Martin George R.R._Retrospektywa_03_Wedrowny rycerz.rtf

(3796 KB) Pobierz
Trident eBooks

George R.R. Martin

 

Retrospektywa
Tom III

 

Wędrowny rycerz

 

Przekład:

Michał Jakuszewski, Tomasz S. Gałązka

2008

 

Dla Phipps, oczywiście.

 

Jest taka ścieżka, nie zwyczajna droga,

między świtem a ciemną nocą.

Cieszę się, że wędrujesz nią ze mną.


O George’u R.R. Martinie
Gardner Dozois

Choć George R.R. Martin już od z górą trzydziestu lat jest ważną postacią w kilku różnych gatunkach literackich, zdobywał nagrody Hugo, Nebula i World Fantasy, dopiero w tej chwili można bez cienia wątpliwości stwierdzić, że odniósł wielki sukces.

Z całą pewnością świadczy o tym fakt, że niedawno powieść innego autora reklamowano jako „utrzymaną w tradycji George’a R.R. Martina”. Gdy książki jakiegoś pisarza sprzedają się na tyle dobrze, że wydawcy próbują przekonać czytelników do kupowania książek innych autorów, mówiąc, iż są podobne do nich, znaczy to, że stał się on naprawdę sławny. Nie sposób temu zaprzeczyć.

Jeśli wątpicie w moje słowa, przypomnijcie sobie innych pisarzy, których nazwisk używa się w takim kontekście: J.R.R. Tolkiena; Roberta E. Howarda; H.R Lovecrafta; Stephena Kinga; J.K. Rowling. To naprawdę imponująca lista, ale nie ma wątpliwości, że George – który dzięki swej epickiej serii Pieśń lodu i ognia stał się jednym z najpopularniejszych, a jednocześnie najwyżej ocenianych przez krytykę współczesnych pisarzy fantasy – zasłużył na miejsce wśród nich... choć gdyby ktoś powiedział młodemu George’owi, pełnemu entuzjazmu nowicjuszowi, który nic jeszcze nie opublikował, że pewnego dnia jego nazwisko znajdzie się wśród takich sław, z pewnością by w to nie uwierzył... nie odważyłby się uwierzyć w spełnienie podobnie nierealnego marzenia.

Młody George z pewnością nie uwierzyłby też w coś, o czym wielu spośród legionów jego obecnych fanów nawet nie wie, a mianowicie w to, że odniesie sukces w kilku różnych dziedzinach literatury. To między innymi ma zademonstrować niniejszy zbiór. George osiągnął powodzenie jako autor science fiction, horrorów, fantasy, scenarzysta i producent telewizyjny, a także redaktor, kompilator i pomysłodawca ukazującej się już od dłuższego czasu serii Wild Cards. Składa się ona z powieści i nowel wielu różnych autorów. Wydano już szesnaście tomów, a wkrótce ma się ukazać siedemnasty. Osiągnięcia George’a w każdej z tych dziedzin z osobna wielu twórców uznałoby za satysfakcjonujący dorobek całego życia, a nawet powód do chwały.

Ale nie George, ta chciwa świnia – on koniecznie musiał zdobyć zasłużoną sławę na wszystkich tych polach!

George R.R. Martin urodził się w Bayonne w stanie New Jersey, pierwsze opowiadanie sprzedał w roku 1971 i wkrótce został jednym ze stałych autorów „Analogu” pod redakcją Bena Bovy, gdzie ukazały się barwne, pobudzające wyobraźnię i poruszające utwory, takie jak Mgły odpływają o świcie, Nie wolno zabijać człowieka, Drugi rodzaj samotności, Planeta burz – to napisane na spółkę z Lisą Tuttle opowiadanie stało się zaczątkiem ich powieści Przystań wiatrów, Override, oraz wiele innych, choć Martin sprzedawał też opowiadania do „Amazing”, „Fantastic”, „Galaxy”, „Orbit”, a także innych magazynów i antologii. Za jeden z opublikowanych w „Analogu” tekstów, znakomitą mikropowieść Pieśń dla Lyanny, George otrzymał w roku 1974 swą pierwszą nagrodę Hugo.

Pod koniec lat siedemdziesiątych osiągnął szczyt powodzenia jako autor science fiction. Wtedy właśnie powstały jego najznakomitsze utwory w tej kategorii, a niektóre z nich należały do najlepszych opowiadań fantastycznonaukowych napisanych w owych latach – na przykład sławne Piaseczniki, być może najbardziej znane opowiadanie George’a, za które otrzymał w roku 1980 nagrody Hugo i Nebula, Droga krzyża i smoka, która zdobyła nagrodę Hugo w tym samym roku (George był pierwszym autorem, który otrzymał w jednym roku dwie nagrody Hugo za utwory literackie), Mroźne kwiaty, Kamienne miasto, Gwiezdna pani i inne. Te opowiadania weszły w skład zbioru Piaseczniki, jednego z najlepszych w tamtym okresie. George właściwie opuścił już wówczas „Analog”, choć w latach osiemdziesiątych, gdy naczelnym tego magazynu był Stanley Schmidt, miała się w nim jeszcze ukazać długa sekwencja opowiadań o zabawnych międzygwiezdnych przygodach Havilanda Tufa (później wydana w formie książkowej pod tytułem Tuf Wędrowiec), a także kilka innych znakomitych utworów, takich jak mikropowieść Żeglarze nocy. Większość tekstów pisanych przez George’a na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ukazywała się jednak w „Omni”. W owych czasach to właśnie pismo płaciło najlepiej za opowiadania SF i znajdowało się na szczycie łańcucha pokarmowego tej gałęzi literatury. W późnych latach siedemdziesiątych ukazała się również zapadająca w pamięć książka Światło się mroczy, jedyna powieść SF, którą Martin napisał samodzielnie.

W latach osiemdziesiątych kariera George’a wkroczyła jednak na inne ścieżki, dalekie od tych, których można było od niego oczekiwać w poprzedniej dekadzie. We wczesnych latach osiemdziesiątych horror zdobył popularność jako odrębna kategoria wydawnicza i to właśnie George stworzył dwie najoryginalniejsze powieści w okresie wielkiego boomu na ten gatunek literatury. W roku 1982 ukazał się Ostatni rejs Fevre Dream”, inteligentna i pełna napięcia książka osadzona w realistycznie oddanym historycznym tle. Nadal jest to jedna z najlepszych nowoczesnych powieści o wampirach. W roku 1983 wydano natomiast Rockowy Armagedon, „rockandrollowy horror apokaliptyczny”. Choć niektórzy nadal uważają tę książkę za kultową, pod względem komercyjnym była poważnym rozczarowaniem i właściwie położyła kres karierze George’a jako autora powieści z tego gatunku, choć przez pewien czas nadal tworzył on krótkie formy i zdobył nagrodę Brama Stokera za opowiadanie Człowiek w kształcie gruszki oraz nagrodę World Fantasy za mikropowieść o wilkołakach Obrót skórą. Mimo że większość horrorów napisanych przez George’a zawierała elementy nadnaturalne, stworzył on również trochę interesujących hybryd horroru z science fiction, w tym dwa wyżej wymienione opowiadania – Piaseczniki i Żeglarze nocy. Oba należą do najlepszych tego rodzaju hybryd, jakie kiedykolwiek napisano, i znakomicie sprawdzają się zarówno jako literatura grozy, jak i jako fantastyka naukowa.

Wielki boom na horror już się wówczas kończył, w księgarniach demontowano odrębne półki na literaturę tego gatunku, które umieszczono tam kilka lat wcześniej, a wydawcy likwidowali poświęcone jej serie. Fakt ten zapewne pomógł George’owi w podjęciu decyzji o rezygnacji z pisania horrorów. W coraz większym stopniu odchodził on w ogóle od słowa drukowanego, zwracając się ku światu telewizji. W latach osiemdziesiątych stał się scenarzystą nowej serii Strefy mroku, a później również producentem bardzo popularnego serialu fantasy Piękna i bestia.

George odniósł spory sukces jako scenarzysta oraz producent i miał w owych latach tylko niewielki kontakt ze światem słowa drukowanego (choć w roku 1985 zdobył kolejną nagrodę Nebula za Portrety jego dzieci). Sytuacja ta utrzymywała się przez większą część lat dziewięćdziesiątych, choć George był wówczas redaktorem serii umieszczonych we wspólnym świecie antologii Wild Cards, która dotarła do piętnastu tomów, nim w późnych latach dziewięćdziesiątych zaprzestano jej wydawania. W nowym stuleciu seria ożyła jednak i po siedmioletniej przerwie Wild Cards wróciły do życia. Martin zniechęcił się do telewizji, gdy nie udało się zrealizować zaprojektowanego przez niego serialu Nie z tego świata i w roku 1996 wrócił do książek, wydając powieść fantasy Gra o tron, która zdobyła ogromną popularność.

Reszta, jak mówią, należy do historii. Ściśle mówiąc, do historii literatury fantasy.

Popularność powieści i opowiadań należących do cyklu Pieśń lodu i ognia nie przestawała rosnąć przez końcówkę lat dziewięćdziesiątych oraz pierwsze lata nowego stulecia. Wszystkie trzy tomy cyklu zdobyły nagrodę Locusa dla najlepszej powieści fantasy oraz były nominowane do nagrody Nebula. Gra o tron otrzymała również nominację do nagrody World Fantasy, a Nawałnica mieczy do nagrody Hugo. W roku 1997 Martin zdobył też kolejną nagrodę Hugo za opublikowaną w „Asimov’s Science Fiction” mikropowieść Blood of the Dragon, która jest fragmentem Gry o tron.

Co pozwoliło George’owi zdobyć uznanie czytelników tak wielu różnych gałęzi literatury? Jakie cechy jego prozy zyskują sympatię odbiorcy bez względu na rodzaj opowiadanej historii?

Przede wszystkim George zawsze był głęboko romantycznym autorem. Gdy ktoś sięga po napisany przez niego utwór, nie znajdzie tam suchego minimalizmu ani chłodnych ironicznych gierek postmodernizmu, tak lubianych przez wielu współczesnych pisarzy i krytyków, lecz opartą na konflikcie emocji opowieść o świetnie skonstruowanej fabule, skomponowaną przez urodzonego narratora. Opowieść, która przykuje jego uwagę już od pierwszej strony i nie uwolni jej aż do samego końca. Znajdzie przygodę, akcję, konflikt, romantyzm oraz pełne, barwne ludzkie uczucia: obsesyjną, beznadziejną miłość, nieprzejednaną nienawiść, niezaspokojone pożądanie, wierność obowiązkowi nawet w obliczu śmierci, niespodziewane perły humoru... a także coś rzadko spotykanego w dzisiejszej science fiction i fantasy (nie wspominając już o głównym nurcie) – miłość do przygody dla samej przygody, zachwyt barwną niezwykłością, dziwaczne rośliny i zwierzęta, egzotyczną scenerię, obce kraje i jeszcze bardziej obce ludy, a wszystko to wsparte nienasyconym pragnieniem ujrzenia, co kryje się za najbliższym wzgórzem albo na innym świecie.

George z całą pewnością jest dziedzicem tradycji „Planet Stories”. Zapewne podstawowym źródłem inspiracji byli dla niego Jack Vance i Leigh Brackett, choć można zauważyć również wpływ takich pisarzy jak Roger Zelazny i Poul Anderson. Choć przez wiele lat był stałym autorem „Analogu”, nauka i technika nie grają w jego utworach zbyt wielkiej roli. Nacisk położony jest na barwę, przygody, egzotykę i wybujały romantyzm. Jego wszechświat pełen jest obcych gatunków oraz ludzkich społeczeństw, które ewoluowały w izolacji, nabierając niezwykłych cech. Dramat często opiera się na fakcie, że jedna z tych kultur nie jest w stanie pojąć psychologii, wartości i motywacji innej. „Barwny” jest słowem, którego nie sposób użyć zbyt często, gdy opisuje się któryś ze stworzonych przez George’a światów. Jeśli czytelnik pozwoli mu się porwać, Martin zaprowadzi go do niektórych z najbardziej zapadających w pamięć miejsc we współczesnej SF i fantasy: do Odpływu Mgieł w Zamku Chmur na Świecie Widm, na bezkresne wietrzne stepy zwane Morzem Dothraków, do zimnego starożytnego labiryntu Kamiennego Miasta, na śmiercionośne oceany Namoru, nad spowite w półmroku Górskie Jeziora Kabaraijianu...

Najważniejszym powodem, dla którego utwory George’a tak silnie oddziałują na wielu czytelników, są jednak występujące w nich postacie. Udało mu się stworzyć całą galerię bohaterów – czasami wzruszających, innym razem groteskowych, a jeszcze innym i takich, i takich – o bogactwie nieosiągalnym dla większości innych autorów, tak urozmaiconą, że przywodzi na myśl Dickensa: Damien Har Veris, rozdarty, udręczony inkwizytor Wojującego Zakonu Rycerzy Jezusa Chrystusa z Drogi krzyża i smoka i jego szef, ogromny, żyjący w wodzie, czwororęki, wielki inkwizytor Torgathon Dziewiąty Klariis Tün; Shawn z Mroźnych kwiatów, zdesperowana uciekinierka, kryjąca się przed lodowymi wilkami i wampirami, która wędrowała przez posępny krajobraz wiecznej zimy ku bardziej niezwykłemu i subtelniejszemu niebezpieczeństwu; Tyrion Lannister, makiaweliczny karzeł, który kształtuje przeznaczenie narodów w Starciu królów; obsesyjny, bezlitosny gracz, Simon Kress z Piaseczników, smętny duch z Pamiątki po Melody, groteskowy, niesamowity, niezapomniany człowiek w kształcie gruszki z opowiadania pod tym samym tytułem; Lya i Robb, skazani na klęskę telepatyczni kochankowie z Pieśni dla Lyanny; Haviland Tuf, sprytny, neurotyczny albinos, inżynier ekolog dysponujący boską mocą z opowiadań zebranych w Tufie Wędrowcu; Daenerys Zrodzona w Burzy, córka królów i niechętna khaleesi khalasaru dothrackich władców koni, zmierzająca ku swemu przeznaczeniu Matki Smoków... oraz dziesiątki innych.

George czuje się głęboko związany ze wszystkimi swoimi postaciami, nawet trzecioplanowymi czy czarnymi charakterami. Dlatego właśnie potrafi sprawić, że czytelnik również się z nimi identyfikuje.

Gdy już autor opanuje tę magiczną sztuczkę, właściwie nie potrzebuje innych. To przede wszystkim ona zapewniła George’owi miejsce wśród wyżej wymienionych pisarzy, w których „tradycji” powstają kolejne książki. I to ona powoduje, że bez względu na to, jakiego rodzaju literaturę tworzy, ludzie pragną ją czytać i do niej wracać.

 

Przełożył Michał Jakuszewski


Część VIII

Tasując Dzikie Karty


Tasując dzikie karty

Można zabrać chłopaka z Bayonne, ale nie można zabrać Bayonne z chłopaka. To samo dotyczy śmiesznych książeczek. Przyznaję to bez oporu. Jeśli mnie skaleczyć, nadal krwawię czterokolorowym tuszem.

Może i nie wiem, jak się nazywa obecny Green Lantern, ale wciąż jeszcze potrafię wyrecytować przysięgę Hala Jordana i powiedzieć, czym się ona różniła od tej, którą składał Alan Scott, gdy ładował swój pierścień. Potrafię wymienić wszystkich bohaterów Challengers of the Unknown, a także pierwszy skład bohaterów The Avengers, X-Men oraz Justice League of America (czy naprawdę muszę uwzględniać Snappera Carra?). Nie wątpię, że w jakimś alternatywnym wszechświecie Marvel Comics przyjęły mnie do pracy, gdy wysłałem do nich podanie w roku 1971, i w tamtym świecie siedzę teraz w domu, mamrocząc pod nosem i gryząc palce na widok, że kasowe filmy oparte na stworzonych przeze mnie postaciach i wątkach zarabiają setki milionów dolarów, a ja nie dostaję z tego ani grosza.

W naszym świecie oszczędzono mi tego losu. W naszym świecie pisałem opowiadania, nowele i powieści, a w późniejszych latach również scenariusze, zamiast tworzyć śmieszne książeczki. Nigdy jednak nie opuściła mnie miłość do superbohaterów, nawet gdy byłem już znanym pisarzem. Żywiłem przekonanie, że mam w sobie jeszcze przynajmniej jedno opowiadanie tekstowe. Być może więcej, ale jedno z całą pewnością: mroczną, realistyczną historię o losie, jaki mógłby czekać kandydata na superbohatera w rzeczywistym świecie.

Zalążek tego pomysłu zrodził się przed wielu laty, ale przez większość tego czasu pozostawał jedynie kilkoma linijkami w moich notatkach. Dzieciak taki jak ja, wychowany na komiksach, otrzymał nagle błogosławieństwo (czy może było to przekleństwo?) mocy superbohatera. Co by z nią zrobił? Zignorował ją? Wykorzystał? Spróbowałby przywdziać spandeksowy kostium i walczyć ze zbrodnią? Czy zmieniłoby to jego życie? Jak rzeczywisty świat zareagowałby na kogoś, kto naprawdę posiadałby moce i możliwości daleko wykraczające poza zdolności śmiertelników?

(To był mój tytuł roboczy: Moce i możliwości daleko wykraczające poza zdolności śmiertelników. To oczywiście cytat ze starego telewizyjnego serialu o Supermanie. Później się dowiedziałem, że DC Comics zastrzegły sobie do niego prawa, więc dobrze się stało, że go nie wykorzystałem).

Nigdy nie ustaliłem, jakie właściwie miałyby to być moce i możliwości. Pewnie dlatego nie napisałem w końcu tego opowiadania. Przez pewien czas skłaniałem się ku pirokinezie, ale w roku 1980 Stephen King napisał Podpalaczkę. W powieści Kinga występowała nie tylko dziewczynka, która potrafiła rozpalać ogień siłą umysłu, lecz również jej ojciec także władający nadnaturalną mocą, czymś w rodzaju panowania nad umysłem. Choć ja potraktowałbym ten temat zupełnie inaczej, nie potrafiłem się oprzeć wrażeniu, że King mnie ubiegł.

W roku 1980 w moim życiu zaszły też ważniejsze zmiany. Pod koniec roku 1979 rzuciłem pracę nauczyciela w Clarke College i przeniosłem się z Iowa do Nowego Meksyku, żeby spróbować zarabiać na życie jako pisarz. Jednocześnie skończyło się moje małżeństwo, więc przybyłem do Zaczarowanej Krainy jako człowiek samotny. Od tej pory mieszkam w Santa Fe. Choć spędziłem całe lata w Los Angeles, pracując dla filmu i telewizji, nigdy się tam nie przeprowadziłem. Wynajmowałem tylko umeblowane mieszkanie w jednym z osiedli mieszkaniowych Oakwood albo zatrzymywałem się u kogoś w domku gościnnym, a gdy skończyłem pracę nad bieżącym projektem, natychmiast wracałem do Nowego Meksyku. To w Santa Fe miałem swoje rzeczy i płaciłem podatki. Tam trzymałem książki, śmieszne książeczki i tę starą musztardowożółtą dwurzędową sportową kurtkę w czarne prążki, która już od dziesięciu lat była na mnie za mała.

I to w Santa Fe była Parris, która strzegła naszego fortu. Poznaliśmy się w tym mieście kilka miesięcy przed początkiem mojego niefortunnego małżeństwa. Wiedziałem, że ją polubię, już od chwili, gdy powiedziała mi, że płakała przy Pieśni dla Lyanny (no, była też naprawdę śliczna, a do tego oboje byliśmy nadzy, ale mniejsza z tym, to nie wasz interes). Po tym konwencie nie straciliśmy ze sobą kontaktu. Wymienialiśmy od czasu do czasu listy, gdy ja uczyłem katolickie dziewczęta, a ona sprzedawała lody i sprzątała słoniowy gnój w cyrku Ringling Brothers. W roku 1981 spotkaliśmy się na kolejnym kon...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin