Lowell Elizabeth - Zauroczeni.rtf

(809 KB) Pobierz

1

 

Jesień za panowania króla Henryka I

 

Warownia Stone Ring, zamek lorda Duncana i lady Amber, położoony na Spornych Ziemiach na północnych rubieżach normandzkiej Anglii

 

- Co to będzie - szepnęła Ariane do siebie. - Pogrzeb czy weseele?

 

Pytająco spojrzała na sztylet, który trzymała w ręku, jakby od nieego oczekiwała odpowiedzi, ale na ostrzu migotało tylko światło świec. Dziewczyna wpatrywała się w demonicznie połyskujący meetal, po którym srebrzystą strużką spływała krew, a w głowie kołatało jej wciąż to samo pytanie: Pogrzeb czy wesele?

 

Odpowiedź, która nasunęła się jej na myśl, była marnym pocieszeeniem: To nie ma najmniejszego znaczenia. To tylko różne słowa, ale w tej sytuacji znaczą to samo.

 

Za wysokimi murami warowni Stone Ring słychać było zawodzeenie wiatru zwiastujące nadchodzącą zimę.

 

Ariane nie słyszała ponurych jęków, zasłuchana w echo dawno miinionych zdarzęń. Przypomniała sobie, jak to matka wcisnęła pięknie zdobiony szlachetnymi kamieniami sztylet w jej malutkie dłonie. Dookładnie pamiętała błysk ametystów, czuła chłód ciężkiego srebra. Słoowa matki zmroziły ją.

 

Nawet piekło nie może równać się z okrucieństwem małżeńskiego łoża. Jeśli miałabyś leżeć pod mężczyzną, którego nie kochasz, raczej użyj tego sztyletu.

 

Niestety, matka przed śmiercią nie zdążyła powiedzieć córce ani jak użyć sztyletu, ani przeciwko komu go obrócić. Czyją śmierć miaało to oznaczać: pana młodego czy panny młodej?

 

Czy mam zabić siebie czy Simona, którego jedyną zbrodnią jest to, że Z poczucia lojalności wobec swego brata, lorda Dominica Z warowwni Blackthorne, zgodził się mnie poślubić?

 

Lojalność.

 

Ariane westchnęła głęboko i zadrżała pod swą kremowo-rdzawą tuniką·

 

Mój Boże, że też mnie nie było dane zaznać takiego uczucia ze stroony własnej rodziny!

 

Koszmar wrócił, wspomnienia mogły zniszczyć mur, który Ariane udało się zbudować. Siłą woli próbowała przestać myśleć o nocy, kieedy została tak bardzo skrzywdzona najpierw przez Geoffreya Piękneego, a potem przez własnego ojca.

 

Ostrze miękko wbiło się w dłoń Ariane. Uprzytomniła sobie, że zbyt mocno go ściska. Mimochodem zastanowiła się, jakby się czuła, gdyby sztylet znacznie głębiej wbił się w jej ciało.

 

Chyba nie byłoby to gorsze niż prześladujący ją koszmar.

 

- Ariane, czy widziałaś mój ... och, jaki piękny sztylet _ powieedziała Amber na widok pięknie połyskującego srebra. _ Jest tak kunsztownie zrobiony jak najpiękniejsza brosza.

 

Głos Amber wyrwał Ariane z ponurej zadumy. Powoli, jak naj ciiszej, wzięła głęboki oddech, rozluźniła dłoń zaciśniętą na zdobionym szlachetnymi kamieniami sztylecie i spojrzała na młodą kobietę. Złoota tunika Amber podkreślała kolor jej włosów i oczu.

 

- Należał do mojej matki - wyjaśniła Ariane.

 

- Nigdy nie widziałam takich ametystów! Mają dokładnie taki sam kolor jak twoje oczy. Czy twoja matka też miała fiołkowe oczy?

 

- Tak - odparła Ariane krótko.

 

- A twoje myśli - kontynuowała Amber głosem pozbawionym emocji - mają kolor twoich włosów. Są czarne jak noc.

 

Ariane wstrzymała oddech. Z niepokojem spojrzała na Uczoną Paanią zamku Stone Ring, znaną z tego, że wiedziała, co w człowieku jest prawdziwe, tylko go dotykając, ale teraz Amber stała w oddaleniu od meJ.

 

- Nie muszę cię dotykać - powiedziała, odgadując myśli dziewwczyny. - Widzę to w twoich oczach. Czuję w twoim sercu.

 

- A ja nic nie czuję.

 

- Nieprawda. Ta rana wcale się nie zagoiła. Została tylko głęboko ukryta.

 

- Co ty powiesz. Naprawdę? - odparła Ariane obojętnym tonem.

 

- A tak. Wiem to, odkąd dotknęłam cię po raz pierwszy. Ty też o tym wiesz

 

- Tylko kiedy śpię. - Ariane wsunęła sztylet do pochwy przytrooczonej do pasa i sięgnęła po salonową harfę, która niegdyś była jej wielką radością, a teraz stanowiła jedyną pociechę. Ciemne, inkrustoowane srebrem, masą perłową i karneolem wygięcia drewnianej ramy przypominały gałąź winorośli.

 

Ale to nie wdzięczny wygląd instrumentu wabił Ariane. Najwiękkszy czar miał jego dźwięk. Z gwałtownością, którą ledwie udawało się jej pohamować, poruszała smukłymi palcami, wydobywając ze strun akordy współgrające z szalejącym na zewnątrz wiatrem.

 

Ukryta, ale ciągle krwawiąca.

 

Amber nie dała się zwieść dźwiękom harfy. W milczącej harfistce wyczuwała mieszaninę strachu, wściekłości i bólu, która od środka spalała tę pozornie spokojną normandzką dziewczynę.

 

- Nie obawiaj się zostać żoną Simona - powiedziała przekonująącym tonem. - To człowiek wielkich namiętności, ale potrafi je kontroolować.

 

Palce Ariane na chwilę zastygły w bezruchu. Potem powoli skinęęła głową. Stopniowo dźwięki harfy stawały się coraz mniej gwałtowwne.

 

- O tak - ciągnęła Amber, lekko zniżając głos. - W stosunku do mnie zachował się bardzo szlachetnie.

 

Będzie znacznie mniej szlachetny, kiedy się dowie, że jego żoona nie jest dziewicq. Z błahszych powodów wypowiadano wojny. Nie trzeba aż takiej zniewagi, żeby mężczyźni zabijali, a kobiety ginęły, myślała Ariane.

 

Ta ostatnia myśl, chociaż mroczna, wydała się Ariane kusząca.

 

Niosła w sobie nadzieję wyrwania się z tej koszmarnej matni bólu i hańby, jaką stało się dla niej życie.

 

- Simon ma silne ciało i łagodną twarz - dodała Amber. - Jest tak szybki, że zamkowe koty chowają się przy nim ze wstydu.

 

Palce Ariane pomyliły struny. Po chwili odezwała się cicho:

- Oczy ma takie ... ciemne.

 

- To te jego jasne jak słońce włosy powodują, że oczy wydają się czarne jak węgiel - szybko odpowiedziała Amber.

 

- Nie, nie, to coś więcej - potrząsnęła głową Ariane. Amber westchnęła i z wahaniem się z nią zgodziła.

 

- To samo można powiedzieć o większości mężczyzn, którzy wrócili z wojny z Saracenami - przyznała. - Wrócili z jakimś ciężarem na sercu.

 

Wysoki dźwięk struny przerwał ciszę.

 

- Simon mi nie ufa - odezwała się Ariane.

 

- Tobie? Tobie nie ufa? - Amber roześmiała się serdecznie. - Ufa ci na tyle, żeby odwrócić się do ciebie plecami. To mnie nie ufa. W głębi serca Simon uważa, że jestem jędzą z piekła rodem.

 

W fiołkowych oczach Ariane błysnęło zdziwienie.

 

- Jeśli to ci pomoże - sucho dodała Amber - powiem, że twoje oczy, choć piękne, są odległe jak druidyczny księżyc. - I to ma być dla mnie pociecha?

 

- A czy cokolwiek mogłoby nią być?

 

Palce Ariane przestały delikatnie pląsać po strunach harfy, kiedy zamyśliła się nad zadanym jej pytaniem. Potem spadły na nie jak sookoły, wydobywając z instrumentu zgrzytliwe dźwięki.

 

- Dlaczego uważa cię za jędzę z piekła rodem? - zapytała po chwili.

 

Zanim Amber zdążyła otworzyć usta, z tyłu rozległ się niski męski głos i wyręczył ją w odpowiedzi.

 

- Ponieważ - mówił Simon - uważam, że za jej przyczyną Dunncan stracił rozum.

 

Obie kobiety odwróciły się i ujrzały Simona stojącego w drzwiach niewielkiej narożnej komnaty, oddanej Ariane na czas jej pobytu w zamku Stone Ring. Przypuszczała, że nie zostanie tu długo. Lord Dominic z Blackthorne przybył do zamku tylko po to, żeby dopilnoować poślubienia Ariane przez jednego z oddanych mu ludzi, zanim sprawy przybiorą zły obrót.

 

Simon był drugim wybranym przez niego kandydatem na męża córki barona Deguerre'a. Do swego pierwszego narzeczonego, Dunncana, Ariane nic nie czuła, natomiast widok Simona stojącego w drzwiach wywoływał w niej dziwne drżenie. Wypełniał sobą prawie całe wejście. Ani jego wysoka postać, ani szerokie ramiona nie budziiły niczyjego zdziwienia i nie wywoływały komentarzy, ponieważ poosturą przypominał swego brata Dominica. Potężniejszy od obu braci był tylko Duncanami, mąż Amber.

 

Ariane od pierwszej chwili dostrzegała wszystko, co dotyczyło Siimona. Gdy podszedł do niej w warowni Blackthorne i powiedział, żeeby przygotowała się do ciężkiej drogi do zamku Stone Ring, zwróciła uwagę, jak zwinnie i z wdziękiem się porusza, podziwiała jego prężżne, silne ciało, oczy płonące ogniem inteligencji. Czasami, kiedy spojjrzała nieoczekiwanie, dostrzegała w nich jeszcze inny ogień, ogień zmysłowego pożądania. Tak, on jej pragnął.

 

Początkowo była przerażona. Oczekiwała, że siłą zmusi ją do zaaspokojenia tej żądzy, on jednak tego nie zrobił. Zachowywał się nieenagannie, traktował ją uprzejmie, z kontrolowaną powściągliwością, co podziałało na nią uspokajająco, jednocześnie jednak niepokoiło i ... pociągało.

 

W oczach Ariane Simon górowałby w tłumie wielkoludów. Ta jeego kocia zwinność i męska elegancja ruchów w jej przekonaniu wyyróżniała Simona spośród mężczyzn potężniejszych od niego. Na swój sardoniczny sposób był dla niej miły. Droga z zamku Blackthorne, dookąd przybyła prosto z Normandii, do warowni Stone Ring była naaprawdę ciężka. Warownia Blackthorne leżała na dalekiej północy Annglii, na granicy Spornych Ziem, gdzie Normanowie i Anglosasi nadal walczyli między sobą o panowanie nad poszczególnymi grodami.

 

Warownia Stone Ring znajdowała się jeszcze dalej na północ, w samym sercu krainy, do której majątków rościli sobie prawa Norrmanowie, a które siłą zajęli Anglosasi. Już poprzednie pokolenie Norrmanów odniosło zwycięstwo nad Anglosasami w bitwie pod Hastings, ale oni wcale nie zachowywali się jak pokonani.

 

- Okazuje się - powiedział Simon, wchodząc do komnaty - że myliłem się co do Amber. Duncan stracił przez nią nie rozum, lecz serrce. A to, oczywiście, nie ma aż tak wielkiego znaczenia.

 

Uczona Pani nie dała się sprowokować, tylko bursztynowy wisioorek błyskający między jej piersiami drżał od tłumionego chichotu.

 

Simon uśmiechnął się jeszcze cieplej.

 

- Już nie uważam cię za narzędzie diabła - powiedział, zwracając się do Amber. - Czy wybaczysz mi przykrość, jaką ci sprawiłem?

 

- Szybciej niż ty wybaczysz wszystkim kobietom to, co jedna toobie uczyniła - odparła Amber.

 

W komnacie zaległa tak głucha cisza, że syk płonących szczap wyydawał się donośny. Kiedy Simon odezwał się ponownie, ani w uśmieechu, ani w głosie nie było już ciepła.

 

- Biedny Duncan - powiedział dobitnie. - Niczego nie potrafi utrzymać w tajemnicy przed żoną czarownicą.

 

- Bo nie potrzebuje - odezwał się Duncan zza pleców Simona. Słysząc głos męża, Amber, rozświetlona jakimś wewnętrznym światłem, skoczyła mu naprzeciw.

 

Ariane patrzyła zdumiona. Przez siedem dni, które spędziła w zamku Stone Ring, jeszcze się nie oswoiła z tym, że Amber tak otwarcie okazuje uczucie swojemu nowemu mężowi. Nie skrywana radość Amber była dla niej zaskoczeniem. Duncan również wydawał się szczęśliwy, a tego już Ariane zupełnie nie mogła zrozumieć.

 

Kiedy Amber biegła przez komnatę z wyciągniętymi do Duncana rękami, Simon rzucił Ariane rozbawione spojrzenie, sugerujące, że on także jest ubawiony zachowaniem Amber i Duncana.

 

Ta chwila cichego porozumienia była dla Ariane krzepiąca i niepookojąca zarazem.

 

Idiotka - złajała się w duchu. - To po prostu podstęp. Uśmiecha się, bo chce mnie oczarować, żebym nie sprzeciwiała się brutalnemu wykorzystywaniu pod pozorem wypełniania małżeńskich obowiązków. - Myślałam, że cały ranek spędzisz na wysłuchiwaniu skarg podddanych - powiedziała Amber, zwracając się do Duncana.

 

- I tak było. - Duncan ujął jej ręce w swoje ogromne dłonie. ¨Eric zlitował się i wpuścił wilczury do komnaty, żeby ogrzały się przy ogmu.

 

- Stagkillera także? - zapytała Amber. Jej brat rzadko ruszał się gdziekolwiek bez swego wiernego psa.

 

- Uhm - przytaknął Duncan. Ucałował czubki palców Amber i wąsami połaskotał wierzch jej dłoni. - W końcu sobie poszli.

 

Simon próbował zdusić śmiech.

 

Chłopi z szacunkiem odnosili się do brata Amber, Erica, ale bardzo bali się zwierząt Uczonego Męża. Niejeden dzierżawca lub czynszowwnik dziękował Bogu, że nowy pan na zamku Stone Ring jest dzielnym rycerzem nie hołdującym pradawnym przesądom, nie znającym uczoonych ksiąg i nie posiadającym zwierząt mądrzejszych od większości ludzi.

 

- Będzie mi brakowało twego brata, kiedy wróci do warowni Sea Home - powiedział Duncan.

 

- Mojego brata czy jego sfory? - zapytała Amber z uśmiechem.

 

- I jego, i jego psów. Może mógłby zostawić nam kilka.

 

- Tych dużych?

 

- A ma jakieś inne? - odparował Duncan. - Stagkiller jest prawie tak wielki jak mój koń.

 

Śmiejąc się z tak przesadnego porównania i potrząsając głową, Amber przytuliła policzek do pokrytej szramami dłoni Duncana.

 

Ariane obserwowała świeżo poślubioną parę takim wzrokiem, jaakim polujący sokół bada ziemię, daleko w dole pod swymi skrzydłaami. Słowa, które wypowiadali, były nieistotne, ważniejsze było to, jak na siebie patrzyli, że pragnęli się wzajemnie dotykać, że coraz żywiej skrzyło między nimi coś, co ich łączyło.

 

- Niewiarygodne, prawda? - cicho odezwał się Simon.

 

Przysunął się tak blisko Ariane, że jego oddech poruszył włosy na jej karku.

 

- Co? - spytała zaskoczona.

 

Ledwo się powstrzymała, żeby się gwałtownie od niego nie odsuunąć. Spojrzała w pogodne, czarne jak noc oczy Simona. Ucieczka na nic by się nie zdała. Pewnie na nic też nie zdałyby się prośby, by zoostawił ją w spokoju. Tego nauczył ją Geoffrey. Tego i jeszcze czegoś, co pogrzebała pod murem bólu i hańby.

 

- To niewiary godne - wyjaśnił Simon - jak taki dzielny rycerz, który zyskał sobie miano Szkockiego Młota, staje się miękki jak gliina w rękach dziewczyny.

 

- Powiedziałabym, że jest odwrotnie - mruknęła Ariane. - To raaczej bursztynowa czarownica tańczy, jak on jej zagra.

 

Simon ze zdziwieniem uniósł jasne brwi. Odwrócił się i przez chwilę przyglądał się Duncanowi i Amber.

 

- Masz rację - zgodził się z Ariane. - W jej oczach jest tyle samo miłości, co w jego. Ale czy to miłość, czy raczej ogłupienie?

 

Simon ponownie odwrócił się do Ariane i znowu nisko się ku niej pochylił, tak by ich rozmowa nie była przez nikogo słyszana. Odskooczyła gwałtownie, ale gdy uświadomiła sobie, co zrobiła, opanowała się i aby pokryć zmieszanie, zaczęła stroić harfę.

 

Simon jednak nie dał się oszukać. Przymrużył oczy i szybko się wyprostował. Chociaż nie uważał się za tak przystojnego jak Eric i oczywiście nie posiadał tak wielu ziem i dóbr, nie zdarzało się, żeby kobiety odsuwały się od niego, jakby od kilku dni się nie mył.

 

Było to tym bardziej denerwujące, ponieważ czuł, że nie jest Ariaane obojętny, ona zaś działała na niego podniecająco. W zamku Black-

 

thorne, podczas ich pierwszego spotkania, rzuciła mu jedno spojrzenie, a potem zawsze patrzyła tak, jakby nigdy wcześniej go nie widziała.

 

Simon czuł się podobnie. W oczach Ariane dostrzegł nić wzajemmnego zrozumienia. W swoim życiu widywał już piękniejsze kobiety, ale żadna nie zrobiła na nim takiego wrażenia, nawet ta boska kusiicielka Marie.

 

W tamtej chwili uważał, że to złośliwy żart bogów, iż Ariane jest zaręczona z Duncanem z Maxwell, zwanym Szkockim Młotem 8człowiekiem, który był jego przyjacielem i sprzymierzeńcem Dominiica. Kiedy jednak okazało się, że Duncan kocha inną kobietę, Simon natychmiast zaproponował, że ożeni się z córką potężnego normandzzkiego barona. To małżeństwo zapewniłoby spokój na Spornych Zieemiach, a Dominie bardzo potrzebował pokoju, by jego majątki w Blackthorne mogły pomyślnie się rozwijać.

 

Simon zaproponował małżeństwo bez wahania, był bowiem przekonany, że spośród wszystkich mężczyzn Ariane wybrałaby właaśnie jego. Teraz wcale nie był tego taki pewien. Może po prostu chciaała go trzymać w niepewności. Tak bawiła się nim Marie i, trzeba poowiedzieć, świetnie jej to wychodziło.

 

_ Czy obraziłem czymś panią, lady Ariane? - zimnym tonem spytał Simon. - Nie.

 

- Szybka odpowiedź. Inieszczera.

 

_ Przestraszył mnie pan. To wszystko. Nie spodziewałam się, że znajdzie się pan tak blisko mnie.

 

W odpowiedzi Simon tylko lekko się uśmiechnął.

 

_ Czy mam poprosić Meg, żeby przygotowała dla mnie specjalne mydło, żebym nie ranił pani delikatnego noska? - zapytał.

 

_ Moim zdaniem pachnie pan przyjemnie - uprzejmie odparła Ariane.

 

Gdy to powiedziała, uświadomiła sobie, że naprawdę tak uważa.

 

W odróżnieniu od większości mężczyzn od Simona nie czuć było staarego potu, nie było też zapachu zbyt długo noszonych ubrań.

- Wydajesz się zdziwiona, że nie śmierdzę jak śmietnik - powieedział Simon. - Sprawdzę, czy mówisz prawdę.

 

Z zaskakującą szybkością pochylił się nad Ariane. Cofnęła się rapptownie, zanim udało się jej opanować panikę. Potem powoli, ostrożnie przesunęła się na skraj drewnianego zydla.

 

- Już możesz odetchnąć - powiedział sucho.

 

Ariane głośno wciągnęła powietrze. Odgłos był taki, jakby zachłyssnęła się z radości lub ze strachu. Biorąc pod uwagę sytuację, Simon poomyślał, że chyba raczej ze strachu.

 

Albo z odrazy.

 

Zacisnął usta nad krótko przystrzyżoną brodą. Doskonale pamięętał, co odpowiedziała Ariane, kiedy Duncan zapytał ją, czy będzie dla niego żoną prawdziwą, a nie tylko z nazwy.

 

Będę wypełniać swoje obowiązki, ale przeraża mnie to.

 

Kiedy ją spytano, czy jej oziębłość wynika z tego, że serce oddała innemu, odpowiedziała otwarcie i bez namysłu: Ja nie mam serca.

 

Nie było najmniej szych wątpliwości, że mówi prawdę, Amber boowiem przez cały czas dotykała Ariane i w słowach normandzkiej dzieedziczki wyczuła tylko przepełnioną smutkiem szczerość.

 

Ariane zgodziła się na ślub, ale jednocześnie jasno dała do zrozuumienia, że sama myśl o współżyciu z mężczyzną budzi w niej odrazę. Każdym mężczyzną, nawet tym, który już wkrótce miał zostać jej męężem.

 

A może przede wszystkim z nim?

 

Simon spojrzał na normandzką dziedziczkę, swą przyszłą żonę, i zacisnął wargi.

 

Czy to możliwe, że kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, ona paatrzyła na mnie ze strachem, podczas gdy ja przyglądałem się jej oczaami pełnymi pożądania? - pytał się w duchu.

 

Ta myśl aż go zmroziła. Poprzysiągł bowiem nigdy więcej nie pragnąć kobiety bardziej, niż ona pragnęłaby jego. Takie niekontroloowane pożądanie dawało kobiecie władzę nad mężczyzną, okrutną właadzę, która niszczyła mężczyzn.

 

Czyżby Ariane była podobna do Marie i tak jak ona to przyciąga, lo odpycha mężczyznę od siebie, każe mu szaleć z żądzy? Niejedna koobieta tak postępuje, niejedna tak bawi się mężczyzną.

 

Tę gierkę uprawiała z nim Marie. Przy niej sam nauczył się grać tak dobrze, że w końcu pobił Marie na jej własnym polu.

 

Simon wyprostował się i bez słowa, starając się nie dotknąć dziewwczyny, odstąpił krok w tył.

 

Ariane odetchnęła z ulgą, ale jednocześnie uświadomiła sobie, że jej zachowanie zraniło Simona. Poczuła się winna. Nie chciała zadać mu bólu. Już otworzyła usta, żeby mu to powiedzieć, ale nie zdołała wykrztusić ani słowa. Po co w ogóle cokolwiek mówić? Nie było sennsu zaprzeczać, że na samą myśl współżycia z mężczyzną serce w niej zamierało.

 

Simon nie zasłużył sobie na oziębłą żonę, a jednak nie potrafiła zmienić swojego stosunku do mężczyzn, także do niego. Wiele mieesięcy temu wyrwano jej z serca cały żar miłości. Stało się to tej dłuugiej nocy, kiedy leżała odurzona jakąś trucizną, nieprzytomna i bezzradna, a Geoffrey Piękny leżał na niej i zachowywał się jak świnia ryyjąca w dziewiczym sadzie.

 

Ariane wzdrygnęła się z odrazą. Miała mgliste wspomnienia tej koszmarnej nocy, niewiele pamiętała, pewnie z powodu tej trucizny, którą podał jej Geoffrey, żeby była cicho i nie miała siły walczyć.

 

Czasami myślała, że to łaska boska, iż tak niewiele pamięta. Innym razem to, że nie pamięta, wzmagało jej przerażenie.

 

- Simonie - szepnęła Ariane, nie zdając sobie sprawy z tego, że głośno wypowiedziała jego imię.

 

Simon zatrzymał się na chwilę, jakby usłyszał jej wołanie. Potem zdecydowanym, stanowczym ruchem odwrócił się do niej plecami.

 

 

2

 

Przekomarzania nowożeńców wypełniły pełną napięcia ciszę, która zaległa między Simonem i Ariane.

 

- Masz czas, żeby pojechać ze mną na konną przejażdżkę? - zaapytał Duncan.

 

- Dla ciebie na tym świecie mam zawsze czas.

 

- Tylko na tym świecie? - zdziwił się, jakby naprawdę czuł się zraniony. - A w niebie, a co z całą wiecznością? - Czy ty się ze mną targujesz, mój mężu?

 

- A czy mam jeszcze coś, co chciałabyś dostać w swoje ręce? _ odparował Duncan.

 

Amber uśmiechnęła się w sposób znany od czasów praprababki Ewy, a jednak jej uśmiech był tak świeży i niewinny jak rumieniec, który wypłynął jej na policzki.

 

Duncan roześmiał się donośnie. W jego głosie słychać było szczerą radość.

 

- Najdroższa Amber, jakże się cieszę, że jesteś ze mną.

 

- Naprawdę?

 

- Owszem, w każdej sekundzie.

 

- A jak się cieszysz? - spytała przekornie.

 

Duncan już zamierzał coś powiedzieć, kiedy oboje uprzytomnili sobie, że nie są sami.

 

- Zapytaj mnie wieczorem - odezwał się cichutko - kiedy węgle w palenisku będą już tylko połyskiwały purpurą otuloną srebrnym poopiołem.

 

- To mogę ci przyrzec - powiedziała Amber, kładąc dłoń na sillnym ramieniu Duncana.

 

- Trzymam cię za słowo - zamruczał Duncan. - No, jeśli nie masz tu nic więcej do roboty, chodźmy do koni.

 

- Nic więcej do roboty? - Amber przymrużyła oczy i zmarszczyła brwi. - Och, właśnie, mój grzebień. Zupełnie o nim zapomniaatam.

 

Odwróciła się do Ariane, która wpatrywała się w nią oczyma czyystymi jak szlachetne kamienie.

 

- Nie widziałaś grzebienia zdobionego czerwonym bursztynem??zapytała. - Przypuszczam, że wypadł mi z włosów gdzieś w zamku. - Kiedyś wystarczyłoby, żebyś zapytała, a od razu wiedziałabym, gdzie go szukać - powiedziała Ariane cichym głosem. - Kiedyś, teraz już nie.

 

- Nie rozumiem cię.

 

- Nieważne. - Ariane wzruszyła ramionami. - Nie, nie widziałam twojego grzebienia. Ale zapytam Blanche.

 

- A czy twoja służąca lepiej się dzisiaj czuje?

 

- Nie. - Kąciki ust Ariane opadły w wyrazie smutku. - Obawiam

 

się, że Blanche zmogła zupełnie inna choroba niż moich rycerzy, kieedy jechaliśmy tu z Normandii.

 

- Co ty mówisz? - zdziwiła się Amber.

 

- Jestem przekonana, że Blanche jest w ciąży.

 

- Przecież to nie choroba, to błogosławieństwo - odezwał się Simon.

 

- Może, ale tylko dla zamężnej dziewczyny - odparła Ariane. -

 

A Blanche jest daleko od domu, daleko od swojej rodziny, a przede wszystkim daleko od chłopca, który zasiał w niej swoje nasienie. Trudno nazwać to błogosławieństw...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin