Cejrowski Wojciech - Kołtun się jeży.doc

(832 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


© by Wojciech Cejrowski

© for the Polish editions by Oficyna Wydawnicza

„FULMEN - Poland” Ltd.

&

„W. Cejrowski” Ltd.

Warszawa 1996

 

 

 

ISBN 83 - 86445 - 04 - 1

 

 

 

 

projekt okładki

Łukasz Ciepłowski i WC

 

redakcja techniczna i korekta

W. Cejrowski i R. Mossakowski

 

 

współwydawcy:

 

 

 

00 - 955 Warszawa 15

Skr. poczt. 65

Biuro:

ul. Mokotowska 22 m.18

tel. 628 - 97 - 88

tel./fax 628 - 97 - 99

00 - 958 Warszawa 66

Skr. poczt. 35

Biuro:

ul. Mazowiecka 11 m. 48

tel./fax 26 15 27


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ojcu Stanisławowi

Do czasu, gdy kupili Państwo tę książkę większość dziennikarzy zdążyła już zapewne rozerwać ją na strzępy i oblać wiadrem pomyj. Ich recenzje były pisane jeszcze przed ukazaniem się książki. Wcale jej nie czytali, wystarczyło im nazwisko autora. Skąd o tym wiem? Z doświadczenia. Pismaki słuchają moich programów radiowych, oglądają mnie w telewizji, przychodzą na moje występy, ale nie widzą i nie słyszą, co mówię. Pamiętają jedynie to, co o mnie napisali inni i bezmyślnie powtarzają, żem kołtun, ksenofob, rasista, cham... Nie liczy się to, co mówię i piszę. Ważne, że jestem niepoprawny politycznie i nieakceptowany w europejskim towarzystwie.

Szanowni Państwo, proszę się strzec: są na świecie ludzie - komuniści, socjaliści, feministki, lambadystki, kondoniarze, obrońcy zwierząt, elity intelektualne, roznosiciele wirusa HIV, wegetarianie, czułe serduszka, sekty, skrobankarze, europejczycy, bogobójcy, tancerze itp. - którzy będą się starać powstrzymać Was od lektury tej książki.

Miałem nawet zamiar zaproponować, by dla swego bezpieczeństwa, włożyli Państwo moją książkę w obwolutę po Biblii podobnych rozmiarów. Potem przyszło mi jednak do głowy, że Pan Bóg nie jest wpisany do konstytucji i lada chwila czytanie Biblii w miejscach publicznych takich jak dworce, ulice, szkoły, przychodnie i bary mleczne może zostać zakazane. Poza tym czytanie czegoś, co wygląda jak Biblia, na oczach innych osób mogłoby być uznane za agresywne narzucanie swego światopoglądu religijnego, który przecież jest sprawą intymną i powinien być wstydliwie ukrywany. Wystawianie się z moją książką na widok publiczny jest równie niesmaczne jak zawieszenie krzyża w klasie.

Proszę więc dać sobie spokój ze zmienianiem okładki. Należy jedynie pamiętać, że czytanie tej książki na oczach innych może Państwa narazić na wytykanie palcami, lżenie słowami albo obrzucanie zgniłymi jajami.

Nie lękajcie się jednak i czytajcie. Bądźcie odważni i dzielni, nie pozwólcie się zawstydzać. Uśmiechajcie się prosto w twarz tym, którzy będą na Wasz widok fukać i zadzierać nosa. Śmiejcie się w głos, gdy Was zapytają czemu czytacie dzieło faszystowskie. Ignorujcie ich z godnością, kiedy będą Was nazywać ciemniakami i kołtunami. Wzdychajcie z politowaniem, kiedy Was oskarżą o bezduszność, albo zapytają kto Was zmusił do czytania tego świństwa? ...

Takimi mniej więcej słowami (cytowałem z pamięci) rozpoczął swoją pierwszą książkę Rush Limbaugh. Pasują jak ulał i do mojej.

Dziennikarze piszą o mnie czasem „polski Rush Limbaugh”. Wolałbym, żeby tego nie robili, bo nasze podobieństwo jest bardzo powierzchowne - dotyczy wyłącznie światopoglądu a nie na przykład formy jego wyrażania. Rush prowadzi w Ameryce audycje radiowe (inne niż moje), ma też co tydzień kilka kwadransów w telewizji (ale nie WC Kwadransów) oraz wydał trzy książki (absolutnie niepodobne do tej). Rush broni tego, co ja i zwalcza to, co ja. Posługuje się zdrowym rozsądkiem, sumieniem i poczuciem humoru; ja też. Nie znaczy to jednak, że jest on moim ojcem duchowym. Nie jest - inaczej się zachowuje, inaczej argumentuje, co innego go śmieszy.

Łączy nas niewątpliwie to, że jest on w Ameryce zwalczany tak samo gorąco jak ja w Polsce. Niszczy się go za pomocą tych samych chwytów propagandowych co mnie. Ba, robią to ci sami ludzie - elity jajogłowych (ja mam ciut gorzej, bo dochodzą jeszcze kwadratogłowi komuniści). Z Rushem Limbaugh łączy nas też miłość do Ciemnogrodu.

Gdybym to ja urodził się wcześniej od niego, to w Stanach Zjednoczonych pisano by o Rushu Limbaugh „amerykański Wojciech Cejrowski”.

Dostałem od Państwa kilka tysięcy listów na które nie dam rady odpowiedzieć indywidualnie. Z drugiej strony czytam wycinki prasowe na mój temat i często mam chęć jakoś je skomentować - wysyczeć coś pod adresem podłego pismaka, ale nie bardzo jest jak. Ba, najczęściej nie ma też komu wysyczeć, bo podpis pod artykułem to na przykład „(kat)” albo „Zup.”. Napisałem więc tę książkę. Odpowiadam w niej hurtem na listy od Państwa, na najczęściej powtarzające się pytania widzów WC Kwadransa, rozwijam tematy, na które nie wystarczyło czasu w programie oraz odpłacam pięknym za nadobne wszystkim szujom dziennikarskim, które robią mi koło pióra.

Zapewniam, że jest tu sporo do śmiechu i równie wiele do płaczu. Komuniści będą walić pięściami po meblach i wyć z wściekłości; Ciemnogrodzianie będą się klepać po udach z uciechy i wyć ze śmiechu. WC Kołtun się jeży tak, że niektórym włos się zjeży na głowie.

Wszystko, co Państwo za chwilę przeczytają, jest wyłącznie moim dziełem. Wszelkie namowy napisania książki „we współpracy z jakimś sprawnym dziennikarzem” stanowczo odrzucałem. Wywiady rzeki, które na zamówienie osoby sławnej ale leniwej pisze jakiś podstawiony „murzyn” są w moim mniemaniu oszustwem wobec Czytelnika.

Jedynie ortografia i interpunkcja w tej książce są dziełem osób trzecich, resztę biorę na siebie: treść, gramatykę, redakcję tekstu a nawet okładkę.

Tę ostatnią projektowałem ręka w rękę z moim przyjacielem z liceum Łukaszem Ciepłowskim. Od kilku lat jest on moim „nadwornym malarzem”. To on stworzył znaki graficzne moich firm, on wymyślił logo WC Kwadransa, razem robiliśmy czołówkę do programu.

I ja, i on mamy głowy pełne pomysłów plastycznych, ale z nas dwóch tylko on potrafi rysować. Na moje szczęście czasem po prostu rysuje to, co mu opowiem, a czego sam nie potrafię przenieść na papier. Każdy inny artycha powiedziałby mi: Panie, sam Pan sobie narysuj; a Łukasz cierpliwie rysuje jedną okładkę ze swojej głowy, drugą z mojej, a potem je łączymy. Święty człowiek. Podałbym Państwu jego numer telefonu, ale żona Ciepłego mówi, że ten za dużo pracuje i że wcale nie potrzebuje nowych klientów. Z kobietą zadzierał nie będę.

Pisanie tej książki wraz z powyższym wstępem zakończyłem 17 XI 1995 przekonany, że prezydentem zostanie Lech Wałęsa. Właśnie usłyszałem, że stało się inaczej, dlatego muszę dopisać kilka zdań.

Prezydentem jest komunista, więc znów nastał czas walki, strajków i powielaczy. Kolejne pokolenie będzie zmuszone walczyć a nie tworzyć. Skończyło się budowanie demokracji i święto wolności. Wróci kneblowanie ust i pałowanie po nerkach.

Wspólna Polska?!

Z kim?

Ta ich „Wspólna Polska” to przecież po łacinie Polonia conununnis.

Nie będzie żadnej wspólnej Polski! Nie poczuwam się bowiem do wspólnoty z bandą zdrajców, zbrodniarzy, moskiewskich sługusów, złodziei, czerwonych pająków, zabójców księży i robotników, okupantów Narodu, uzurpatorów...

Nie jest moja Polska Jaruzelskiego, Kwaśniewskiego, Humera, Oleksego, Urbana, Sekuły, Rakowskiego i ich żon. Nie jest i nigdy nie będzie. Sprawą honoru jest do tego nie dopuścić.

Oni oczywiście zechcą się do nas łasić, będą się chcieli za naszym pośrednictwem ucywilizować, ale nam nie wolno dać się zwieść. Zapchlonego kundla należy kopnąć a nie pozwalać, by się nam ocierał o nogawice. Nie wolno dopuścić do zaniku podziału na dobro i zło. Nie wolno pozwolić, by ktoś zasypał ten podział pod hasłem Wspólna Polska. O wspólnocie ze złem nie ma mowy. Z towarzyszami nie będziem w aliansach.

Być może zniknie WC Kwadrans a ja trafię do więzienia (na przykład pod pretekstem obrazy majestatu członków partii komunistycznej) albo w najlepszym razie zostanę wygnany do Arizony i będę Naczelnym Kowbojem RP na Wychodźstwie. Nie ma jednak mowy o żadnej emigracji wewnętrznej - niepodległość zdobywa się aktywnością. Co nam obca przemoc wzięła szablą trzeba odbierać. Nie wolno siedzieć i chlipać. Nie wolno się użalać i szukać winnych porażki. Trzeba bić wroga. Obedrzeć go z jedwabnych garniturków, odebrać zagrabiony majątek i boso pognać w tajgi, z których przyszedł.

Wróciły czasy sowieckiej agentury i okupacji.

Wróciły czasy, kiedy trzeba śpiewać:

Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie.

Wszystko, co przeczytają Państwo poniżej, pisałem przed wyborami prezydenckimi i w dodatku w całkowitym oderwaniu od kampanii wyborczej. Proszę się więc nie doszukiwać między wierszami komentarzy związanych z aktualną sytuacją polityczną.

Ponieważ w tej książce odpowiadam na pytania kierowane do mnie w listach, postanowiłem przypomnieć dobry obyczaj pisania słów Pan, Pani, Państwo wielką literą - tak się kiedyś wyrażało szacunek, niech się wyraża i dzisiaj.

Czy poza radiem i telewizją można gdzieś Pana oglądać?

 

Jestem często zapraszany na spotkania z żywą publicznością. Zawsze wtedy uprzedzam, że nie odegram scenicznej wersji WC Kwadransa, bo Kwadrans jest pomyślany do oglądania na małym ekranie i nie pasuje do sal teatralnych. Nie jeżdżę też z wykładami, od tego są profesorowie.

W czasie tych spotkań proponuję coś, o czym nikt nie pomyślał choć, jak się okazuje, wszyscy tego właśnie ode mnie oczekują - pozwalam się pytać o wszystko i prowadzę rozmowę z widzami. Rzecz niemożliwa przez telewizor i zazwyczaj niepotrzebna. Jednak w moim przypadku jest dokładnie na odwrót. Ponieważ WC Kwadrans jest bardzo krótki, treściwy i kontrowersyjny, widzowie chcą dopytać o wiele rzeczy, chcą bym rozwinął poszczególne tematy. Ponadto chcą sprawdzić, czy mój telewizyjny temperament, zapał i zacietrzewienie są prawdziwe, czy reżyserowane. Ludzie chcą się przekonać, że błyski, które widzą w moim oku nie są udawane.

Gdybym to ja oglądał WC Kwadrans, to też chciałbym sprawdzić, czy Pan WC jest szczery i czy warto mu ufać, czy też po raz kolejny ktoś mnie robi w konia.

Ludzie na spotkaniach ze mną testują prawdziwość moich przekonań i emocji, które ujawniam w WC Kwadransie. Ludzie chcą nabrać przekonania, że nigdy (w przeciwieństwie do np. Michnika) nie wsiądę do limuzyny z Jerzym Urbanem, nie będę per „Wojtku” z generałem Jaruzelem i, że nie będę wspierał lewej nogi. No i przekonują się.

Po spotkaniach często podchodzą do mnie i dają wyraz swemu zaskoczeniu tym, że jestem taki sam na żywo jak w telewizorze. No a jaki niby mam być?

Za najnormalniejsze w świecie uważam to, że czy w domu, czy w pracy, czy w telewizji, czy na ulicy tak samo negatywnie oceniam złodziejstwo, zabójstwo, kłamstwo, zdradę... Jeśli kogoś to dziwi to znaczy, że uległ złemu wpływowi relatywy moralnej. Proszę się jej natychmiast pozbyć. Tak nie wolno. Złodziej, to złodziej, bez względu na to komu o nim opowiadamy. Nie wolno mieć innego stosunku do tej samej sprawy w domu i w szkole. To by oznaczało zaprzaństwo i koniunkturalizm.

Skąd w ogóle taki pomysł, że ja mogę myśleć i mówić inaczej do kamery a inaczej na półprywatnym spotkaniu z widzami.

Proszę nie brać przykładu z kolesiów z parlamentu. Tam wystarczy odpowiednio zagłosować, by:

złodziejstwo zamienić na działalność niesprzeczną z prawem;

zabójstwo na uprawnione działania organów porządku

kłamstwo przerobić na zachowanie tajemnicy państwowej;

a zdradę na mniejsze zło.

Chłopaki w parlamencie mają widać czas na gadulstwo i peryfrazy - ja nie. W WC Kwadransie nie ma miejsca na długie sformułowania. Muszę się zmieścić w piętnastu minutach, a kłamstwo zawsze zawiera więcej słów od prawdy, dlatego w moim programie nie ma na nie miejsca.

Lubię jeździć po Polsce, choć to bardzo męczące. Lubię spotykać Państwa i zaglądać w twarz zarówno przyjaciołom jak i wrogom. Lubię zaskoczenie, które zawsze wywołują moje pierwsze zdania wypowiadane po wejściu na salę:

„Proszę Państwa, nie przywiozłem żadnego referatu, nie będzie leż WC Kwadransa na żywo. Dopóki jest w telewizji nie ma takiej potrzeby. Jest za to okazja do rozmowy. Przez najbliższą godzinę jestem do Państwa dyspozycji. Ktoś czegoś nie pojął, ma pretensję, nienawidzi kołtuństwa, nie wierzy, że można mieć takie poglądy jak ja, - proszę bardzo niech pyta. lub atakuje.

Po kilku pytaniach i odpowiedziach powstaje atmosfera koleżeńskiej dysputy. W wielu sprawach się sprzeczamy na argumenty, czasem jest po prostu wesoło, czasem bardzo poważnie.

Tych spotkań było już kilkadziesiąt. Wszystkie wspominam miło. Lubię gorące dyskusje, zwarcie i krzyżowy ogień pytań - wtedy wymyślam najlepsze pointy, najcelniejsze argumenty.

Spotkania z widzami w czasie których nie występuję ex cathedra, niczego nie wygłaszam, tylko rozmawiam z Państwem jak równy z równym, wydawały mi się czymś oczywistym. Niedawno zwrócono mi jednak uwagę, że to, coś bardzo nietypowego - pierwsza na świecie telewizja interaktywna. Po raz pierwszy w historii chłop może pogadać z obrazem i nie musi być pijany, żeby usłyszeć odpowiedź. WC Kwadrans wirtualny.

Nie potrafię oddać na papierze nastroju, ani temperatury spotkań na żywo, mimo to przytoczę fragment jednego z nich:

 

Pytanie z widowni - Jakim prawem ujada Pan na Gazetę Wyborczą i urąga Adamowi Michnikowi? Kim Pan właściwie jest? Jaki Pan ma dorobek życiowy? Co Panu daje prawo deprecjonować człowieka, który od dawna wyprzedza swoją epokę?

WC - Urągam, bo uważam, że towarzysz Michnik wyprzedza swoją epokę w niewłaściwym kierunku i w dodatku próbuje nas ciągnąć za sobą. Niech towarzysz Michnik, jeśli chce, wyprowadzi Naród Wybrany z Ciemnogrodu do Ziemi Obiecanej, ale tylko Naród Wybrany, a nie wszystkich przymusowo. Kto chce do Nowego Świata niech maszeruje za Michnikiem, reszta wedle wolnej woli ma prawo zostać na Ojcowiźnie.

Pytanie z widowni - Ciekawe, gdzie Pan by nas poprowadził?

WC - Ja się nigdzie nie wybieram, tu mi dobrze. Poza tym nie będę Pana prowadzał, bo od prowadzania są pasterze, a ja jestem kowboj. To pasterze łażą z baranami, a kowboje siedzą w jednym miejscu i pilnują, żeby się trzody dobrze najadły, miały co pić, żeby nam bydło od sąsiada nie wlazło w szkodę i trawy nie wyżarło. Kowboj grodzi łąki, na których bezpieczne stada cieszą się wolnością. Pastuch zaś szturcha barany kijem, szczuje psami i przegania z miejsca na miejsce.

Wszystkim, których pociągają pasterskie wizje Michnika, polecam fragmenty Starego Testamentu o Mojżeszu. Ta pustynia, po której Mojżesz kazał się ludziom błąkać przez kilkadziesiąt lat, była do przejścia w kilkadziesiąt dni!!! Chodziło jednak o to, by w czasie marszu wymarło pokolenie pamiętające stare czasy. Potem już można było budować nowe społeczeństwo - oderwane od tradycji, pozbawione korzeni, z przerobioną historią. Michnik też to czytał i wykombinował, że poprowadzi marsz ku zjednoczonej Europie oraz zbuduje nowe eurospołeczeństwo.

Nie dam się nabrać na michniczy szwindel, który mi każe tułać się przez kilkadziesiąt lat, przez pustynię jednoczenia i adaptacji, po to tylko, żebym z Europy doszedł do Europy. Wybieram wolność i bezpieczeństwo na łące moich Ojców, a nie stado baranów z jąkałą za przewodnika. Wybieram Biało - Czerwoną i Orła Białego, a nie kółko z gwiazdek na błękitnym polu. Boga, Honor i Ojczyznę, a nie wolność, równość i braterstwo.

Pytanie z widowni - Ja się z Panem zgadzam do tego momentu, ale nie rozumiem czemu Pan odrzuca Wolność, Równość i Braterstwo — to są przecież hasła jak najbardziej chrześcijańskie.

WC - Jak najbardziej antychrześcijańskie! Proszę się nie dać na to nabrać. To są prawa ludzkie postawione w kontrze do Praw Boskich.

Wolność z tego hasła ma zastąpić Boga - „nie wolno ograniczać wolności człowieka Prawem Boskim”.

Równość ma zastąpić Honor - szuja uzyskuje równe prawa co człowiek uczciwy, władzę ma prawo sprawować każdy, więc obywatel Hitler ma prawo być demokratycznie wybrany na dyktatora.

Braterstwo zamiast Ojczyzny oznacza zanik wspólnoty rodzinnej i państwowej. Kiedy wszyscy jesteśmy braćmi niepotrzebne nam narody i granice, po co nam tradycje, flagi i hymny, bracia wszystkich krajów łączcie się.

Wolność, Równość, Braterstwo mają wyprzeć Boga, Honor i Ojczyznę. Wyprzeć, a nie uzupełnić. Wybrać więc trzeba jedno, albo drugie. Zapisać się do jednych, albo do drugich. Nie można dwom panom służyć.

Pytanie z widowni - Co Pan sądzi o podręczniku do seksu napisanym przez tego rajfura Starowicza?

WC - Może go Pan wstawić na półkę obok dzieł Lenina - taki sam wulgarny materializm.

Pytanie z widowni - Z czego jest ten pański kubek, ze spiżu?

WC - Nie. Ze zwykłej amerykańskiej porcelany, za to stolik jest z polskiej wikliny.

Pytanie z widowni - Jak to się stało, że nie wessały Pana UDeckie elity, jak się Pan uchował?

WC - Zawsze wolałem dzielić się opłatkiem, a nie styropianem i przedkładałem małomiasteczkowy salonik mojej babci ponad warszawskie szalony. Takich jak ja elita bierze na widły, a nie na członka.

Pytanie z widowni - A co Pan sądzi o grubej kresce?

WC - Gruba kreska to niesprawiedliwość, ja wybieram sprawiedliwy gruby sznur.

Pytanie z widowni - Chce Pan wieszać komunistów?

WC - Jestem cieślą, a nie katem, wieszać nie chcę, ale chętnie zbuduję katu w...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin