Augustyn Józef - Metoda medytacji chrześcijańskiej.doc

(131 KB) Pobierz

1

O. Józef Augustyn SJ.

METODA MEDYTACJI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ.

ozpoczynamy od słuchania Słowa Bożego. Źródłem modlitwy jest Słowo

R

Boże. I tu widzimy zasadniczą różnicę pomiędzy medytacją chrześcijańską, a medytacją Dalekiego Wschodu: w medytacji chrześcijańskiej istotny jest osobowy kontakt, osobowy dialog z Bogiem. Nawiązanie intymnego, rze­czywistego dialogu z Bogiem. Modlitwę rozpoczynamy nie od mówienia, ale od słuchania Boga.

-              Słuchaj Izraelu, Bóg, nasz Pan, jest jedyny...

To jest pierwsze wezwanie na modlitwę, ł kiedy mówimy że modlitwa jest roz­mową z Bogiem, to właśnie to pojęcie modlitwy należy odróżnić od monologu człowieka wobec Boga. Rozmowa nie jest monologiem. Dialog wymaga zaangażowania dwu stron: Boga i człowieka. 1 Bóg angażuje się jako pierwszy. Bóg najpierw mówi. I trzeba Boga usłyszeć, żeby móc Mu odpowiedzieć. Otóż ważne jest, żebyśmy nie projektowali naszych myśli, naszych odczuć na Słowo Boże. Ważne żebyśmy słuchali Słowa Bożego. Do słucha­nia Słowa Bożego trzeba przystąpić bez żadnych uprzedzeń wewnętrznych. Z pewnym wy­czekiwaniem, i niczego nie projektować. My często projektujemy nasze myśli, nasze pra­gnienia, na Słowo Pana Boga. Nieraz człowiek ma w głowie jakiś plan. jakąś ideę i po­twierdzenia tego co już wcześniej sam zdecydował, zaplanował, szuka w Piśmie Świętym. Jest to manipulowanie Słowem Bożym, manipulowanie Panem Bogiem. Więc nie chodzi o to żeby Słowo Boże potwierdzało co już sam wiem. co już sam zdecydowałem. Chodzi o słuchanie Słowa Bożego. Do słuchania Słowa Bożego potrzebna jest wolność. Moja goto­wość na przyjęcie rzeczy, które, po ludzku, mogą mi się bardzo nie podobać. I ta ludzka koncentracja na poszczególnych słowach, zdaniach, treściach, uczuciach powoduje to, że coś zaczyna nas uderzać. I to w podwójnym sensie. To znaczy: zaczyna się nam podobać, budzi nasz entuzjazm, nadzieje. Więc Słowo Boże rodzi w nas pozytywne odczucia. Miłe odczucia. Ale nie tylko takie. Bywa, że Słowo Boże budzi w nas odczucia także negatywne. I uczucia negatywne na modlitwie są o wiele ważniejsze. Więc modlitwa może w nas bu­dzić irytację, gniew, złość, znudzenie. Bywa, że człowiek potem w nocy źle śpi. A bywa, że kiedy tylko zaczynamy się modlić to nas taka senność ogarnia... Modlitwa bywa czasem jednym z najlepszych środków nasennych. Otóż co to jest ta senność na modlitwie. To jest jakiś opór wewnętrzny. Coś w nas opiera się Panu Bogu. I trzeba wejść w te uczucia nega­tywne. Trzeba pytać się, skąd one wypływają. Co Bogu w moim życiu przeszkadza. Te uczucia oporu, buntu wskazują na to, co jest przeszkodą w nas. przeszkodą dla Boga. Słowo Boże prowadzi nas do życia. Słowo Boże jest skierowane do człowieka.

-              Żywe bowiem jest Słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosiecz­
ny, przenikający aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolny osądzić pragnie­
nia i myśli serca. Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne. Przeciwnie,
wszystko odkryte, odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek. (Hbr
4, 12- 13).

Słowo Boże osądza pragnienia i myśli serca. Ono decyduje. Ono jest decydujące dla naszego życia. To Ono rozstrzyga co jest dobre a co jest złe w naszym życiu. I to Słowo Boże przenika aż do szpiku kości. 1 nic nie da się ukryć przed Słowem Boga. Kiedy przy­stępujemy do modlitwy, to właśnie powinniśmy przystępować z takim duchem, by nie chcieć niczego ukrywać przed Bogiem, przed Słowem Boga. Pokazać Panu Bogu wszystko i pozwolić, żeby Pan Bóg osądził to nasze życie. Ojciec Brenen daje takie porównanie, że na modlitwie przedłużonej winniśmy otwierać nasze serca na wzór otwierania ludzkich dło­ni. Zauważmy, że człowiek w złości, w gniewie, w agresji, zaciska pięści. I to czuje się niemal somatycznie. Człowieka w gniewie tu coś ściska. I modlitwa jest rozluźnianiem, otwieraniem tej zaciśniętej pięści, tej zaciśniętej dłoni. I my w naszym życiu zbieramy bar­dzo różne doświadczenia.   Dużo takich negatywnych doświadczeń, jak mali chłopcy cza-


2

sem zbierają kolorowe, ale ostre kamyki, zbieramy i ściskamy w naszych sercach, w na­szych dłoniach. I te kolorowe, ostre kamyki - ranią. Gdybyśmy wzięli do ręki taki koloro­wy, ostry kamień i próbowali rękę zacisnąć, to możemy aż do krwi się skaleczyć. I wiele jest w naszym życiu takich doświadczeń które nas wewnętrznie ranią. Powiedziałbym, we­wnętrznie krwawią. I Pan Bóg zaprasza nas do tego żebyśmy to pokazywali. Żebyśmy otwierali nasze dłonie. Bo pierwszym pytaniem na modlitwie jest: co cię boli. Dlaczego my się na modlitwie nudzimy? Bo nie dotykamy na modlitwie tego, co jest najistotniejsze dla naszego życia. Jeżeli na modlitwie będziemy dotykać tego co nas boli, nie będziemy się nu­dzić. A więc otwierać te zaciśnięta dłonie, te zaciśnięte serca i pokazywać te nazbierane w ciągu życia ostre kamienie. Ostre, przykre, bolesne doświadczenia.

Modlitwa polega na tym, że pozwalamy Bogu zabierać i dawać. Otwieramy dłoń, otwieramy siebie i jesteśmy do dyspozycji Boga. Często zachowujemy się w taki nieracjo­nalny sposób: coś nas bardzo boli. coś nas bardzo rani, a jednocześnie nie chcemy tego od­dać. Upieramy się że to jest nasze, nie pozwalamy by ktokolwiek dotknął tego, co boli. I zachowujemy się jak małe. zranione dziecko, które nie pozwala lekarzowi dotknąć zranio­nej, obolałej rączki. A Pan Bóg jest dżentelmenem, na siłę niczego nie zabierze, nie wymusi niczego na tobie. Bogu można tylko oddać. Bóg przyjmie tylko wtedy, kiedy Mu dasz w wolności serca. Natomiast siłą Pan Bóg nie otworzy ludzkiego serca, siłą nie otworzy tych, w agresji, zaciśniętych dłoni.

Kiedy rozpoczynamy drogę modlitwy, to modlitwa najpierw bywa trudna. Naj­pierw bywa bolesna. Często mylimy uczucia z modlitwą. To się często zdarza, że człowieka który chce się modlić, najpierw ogarnia jakaś wewnętrzna posucha i wtedy tęskni: no tak, dawniej to ja umiałem się modlić. A to ..dawniej", to często oznacza szkołę średnią lub pierwszą Komunię Świętą. Co to znaczy dawniej? Ten czas minął. Czasu nie da się cofnąć. Jeżeli ktoś dzisiaj nie umie się modlić, to znaczy że nigdy nie umiał się modlić. Umiejęt­ność modlitwy jest związana z zadaniami życiowymi. Z odpowiedzialnością życiową. Kie­dy ma się 10 lat. to nie ma się żadnej odpowiedzialności życiowej. No, minimalną. I to była modlitwa na tamten czas. Ona w tamtym czasie była dobra, ale dwadzieścia lat później, taka sama modlitwa jest już niedobra. Trzeba uczyć się modlitwy ciągle, na nowo. Nowa odpo­wiedzialność, nowe życiowe zadania, nowe niebezpieczeństwa, nowe grzechy, wymagają nowego sposobu modlitwy. I w modlitwie nie można unikać dotykania rzeczy trudnych, najtrudniejszych rzeczy naszego życia. Dzisiaj mówimy, że trzeba dochodzić do ludzkich problemów. Pod wpływem Słowa Bożego, dochodzić do ludzkich problemów. Słowo Boże ma oświetlać ludzkie życie. Ma pokazywać, jak to moje życie ma wyglądać. Jeżeli nasza modlitwa nie miałaby związku z życiem, byłaby pustą modlitwą. Faryzejską, to znaczy: ży­cie sobie. Pan Bóg sobie. Człowiek może dużo robić, jak faryzeusz: dawał dziesięcinę, ale wyszedł ze świątyni nie usprawiedliwiony, to znaczy, wyszedł ze świątyni bez Boga. Bo to że robisz dużo, nie znaczy, że robisz po Bożemu. I nie jest ważne czy się dużo robi, ale ważne czy się robi to. czego Pan Bóg od nas pragnie. Czy człowiek daje się prowadzić Bo­gu. Bo to że dużo robię, to może być taki pusty aktywizm. wynikający z moich chorych ambicji, żeby być zauważonym, żeby ludziom się pokazać. Jeśli robię dużo, to niekoniecz­nie jest dowód mojej ofiarności. Hojności.

A więc: Słowo Boże prowadzi nas do życia, oświetla nasze życie. I najpierw oświetla to. co jest najtrudniejsze w naszym życiu. I istotą modlitwy jest spotkanie Słowa Bożego w naszym życiu. Trzeba mówić Bogu to. co się rodzi pod wpływem spotkania Sło­wa Bożego z naszym życiem. 1 ważne, żeby tego nie upiększać. Jeżeli się nudzisz na modli­twie, to mów Panu Bogu że się nudzisz. Jeżeli modlitwa wywołuje jakieś bolesne sprawy, to mów o tych bolesnych sprawach. Bogu trzeba pokazywać to. co objawia nam Słowo Bo­że. I Święty Ignacy zachęca do wielkiej otwartości, do wielkiej szczerości w naszym dialo­gu z Bogiem. Zachęca, by mówić do Boga jak przyjaciel do przyjaciela:

- Zauważmy ten związek intymny, związek pełnego zaufania. Ale, z drugiej strony, jak sługa do Pana: związek zależności. Bóg jest Panem. Jak Ojciec do syna. Już to prosząc o jakąś laskę, już to oskarżajcie się przed Nim o jakiś zły uczynek, już to zwierzając się Mu


3

się ufnie ze swoich spraw, prosząc Go w nich o radę. A więc mówić do Boga to, co się nam w danej chwili nasuwa, co rodzi się w nas na skutek spotkania Słowa Bożego z naszym ży­ciem ".

W niektórych środowiskach są tzw. medytacje prowadzone. Kiedyś byłem w jed­nym zakonie i proszą mnie żebym poprowadził „taką wzorcową medytację". Odpowiedzia­łem, że gdybym tak zrobił to bym pokazał że nic nie rozumiem. Bo jak można modlić się za kogoś, jeden za drugiego. A skąd ja wiem, jakie ty masz grzechy, jakie ty masz problemy. Jak ja mogę modlić się za ciebie. Nie ma wzorcowych medytacji. Nie ma wzorcowych mo­dlitw. To tak, jakby ktoś na randkę ze swa ukochaną posyłał kolegę bo mu się dzisiaj nie chce. Każdy człowiek modli się sam i tylko sam. Nie można się modlić za drugiego. Dialo­gujemy o naszym życiu. O tym co w naszym życiu najtrudniejsze. Modlitwa nie musi być zawsze tylko cichym, uległym błaganiem. Modlitwa nie musi być radosnym dziękczynie­niem. Modlitwa może być bolesnym krzykiem, jak bolesnym krzykiem była modlitwa Jezu­sa w Ogrójcu, na Krzyżu. 1 my możemy się buntować przeciwko Bogu, ale na modlitwie. Mówimy Bogu o naszym buncie. I to mówienie do Boga o naszym buncie na modlitwie sprawia, że ten nasz bunt się rozpływa. Kiedy mówimy do Boga o naszym buncie, zaczy­namy rozumieć że on nie ma sensu.

Kiedy małe dziecko jest bardzo rozgniewane, zbuntowane, kiedy w sklepie mama nie chce mu kupić upatrzonej na półce zabawki i ono zaczyna histeryzować, rzucać się po posadzce, krzyczeć, gryźć i kopać, kiedy zaczyna przed ludźmi robić teatr aby na mamie wymusić kupno tej rzeczy, wtedy pedagodzy, wychowawcy radzą by nie ulegać dziecku, aleje przytulić i trochę, zwłaszcza na początku, przytrzymać. Tak trochę na siłę. I to przy­trzymanie w geście takiego przytulenia, przygarnięcia, akceptacji powoduje, że ten gniew rozpływa się, że mięśnie dziecka rozluźniają się. Że dziecko zaczyna się czuć bezpiecznie. Mówimy o małych dzieciach, trudno byłoby przytrzymać dwudziestolatka. I trochę tak po­winniśmy postępować z sobą. z nami, przed Bogiem. I kiedy jest w nas dużo takiego buntu, rozżalenia, kiedy mamy ochotę gryźć i kopać wszystkich dookoła ( co nie jest takie rzad­kie), to wtedy na modlitwie, właśnie dać się Bogu przytulić. Dać się Bogu przygarnąć. 1 Pan Bóg nas przytrzyma, na początku, trochę na siłę. Na początku, trochę wbrew sobie. To małe dziecko, w tych pierwszych momentach gdy jest przytulane, ono jeszcze kopie, jeszcze gry­zie. Nie szkodzi. No i właśnie, dać się przytulić Bogu. To wyraża się w tym, że mówimy to. co czujemy: rzeczy najbardziej przykre, najbardziej bolesne. Ale jednocześnie, mówimy do Boga, przed Bogiem. To jest bardzo ważne. Bo te same uczucia buntu, gniewu, agresji, je­żeli będą wypowiadane bez doświadczenia obecności Boga. będą nas niszczyć. A te same uczucia gniewu, złości, wypowiadane przed ludźmi, stają się źródłem wojny. Wzajemnego niszczenia siebie.

Medytacja winna kończyć się takim właśnie serdecznym dialogiem, w którym czujemy się przez Boga przygarnięci, przytuleni, niezależnie od tego, co nosimy w środku, co mamy w nas. Niezależnie od naszego zbuntowania, niezależnie od naszego zagubienia.

Modlitwa medytacyjna winna być czasem bardzo bezinteresownym. Na modlitwie nie trzeba doraźnie, jakby, niczego załatwiać. Ja chcę być z Bogiem, a Bóg, w swojej bezin­teresowności, naprowadzi mnie na moje życie. I nie jest dobrze gdy przystępujemy do mo­dlitwy po to, żeby rozwiązać problem. Aby modlitwa była bezinteresowna, trzeba zgodzić się na ubóstwo swojej modlitwy: że moja modlitwa jest uboga, niedoskonała, że ja nie umiem się modlić. I na medytacji nie myśleć czyja się dobrze modlę, nie łypać okiem z bo­ku na siebie i nie podziwiać siebie, ani też siebie nie krytykować. My często przeszkadzamy sobie na modlitwie, właśnie takim obserwowaniem siebie z boku; zobacz jak ta modlitwa ci nie wychodzi, albo, o jak się dzisiaj pięknie modlisz... Na modlitwie, nie myśleć o modli­twie. Na modlitwie, myśleć o Bogu. Gdyby jakiś aktor na scenie, grając jakąś sztukę te­atralną, myślał tylko o tym czy on dobrze gra. czy się widzom podoba, to, można z góry powiedzieć, że jego gra na scenie byłaby fatalna. Przekazywałby ludziom nie przesłanie tej sztuki, tylko swój własny niepokój o to. czy się podoba.


4

Natomiast, jest rzeczą bardzo ważną, aby to pytanie: jak ja się modlę, zadawać so­bie po modlitwie. I dlatego święty Ignacy proponuje tak zwaną refleksję po modlitwie.

- Po skończonym ćwiczeniu, przez kwadrans, siedząc lub chodźcie, zbadam jak mi się powiodła medytacja: Jeśli źle, zbadam przyczynę tego. a tak poznawszy przyczynę będę żałował za to, chcąc się poprawić w przyszłości. Jeżeli dobrze, podziękuję Bogu, Panu na­szemu i następnym razem będę trzymał się tego samego sposobu.

W medytacji, człowiek winien poddać się dobrze rozumianej spontaniczności. Na medytacji pozwalamy się prowadzić Duchowi Świętemu. Niech „wieje kędy chce". My się przygotowujemy do medytacji, ale to przygotowanie nie jest dyrygowaniem. Na medy­tacji możemy pójść w zupełnie innym kierunku.

Podczas modlitwy nie trzeba się obserwować, nie pytać siebie czy ja się modlę zgodnie z metodą, czy jestem wierny metodzie. Natomiast po medytacji można sobie zadać to pytanie. I myślę, że dla każdego człowieka który chce się modlić, dobre jest, by zrobił sobie taką refleksję o modlitwie, po modlitwie: moja dotychczasowa droga w modlitwie. Nawet u osób które dużo się modlą, częste jest. że nie rosną w modlitwie. To widać zwłasz­cza u osób duchownych, zakonnych: codziennie się modlą, godzinami się modlą, a ciągle te same problemy, te same urazy. Dziesiątki lat przeżytych z Panem Bogiem i ciągle człowiek tak samo chory z ambicji, urazowy, zakompleksiały. Jak nie rośnie dojrzałość życiowa, to znaczy że nie rośnie modlitwa. Bo modlitwa która rośnie, ona zmienia życie. I to pytanie: czyja się lepiej modlę, to trzeba sobie zadawać w kontekście życia; czyja lepiej żyję, czyja spokojniej żyję. Modlitwa nie jest celem samym w sobie. Istotą modlitwy jest spotkanie z Bogiem. Przemiana naszego życia pod wpływem Słowa Bożego. I na medytacji zajmujemy się Bogiem, nie zajmujemy się modlitwą. Ale w refleksji pytamy, czy moja modlitwa wpływa na moje życie. Czy przemienia moje życie. Czy moja modlitwa czyni mnie spokoj­niejszym, bardziej wyrozumiałym dla innych, bardziej ustępliwym, bardziej wolnym we­wnętrznie, bardziej spontanicznym. Czy moja modlitwa otwiera mnie na Boga. Czy pod wpływem modlitwy zmniejsza się mój strach przed Bogiem, czy zmienia się mój obraz Pa­na Boga. I refleksja jest szkołą modlitwy. Święty Ignacy mówi. żeby zbadać dlaczego nie jestem zadowolony z modlitwy i poprawić się na przyszłość. To znaczy, szukać innego po­dejścia, innego traktowania. Jeżeli popełniamy jakiś błąd w modlitwie, to refleksję robimy po to, żeby unikać tego błędu. Powiedzmy, że do modlitwy przystępujemy z takim roztrze­paniem i dlatego nie możemy się skoncentrować. Wtedy zmiana polega na tym. że próbu­jemy się skoncentrować na modlitwie, że dajemy sobie trochę więcej czasu. Błędy popeł­nione na modlitwie nie mogą być przyczyną rozczarowania, jakiegoś niszczącego uczucia zniechęcenia do siebie, ale powinny być raczej okazją do pogłębienia doświadczenia modli­twy. Także na modlitwie trzeba nam uczyć się na błędach. Niepowodzenie na modlitwie, ma się stać okazją do większego upokorzenia się przed Bogiem. Kiedy nie udaje się nam modlitwa, wtedy z wielką szczerością wewnętrzną możemy mówić, że to nie my się mo­dlimy, ale Duch Boży w nas się modli. Poprawa w przyszłości zależy nie tylko od nas, ale zależy także od Pana Boga.

Natomiast kiedy modlitwa idzie nam dobrze, to Św. Ignacy zachęca nas do wdzięczności do Boga, żeby nie obrastać w cudze piórka. Wielu ludzi nie postępuje w mo­dlitwie dlatego, że podziwiają siebie na modlitwie. Faryzeusz nie urósł duchowo, bo podzi­wiał siebie: patrz, Panie Boże, jaki ja jestem hojny, święty, jaki gorliwy i Ty powinieneś być mi wdzięczny... To jest zafałszowanie. Kiedy jesteśmy zadowoleni z modlitwy, to niech to zadowolenie prowadzi nas do dziękczynienia. I trzeba dostrzegać to, co jest dobre w naszej modlitwie po to, żeby dostrzegać Boże dary. Nasz wysiłek który przynosi owoc na modlitwie, jest zachętą do większej wierności Bogu w modlitwie.

Taka modlitwa przedłużona wymaga naszej wytrwałości. Trzeba sobie też z góry powiedzieć, że nie będziemy się dobrze modlić bez Ducha wierności. Ducha wytrwałości. A czasami trzeba się modlić jakby wbrew sobie. Nie można odwoływać się tylko do uczuć: mam ochotę to się modlę, a nie mam ochoty to się nie modlę. Trzeba modlić się czasami wbrew sobie. Nie mam ochoty,   a modlę się. Jak żałośnie wyglądałaby rodzina, gdyby jej


członkowie robili coś tylko wtedy, gdy mają na to ochotę. Życie nie może być kierowane ochotą. Życie musi być kierowane odpowiedzialnością. Dobrze kiedy jest ochota. Życie sta­je się wtedy łatwiejsze, spokojniejsze, szczęśliwsze. Ale ochota jest zmienna. Im większa zmienność uczuciowa, im większa niedojrzałość uczuciowa, tym większa zmienność tej ludzkiej, nazwijmy to, ochoty. Ludzkiej woli.

Teraz jeszcze dwa ćwiczenia, które będą jednocześnie tematem spotkań.

Ćwiczenie. I.

Jak wygląda moja modlitwa dzisiaj.

Czy jestem z niej zadowolony.

Z czego w mojej modlitwie nie jestem zadowolony.

Do jakiego obrazu Boga ja się modlę.

Jakie jest moje osobiste doświadczenie Boga.

Mój obraz Boga w mojej modlitwie.

Moje największe przeszkody i trudności w modlitwie.

Jak sobie z nimi radzę. Jak je rozwiązuję.

Czy rzeczywiście podejmuję moje trudności.

Czy staram sieje rozwiązać.

Ćwiczenie II.

Jaki jest związek modlitwy z moim życiem. Jak wpływa modlitwa na przebieg mojego życia. Jak modlitwa wpływa na rozwiązywanie problemów mojego życia. Moja modlitwa w najbardziej krytycznych momentach mojego życia. Jak wpływała na przeżycie tego kryzysu.

Co chcę Bogu powiedzieć o wpływie mojej modlitwy na moje życie, za co podziękować, za co przeprosić, o co chciałbym prosić. Czy jestem zadowo­lony z tego wpływu mojej modlitwy na moje życie. W tym punkcie spró­bujmy porównać nasze życie dzisiaj i ileś lat temu. Czy zauważamy że to życie jest jakoś inne? Czy spokojniejsze, bardziej otwarte na ludzi, bardziej wolne?


6

O. Stanisław Majcher SJ.

Fragment konferencji.

Dziesięć obrazów zafałszowanego Boga.

1.                  Bóg który nie daje się odczuć. Nie potwierdza swej obecności.

2.                  Bóg który wszystko zaplanował, wszystko wie, a od człowieka oczekuje tylko po­słuszeństwa.

3.                  Bóg - wielki nieobecny.   Stworzył człowieka panem świata i kazał mu rządzić. Nie interesuje Go co będzie.

4.                  Bóg złośliwy. Zazdrosny. Boję się Bogu zawierzyć swe życie, bo się boję że mi coś zabierze. Bóg masochista. Bóg który i nas obarcza nas cierpieniem.

5.                  Bóg który dba tylko o swoją chwałę, tylko na tę chwałę czeka. Bóg który chce żeby człowiek Go kochał mimo. że Go nie widzi.

6.                  Bóg tyran. Stwarza tylko przepisy. Czyha na każde potknięcie człowieka.

7.                  Bóg kapryśny. Wymyśla tylko prawa, nakazy i zakazy, których gdyby nie było,

8.                  to On byłby całkiem dobrym Bogiem.

9.                  Bóg odgromnik, piorunochron, którego   zauważamy i wzywamy tylko w zagroże­niu.

 

10.          Bóg witaminka, u którego ..ładujemy akumulatory". Potrzebny też tylko czasem.

11.           Bóg rasista, który kocha tylko niektórych. Niekoniecznie mnie mimo, że bardzo się staram. Innym lepiej się powodzi, choć więcej grzeszą.


7

0. Józef Augustyn SJ.

Modlitwa w chwilach pokus.

Obserwując nasze życie widzimy, iż nierzadko przychodzą na nas okresy rozprę­żenia wewnętrznego, chłodu, oschłości, okresy silnych pokus. Patrząc na pokusę tylko od zewnątrz, może nam się wydawać, że jest ona łatwa do przezwyciężenia. Ale takie odczucie mamy tylko do momentu rozpalania się w nas pożądliwości. Gdy wzmaga się pożądliwość, wówczas wydaje nam się, że musimy jej ulec. W pokusie trzeba nam byś wielkimi reali­stami. Musimy być świadomi, że w chwili prawdziwej pokusy, braknie nam sił aby ją prze­zwyciężyć. Nie możemy nigdy być zbyt pewni siebie. Subiektywna pewność siebie może być zwodnicza. Jak bardzo zwodnicza była pewność siebie Piotra, który zapewniał Jezusa, że pójdzie z Nim na śmie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin