Jakub - Izrael
Anselm Grün OSB Najbardziej dokładnie przedstawia nam Biblia drogę przemiany Jakuba (= oszusta) w Izraela (= walczącego z Bogiem). Oszust Jakub zaczyna od wyłudzenia od brata prawa pierworodnego w zamian za potrawę z soczewicy. Kroczy swoją drogą z wyrafinowaniem. Przebiegłością zdobywa wszystko, co dla niego korzystne. I tak wyprasza podstępem błogosławieństwo swego ojca, który go faworyzuje, nie przejmując się zbytnio losem drugiego syna. W tym wszystkim pomaga Jakubowi jego matka, której był wyraźnym ulubieńcem. Matka usuwa „syneczkowi” z drogi przeszkody. Jakub sądzi, że prześlizgnie się przez życie dzięki chytrości i wyrafinowaniu. Jednak to się nie udaje. To, co można mieć, zdobyć, czego można się dorobić nie doprowadzi nas do przemiany, lecz to, że „potrafimy kochać drugiego człowieka” (Funke 16). Jakub przeczuwa reakcję oszukanego brata - Ezawa, który chce go zabić. Unika konfrontacji ze swoim zdolnym do wszystkiego bratem, ze swoim własnym cieniem. Nie ucieka przed Ezawem, lecz przed samym sobą. Podczas ucieczki robi sobie z kamienia poduszkę, na której śpi. We śnie spotyka się z Bogiem, widzi drabinę wysoką od ziemi aż po samo niebo. Chodzą po niej w górę i w dół aniołowie. Widzi Boga, który mówi do niego: „Otom Ja z tobą! Będę cię strzegł, dokądkolwiek pójdziesz. I sprowadzę cię znowu do tego kraju. Nie opuszczę cię, aż wypełnię to, co ci obiecałem.”(Rdz 28,15) Sen jest początkiem przemiany, której Jakub będzie w sobie doznawał. Teraz dochodzi do konfrontacji z własną duszą, z własną nieświadomością, a tym z samym z Bogiem. We śnie domyśla się, że nie musi już okupować wszystkiego przemyślnym podstępem, lecz że jest z nim sam Bóg, jest nie dzięki jego przebiegłości, lecz dzięki błogosławieństwu ojca. Bóg wkracza tu w jego życie i je zmienia. Droga, którą ma podążać, jest Bożą drogą, tą, na której towarzyszy mu Bóg i błogosławi, na której poprzez bolesne doświadczenia zostanie poddany przemienieniu, aż naprawdę będzie mógł stać się dla innych błogosławieństwem. Kamień, który Jakub kładzie sobie pod głowę, może być obrazem kamieni, które leżą na naszej drodze. Właśnie tam, gdzie grunt jest kamienisty, gdzie są na naszej drodze przeszkody, gdzie ktoś położył na niej kamień, może otworzyć się dla nas Niebo. Musimy tylko jak Jakub słuchać snów. Kamienie, które zawadzają nam w drodze, zmuszają nas do tego, aby skierować się do wnętrza. Na zewnątrz nie ma drogi, ale wewnątrz Bóg wskazuje nam prawdziwą drogę naszego życia, naszego błogosławieństwa i zwiastowania, drogę, na której nam towarzyszy i którą nas prowadzi. Gdy Jakub się budzi, ogarnia go strach. Mówi: „Jakąż grozą przejmuje to miejsce. To nic innego, jak tylko dom Boga i brama Nieba!” (Rdz 28,17). Miejsce jego ucieczki i snu zamienia się w dom Boga. Jakub, który myśli tylko o sobie i swoim życiu, odczuwa nagle lęk. Bóg trafia go w samo serce. Ten, który uciekał bez względu na wszystko, mając na uwadze tylko swoje życie, naraz spotyka Boga. Miejsce jego snu i kamień, z którym obchodzi się delikatnie, balsamując go, są mu teraz bardzo bliskie. I właśnie leżący na drodze kamień, zostaje przemieniony, staje się pamiątką po Bożej obecności i Bożym błogosławieństwie. Liturgia odpustu wyśpiewuje słowa Jakuba w pieśni na wejście (Introitus). Według niej wyrażają one przemianę domu ziemskiego w dom Boży. Ponieważ Kościół to dom nie tylko z kamieni, lecz z nas samych, wyśpiewuje w tej pieśni swoją własną przemianę, natomiast ja mogę wyrazić w niej przemianę mojego domu życia w dom Boży. Tajemnicą przemiany jest to, że Bóg sam wchodzi do mojego domu, w którym się zamknąłem, stawia w nim drabinę, sięgającą Nieba i łączy we mnie Niebo z Ziemią. Ta pewność obecności Boga w moim domu jest fundamentem, na którym może dojść do przemiany mojego życia. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Jakub jeszcze się nie zmienił. Dalej kroczy drogą przemyślnego podstępu. Jednak teraz ktoś inny bawi się nim i oszukuje go. Laban, jego teść, daje mu po siedmiu latach służby za żonę nie Rachelę, którą mu obiecał, lecz Leę, której oczy są matowe (Rdz 29,17). Pierwszy raz w swoim życiu Jakub nie otrzymał tego, co chciał. Za to ktoś inny zrobił z nim, co chciał. Jakub przyjmuje jednak wyzwanie. Służy następne siedem lat w zamian za Rachelę. Jednak znowu czuje, że nie tylko on kieruje swoim życiem. Rachela jest bezpłodna. Dopiero gdy Jakub ma już 10 dzieci, Bóg otwiera łono Racheli. Rodzi Józefa. Jakub chce wrócić teraz do domu. Odpłaca Labanowi za jego oszustwo. Jest równie przebiegły i oszukuje go na jego własności. Z całym majątkiem Labana wraca do domu. Dowiaduje się, że jego brat Ezaw wyruszył mu naprzeciw. Jakuba ogarnia zatem lęk. Teraz przebiegłość już mu nie pomoże. Dojdzie do konfrontacji z jego własnym cieniem. Ezaw jest nie tylko bratem, „jest zarazem bolesnym wspomnieniem wszystkiego, co usunięte, niepokonane, niezjednane... symbolem tego, na co Jakub nie jest w stanie odpowiedzieć. Zbyt długo nie interesowało go życie brata, zbyt długo nie odpowiadał na pytanie związane z tym życiem, a przez to brat stał mu się obcy, stał się dla niego zagrożeniem” (Funke 16f). W dojrzałym życiu jest już późno na uciekanie przed własnym cieniem. To, co stłumiliśmy i od czego się odgrodziliśmy, stanie się stale zagrażającą nam „potencją strachu”. „Możemy mówić o nieprzeżytym życiu. Tam, gdzie znajduje się dużo nieprzeżytego życia, do przemiany dąży nieudolność” (Funke 17). Biblia przedstawia nam w znanej scenie nad Jabokiem - nocnej walce z Bogiem - konfrontację Jakuba z jego własnym cieniem oraz jego wewnętrzną przemianę. Jakub przybywa nad rzekę. Rzeka jest często symbolem wejścia w nowy etap życia, wewnętrznej przemiany, ponownego narodzenia. „Narodziny są bolesne, są bolesnym procesem, w którym życie dąży do przemiany” (Funke 18). Jakub przenosi przez rzekę swoją żonę wraz z całym swym dobytkiem, a sam wraca na drugi brzeg. W tym momencie nie potrzebuje ani żony, ani niczego, co posiada. Musi samotnie stanąć twarzą w twarz z prawdą. Jest gotów. Tej nocy dojrzewa i staje się mężczyzną. Biblia przedstawia nam dojrzewanie jako walkę. Przemienienie nie dokonuje się samo z siebie, lecz zawsze jest walką. Zdolny do wszystkiego mężczyzna wychodzi Jakubowi naprzeciw i walczy z nim. Nie wydaje się, aby miał coś wspólnego z Bogiem. Jakub nie może już go uniknąć, wykorzystując swój spryt. Musi walczyć. I walczy, walczy o swoje życie „aż do wzejścia jutrzenki”.(Rdz 32,25) A mężczyzna „widząc, że nie może go przemóc, uderzył w staw biodrowy”.(Rdz 32,26) Jakub odnosi w walce rany. Wychodzi z niej naznaczony. Wydaje się słabszy. Jego dawna pewność, która była dla niego mądrością życiową, zniknęła. Jej miejsce zajęła bezsilność. Jednak właśnie w taki sposób staje się dla wielu praojcem. Potem odbywa się nocna rozmowa między Jakubem a walczącym z nim mężczyzną. Na prośbę owego mężczyzny, aby go puścił, gdyż wschodzi już zorza, Jakub odpowiada: „Nie wypuszczę cię, aż mi pobłogosławisz” (Rdz 32,27). To, co go zraniło, powinno również pobłogosławić. Największe zagrożenie niech się stanie błogosławieństwem. Mężczyzna pyta Jakuba o jego imię, o jego tożsamość. Musi się więc przyznać, że jest oszustem, musi przyznać się do swojej przeszłości, do swojej winy. Wówczas mężczyzna nadaje mu nowe imię: „ Nie będą cię już zwali imieniem Jakub, lecz Izrael, bo z Bogiem się potykałeś i z ludźmi zwyciężyłeś” (Rdz 32,29). Jakub stanął przed ciemnością, przed cieniem, przed tym, co go przekreśliło, co go poruszyło, co go bezwzględnie dotyczyło. Doświadczył w tym samego Boga, który go teraz błogosławi. Przeżyłem kiedyś, podczas towarzyskiego spotkania, historię mężczyzny, którego życie wydawało się już skończone, gdyż jako nauczyciel dopuścił się wobec dzieci czy-nów niemoralnych, a jego egzystencja była zwykłą grą. Wyglądało na to, że wszystko jest beznadziejne, że pozornie nie ma to wszystko nic wspólnego z Bogiem, lecz tylko z winą tego człowieka. Jednak gdy stanął twarzą w twarz ze swoją winą, mając w tle nocną walkę dwóch mężczyzn, poczuł, że jest w tym szansa na nowy początek. Doświadczył kontaktu z samym Bogiem, który go zranił, aby już więcej nie żył obok prawdy, lecz aby stał się walczącym z Nim mężczyzną, który staje także wobec swojej słabości, który pozwala się okaleczyć. Jeśli stawi czoła ciemności i zagrożeniu swojego życia, będzie to dla niego błogosławieństwem, co więcej, on sam stanie się, tak jak Izrael, błogosławieństwem dla innych i tak jak on wyzna: „Widziałem Boga twarzą w twarz, a jednak pozostałem przy życiu.”(Rdz 32,31) Funke tak streszcza historię przemiany Jakuba nad rzeką Jabok: „ Jakub to nazwa dla historii niespokojnego, poszukującego, budzącego powątpiewanie życia oraz imię dla tak samo wątpliwej, rozdartej tożsamości. Nie powinno się jednak tego tak pozostawić. Jest przecież ważne, aby stanąć twarzą w twarz z historią własnego życia. Nie zmienimy się, uciekając przed nią. Ucieczka to odcięcie się od historii własnego życia, a to go nie przemieni. Jakub musi przyjrzeć się swojej biografii, swojej tożsamości i rozprawić się z nimi. Tylko tak dojrzewa osobowość. Musi spojrzeć na swój charakter, na to, kim się stał, na ułożone przez siebie życie. Nie może zakończyć się to jednak pełnym rezygnacji stwierdzeniem: taki już jestem i nic nie można na to poradzić. Takie słowa są wydanym na siebie samego wyrokiem. Jakże często skazujemy sami siebie. Do Jakuba przemawia jakaś obca, nieznana postać, postać jednak wolna i silna. Czasami potrzebujemy tego, aby ktoś nam coś powiedział, czego sami nie potrafimy już wymówić. I ta niejasna postać nadaje Jakubowi nowe imię, w którym znalazły swoje miejsce walka i zmagania. Stał się mocny, ponieważ nie uniknął konfrontacji. Stał się mocny, ponieważ przyjrzał się sobie, ponieważ zabrał się za swoje życie. Kończy się walka, kończy się proces przemiany, w którym nie chodzi ani o zwycięstwo, ani o klęskę, lecz o coś bardziej wartościowego - o to, żeby być innym lub wyleczonym. Czy Jakub się zmienił? Biblia przekazuje, że został zraniony. Kulejąc przedostał się na drugi brzeg. Zraniony, a jednocześnie uzdrowiony? Co miałoby oznaczać to utykanie? Sądzę, że stał się wolniejszy, być może bardziej ostrożny, być może lepiej przeczuwający, w każdym razie gotowy do spotkania z bratem. Nie było to już podyktowane strachem, lecz wolnością. Jakub stał się przede wszystkim całkowicie sobą” (Funke 20f). Biblia opisuje przemianę Jakuba prostymi słowami: „Kiedy mijał Penuel, wzeszło słońce; on jednak utykał z powodu swego biodra.” Minęła noc. Ciemność przemieniła się w jasność. Nocna przemiana widoczna będzie tylko w dzień, oświetli ją rozum, aby mogła przeniknąć całe ciało i całą duszę. Jakub przedostaje się przez bród. Przekracza rzekę, która odgradza go od drugiego brzegu. Jest to historia wieku dojrzałego. Aby przedostać się na drugą stronę życia, aby przekroczyć jego połowę, nie wystarcza prześliznąć się przez dotychczasowe życie dzięki sprytowi i rozumowi. Musimy spojrzeć prawdzie w oczy, musimy pokonać bród. Rozprawienie się z własnym cieniem spowoduje, że będziemy ranni, tak jak utykający Jakub. Już nie będziemy mieli dawnej pewności i siły. Nic nie będzie już takie, jak kiedyś. Jesteśmy naznaczeni. To trwałe okaleczenie. Nie przeszkadza nam jednak w naszej drodze. Jest raczej pamiątką po spotkaniu z Bogiem. Jest znakiem, że przemienił On nasze życie, które stało się teraz prawdziwe, autentyczne, że tak jak Izrael możemy być dla innych błogosławieństwem, ponieważ Bóg nas pobłogosławił, że możemy być dla wielu praojcem, ponieważ budujemy naszą egzystencję już nie na sobie, lecz na prawdziwym, mocnym gruncie, jakim jest Bóg, nasz Ojciec.
maciej-jeicam