Kat Martin - Garrick 03 - Diabelska wygrana.pdf

(1189 KB) Pobierz
140991632 UNPDF
Kat Martin
DIABELSKA
WYGRANA
Rozdział 1
Londyn, Anglia, 1809
Kocica i myszka, pomyślał drwiąco Damien.
A może bardziej doświadczona pantera i ostrożna młoda
łania. Obserwował ją przez werandowe drzwi wiodące do
głównego salonu miejskiej rezydencji lorda Dorringa. Była
ubrana w jedwabną szmaragdową suknię tej samej barwy co
jej oczy i śmiejąc się cicho, poprowadziła na parkiet jedne¬go
ze swoich adoratorów.
Było tam dość tłoczno. Wysoka, urządzona z prze¬pychem
sala balowa należała do najznakomitszych w całym
Londynie. Mężczyźni we frakach i brokatowych
kamizelkach, panie w jedwabnych i satynowych sukniach,
nierzadko znacznie bardziej eleganckich, lecz żadna z nich
nie wyglądała równie ślicznie jak ona. Przeszła po wyłożonej
mozaiką marmurowej podłodze elegancka i pełna gracji,
opierając smukłą dłoń w białej rękawiczce na ramieniu
adoratora. Przez moment jej wzrok powędrował w kierunku
tarasu.
Wiedziała, że on jest właśnie tam.
Obserwowała go tak samo, jak on obserwował ją. Damien,
szósty hrabia Falon, opierał się szerokim barkiem o szorstkie
cegły domu. Odkrył, że bale, wieczorki, przyjęcia przy
muzyce przyciągają młode kobiety. 'Sezon towarzyski już się
zaczął, elita zjechała do Londynu, między innymi Aleksa
Garrick.
Spoglądał na nią, gdy tańczyła rondo, zarumieniona od
wysiłku, a ogniście kasztanowe włosy połyskiwały tuż przy
jej policzkach. Po chwili opuściła parkiet razem ze swoim
partnerem - księciem Roxbury. Był to młody, szczupły
mężczyzna, lecz o rzucającej się w oczy osobowości, w tej
chwili najwyraźniej oczarowany damą, której,.
towarzy¬szył. Nalegał na kolejny taniec, lecz Aleksa
pokrę¬ciła głową. Książę skłonił się. nieco sztywno i
zosta¬wił ją przy drzwiach.
Damien uniósł kieliszek, który trzymał w dłu¬gich, śniadych
palcach, i pociągnął łyk brandy. Szła w kierunku tarasu,
wysoka, niemal królewska, nie rozglądała się na boki, tylko
przeszła przez weran¬dowe drzwi na zewnątrz. Unikając
ocienionego miejsca, gdzie stał, przeszła przez taras i
zatrzyma¬ła się po przeciwnej stronie, spoglądając na ogród.
Słabe światło pochodni oświetlało starannie utrzy¬mane
ścieżki wyłożone muszlami ostryg, a księży¬cowa poświata
odbijała się w bulgoczącej wodzie fontann.
Z lekkim uśmiechem Damien postawił,kieliszek na bogato
zdobionym piedestale i podszedł do sto¬jącej po drugiej
stronie kobiety.
Odwróciła się, słysząc jego kroki, i wtedy coś za¬błysło w jej
oczach. Nie wiedział, czy to zaintereso¬wanie, czy może
złość. Zresztą nie miało to już znaczenia. I tak osiągnął swój
pierwszy cel.
- Dobry wieczór ... Alekso.
W jej oczach barwy czystej zieleni dostrzegł za¬skoczenie.
Omiotła wzrokiem jego czarny frak, biały fular, dostrzegając
i doceniając modny krój i idealne dopasowanie ubrania.
Jednak użycie jej imienia wytrąciło ją nieco z równowagi.
- Przepraszam - powiedziała. - Ale wydaje mi się, że do tej
pory nie zostaliśmy sobie przedstawieni.
- To prawda. Ale ja wiem, kim pani jest. .. i sądzę, że pani
także mnie zna.
Nieznacznie uniosła głowę. Nie przywykła do mężczyzn,
którzy rzucali jej wyzwania. Ale on odkrył już, że jest to
metoda, by zaintrygować damę, przykuć jej uwagę, a
następnie zwabić w swoją sieć.
- Pan jesteś Falon. - Ton jej głosu świadczył o tym, że
słyszała coś niecoś na jego temat, więk¬szość tych opowieści
była prawdziwa. Jednak było jasne, że w rzeczywistości nie
ma pojęcia, kim on naprawdę jest.
- Damien - poprawił, podchodząc bliżej. In¬na kobieta
pewnie cofnęłaby się przynajmniej o krok, ale on mógłby się
założyć, że Aleksa tego nie zrobi.
- Pan mnie obserwował. Zauważyłam pana w ze¬szłym
tygodniu i jeszcze tydzień wcześniej. Czego pan sobie
życzy?
- Niczego, czego nie życzyłby sobie każdy z obecnych tu
mężczyzn. Jest pani piękną kobietą, Alekso. - Stał na tyle
blisko, by czuć zapach jej perfum, delikatny aromat bzu, by
dostrzec nutę niepewności w głębi jej ślicznych, zielonych
oczu. - Prawda jest taka, że bardzo mnie pani intryguje. A to
mi się nie zdarzyło już od bardzo dawna.
Przez chwilę milczała.
- Proszę o wybaczenie, lordzie Falon, nie wiem, czego pan
ode mnie oczekuje, ale zaręczam, że nie jest to warte
pańskich wysiłków.
Uśmiechnął się kącikiem ust.
- Nie? A może jednak. .. jeśli pani na to pozwoli.
Spojrzała na niego nieufnie, jednak zdołał obu¬dzić jej
zainteresowanie. Zerknęła w bok, w głębo¬ki cień, nerwowo
oblizała wargi.
- Już... późno - powiedziała z pewnym waha¬niem. - Zaraz
zaczną mnie szukać. Lepiej już wrócę.
Udało mu się: była wyraźnie poruszona. To do¬brze. Z tego,
co wcześniej zaobserwował, wcale nie było to takie łatwe.
- Po co miałaby pani wracać do środka, skoro tu, na
zewnątrz, jest o wiele przyjemniej?
Zesztywniała, chowając twarż w cień.
- I znacznie bardziej niebezpiecznie, jak mi się zdaje. Wiem,
kim pan jest, lordzie Falon. Wiem, że jest pan łajdakiem o
bardzo nieciekawej reputa¬cji. I najgorszego sortu
rozpustnikiem.
Uśmiechnął się•
- Więc zasięgała pani opinii na mój temat. To już jakiś
początek. - W jej podbródku, który teraz wysunęła
nieznacznie do przodu, zauważył mały dołeczek.
- Pochlebia pan sobie, milordzie.
- A co jeszcze pani o mnie słyszała?
- Niewiele. Nie jest pan ulubionym tematem towarzyskich
konwersacji przy obiedzie.
- Jednak mam opinię osoby, do której niewinne dziewczęta
nie powinny mieć dostępu.
- Doskonale pan wie, że tak jest.
- Nie sądzi pani, że człowiek taki jak ja mógłby się zmienić?
Spojrzała na niego badawczo, odważnie, bez cie¬nia
nieśmiałości czy skromności. Czego zresztą wcale nie
oczekiwał.
- Tego nie powiedziałam. Jakżebym mogła? Mój brat był
jeszcze gorszym łajdakiem niż pan, o ile to w ogóle możliwe.
A teraz jest szczęśliwym małżon¬kiem.
- Więc widzi pani, że jest jeszcze dla mnie na¬dzieja.
Nie skomentowała tego, mierząc go wzrokiem, spoglądając
Zgłoś jeśli naruszono regulamin