Muszka Bzyk-Bzyk umarła.doc

(28 KB) Pobierz

JAK KARTKA

Wszyscy się martwili. Muszka Bzyk-Bzyk była bardzo chora. Wiele dni leżała w łóżku, obłożona buteleczkami. Buteleczek z dnia na dzień robiło się coraz więcej, ale Bzyk-Bzyk nie zdrowiała. Przeciwnie - robiła się coraz słabsza i jakby coraz niniejsza i bardziej przezroczysta. Bzyczała coraz ciszej i ciszej i nawet nie śmiała się z dowcipów Pana Kuleczki, psa Pypcia i kaczki Katastrofy, którzy robili, co mogli, żeby jej poprawić humor. Odwiedzał ją pan doktor i pielęgniarka, ale choć starali się uśmiechać, to Pypeć i Katastrofa widzieli, że nie inają wesołych min. Czasami rozmawiali przyciszonymi głosami z Panem Kuleczką. Któregoś dnia przyjechała karetka i zabrała Bzyk=Bzyk do szpitala.

-         W szpitalu mają więcej lekarstw i będą się bardzo dobrze opiekować naszą Bzy-Bzyk - powiedział Pan Kuleczka, kiedy Katastrofa nakrzyczała za to na niego. Sam codziennie jeździł do szpitala. Siedział przy łóżku Bzyk-Bzyk najdłużej jak się dało, zanim nie zasnęła, i w domu był bardzo późno. Aż któregoś dnia wrócił ze szpitala wcześniej niż zwykle.

-         Co się stało? - zdziwił się Pypeć. A potem się ucieszył: - Bzyk-Bzyk lepiej się poczuła i nie musiał pan z nią zostać? Pan Kuleczka pokręcił głową.

-         To dlaczego jest pan tak wcześnie? - zapytała Katastrofa i zrobiło jej się jakoś dziwnie. Sama nie wiedziała dlaczego.

-         Już nie musiałem siedzieć przy Bzyk-Bzyk - powiedział cicho Pan Kuleczka. - Umarła.

-         Jak to umarła? Co to znaczy - „umarła"? - zawołała Katastrofa. - Przecież umiera się, jak się jest już starym i bardzo, bardzo zmęczonym i jak się już żyło bardzo, bardzo długo! Sam pan nam tak kiedyś mówił! Czemu pan nam nakłamał?!

-         To wszystko prawda - odpowiedział jeszcze ciszej Pan Kuleczka i usiadł w fotelu. - Ale zdarza się czasem, że całkiem małe muszki też umierają.

-         Dlaczego? - zapytał pełnym żalą głosem Pypeć. Katastrofa płakała. Pan Kuleczka przytulił ich oboje.

-         Wiesz, tak naprawdę to nie wiem - powiedział poważnie. - Ale myślę, że to jest trochę tak. jakby Ktoś każdemu z nas wsuwał pod drzwiami po kawałeczku długą kartkę papieru. Codziennie możemy na niej coś rysować, ale nie wiadomo, ile pustej kartki jeszcze zostało...

-         I... kartka Bzyk-Bzyk... się skończyła?... - wypłakała Katastrofa.


-           Właśnie - odparł po prostu Pan Kuleczka.

-         Ale na pewno mogliśmy coś zrobić! - zawołała Katastrofa przez łzy.

-         Przecież kartki można kupić w sklepie! Takiej kartki nie kupi się w żadnym sklepie - powiedział Pan Kuleczka.

-         To niesprawiedliwe! - powiedziała z mocą Katastrofa.

-         Nie wiem - westchnął Pan Kuleczka. - Ale to chyba jednak sprawiedliwe. Gdyby tę kartkę można było kupić w sklepie, to bogaci mieliby dłuższe kartki, a biedni - krótsze. To dopiero byłoby niesprawiedliwe...

-         No to każdy z nas mógł oddać Bzyk-Bzyk po kawałku swojej kartki! — znów zawołała

Katastrofa. - A jak wy nie chcecie, to ja sama bym oddała!

Pypeć ją przytulił, ale Katastrofa wyślizgnęła mu się z łapek. Wcale nie potrzebowała żadnego przytulania. Pan Kuleczka popatrzył na nią przez chwilę, a potem powiedział:

-         Każdy ma swoją kartkę. Nic mniej i nic więcej. Nie mogliśmy oddać swoich kartek

Bzyk-Bzyk, choćbyśmy bardzo chcieli.

Głos mu dziwnie drżał i Katastrofa pomyślała, że choć ona nie potrzebuje żadnego przytulania, to Pan Kuleczka - tak. I mocno się do niego przytuliła. A Pypeć z drugiej strony. Pomilczeli trochę, a potem Pypeć powiedział:

-         To chyba chodzi o to, żeby na tej kartce każdego dnia malować najładniej jak się potrafi. Bo nigdy nie wiadomo, który obrazek będzie ostatni.

Znowu trochę pomilczeli.

- Ostatni z tej strony drzwi powiedziała powoli Katastrofa. ~ Bo przecież coś musi być za tymi drzwiami!

A Pan Kuleczka nagle się uśmiechnął.

 

Wojtek Widłak (jeszcze bez EW)

(marzec 1999)

Zgłoś jeśli naruszono regulamin