Lewandowski Konrad T. - Półmisek.TXT

(64 KB) Pobierz
Autor: Konrad T. Lewandowski
Tytul: PӣMISEK

Z "NF" 1/96

+komentarz warsztatowy

   Metafizyk� zainteresowa�em si� na pierwszym roku 
Politechniki. �wczesne pr�by zrozumienia "o co biega" mog� 
por�wna� do poczyna� muchy usi�uj�cej przelecie� przez 
szyb�. Po kwartale walki z trzydziestoma pierwszymi stronami 
"Elementarza metafizyki" M. Gogacza da�em spok�j. Zosta�o mi 
z tego okresu podejrzenie, �e metafizyka jest dla filozofii 
tym, czym matematyka dla fizyki.
   Problem powr�ci� kilka lat p�niej, kiedy po druku 
"Alternatyw ewolucji" rozwa�a�em og�lne, filozoficzne 
podstawy w�asnej propozycji. Obmy�li�em wtedy id�c� nieco 
dalej "teori� alternatywno�ci". A po roku, przy okazji pracy 
nad "Archetypem i schizofreni�" dr���c temat pod k�tem 
zastosowania go w SF, otar�em si� o poj�cie "bytu 
potencjalnego". Skierowa�o mnie to powt�rnie na teren 
metafizyki.
   Tym razem by�em sprytniejszy. Zacz��em lektur� Gogacza od 
s�owniczka na ko�cu ksi��ki. Znajomi studenci ATK nie 
potrafili mi pom�c, gdy� - jak twierdzili - ucz� si� 
metafizyki metod� wkuwania na pami�� ca�ych rozdzia��w.
   Po dw�ch miesi�cach b��dzenia po has�ach i odsy�aczach 
otrzaska�em si� z terminologi�. Trafi�em wtedy na has�o 
"inteligibilno��" - by�o to co�, czego potrzebowa�em. Reszta 
pozostawa�a kwesti� pomys�u i doczytania odpowiednio du�ych 
po�aci tekstu. Na przyk�ad sp�dzi�em ca�y dzie� zamkni�ty w 
pokoju ucz�c si� typ�w relacji.
   Tak przygotowany by�em got�w do rozmowy z fachowcem, 
wprosi�em si� wi�c do Piotra Zakrzewskiego, felietonisty 
"�adu". Dzi�ki niemu w wyniku trzygodzinnej dyskusji moje 
lu�ne pomys�y sklei�y si� w w miar� sp�jn� my�low� 
konstrukcj�. Pozostawa�o skroi� na ten rozmiar odpowiedni� 
fabu��. Znaj�c za� sympati� Czytelnik�w do postaci Rados�awa 
Tomaszewskiego, nak�oni�em go do zaj�cia si� spraw�.
   Metafizyk� uwa�am za nauk� wa�n� i literacko inspiruj�c�, 
kt�ra jednak z powodu braku popularyzacji popad�a przez 
wieki w zb�dne hermetyzmy. Mam nadziej�, �e przedstawiony w 
"P�misku" model (kszta�tki i farba) wyda si� Pa�stwu 
wyrazisty i sp�jny, wiem, �e jest uproszczony. Pomin��em, na 
przyk�ad, problem duszy, kt�ry mia�by w opowiadaniu 
niewielkie zastosowanie. Jestem pewien, �e zmodernizowana, 
�ywa metafizyka przyda�aby si� bardzo wsp�czesnej fizyce, 
matematyce i filozofii, kt�re z roku na rok coraz dotkliwiej 
odczuwaj� narastaj�cy problem granic racjonalno�ci.
                                                   KTL


   Ksi��k� t� stanowi ukazywanie powod�w tego, czym byt
   jest i �e jest, zarazem wszystkiego, co podstawowe i
   wyj�ciowe w uprawianiu metafizyki.
           Mieczys�aw Gogacz, "Elementarz metafizyki",
           Warszawa ATK 1987

   I nadszed� Wodnik. A przybywszy wzi�� Ryby za pysk
   i zaprowadzi� porz�dek w stawie.
                                Proroctwo Przewodasa


PӣMISEK

   Wpad�em z rumorem do redakcji "Oble�nych Nowinek".
   - S�uchajcie! - wrzasn��em. - Ale bomba! By�em u 
McDonalda!
   Zbyt dobry mia�em nastr�j, by mog�y mi go zepsu� znacz�ce 
postukiwania w czo�o i �urnalistyczne zblazowane miny.
   - Dot�d omija�em toto jak zaraz�, ale wczoraj wieczorem 
g��d mnie przycisn�� - trajkota�em w natchnieniu. - Nie 
mia�em wyj�cia, bo inne budy by�y zamkni�te. Wzi��em Big 
Maca, a to mi�tkie syfiliszcze roz�azi mi si� w g�bie, zanim 
zd��y�em je ugry��. Idealne �arcie dla kogo�, kto zostawi� w 
domu sztuczn� szcz�k�. Mo�na szama� go�ymi dzi�s�ami. Ol�ni�o 
mnie!
   Patrzyli i s�uchali. Chyba jednak ich zainteresowa�em.
   - Nie kapujecie? Jakie zwierz�ta nie maj� z�b�w?... - 
cisza oczywi�cie. - Minogi! Gromada kr�g�ouste. "Cafe pod 
Minog�"! McDonald to papu dla kr�g�oustych! �e te� Wiech 
tego nie do�y�... Dopu��cie mnie do komputera, to zaraz 
dziabn� paszkwila! Mo�e pr�dzej ich zamkn�...
   - McDonald zam�wi� u nas dwie kolumny reklam - oznajmi�a 
grobowym g�osem Elka, sekretarz redakcji.
   Nie ma to jak kube� zimnej wody na wen� tw�rcz�.
   - Jak to?
   - Guru Ciachorowski cofn�� kl�tw�, bo zarz�d McDonalda 
zobowi�za� si� zast�pi� mielone mi�so serem sojowym - 
wyja�ni�a.
   Jak przysta�o na rasowego mi�so�erc�, na sam� wzmiank� o 
wegetaria�skiej diecie zrobi�o mi si� niedobrze.
   - Z dodatkiem torfu? - spyta�em, wspominaj�c analogiczny, 
niemiecki precedens.
   - Nie, u nas b�d� dodawa� szczypt� z�otorostu �ciennego. 
To taki porost. Guru nalega� na akcent narodowy w menu.
   - Wi�c o czym mam napisa�? - usiad�em i z wysi�kiem 
u�o�y�em rysy w mask� pt. "Oblicze zimnego profesjonalisty".
   - Zrobisz wywiad z B�yszko-Sa�y�skim.
   - Ze specem od talizman�w? Przecie� to Rychu mia� nagra� 
faceta w zesz�ym tygodniu?
   - Sp�awi� mnie - odezwa� si� Rychu ze swego k�ta. - Na 
dodatek poszczu� czym�, co wygl�da�o jak skrzy�owanie kota z 
nietoperzem...
   - Rozumiem, Rychu, by�e� naprany.
   - Ani troch�.
   Wkurzy�a mnie perspektywa poprawiania roboty po kopni�tym 
alkoholiku.
   - Ale bia�e myszki widzia�e�?
   - Widzia�em - odpar� zimno Rychu. - By�y w terrarium i 
s�u�y�y za karm� dla tego niby-kota.
   - Tomaszewski, to nie s� jaja - pogodzi�a nas Elka. - 
Naczelny zdecydowa�, �e masz to sprawdzi�. W�a�nie ty.
   - Dobra, dobra - westchn��em i odwr�ci�em si� do Rycha. - 
Za co w�a�ciwie podpad�e� Sa�y�skiemu?
   - To by�o zaraz na wst�pie. Zapyta� mnie, czy relacja 
jest bytem. Nie mia�em poj�cia, o co mu chodzi.
   - Dowiedzia�am si� - wtr�ci�a Elka - �e Sa�y�ski ma g�upi 
zwyczaj przepytywania go�ci z metafizyki. Dlatego jeszcze 
nikomu nie uda�o si� przeprowadzi� z nim wywiadu.
   - Trzeba by�o odpowiedzie�, �e to problem dyskusyjny, ale 
wi�kszo�� metafizyk�w twierdzi, �e relacja jest bytem 
niesamodzielnym - odpar�em. - A ty co mu powiedzia�e�?
   - No... - Rychu si� zmiesza�. - Chcia�em obr�ci� to w 
�art, wi�c paln��em, �e nie ma bytu bez odbytu...
   - Nic dziwnego, �e si� w�ciek�. I serio, nikt dot�d nie 
poci�gn�� go�cia za j�zyk?
   - Nikt. Przegoni� nawet panienk� z "Twojego Chujoskopu", 
kt�ra mia�a przeprowadzi� z nim wywiad we wszystkich 
pozycjach...
   - Mo�e jest "sp�jny erotycznie"?
   - Niekoniecznie, w m�odo�ci utrzymywa� niez�y harem.
   To zmienia�o posta� rzeczy. Nie cierpi� odwalania 
wypracowa� na zam�wienie, ale tu mia�em przed sob� niez�e 
wyzwanie.
   - Bior� - oznajmi�em i w ten spos�b kilka dni p�niej w 
moim �yciu pojawi� si� P�misek.

   B�yszko-Sa�y�ski, na chrzcie dali mu Jerzy Maria 
Eustachy, mieszka� na Saskiej K�pie w uroczym, willowym 
zak�tku dzielnicy ograniczonym ulicami Francusk�, Wa�em 
Mi�dzeszy�skim i zjazdem z Mostu Poniatowskiego. W 
tamtejszych popl�tanych, czasem kr�tych uliczkach mo�na si� 
zakocha� od pierwszego wejrzenia. Uwielbiam kr�te ulice, 
uwa�am, �e maj� osobowo�� w przeciwie�stwie do tych 
poprowadzonych pod linijk� i przecinaj�cych si� pod k�tami
obrzydliwie prostymi. Kiedy widz� zakr�caj�cy mi�kko zau�ek, 
z mojej duszy odpada cyniczna skorupa i pozostaje czysty 
zachwyt.
   Sa�y�ski mia� dom przy Berezy�skiej, lecz nie dane mi 
by�o za�y� rozkoszy spaceru. Zd��y�em wysi��� z tramwaju 
przy Rondzie Waszyngtona i wyj�� z przej�cia podziemnego, 
gdy z Francuskiej wymaszerowa�a boj�wka Gwo�dzi, czyli Grono 
Wy�szej �wiadomo�ci. Ubrani w zielone koszule, z g�owami 
wygolonymi na pa�� i pomalowanymi na zielono, zawodzili 
mantry wymachuj�c do taktu kijami baseballowymi. Na nogach 
mieli superekologiczne sanda�y typu glan. Okre�lenie 
"gwo�dzie" by�o pocz�tkowo obel�ywym skr�towcem, ale kiedy 
guru Ciachorowski Swami, zwany przez niewiernych Obciachu 
�wiru, rzek�: "M�drej g�owie do�� po s�owie, g�upiej trzeba 
gwo�dziem", nazwa przyj�a si�.
   Dla �wi�tego spokoju, by nie wchodzi� im w drog�, 
przystan��em przy kiosku "Ruchu" i zacz��em ogl�da� gazety. 
Na samym wierzchu "Wyborcza" epatowa�a zielonym 
prostok�cikiem obok s�owa "gazeta". Pod nag��wkiem czerni�
si� kobylasty tytu� oznajmiaj�cy wydanie wyroku w najnowszym 
procesie pokazowym. Trzech ch�opak�w rozpali�o nad rzek� 
ognisko i piek�o nad nim z�owione ryby. Prokurator posun�� 
ich z trzech paragraf�w; zwierzob�jstwo, rabunkowe zu�ycie 
tlenu i pog��bianie efektu cieplarnianego. Dostali po dwa 
lata bez zawieszenia. Cholera, trzy lata temu co� takiego 
mog�oby p�j�� tylko w "Oble�nych Nowinkach", a i to 
wy��cznie w prima aprilis...
   - Szyneczka, baleronik, �wie�utki schabowy - us�ysza�em 
nagle ochryp�y szept. Obok sta� nieogolony facet, gapi�c si� 
gdzie� ponad moim ramieniem. - Tu, bliziutko, za rogiem - 
doda�. - W piwnicy u szwagra...
   - Nie, dzi�kuj�, mam w�asnych dostawc�w - odpar�em 
p�g�osem i natychmiast przekl��em sw�j d�ugi oz�r. Je�li to 
by� kapu�, mia� mnie na widelcu!
   W tym momencie z Finlandzkiej wymaszerowa�a na nas 
kolejna grupa Gwo�dzi. St�a�em. Sk�d ich a� tylu! 
W�dliniarz jakby rozp�yn�� si� w powietrzu. Kiedy Gwo�dzie 
min�y oboj�tnie kiosk, poczu�em mi�dzy brwiami kropelk� 
potu.
   Nim dotar�em do willi Sa�y�skiego, och�on��em troch�, i 
dobrze, bo gospodarz wybitnie nie by� w nastroju do 
przyjmowania dziennikarzy.
   - Czy mo�e mi pan powiedzie�, co to jest inteligibilno��? 
- wygarn�� z biodra ledwie zd��y�em si� przedstawi�. 
Intencja pytania by�a oczywista, ale w jego g�osie wyczu�em 
co� jeszcze. To co� przywiod�o mi na my�l kapitana Klossa 
m�wi�cego: "Najlepsze kasztany s� na placu Pigalle"...
   - "Zuzanna lubi je tylko jesieni�" - wyr�ba�em bez 
namys�u, a gdy Sa�y�ski rozdziawi� usta, zacz��em recytowa�: 
- Inteligibilno��, czyli poznawalno�� to akt istnienia w 
bycie, poprzez przejaw otwarto�ci czyni�cy ten byt 
udost�pniaj�cym si� przez spotkanie i poznanie.
   Zaniem�wi�, lecz tylko na chwil�.
   - Widz�, �e szybko si� pan uczy - u�miechn�� si� lekko i 
przyg�adzi� kr�tkie, siwe w�osy. - Pa�skiego koleg� 
wyrzuci�em zaledwie tydzie� temu.
   - Gdzie tam szybko! - wyluzowa�em si�. - Kie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin