Słodka jak krew
Rozdział 1
Przenikliwy dźwięk dzwonka dociera do mnie, zanim jeszcze zdążę się obudzić. Chudy facecik w moim łóżku przewraca się leniwie.- Leż - syczę przez zęby, wyplątując się spod kołdry.Moje wczorajsze trofeum przykrywa głowę i znowu zapada w sen. Mam nadzieję, że nie na wieki.- Policja.Krzywię wargi. Znowu dźwięk dzwonka.- Policja!To już całkiem budzi nawet nieszczęśnika w moim łóżku.- Kto to, kotku?- Gliny - chrypię przez ściśnięte gardło i otwieram drzwi.Stoi w nich Konrad Ber, jak zwykle wypełniając sobą całą futrynę.- Masz towarzystwo? - Lata doświadczenia nie pozwalają mu nie zauważyć męskich butów rozrzuconych w przedpokoju.- Nie twoja sprawa.- Wyrzuć go, Tino - to prośba; tonem grzeczniejszym niż ten, do którego jestem przyzwyczajona.- Nie.- Proszę.Podnoszę ku niemu wzrok.- "Proszę"?Kiwa głową.Wlokę się do sypialni.- Spadaj.Moje polecenie nie jest konieczne. Chudy facecik właśnie podnosi z ziemi plecak.- Jakieś problemy? - pyta raczej z obowiązku.- Nie. Buty są w przedpokoju.Przemyka obok mnie i zbiera z podłogi schodzone buciory.- Cześć.Nie odpowiadam, zatrzaskując za nim drzwi. Potem odwracam się w stronę Bera.- Słucham.- Piłaś z niego? - Konrad z ciekawością przegląda książki w mojej biblioteczce. - To ćpun.- Tym lepiej. Mniej z nimi problemów.Dotykam zębów językiem i wspomnienie smaku krwi wstrząsa mną jak orgazm. Wzdycham.- Przecież wiesz, Ber. Muszę czasem jeść.Siada na fotelu z Ikei, który skrzypi pod jego ciężarem.- Wstawaj, gwarancja jest tylko do stu kilo. - Kopię go w kostkę.- Mam niewiele więcej niż sto czterdzieści, kotku - naśladuje intonację mojego nocnego towarzysza, ale wstaje i przesiada się na łóżko, a ja padam na fotel. Nawet nie drgnie, w końcu ważę jedną trzecią tego, co Konrad. - Nie mam nic przeciwko temu, żebyś czasem jadła, Tino. - Wzdrygam się, w głosie Konrada słychać policyjne wazeliniarstwo, którego nabrał przez długi czas spędzony w branży. Wszystko rozumiem, ale to, że był w gestapo, do dziś ciężko mi znieść. Wiem, działo się to dawno temu, ale dla mnie nie dość dawno.- Tak? - Podnoszę brwi.- Nie mam nic przeciwko temu, żeby swojan się najadał, byle z pomyślunkiem i...- A niektórzy swojani jadają bez pomyślunku, to chciałeś powiedzieć?Patrzy na mnie, ręce, pokryte gęstymi rudymi włoskami, ma spokojnie oparte o mocarne uda.- Możliwe.- Spadaj.- Bądź grzeczna.- Spadaj, nie mam nastroju słuchać od rana tych twoich policyjnych opowiastek. Przyjdź wieczorem, może będę w domu.- A może nie, prawda? Nie baw się ze mną, Tino.Wstaję. Kły boleśnie naciskają na moje wargi.- Jeszcze nawet nie zaczęłam się bawić.- Ani ja - głos Konrada jest trochę niewyraźny i nagle owłosienia na grzbiecie rąk zrobiło się więcej, potem jeszcze więcej i potem...- Nie wygłupiaj się! - krzyczę na niego. Ber jest niedźwiedziołakiem.
Siedzimy w sypialni, Ber owłosiony już tylko tak, jak wypada człowiekowi, ja już bez nabrzmiałych warg. Podaję mu kubek.- Co to?- Napar z chryzantem. Jadłam w nocy, nie mam nic innego.Niepewnie pociąga łyk jasnej cieczy i odkasłuje.- Posłuchaj - zaczyna. Słucham. - Znaleźliśmy dwie rumuńskie dziwki wykrwawione na śmierć. Oraz jednego bezdomnego bez głowy, krwi też ani śladu. Ktoś tu chyba ma pragnienie.- Ja. - Oblizuję usta i zamyślam się. - To musiały być jakieś młodziaki, Konrad, nikt ze starych tak by nie robił.Splata palce grube jak pęta kiełbasy.- Wszystko mi jedno, kto to robi. Musi z tym skończyć.- Zatuszujesz sprawę? - pytam obojętnie.- Jak zawsze, ale tylko jeśli już będzie spokój. I twoja w tym głowa, żeby był. - Klepie mnie łapskiem w ramię.Wzdrygam się.- Moja? Popytam, rozejrzę się, ale nic więcej...Kładzie dłoń na moim nagim udzie.- Zrobisz o wiele więcej, Tino. Znajdziesz sprawcę i potem...- Konrad, ja nie zabijam.Śmieje się.- To ciekawe słowa w ustach wampirzycy.- Nie jestem wampirzycą.Głośno wyciera nos w papierową chusteczkę.- To jest jeszcze ciekawsze w ustach wampirzycy.- Nie pracuję za darmo - chwytam się ostatniej wymówki.- Chyba starzy zapłacą ci za trochę spokoju?Opieram ręce o kolana.- Nie chce mi się tym zajmować.Konrad podnosi się z łóżka i wyciąga rękę po kapelusz. Wciąż nosi kapelusz, świat zmienia się zbyt szybko jak dla niego.- Kiedy przyjdziesz, bo będziesz potrzebowała nowych papierów, to może mnie nie będzie się chciało. Jak znajdą tu u ciebie koks, może nie będę miał czasu, i jeśli przyjdzie na policję jakiś pogryziony narkoman, już go nie wyślę na detoks, dziewczynko. Przemyśl to sobie.Przewracam się na łóżku.- Hm.- To jak będzie?- Przyniesiesz mi jakieś papiery tej sprawy?Kiwa głową.- Trafisz sam do drzwi?Znowu kiwa.- I nie przychodź przed ósmą, będę spała.Wkłada kapelusz na rudą, krótko ostrzyżoną głowę i macha dłonią.- Ten piercing w pępku to srebro? - pyta jeszcze uprzejmie.- Platyna.Leżę na plecach bez ruchu i obserwuję, jak zwalisty mężczyzna rusza w kierunku drzwi.- Dobranoc - wołam za nim.- Dobranoc, Tino.Drzwi się zamykają, a ja leniwie wstaję i zaciągam zasłony. Dzienne światło jednak trochę mi przeszkadza.
…. Cdn
ebook dodawany by Sierra (www.chomikuj.pl/serafine)
misdociekliwy