Biblioteczka Młodzieży Szkolnej 35
Teresa Jadwiga
BOLESŁAW CHROBRY
Warszawa
Nakład Gebethnera i Wolffa
Kraków
G. Gebethner i Spółka
1908
Kraków. — druk W. L. Anczyca i Spółki.
3
I.
BOLESŁAW CHROBRY.
Był to rok 1000. — W mieście Gnieźnie ruch wielki panuje, lada chwila oczekują w
niem bowiem przybycia Ottona III-go, cesarza Niemiec, — na wszystkich ulicach
tłoczno, gwarno i wesoło. Znany z pobożności Otton III-ci zapragnął odwiedzić
grób świętego Wojciecha, którego ciało Bolesław sprowadził do Polski z
sąsiedniej Polanom ziemi Pruskiej, gdzie był zamordowany przez dzikich Prusaków
za to, iż chciał wiarę Chrystusa wśród nich szerzyć. Mówiono też, że inna
jeszcze pobudka skłoniła cesarza do nawiedzenia Gniezna — oto chciał on poznać
Bolesława, który po ojcu swym Mieszku władzę kneziowską nad Polanami
odziedziczył, a rządząc mądrze i dzielnie, zyskał sławę nietylko wśród swoich,
lecz i wśród obcych.
Zwykle taką pielgrzymkę pobożny, choćby z najdostojniejszej rodziny pochodził,
choćby to był sam król, sam cesarz — odprawiał boso, w koszuli.
4
Wiedział o tem Bolesław, więc kazał od samego Poznania aż do Gniezna i przez
Gniezno całe aż do kościoła Wniebowzięcia Panny Marji, gdzie spoczywały zwłoki
świętego męczennika, wysłać drogę czerwonem suknem, i na spotkanie cesarza w
licznym orszaku rycerstwa podążył.
Około południa ujrzał pobożny orszak wśród błyszczących zdala jak wielkie
szmaragdy jezior i stawów, naprzeciw siebie mury Gniezna, otoczone wieńcem
wzgórz. Przodem szedł Otton III boso, w koszuli, obok niego Bolesław Chrobry w
świecącej zbroi, w hełmie na głowie, za nimi na koniach panowie niemieccy i
rycerstwo polskie, z których jeden wiódł konia Bolesławowego, drugi Ottona; za
tymi szli łucznicy i tarczownicy, którzy stanowili piechotę Bolesława. Rycerstwo
polskie strojnie i bogato było przybrane, wszystko w jedwabiach, w złocie, a
każdy oddział inną barwę miał na sobie — błękit, purpura, szmaragd mieszały się
tu razem i tworzyły olśniewającą grę kolorów.
Minąwszy mury, otaczające miasto, weszli do środka i skierowali się ku górze,
zwanej Lechową, na której wznosił się kościół Wniebowzięcia Panny Marji,
wspaniała, murowana świątynia.
W progu kościoła spotkał cesarza, otoczony młodszymi kapłanami, biskup poznański
Ungier i poprowadził go do wnętrza, gdzie w samym środku kościoła wznosiło się
wspaniałe mauzoleum (1), mające na ołtarzu trumnę, ozdobioną srebrnemi
----------
(1) Mauzoleum — grobowiec w kształcie pięknego budynku.
5
blachami, na których zasługi świętego Wojciecha były wypisane. Trumna zawierała
kości męczennika, na niej spoczywał ze srebra wyrobiony sam święty w szatach
biskupich.
Na widok grobu świętego męża cesarz Otton padł na kolana, i zalawszy się łzami,
modlił się gorąco; inni toż samo uczynili. Gdy powstał, Bolesław zaprosił go do
siebie na ucztę; udali się przeto na zamek, lecz pierwej w zakrystji kościoła
cesarz przybrał się inaczej: wdział suknię jedwabną, płaszcz purpurowy, podbity
gronostajami, trzewiki i złocistą koronę.
Zamek gnieźnieński skromny był z pozoru, drewniany, prostej budowy — gdyż innych
wówczas jeszcze w Polsce nie znano, tylko kościoły stawiano murowane, — lecz
wnętrze świadczyło, jak Polska bogatą się stała. W drewnianym budynku ściany
izby gościnnej pozakrywane były oponami (1) jedwabnemi, na których lśniły złote
i srebrne blachy, tarcze, ozdobione drogimi kamieniami, szable o rękojeściach
bogatych, Juki i hełmy. W pośrodku stał stół olbrzymi, do uczty przygotowany,
przykryty srebrną lamą (2), złote i srebrne puhary, misy, kubki błyszczały na
nim rzędem, wokół widać było ławy, przykryte kobiercami.
Zaprosiwszy gości do stołu, Bolesław podejmował ich hojnie, po każdem daniu
rozdawał panom niemieckim złote kubki, misy lub łyżki; czę-
-----------
(1) Opona — zasłona.
(2) Lama albo złotogłów — materja, srebrem lub złotem przetykana.
6
stował, zabawiał rozmową. Cesarz był olśniony jego hojnością, bogactwem,
rozumem, długo w milczeniu rozglądał się i przysłuchiwał, nakoniec nie mógł
utaić swego uwielbienia, wstał.
— Na koronę cesarską! — rzekł — daleko więcej tu widzę, niż spodziewałem się
zastać; zaprawdę, nie godzi się tak wielkiego męża, jakby jednego z książąt,
dukiem (1) albo hrabią nazywać, a słuszna owszem wynieść na stolicę królewską i
koroną ozdobić.
To powiedziawszy, zdjął ze swoich skroni koronę i włożył ją na głowę Bolesława,
jako znak przyjaźni.
Przez trzy dni jeszcze Bolesław gościnnie podejmował cesarza, obdarzał go i jego
służbę kosztownemi darami, poczem, gdy cesarz oświadczył, iż wracać musi do
siebie, odprowadził go aż do Merzeburga. Otton przysłał mu potem w darze
włócznię świętego Maurycego i gwóźdź z krzyża Pana Jezusa.
Czyn dokonany przez Ottona był bardzo ważnym dla Bolesława i dla całego jego
państwa, w owym czasie bowiem cesarze niemieccy taką władzę posiadali, iż mogli
rozdawać korony.
Włożenie przez Ottona korony na głowę Bolesława podnosiło go z podrzędnego
stanowiska knezia do godności króla, a ziemię jego do znaczenia państwa
niezależnego, gdyż dotychczas cesarze niemieccy uważali Polskę za hołdownicze
czyli podległe sobie państwo.
(1) Duk — książę.
7
Odtąd też Bolesław począł postępować jak niezależny władca. Zwoławszy rycerstwo,
poprowadził je do boju i zdobycze rozpoczął, a szczęście sprzyjało jego
mieczowi, zwyciężał prawie zawsze. Rozszerzył on granice Polski od morza
Bałtyckiego do Dniepru i Elby, a dla pamięci, gdzie granica jego państwa, kazał
w Dnieprze, Sali i Elbie wbić słupy żelazne. Poczem zajął się wewnętrznem
urządzeniem państwa: — podzielił je na części, na tak zwane kastelatury; w
każdej kastelaturze kazał wybudować gród, a w nim zamek drewniany, kastelum
zwany, otoczony wałem i fosą, w której woda zwykle bywała, lub murem wysokim.
Najwięcej takich grodów wznosił na granicy niemieckiej; grody te z czasem, gdy
ludzie poczęli się do nich garnąć, stawiać koło nich domy, zamieniły się w
miasta. W zamku takim mieszkał tak zwany kasztelan, który czuwał nad całą
kastelaturą, godził spory mieszkańców, winnych karał, pobierał podatki — te zaś
składano wówczas nie w pieniądzach, lecz w naturze, to jest w tem, co ziemia
dawała; z każdego łanu kmiecie obowiązani byli dawać po miarce żyta i owsa w
czystem ziarnie na utrzymanie garnizonu czyli wojska, które każdy kasztelan
utrzymywał w grodzie. W razie napadu nieprzyjaciela kasztelan obowiązany był
bronić swej kastelatury, w razie wojny poza granicami państwa — dostarczyć
królowi oddziału rycerzy. Cała ziemia była własnością króla, kmiecie byli tylko
dzierżawcami; rycerzom, którzy na wojnie się odznaczyli, rozdawał Bolesław
ziemie na własność, — stąd za Piastów powstają u Polan stany, czego nie
8
było w dawnych czasach: jest stan rycerzy czyli właścicieli ziemi; stan kmiecy
czyli dzierżawców, i stan niewolników, którzy powstali z jeńców wojennych.
Przyprowadziwszy sobie z wojny niewolnika, rycerz lub król osadzał go zwykle na
swej ziemi i kazał mu spełniać różne usługi: — uprawiać ziemię, bydła lub koni
pilnować, pełnić rzemiosło, które umiał: więc albo broń robić, albo narzędzia
rolnicze, albo płótno tkać i t. d. Taki niewolnik należał w zupełności do pana,
który mógł go sprzedać, wygnać, ukarać, jak mu się podobało; na wojnę nie
chodził on nigdy, nie mógł przeto wyswobodzić się ze stanu niewolniczego; co do
kmiecia, gdy powołany na wojnę, odznaczył się w niej odwagą, obdarowany od
króla, zostawał rycerzem.
Podbiwszy wiele ziem: Pomorze, Śląsk i Chrobację, Bolesław wziął bardzo wielu
książąt do niewoli, z tych uczynił urzędników świeckich. Najwyższym urzędem w
epoce Piastów był urząd wojewody, który w nieobecności króla lub podczas jego
choroby zastępował go; potem szli kasztelani, następnie kanclerz, który miał na
zamku królewskim kancelarje i strzegł w niej papierów królewskich; — skarbnik,
który czuwał nad skarbem królewskim. Kmiecie, prócz daniny, jaką w zbożu płacili
na utrzymanie wojska kasztelanom, składali jeszcze podatki również w naturze na
utrzymanie dróg, mostów, opłacenie urzędników i t. d. Każda ziemia dawała, co
miała, więc jedna futra piękne, inna zboże, owoce, bydło i t. d. Do urzędników
królewskich liczył się jeszcze szatny, podczaszy, kuchmistrz.
9
koniuszy i t. d., których tytuły mówią, jakie zajęcie spełniali.
Liczny poczet takich urzędników otaczał zawsze osobę króla; bywały też i
niewiasty dworskie, które różne obowiązki przy królowej spełniały.
Bolesław Chrobry miał władzę nieograniczoną, jego następcy również. Gdy kto
przewinił, zanoszono skargę do króla, a ten sam winnego sądził i karał, — czasem
chłostą tylko, czasem więzieniem, czasem wyrok śmierci wydawał.
Chcąc, by nikomu krzywda w państwie się nie działa, król objeżdżał często
ziemie, zatrzymywał się w grodach, zwoływał kmieci i pytał, czy nie mają jakiej
skargi do zaniesienia.
Urządziwszy państwo na wzór niemieckiego, uczyniwszy je przeto silnem,
zabezpieczywszy jego granice, pomyślał następnie o tem, żeby w niem oświatę
rozszerzyć; sprowadził przeto do kraju zakon Benedyktynów i osadził ich w
Sieciechowie, w Tyńcu, oraz na Łysej Górze, poleciwszy, by zakładali szkoły przy
klasztorach. Benedyktyni uczyli dziatwę czytać, pisać, śpiewu i religji, a prócz
tego uczyli dorosłych szczepić drzewa, uprawiać lepiej ziemię, wyrabiać sukno,
oraz innych pożytecznych rzeczy.
Nakoniec chcąc uwieńczyć długoletnią swą pracę, Bolesław posłał do Rzymu z
prośbą, by papież pozwolił mu odbyć uroczystą koronację, a gdy to otrzymał,
wówczas arcybiskup Hipolit Ursinos włożył mu na czoło koronę. Uroczystość ta
odbyła się w roku 1025 w kościele katedralnym gnieźnieńskim, wobec zebranego tam
duchowieństwa.
10
Bolesław I-szy, syn Mieczysława I-go, przezwany dla swej waleczności Chrobrym,
dla rozumu Wielkim, był jednym z najpotężniejszych królów z rodu Piastów.
II.
BOLESŁAW SĘDZIĄ.
W komnacie wspaniałej, bogato kobiercam i oponami jedwabnemi przystrojonej,
siedział w krześle, które zdobiła wyrzeźbiona korona królewska, Bolesław
Chrobry. Kożuch sobolowy, pokryty jedwabiem, buty futrzane i biała, cienka
bielizna stanowiły całe jego ubranie. Chmurnie zmarszczone czoło, brew
ściągnięta, posępne spojrzenie, świadczyły, iż niewesołe były myśli jego. Tłum
panów świeckich i duchownych napełniał izbę: — jedni tworzyli grupy i szeptali z
sobą, inni siedzieli tu i owdzie na krzesłach, posępnie, jak król; obok tronu na
ziemi małe pacholę nawpół klęcząc, nawpół siedząc, wpatrywało się w twarz pana,
czekając rozkazu. Posępne w istocie były myśli króla. Od pewnego czasu panowie
polscy, naśladując niemieckich, poczęli napadać po lasach i drogach, — działy
się rzeczy, srom (1) przynoszące uczciwemu naro-
----------------
(1) Srom — wstyd
11
dowi, bo kupiec spokojnie nie mógł wieźć towarów do miasta: rabusie leśni lub
panowie ziemscy wypadali na niego z zarośli, rzucali go na ziemię i towary mu
zabierali. Nieraz zwyczajni podróżni doświadczali tych samych przygód: zabierano
im wszystko, co mieli przy sobie: stroje, kosztowności, pieniądze; służbę do
niewoli uprowadzano i zostawiano skrępowanych na drodze. Nieraz napady owe
dokonywane były nie w celu rabunku, lecz by dogodzić zemście, zazdrości; wtedy
kufrów nie zabierali napastnicy przejeżdżającemu, lecz życie.
Dochodziły ustawicznie skargi do króla o te napady, aż chcąc im koniec położyć,
ogłosił wyrok, że ktokolwiek na podobnym uczynku pochwycony będzie, ten głową
bezprawie przypłaci; kazał też kasztelanom pilnie strzedz lasów i dróg,
rozstawić straże, by nadużycia się nie działy. I uciszyło się jakoś po tem
rozporządzeniu, — zlękli się ludzie kary i cieszył się Bolesław, iż złe
wyplenił; kupcy spokojnie towary wieźli do miasta, a podróżni do wsi sąsiedniej
śpieszyli. Aż oto doniesiono Bolesławowi, że trzech synów możnego rycerza
dopuściło się znowu napaści, iż przejeżdżającego kupca napadli, złupili, i
zostawiwszy w lesie związanego na łasce dzikiego zwierza, uciekli z towarami.
Szczęściem strażnik, który czuwał nad lasem, usłyszał jęk, poszedł za głosem,
znalazł kupca i z pęt go uwolnił. Kupiec znał tych, co go napadli, zaniósł
przeto skargę do grodu, a kasztelan przesłał ją królowi. Rozgniewany Bolesław
kazał pochwycić natychmiast oskarżonych i stawić do
12
Gniezna przed swoje oblicze. Siedzi teraz oto posępny, milczący — czeka na
winowajców i za chwilę wyrok na nich wyda. Kroki idących dały się słyszeć, —
Bolesław zmarszczył się jeszcze bardziej, groźniej jeszcze spojrzał, —
rozchyliła się firanka i w progu królewskiej komnaty stanęło trzech młodych
chłopców, z których najstarszy mógł liczyć najwyżej lat 18, — za nimi widać było
straż. Król skinął na młodzieńców, by się zbliżyli. Straż zatrzymała się w
progu, Oni naprzód postąpili, doszedłszy do środka izby, padli na kolana, pokłon
królowi czyniąc. W tej samej chwili z prawej strony, gdzie było widać drzwi,
wiodące do dalszych komnat, przykryte ciężką firanką, szmer jakiś dał się
słyszeć — firanka się odchyliła i na jedną przelotną chwilę ukazała się w jej
fałdach głowa niewieścia, poczem znikła i nie pokazała się więcej; w komnacie
królewskiej nikt jej nie widział. Król gniewnem spojrzeniem zmierzył klęczących,
poczem rzekł:
— Wstańcie!
A gdy usłuchali rozkazu, zapytał:
— Czy znaliście rozporządzenie moje względem tych, co rabunków dopuszczać się
będą? Nie słyszeliście, iż śmiercią zagroziłem tym, co pochwyceni będą na onym
gorszącym uczynku?
— Słyszeliśmy — odparli winowajcy.
— I mimo to zbrodni się dopuściliście?
— Sądziliśmy, iż sprawa się nie wykryje — rzekł jeden.
Król ściągnął brew mocniej.
— A ponieważ się wykryła, kara was nie mi-
13
nie — odparł. — Wyprowadźcie ich — dodał po chwili, — jutro niechaj te trzy
głowy pójdą pod miecz.
Straż otoczyła młodzieńców i wyprowadziła ich. Komnatę królewską posępna cisza
zaległa, z prawej tylko strony poza firanką, kryjącą boczne drzwi, dal się
słyszeć znowu jakiś szelest, jakby odgłos odchodzących kroków, ale niedługo to
trwało — wnet i ten szmer ucichł.
Minęło kilka miesięcy od powyżej opisanego wypadku. Bolesław znowu siedział w
owej komnacie, lecz dziś jasny, wesół, rozmowny, huśtał na kolanach ukochanego
syna, który imię dziada nosił, imię Mieszka; obok niego siedziała żona jego
Kunilda i do dziecka się wdzięczyła, dalej kilku panów i niewiast kilka.
Śmiechy, żarły odbijały o ściany komnaty. Naraz jakieś kroki dały się słyszeć —
król sposępniał, ciężkie westchnienie wyrwało mu się z piersi — do komnaty
weszło jeszcze kilka osób.
— Co wam jest, panie? — spytała troskliwie żona, spostrzegłszy zmianę w twarzy
męża.
— Et, nic — odparł król. — Ilekroć kroki czyjeś rozlegną się poza tamtemi
drzwiami, przypominają się mnie owi trzej, których rok temu na śmierć skazałem;
za srogi byłem dla nich... Toż to dzieci, mogły się jeszcze poprawić. Blade ich
...
Biblioteki_Cyfrowe