkańców i gości - jak poddanych. Lecz gdy przybył Tarik, oba­wiali się jego potęgi. Był synem arabskiego szejka i człowiekiem o silnej woli. A do tego. nie chciał związać się z ich ukochaną Sarah, wybierając za­miast niej Jasmine. Pan i pani Coleridge nie byli w stanie tego ścierpieć. Jasmine była na tyle dorosła, że dobrze to rozumiała. Rodzice wcale nie pragnęli jej szczęścia.

- Czy wprowadziłeś ten system nawadniania? - zagadnęła.

- Tak, od trzech lat dostarcza naszej ziemi wodę. Jasmine skinęła głową i znów pogrążyła się w roz­myślaniach. Wówczas, w Nowej Zelandii, dokonała nietrafnego wyboru. Dlatego, że bała się utracić rodzi­ców - wówczas jedynych dla niej ludzi, którzy mo...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin