Herod - Scenariusz jaselek do gimnazjum.rtf

(35 KB) Pobierz
Niżej zamieszczone jasełka zostały przedstawione na Wojewódzkim Przeglądzie Zespołów Kolędniczych i Kolędujących „Herody” w Lewinie Brzeskim w 2007 roku

Niżej zamieszczone jasełka zostały przedstawione na Wojewódzkim Przeglądzie Zespołów Kolędniczych i Kolędujących „Herody” w Lewinie Brzeskim w 2007 roku. Zespół Publicznego Gimnazjum nr 3 w Brzegu przygotowany przez nauczycielkę religii Agnieszkę Staśkiewicz zdobył główną nagrodę przeglądu – Berło Heroda.

Scenariusz powstał w oparciu o teksty zamieszczone w wydawnictwach: Inscenizacje na rok szkolny. Część I”, red. Aleksandra Bałoniak, Księgarnia Św. Wojciecha, Poznań 2004 oraz „Inscenizacje na Boże Narodzenie, Wielkanoc i inne święta”, red. Aleksandra Bałoniak, Księgarnia Św. Wojciecha, Poznań 2004.

 

 

 

POSZUKIWANIE NOWONARODZONEGO

 

Scena I

 

Narrator:

„W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybrali się więc wszyscy, aby się zapisać, każdy do swego miasta. Udał się też Józef z Galilei, do Judei, do miasta Dawidowego zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się zapisać z poślubioną sobie Marią, będącą w stanie odmiennym”.

Maria i Józef ciągnący osiołka wchodzą na scenę, na której znajduje się mnóstwo ludzi mieszkańców miasta.

 

Józef: Bogu niech będą dzięki, że dotarliśmy bezpiecznie. Zaraz , Mario, odpoczniesz. Poczekaj tutaj chwilę, a ja znajdę nocleg, chociaż dla ciebie.

Józef pomaga Maryi znaleźć miejsce, aby odpoczęła.

 

Maria: Dziękuję ci, Józefie, ale z pewnością będzie to trudne zadanie. Zobacz, ilu ludzi jest w mieście, a my nie mamy dużo pieniędzy.

 

Józef: Chyba znajdzie się ktoś, kto ma dobre serce i nie będzie czekał na zapłatę. Jesteś w stanie błogosławionym, nie można ci odmówić schronienia.

Józef idzie i puka do drzwi gospodarza.

 

Gospodarz (wychodzi przed drzwi): Czego szukasz? Jeśli noclegu, to nie ma wolnych miejsc! Widzisz, że pełno ludzi, a chyba i pieniędzy nie masz za wiele!

Zbiera się do odejścia.

 

Józef: Szukam noclegu , ale nie dla siebie. Żona jest w stanie błogosławionym i chociaż dla niej ciepły kąt na noc może mógłby się znaleźć?

 

Gospodarz: Ciepły kąt?... A ile masz pieniędzy?

 

Józef (wyciąga z woreczka i pokazuje Gospodarzowi) : To wszystko, co mam.

 

Gospodarz: Za tyle, to możesz dostać ciepłej wody. Nie ma miejsca.

Józef próbuje dalej, z zapałem puka do drzwi Handlarza. Handlarz wychodzi przed drzwi.

 

Handlarz: Widać, że jesteś zmęczony drogą, więc chyba przybywasz z daleka.

 

Józef: Wędruję z Judei, ale przychodzę prosić o nocleg dla żony. Jest w odmiennym stanie i musi mieć, gdzie odpocząć po długiej podróży.

 

Handlarz: Nic nie przywozisz? Niczym nie handlujesz? Mój dom to nie schronienie dla biedaków. Marnujesz mój czas, wybacz, interesy czekają. Oburzony chce odejść.

 

Józef: (zatrzymuje Handlarza): Poczekaj , jestem cieślą, mogę ci za to coś naprawić, mam zręczne ręce.

 

Handlarz: Stare naprawić to nie interes, zrób nowe i przynieś, to kupię od ciebie albo na coś wymienię. Żegnaj, mój drogi.

Józef rozżalony idzie dalej; zaczyna się denerwować. Puka do Kapłana.

Kapłan: Szalom bracie, co cię sprowadza w moje progi? Jakiej to rady szukasz u światłego kapłana? A może wyjaśniać chcesz Pisma w naszej synagodze?

 

Józef: Moja żona jest w stanie błogosławionym i szukam dla niej na noc posłania.

 

Kapłan: To pytaj tu obok, u karczmarza.

 

Józef: Pytałem już w mieście, lecz tak wielu ludzi jest wszędzie, że nie udało nam się znaleźć ciepłego miejsca. Myślałem, że może tutaj znajdę schronienie, że taki ktoś jak ty pomoże nam w trudnej sytuacji.

 

Kapłan (oburzony) : Kapłan Najwyższego musi przestrzegać prawa. To niemożliwe, wiesz dobrze. Unikać muszę tego co nieczyste. Jak miałbym służyć naszemu Bogu, gdyby dla żony przyszedł czas rozwiązania, nie mogę! Idź w pokoju.

 

Józef: Nigdzie ratunku i pomocy nie mogę znaleźć. Maria jest pewnie zmartwiona.

 

Maria: Nie martw się zbytnio, Józefie, o miękkie i ciepłe miejsce dla mnie. Bóg z pewnością nie zostawi nas samych w nieszczęściu. Nie narzekaj i nie miej żalu do ludzi. Spróbuj jeszcze raz bo z pewnością jest dla nas gdzieś miejsce.

 

Józef: Dlaczego ludzie widzą tylko to, co ich interesuje i co im jest potrzebne. Mario nie mogę znaleźć miejsca dla ciebie. Zwrócę się może do tego, co zna smak ubóstwa – zrozumie biednego w potrzebie.

 

Józef puka do drzwi nędzarza. Ten wychodzi przed drzwi.

Człowiek ubogi: Bądź pozdrowiony! Czym mogę ci służyć? Czemu przybywasz w moje skromne progi. Nikt jeszcze nie zechciał przyjść do mnie. Bo jestem zbyt biedny.

 

Józef: Ja tez nie opływam w złoto, więc myślę, że znajdę zrozumienie i radę. Żona moja jest w odmiennym stanie, a przybywam z daleka i nie mamy ciepłego miejsca, gdzie mógłbym ją na noc zostawić. Proszę, przyjmij moją żonę i użycz jej ciepłego kąta. Jestem cieślą, z chęcią pomogę ci – w zamian za to – naprawić coś w domu.

 

Człowiek ubogi: Za pomoc dziękuję, ale mam tylko jedno pomieszczenie, więc nie mam za dużo sprzętów, Mieszkam z ojcem staruszkiem i mam ośmioro dzieci. Sami ledwo się mieścimy. Wiem jednak o miejscu suchym i ciepłym, lecz niezbyt wygodnym i poza miastem.

 

Józef: Wygody nie są  ważne, powiedz , gdzie jest to miejsce, abym mógł tam zaprowadzić żonę.

 

Człowiek ubogi: Trzeba wyjść północną bramą i iść ścieżką w góry. Tam znajdziecie grotę dla zwierząt. Jest tam siano , słoma, jest ... cisza. Zwierzęta nie będą wam przeszkadzały.

 

Józef: Dziękuję ci, dobry człowieku. Niech Bóg wynagrodzi ci twą pomoc w długim życiu i dobrym zdrowiu, abyś mógł się cieszyć mądrymi dziećmi.

Józef biegnie do Marii, pomaga Jej wstać.

 

Józef: Mario, znalazłem jedynie miejsce za miastem, ciepłe suche, lecz wśród zwierząt. Jesteś godna lepszych warunków, ale to i tak lepiej niż zostać tu, na ulicy. Chodźmy tam, to tylko jedna noc...Jutro już będzie lepiej, może gdzieś znajdzie się miejsce.

 

Maria: Mówiłam ci, że jest miejsce dla nas, którego nikt nam nie zajmie. Bóg przygotował je dla tego Dziecka, aby nikt nie czół się już więcej odtrącony z powodu swego ubóstwa. Dziękujmy mu, Józefie, za opiekę.

 

Józef: Jesteś, Mario taka pogodna i wcale nie narzekasz, pomimo tak trudnych warunków. Chciałbym i ja tak umieć patrzeć na ludzi i świat.

 

Maria: Chodźmy już. Nadszedł czas, kiedy ma się narodzić Dziecię.

 

Józef: Już czas.?! Jak my sobie poradzimy? Z Maryją wychodzi ze sceny.

 

Narrator: „ Kiedy tam przybyli, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania”

 

Śpiew – kolęda „ Nie było miejsca dla Ciebie...

 


Scena II

 

Posłaniec:

Gdy świat oczekuje swego Pana,

u Heroda na dworze dzieje się rzecz , dobrze wszystkim znana.

Wielki monarcha nic się nie przejmuje,

lecz dopiero po wizycie Trzech Króli złość go opanowuje.

Nie będą dużo opowiadać, zobaczcie sami,

oto królestwo Heroda jawi się przed wami.

 

Herod „rozkłada” się na łożu, wokół taniec w rytm muzyki wschodniej ( taniec brzucha). Sługi dostarczają jadło wachlują Heroda. Trwa biesiada.

 

Herod:

Jak mi dobrze na tym tronie-

siedzę, rządzę i w zasadzie nic nie robię.

 

To ja jestem Herod, wielki i potężny.

No i najpiękniejszy, no i bardzo mężny.

No i najbogatszy na tym całym świecie.

No i najważniejszy – chyba o tym wiecie?

To ja jestem Herod. Wszyscy drżą przede mną.

Wszyscy proszą łaski, ale nadaremno.

Ja nie znam litości, lubię ścinać głowy,

Skazywać do lochu, zakuwać w okowy.

 

Ale cóż to, ktoś wizytę zapowiada?

Któż tam? Może ludzi niesforna gromada?

 

Posłaniec:

Drogi Herodzie, goście z dalekiego kraju

U twych drzwi na przyjęcie czekają.

Dawno ich nie było na naszym dworze,

Wydają się jacyś dziwni, zmęczeni być może.

 

Herod:

Prosić ich zaraz, niechaj nie czekają,

Może jakieś wieści, dla mnie dzisiaj mają.

 

Wchodzą Trzej Królowie, kłaniają się Herodowi.

 

Król I:

Witaj dostojny królu Herodzie,

Rzecz się stała niesłychana – tu, w twoim narodzie.

Gwiazda na niebie, dziś światu oznajmiła

Że w Betlejem święta Dziecina się narodziła.

 

Król II

Radzi byśmy zobaczyć tę dziecinę,

Lecz pierwej chcieliśmy u ciebie pobyć jakąś chwilę.

Cóż na to twoi kapłani? Jak pisma odczytują?

Czy to wydarzenie poważnie traktują?

 

Herod: (marszczy brwi)

Coś tam słyszałem, gdy mówili uczeni kapłani,

Co prorockie księgi wnikliwie czytali

i powtarzali dziwny werset: „Emmanuel – Bóg z nami”.

O Betlejem miedzy sobą coś opowiadali.

 

 

Król II:

Czy i ty , królu Herodzie,

Cieszysz się nowym Królem  w narodzie?

A może podążysz razem z nami

Za światłem i gwiazdy znakami?

 

Herod: lekko zdenerwowany mówi do siebie na boku.

Co ja słyszę? Jakie Dziecię?

Próbuje zakłócić mój spokój na świecie!

Może jeszcze tron mi odbierze,

nie wiem, co robić, mówiąc szczerze.

Wraca do Trzech Króli i zwraca się do nich.

Dostojni magowie, Królowie ze Wschodu,

Cieszę się nowym Dzieciątkiem wśród mego narodu.

O jedno was tylko ośmielam się prosić,

W drodze powrotnej przybądźcie do mnie,

By o Nowonarodzonym wieści mi ogłosić.

 

Królowie kłaniają się i wychodzą.

Narrator:

Pożegnawszy Heroda i jego pałace

Podążyli magowie do Betlejem, bo jakże by inaczej.

Gwiazda; kometa, co pięknie na niebie świeciła,

Do samego Jezusa ich zaprowadziła.

Lecz prośby króla spełnić się im nie udało,

Bo w jego głosie wyczuli zdradę niemałą.

Zresztą Anioł, który im się we śnie objawił,

Inną drogą do domu ich zaprowadził.

Tymczasen Herod siedzi i spisek knuje,

Jak Nowonarodzonemu plany pokrzyżuje.

 

Herod:

Co się tutaj dziej? Kręci mi się w głowie.

Niech ktoś tu natychmiast mi głośno opowie...

O czym była mowa... przecież jam tu królem,

więc cóż Mędrcy pletli... nic już nie rozumiem.

Chrystus się narodził? Król całego świata?

Co przyniesie miłość? Narody pobrata?

A cóż tedy ze mną? Mamże oddać władzę?

Mam oddać koronę? Jak sobie poradzę

 

Diabeł wychodzi zza tronu Heroda i szepce mu do ucha:

Jakże piękna twoja dusza,

Takie Maleństwo niech ciebie nie wzrusza.

Tyś jest panem i mocarzem,

Tobie jest wszystko poddane.

 

Herod:

Ach to ty , mały czarcie,

Poznaję cię po twym żarcie.

Lecz jak poradzić sobie z owym Królem,

Ja sam tego nie pojmuję.

 

Diabeł:

Zarządź wielkie zabijanie,

Niech żaden malec się nie ostanie.

A może to twój syn chce ci odebrać władzę?

Oszczędzić go też nie radzę

 

Wchodzi śmierć. Diabeł odskakuje przygląda się rozmowie z bezpiecznej odległości.

 

Herod:

Hej, co się tutaj dzieje w tej mojej komnacie?

Ja cię wcale nie znam! Może wy ją znacie?...

Tę postać dziwaczna ubraną na biało.

Oczy ma dziwaczne i dziwaczne ciało...

Kto jesteś? Odpowiedz szybko, ty wstrętna poczwaro!

Jakeś tutaj wlazła, ty okropna maro?

I po co tutaj wtargnęłaś dziś bez zaproszenia?

Nikt tu wejść nie może wszak bez zezwolenia!

 

Śmierć:

Ha, ha, ha, ha, ha, a ty co tu bredzisz?

Dla mnie zaproszenie? Herodzie nie widzisz?

Nie widzisz na prawdę, kogo masz przed sobą?

A więc popatrz dobrze. Jestem tą osobą

Która tutaj przyszła, by cię wziąć do piekieł.

Tam się będziesz smażył poprzez wszystkie wieki.

 

Herod:

Oj, oj, śmierci ja się boję, już tu dłużej nie ustoję...

Moje nogi się ugięły, włosy dęba też stanęły,

Ręce mi się strasznie pocą i zęby wszystkie dygocą...

Oj, oj, śmierci ja się boję, już tu dłużej nie ustoję...

 

Śmierć:

Popatrz popatrz mój słodziutyki,

Tak ci bardzo zmiękły nóżki?

Popatrz popatrz złotko moje,

Włoski ci na głowie stoją?

Popatrz, popatrz mój gołąbku,

Drżą ze strachu twoje ząbki?

Śmierci ty się bardzo boisz? Już tu dłużej nie ustoisz?

To i dobrze, o to chodzi, żebyś szybko się położył,

Bo chcę skrócić cię o głowę, zetnę głowę ... i gotowe.

 

Herod:

Zlituj proszę się nade mną. Uczyń miłosierdzie ze mną.

Oddam wszystkie skarby moje, oddam złoto i koronę.

Oddam tobie króla tron – lecz oddal ode mnie zgon!

 

Kostuś. Kostuś, nie miej tyle złości,

dam ci złoto purpurę,

okryj swoje kości.

 

Śmierć:

Jam w purpurach nie chodziła i chodzić nie będę!

Ale królom głowy ścinam i ścinać będę.

Straszy Heroda kosą.

 

Herod:

Kostuś, kostuś daruj życie.

 

Śmierć:

Nie!

 

Herod:

Błagalnym głosem

Rok?

 

 

Śmierć:

Nie!

 

Herod:

Miesiąc?

 

Śmierć:

Nie!

 

Herod:

Tydzień?

 

Śmierć:

Nie!

 

Herod: zwraca się do diabła

Kujtuś, Kujtuś do pomocy,

Bo mi śmierć zagląda w oczy.

 

Diabeł:

Diabeł tłucze sie widłami, odgania śmierć .Zwraca się do Heroda.

Hi, hi, hi – nie bój się, będz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin