01-8-Tokarska-Bakir-Ganz_Andere.pdf

(2222 KB) Pobierz
Joanna Tokarska-Bakir
Ganz Andere?
Żyd jako czarownica
i czarownica jako Żyd
w polskich i obcych źródłach
etnograficznych, czyli jak
czytać protokoły przesłuchań
To nie komunizm ani nie faszyzm, to dużo starsze.
l.B. Singer o antysemityzmie'
:
Magistrat Nysy na Śląsku kazał wybudować piec. aby
uśmiercać czarownice w sposób udoskonalony technicznie.
Wciągu jednego tylko 1651 roku spalono w nim na popiół
czterdzieści dwie kobiety. Ogólna liczba śmiertelnych ofiar na
obszarze podległym jurysdykcji biskupa wrocławskiego wzro­
sła u- ciągu kilku lat do wielu setek.
K. Baschwitz, Czarownice
IISII
Przed zmrokiem przyszedł mężczyzna o nazwisku Wasileu-
ski i ogłosił wyrok śmierci dla wszystkich Żydów przez spale­
nie na stosie.
Nie zamierzam dowodzić tego, co - dla Żydów
i dla czarownic z osobna - zostało już dawno do-
wiedzione: tego, że w kulturze przednowoczesnej
Europy istotom, oznaczanym mianem „Żyda"
i „czarownicy", przysługiwał status „obcych",
przedstawicieli antyświata, na który zbiorowa wy­
obraźnia projektowała wszystko, z czym sama nie
mogła sobie poradzić. Chcę natomiast sprawdzić,
czy tych dwoje, o których zazwyczaj czytamy osob­
no, łączy coś więcej niż tylko owa maska „obce­
go", rola w herodach i pastorałce. Porównajmy ich
„metryki i kwity", rozproszone po polskich i ob­
cych źródłach etnograficznych, może któreś z nich
do siebie pasują? Mówiąc mniej poetycznie: po
pierwsze, chciałabym zadać pytanie, jak przebie­
ga przednowoczesne upodobnienie prześladowa­
nych, narzucone im przez logikę wykluczenia, i co
z niego wynika. Po drugie zaś, zastanowić się, jak
czytać źródła, które po Żydach i czarownicach po­
zostały, źródła, które - przynajmniej jeśli chodzi
o Kolbergowski Lud - są w dużej mierze protoko­
łami przesłuchań.
Kywka Fogel. Księga pamięci Jedwabnego 1
' Za: H. Grynberg, Memorbuch, Warszawa 2000, s. 357.
2 „Midrasz", 2/2001, s. 22.
802259597.004.png 802259597.005.png 802259597.006.png
Część I
Nowy stosunek do źródeł
Redukcjonizm symboliczny w interpretacji te­
matów żydowskich i czarowniczych można rozu­
mieć jako wyraz bezradności w stosunku do tego,
co kłopodiwe i niezrozumiałe, albo też powątpie­
wania w status relacjonowanych faktów. Jednak
w odróżnieniu od tekstów o płanetnikach, upio­
rach czy „morowej dziewicy" desygnatami wątków
żydowskich i czarowniczych są realni ludzie i wła­
śnie dlatego śladów ich życia nie wolno ograni­
czać do symbolicznego konterfektu. Z obawy przed
podobnym przeoczeniem wywodzi się pomysł ni­
niejszego projektu: będzie on usiłowaniem takiej
lektury Kolberga i innych źródeł etnograficznych,
głównie „Wisły" i Ludu, by - nie niszcząc narra­
cji symbolicznej - zrekonstruować w nich głos
„innego". W materiale etnograficznym, traktowa­
nym jako tekst, nie zaś tylko zbiór informacji o ob­
rzędach, narracja ta, choć głęboko utajona i stłu­
miona, ciągle jednak istnieje.
Nie chodzi o zwykle zaprzeczanie wykładni sym­
bolicznej, o mechaniczny powrót na poziom stereo­
typu obcego w wersji socjologicznej. Chodzi o pró­
bę rozpoznania w materiale etnograficznym włas­
nego głosu „innych", a więc o zabieg, którego nie
podjęła dotąd ani etnografia stereotypu, ani etno­
grafia symbolu. Etnograf miałby teraz mówić „po­
niekąd w imieniu tych milczących świadków, nie
mówiąc jednak za nich, na ich miejscu, i wyciągać
z tego wszystkie możliwe konsekwencje" 9 .
Od stereotypu do symbolu
i z powrotem
Po książkach takich jak Aliny Całej Obraz Żyda
w polskiej kulturze ludowej czy też Joszui Trach-
tenberga Żyd i diabeł 3 , po lekturze monografii
Briana P. Levacka 4 , Kurta Baschwitza 5 , prac Owe­
na Davisa 6 czy Bohdana Baranowskiego wydawa­
łoby się, że ów temat osobnych wobec siebie obco­
ści jest zamknięty i wyczerpany. Ale źródła etno­
graficzne nie wysychają, to tylko nasza lektura już
do nich nie przenika.
Etnografowie nie są całkietn bez racji, wystrze­
gając się realistycznej lektury tych tekstów, zazwy­
czaj upychanych w działach „demonologia" i „cza-
rownictwo". Zraził ich do siebie dyskurs, który do­
minował w licznych przedwojennych i sporadycz­
nych marksistowskich 7 ujęciach tematu. Powab
straciła dziś także antropologia pocastanedowska,
przypisująca czarownictwo stosowaniu roślin ha­
lucynogennych. W ich miejsce, wraz z nadejściem
strukturalizmu i później, pojawił się w etnografii
dyskurs symboliczny 8 , a nawet - co jeszcze tak nie­
dawno wydawało się niewyobrażalne - swoisty
„symboliczny redukcjonizm". Mamy z nim do czy­
nienia wówczas, gdy tekst etnograficzny traktuje
się li tylko jako źródło informacji o obrzędach
i wierzeniach, nie zaś jako ślad czyjegoś życia.
Datowanie zabobonu
Historycy sztuki wiedzą, jak trudno jest datować
ludowe drzeworyty. Wszystkie pozostałe techniki
plastyczne pozostawiają po sobie ślady, po nich
można dojść okresu, a nawet warsztatu, w którym
powstały. Natomiast odbitka drzeworytnicza za­
zdrośnie ukrywa swoje pochodzenie. Mogła zostać
wykonana przed pół godziną albo i przed pięciu­
set laty.
Podobnie jest z tym, o czym mówią źródła etno­
graficzne. Te, z których korzystam (na przykład
J.
Trachtenberg,
Diabeł
Żydzi.
Średniowieczna
koncepcja
Żyda
a współczesny antysemityzm, przeł. R. Stiller, Gdynia 1997, dalej T.
À B.P . Levack , Polowanie na czarownice w Europie wczesnonowo-
żytnej, przeł. E. Rutkowski, Wrocław - Warszawa - Kraków 1991
[1987], dalej L.
5 K. Baschwitz, Czarownice. Dzieje procesów o czary, przeł. T. Za­
błudowski, Warszawa 1963, dalej B.
* O. Davies, Witchcraft, Magic and Cu/ture 1736-1951, Manche­
ster and New York 1999.
7 Przypomnę tu horrendalnie złośliwą książkę B. Misia Okultyzm,
magia, wróżby.
8 Można tu wymienić przede wszystkim zasłużoną, a wydaną do­
piero w roku ubiegłym książkę Z. Benedyktowicza Portrety .obce­
go". Od stereotypu do symbolu, Kraków 2000.
'J. Derrida, Wiara i wiedza, [w:] Religia, Warszawa 1998, s.
12.
802259597.007.png
Kolbergowski Lud, „Wisła" czy Zbiór Wiadomości
do Antropologii Krajowej) powstawały w wieku
XIX. Stwarzając kontekst dla materiałów pozyski­
wanych współcześnie w terenie, Kolberg przytacza
wiele fragmentów rzadkich, najczęściej siedemna­
stowiecznych i osiemnastowiecznych książek, któ­
re stanowią „właściwe źródło" przechowanych
w folklorze odprysków (nierzadko jest odwrotnie
i owe folklorystyczne odpryski okazują się być
owym źródłem 10 ). Korzystając z tych starych ma­
teriałów, dochowujemy wierności nieuchronnej
w etnografii zasadzie badania genetycznego, któ­
rą w języku nieco patetycznym sformułowano
w postaci maksymy: „Przemoc tkwi u początku
rzeczy, nie u ich końca"".
Na pytanie, czy w wieku XIX nadal jeszcze wie­
rzono w moc czarownic i ciemne sprawki Żydów,
odpowiedzi jest zapewne tyle, ile znaczeń słów,
z których składa się pytanie o „czarownice", „Ży­
dów" i „wierzyć". Moja odpowiedź podąża tropem
przytoczonych na wstępie słów I.B. Singera: w moc
czarownic i ciemne sprawki Żydów wierzy się za­
wsze, gdy zachodzi taka potrzeba. Tym, którzy
w wiecznie żywej plotce o dziecku porwanym na
macę chcą widzieć nie myślenie mityczne sensu
stńcto, a zaledwie kulawą „racjonalność" antyse­
mickich uprzedzeń, można by przeciwstawić licz­
ne świadectwa żywotności zabobonu: od sformu­
łowania, jakiego użyto w polskiej uchwale sejmo­
wej z roku 1776, znoszącej karę śmierci za cza­
ry 1 2 - nie ma w niej ani słowa o nieistnieniu cza-
rów, za to czytamy o tym, że przestaje się je karać
śmiercią; przez ponurą historię pogromów, roz­
poczynających się zawsze od plotki o „mordzie
rytualnym"; po zeszłoroczne oświadczenie bisku­
pa w sprawie obrazów w sandomierskiej farze, któ­
re ów mord ilustrują. Obfitości współczesnych ma­
teriałów na temat czarownic dostarcza wspomnia­
na już praca Owena Davisa Witchcraft, Magic and
Culture 1736-1951, doprowadzająca sprawy do lat
pięćdziesiątych XX wieku.
Jak wiadomo, zmiana świadomości nie idzie
w parze z natychmiastową zmianą języka. Pisze
o tym Richard Rorty: „słownictwo używane przez
fundatorów jakiejś nowej formy życia kulturalne­
go w przeważającej mierze składać się będzie z za­
pożyczeń ze słownika kultury, którą mają oni na­
dzieję zastąpić" 13 . Jak to było w wieku XIX? Czy
cytowany przez Kolberga E. Kierski, który pisze,
„że dzieweczki dziesięcio- lub ośmioletnie, a na­
wet już przy urodzeniu diabłu już były ofiarowa­
ne, lecz te deszcz i grad tylko sprowadzały" 1 4 - pa­
rafrazuje zabobon czy jeszcze mu ulega? A sam
Kolberg - czy zawsze pozostaje wolny od uprze­
dzeń? Czy wówczas, gdy pogłoski podparte są nu­
tą realizmu - jak teoria o mordach rytualnych ja­
ko śladach wyczynów „jakiejś sekty żydowskiej" 1 5
- nie nadstawia im przypadkiem ucha? Czy nie
potwierdza tego, pisząc o „orgiach, niekiedy
z ludzkimi ofiarami z kwitnącej młodzieży złożo­
ne, i bywało niekiedy, że matka na krwawą obiatę
swe własne dziecko zadusiła" (K55, 432)? Co ma­
my sądzić o słowach Elizy Orzeszkowej, która
w swym etnograficznym wpisie do „Wisły" z roku
1888 rozróżnia pozbawioną duszy „wiedźmę" od
dobrej, pomagającej ludziom „lekarki", po czym
0 Tak jest na przykład w przypadku lotów na sabat, przez teksty
1
kościelne długo nie uznawanych za rzecz dowiedzionq (nie uznaje
ich jeszcze bulla Innocentego III z roku 1484, wyprzedzająca Miot
o zaledwie trzy lata). Wcześniejsze postanowienia kościelne (na przy­
kład Canon Episcopi z roku 906) wręcz potępiają je surowo jako
„herezję pogańską", B, s. 82. W „herezji" tej łatwo rozpoznać uni­
wersalny motyw podróży duszy, opuszczającej we śnie ciało swego
nosiciela.
" G. Colli, Po Nietzschem, przeł. S. Kasprzysiak, Kraków 1993, s. 112.
1
3 R.
Rorty, Przygodność, ironia, solidarność, przeł. WJ.
Popowski,
1
Warszawa 1996, s. 88.
M O. Kolberg, Dzieła wszystkie, t. 15, s. 89, dalej K.
1
2 Uchwała sejmowa o „Konwikcjach w sprawach kryminalnych":
5 K 48, 18: „W Ostrogu na Wołyniu pokazują w kościele beczkę
„Wszystkim w państwach naszych juryzdykcjom sądowym, jus g/a-
dii [prawo miecza] mającym, nakazywanie konfessatów [badań]
przez tortury... zakazujemy... In causis malelicii [czarostwa] i czarów...
poena/itatem (karę śmieci] na zawsze znosimy". Cytuję za: J. Karło­
wicz, Czary i czarownice w Polsce //. Za dawnych czasów, „Wisła"
1887, z. 6, s. 221, dalej Kar.
wybitą gwoździami krwią zbroconymi. Od kilku wieków przecho­
wują ten dowód okropnego zabobonu, wraz z opisem całego zda­
rzenia, aktami urzędowymi, stwierdzającymi zbrodnię i winowajców.
Nie należy o to obwiniać religii żydowskiej (...), ale to pewna, że
była między nimi jakaś sekta zagorzałych fanatyków, łaknących dzi­
kich tych ofiar".
802259597.001.png
„Nowy stosunek do źródeł"
opowiada historię wiedźmy Słaboszyckiej, która
„za odmówienie jej kawałka słoniny coś takiego
Karasiowi i jego żonie zadała, że od tej pory kłó­
cić się z sobą nie przestają" 16 ?
Tę bezwładność języka, który nie nadąża za
zmieniającą się świadomością, łatwo zresztą za­
obserwować na sobie samym. Nie można oszukać
języka. Język jest podmiotem zbiorowym i trud­
no go upilnować. Jeśli zmiany świadomości są za­
ledwie „życzeniowe", język szybko zdradzi mówią­
cego. Niektórym zdarza się ów język w dobrej wie­
rze korygować, co niekiedy daje rezultaty odwrot­
ne od zamierzonych. Oto w znakomitej książce Ri­
charda Kieckera Magie in the Middle Ages pod
reprodukcją strony z piętnastowiecznego manu­
skryptu, na której widać kobietę z niemowlęciem
w towarzystwie trzech czarownic i rogatego diabła,
widnieje podpis: „Kobiecy magowie i demon". Ten
podpis irytuje. Dlaczego nie „diabeł", tylko „de­
mon"? Dlaczego nie „czarownice", tylko „kobie­
cy magowie"? I kim wobec tego jest ta matka
z dzieckiem?
To „neutralne" objaśnienie pod tą właśnie ilu­
stracją wygląda na przejaw najczystszej obłudy.
W każdym tomie Kolberga, także w odpowied­
nich źródłach europejskich, a nawet w popular­
nym wydaniu Złotej gałęzi Frazera przeczytać
można, że niemowlę stanowić miało najbardziej
poszukiwany składnik „maści czarowniczej" i że
czarownice, zupełnie skądinąd jak Żydzi, rzeko­
mo masowo dzieci na ten cel porywały. 0 tym,
że oglądane na ilustracji niemowlę zostało prze­
znaczone „na maść", zdaje się świadczyć złowróż­
bny kocioł, który stoi na pierwszym planie.
W sensie czysto ikonograficznym rycina ta zawie­
ra wszystkie elementy typu zwanego „kuchnią
czarownic". Skoro więc na obrazku, ilustrującym
stan świadomości autora i jego współczesnych,
i tak widzimy „diabła i czarownice", czy zatem
neutralne określenie „kobiecy magowie i de­
mon" ma tu jakikolwiek sens?
Pisząc o polskich Żydach i czarownicach, trzeba
się najpierw rozstać z potocznym wyobrażeniem
o Polsce jako „kraju bez stosów". Jest ono tak sa­
mo nieprecyzyjne jak obraz idyllicznej i gościn­
nej Polin, spokojnej przystani przeganianych ze­
wsząd Żydów i heretyków 17 . Nie uwzględnia mię­
dzy innymi tysięcy kobiet, spalonych w Polsce
w okresie pomiędzy wiekiem XVI a XVIII, a tak­
że licznych Żydów skazanych za czary, profanację
hostii, zatruwanie studzien, porywanie chrześci­
jańskich dzieci 18 .
Skoro w orzeczeniu sądowym z roku 1707 czy­
tamy, że jakąś kobietę nakazano spalić za wsią,
„na miejscu zwyczajnem, gdzie zawsze czarowni­
ków palą" (Kar 177), widać nie był to pojedynczy
eksces tej łagodnej, lokalnej kultury. W procesach
o czary, w których w Polsce kara śmierci została
zniesiona w roku 1776, obrońca pojawił się nie­
spełna czterdzieści lat wcześniej, w roku 1737 19 .
Niezależnie od subiektywnej świadomości uczest­
niczących w niej osób - zwłaszcza sędziów - pro­
cesy te nie przypominają niczego, co dziś określa­
my tym terminem. Sędziowie nie są sędziami,
1 7 Największym osiągnięciem polskiej tolerancji była tzw. konfe­
deracja warszawska, zwana też zgodą (1573), jednak już w po­
czątkach wieku XVII, w okresie panowania żarliwego katolika Zyg­
munta III, pojawiły się pierwsze zwiastuny jej zmierzchu. Już w roku
1638 rozwiązano ariańską Akademię Rakowską. Swoboda religij­
na ustała po potopie szwedzkim. W roku 1656 spalono Leszno, sie­
dzibę braci czeskich, zaś oni sami zostali z kraju wygnani (za po­
pieranie Szwedów). Przywódca braci, pedagog Jan Amos Komeń-
ski, wydał w Amsterdamie traktat oskarżający Polskę o nietolerancję
i obskurantyzm. W roku 1658 sejm postawił przed arianami wybór:
nawrócenie albo wygnanie. Dziesięć lat później zakazał odstępstwa
od katolicyzmu, a po półwieczu posłowie usunęli ze swego grona
ostatniego protestanta. Za czasów Augusta III Sasa w roku 1733
wszyscy niekatolicy zostali odsunięci od urzędów. W roku 1749
w Wilnie spalono na stosie hrabiego Walentyna Potockiego, jedne­
go z nielicznych chrześcijan nawróconych na judaizm.
8 Bohdan Baranowski szacuje tę liczbę na czterdzieści tysięcy
1
ofiar, stwierdzając, że połowa z nich zginęła w wieku XVIII.
" Kar 221. Nawet słynna Carolina, „Konstytucja kryminalna" ce­
sarza Karola V z 1527 roku, pospolicie na ziemiach polskich stoso­
wana, wymagała ustanowienia obrońcy, choć zezwalała na uzna­
wanie winy tych, których famę jako czarowników potwierdziło dwóch
świadków o nieposzlakowanej opinii, zobacz: B 217-218.
1 6 „Wista", 1888, z. 2, s. 13
802259597.002.png
 
 
 
 
świadkowie nie są świadkami, zeznania wymusza­
ne na torturach nie są zeznaniami, a zapadające
w procesach wyroki to egzekucje. Prawdziwa jest
tylko śmierć oskarżonych, jakkolwiek ich tożsa­
mość jako takich nie została w najmniejszym stop
niu dowiedziona.
„Uderzającym we wszystkich naszych procesach
o czary jest fakt, że nikt nigdy nie staje w obronie
obwinionego" - pisze Karłowicz 20 . Mają oczywi­
ście rację historycy, którzy twierdzą, że w porów­
naniu z innymi krajami europejskimi czarowni­
com, Żydom i heretykom żyło się w Polsce całkiem
nieźle, ale to „nieźle" jest oceną nadzwyczaj rela­
tywną. Jak pisałam w tekście „Żydzi u Kolberga",
wypadałoby zestawić ją z opiniami samych zain­
teresowanych. Z różnych przyczyn nie jest to nie­
stety możliwe, zaś w przypadku czarownic całko­
wicie wykluczone.
W porównaniu z historykiem etnograf jest w tej
komfortowej sytuacji, że może eksperymentować,
animując w swej pracy różne punkty widzenia,
w tym także głosy radykalne. Dwa takie głosy, mó­
wiące unisono, chciałabym uczynić punktem wyj­
ścia moich rozważań o upodobnieniu prześlado­
wanych w polskiej kulturze przednowoczesnej.
Walter Benjamin 2 1 uważał, że w ciągłość wyposa­
żona jest tylko historia ciemiężców, podczas gdy
historia ciemiężonych stanowi discontinuum. Jest
pełna dziur, z których każda oznacza zamilknię­
cie, wymuszone śmiercią lub wykluczeniem. Spra­
wę zerwania, nieciągłości historii prześladowanych
jeszcze ostrzej stawia Simone Weil: „myśl [histo­
ryczna] podporządkowuje się dokumentowi. Z na­
tury rzeczy jednak dokumenty pochodzą od po-
tężnych, od zwycięzców. Tak więc historia nie jest
niczym innym niż kompilacją zeznań złożonych
przez morderców o ich ofiarach i o sobie sa­
mych" 22 .
Pisząc to zdanie przed z górą pięćdziesięciu la­
ty, Simone Weil miała na myśli wyniszczenie kul­
tury okcytańskiej, katarów i albigensów, ale ana­
logie z prześladowaniem czarownic i Żydów nasu­
wają się same. Gdy czytamy postulat Jana Toma­
sza Grossa domagającego się „nowego stosunku
do źródeł" 23 , jakie pozostały po Zagładzie euro­
pejskich Żydów, słyszymy w nim jakby echo słów
Weil.
Mimo że od czasu, gdy powstawał korpus źró­
deł etnograficznych, minęło z górą sto lat, na pre­
historię polskiej etnografii, na jej źródła przed-
dziewiętnastowieczne, ciągle jeszcze patrzymy
oczami Oskara Kolberga i Ludu. Dzisiejszy etno­
graf Kolbergowi zawdzięcza prawie wszystko, ale
jego „synowskim obowiązkiem" jest poza ów fun­
dament wykraczać i, prawdę mówiąc, jest to jedy­
ny uczciwy sposób wykorzystywania przewagi, ja­
ką potomkowie mają nad pionierami. O ile Kol­
berg zdawał sprawę z przeszłości „ludu" i „ludo-
znawstwa", o tyle my, znający też przyszłość - dwu­
dziestowieczne perypetie Volk i Volkskunde - mo­
żemy dziś z całą wiedzą o Wieku Wykluczenia do
tradycyjnych kolbergowskich źródeł powrócić. Po­
wrócić po to, by w poszukiwaniu tego ziarna, o któ­
rym pisał Ludwik Stomma, że zapodziało się koło
owej karczmy, przy której Żyda Lejbusia „kołowa­
no", przeczytać te źródła raz jeszcze.
Duża część rozpatrywanych w tym artykule źró­
deł etnograficznych opiera się na dokumentach
sądowych z procesów o czary. „Protokół przesłu­
chania - pisze Gross - to bardzo specyficzny ga­
tunek dokumentu źródłowego, w którym głos
odautorski zapośredniczony jest przez osobę trze­
cią, zadającą pytania i spisującą odpowiedzi. Dla­
tego też wartość materiałów procesowych dla hi­
storyka bardzo zależy od sposobu prowadzenia
0 Zaraz zresztq podaje wyjqtek z roku
1695, gdy w obronie
2
oskarżonej o czary rodzinie Ubów („Zofia Ubówna, obaczywszy,
że się na deszcz chmurzyć poczęło, zdjqwszy z siebie siermiężkę,
wywróciła i zaraz się chmury rozeszły") stangł Jaśnie Pan Konstanty
Knoff, koniuszy inflancki, dowodzqc, że skarzqcy, majqcy „niejakiś
rankor do Ubów, daremnie turbujq i napasciq idqc, do prawa po-
ciqgajq". Sqd nie dał wiary koniuszemu, jednak prawdopodobnie
dzięki jego wstawiennictwu rodziny nie spalono, tylko odebrano jej
ziemię i wygnano.
2
1 W.
Benjamin,
Gesamme/fe Schrilten.
Unter Mitwirkung von
Theo­
2 S. Weil, Świadomość nadprzyrodzona,
przeł. C.
Miłosz,
Paryż
2
dor W. Adorno und Cershom Scho/em, t. I, Frankfurt am Main
1974,
1958, s. 293.
2
3 J.T. Gross, Sąsiedzi, Sejny 2000, s. 94.
s. 1243, 1244, 1250.
802259597.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin