Powers Tim - Sejsmiczna pogoda.rtf

(1677 KB) Pobierz

Tim Powers

 

SEJSMICZNA POGODA

 

(Earthquake Weather)

 

Przełożył Mirosław P. Jabłoński


Dla Sereny znowu, ciągle i zawsze...

 

a podziękowania niech przyjmą: Chris Arena, Bonnie Badenoch, John Bierer, Jim Blaylock, Russ Galen, Tom Gilchrist, Doug Goulet, Ann James, Delphine Josephe, Dorothea Kenny, Jim Crooks, Phil Mays, David Masesan, Kitty Myshkin, David Perry, Celene Pierce, Brendan i Regina Powers, Richard Powers, Serena Powers, Fred Ramer, Randal Robb, Marv Torrez, Rex Torrez i Greg Wade.


A bodaj przepadła!

Jest język w oczach, licach jej i ustach, Jej nogach nawet, a duch jej namiętny Z każdego ruchu jej ciała wygląda. O, te świegotki, co gładkim językiem Każdemu dają pierwsze pozdrowienie, Pierwsze swych myśli otwierają księgę Rozpustnym oczom wszystkich czytelników! Łup to składany pierwszej sposobności, Córki rozpusty.

 

William Szekspir

Troilus i Kresyda

 

 

Dowiodę, Że oto mój mózg jest mężem mej duszy, A ona matką że płodzą we dwoje Plemię bez końca mnożących się myśli, Które ten mały światek zaludniają.

William Szekspir

Tragedia Ryszarda II

 

Póki nie umrzesz, i nie powstaniesz z martwych, obca ci będzie ciemna ziemia.

 

Goethe

 

 


Prolog

ŻAŁOSNY CIOS

 

„LAS VEGAS – w noworoczny poranek Boulder City nawiedził słaby, podziemny wstrząs, o którego odczuciu donieśli pracownicy pobliskiej Zapory Hoovera”.

 

„Associated Press”,

2 stycznia 1995 roku


1.

 

Pandarus:...zbliża się do niego i kładzie mu swoją białą rączkę na rozłupanym podbródku...

Kresyda: Zmiłuj się nad nami, Junono! A któż mu go rozłupał?

 

William Szekspir

Troilus i Kresyda

 

Automat telefoniczny dzwonił w korytarzu obok toalet, ale młoda kobieta, która zaczęła się podnosić z wyściełanego pomarańczowym winylem boksu, rozejrzała się tylko wokoło z wyrazem wielkiego zdziwienia na twarzy, po czym usiadła ponownie, otulając nieco ciaśniej dżinsową kurtką szczupłe ramiona.

Kelner spojrzał na nią z ciekawością ponad kontuarem baru. Kobieta siedziała pod oknem wychodzącym na wschód, i chociaż niebo na zewnątrz było już mocno stalowe, to żółty blask górnych lamp był nadal na tyle jasny, by uwypuklić rysy twarzy pod rozczochranymi, jasnoblond włosami. Kelner uznał, że klientka sprawia wrażenie zdenerwowanej, i zastanowił się, dlaczego w pierwszej chwili uznała, że to do niej mógł tutaj ktoś dzwonić.

Miejsca przy kontuarze, zajmowane zwykle przez kilku miejscowych klientów sączących o tej godzinie kawę, były puste, ale stali bywalcy spali prawdopodobnie w ten noworoczny poranek i mogli zjawić się w barze jutro o świcie. Dzisiejszą klientelę tworzyły głównie zrzędliwe rodziny, które wolały siedzieć w boksach – byli to świąteczni urlopowicze zwabieni tutaj z San Diego Freeway przez oświetlone reflektorami tablice reklamowe za Batiquitos Lagoon na północy lub San Elijo Lagoon na południu.

Kobieta siedząca w boksie po stronie wstającego świtu była niemal na pewno kelnerką – kiedy przyjmował od niej zamówienie, mówiła szybko, wyszczególniając wszystkie dodatkowe życzenia bez proszenia jej o to, i usiadła tam, gdzie nie mógł jej widzieć z kuchni. I była głodna – zamówiła jajecznicę oraz jajka gotowane bez skorupek we wrzątku, a także boczek, frytki w postaci smażonych na patelni plasterków ziemniaków, kawę, sok pomarańczowy i V-8.

...A teraz zapaliła coś na swoim stoliku.

Kelner rzucił z brzękiem talerze na kontuar i pospieszył po wykładzinie w stronę boksu, ale szybko spostrzegł, że dymiąca książka w miękkich okładkach już tylko się tli; zanim dotarł do stołu, kobieta otworzyła książkę i chlusnęła wodą ze szklanki na... niedopałek papierosa!... który wywołał ten pożar.

Automat telefoniczny wciąż dzwonił, ale górne światła przygasły na moment, a stojąca przy elektronicznej kasie kelnerka klęła pod nosem i stukała w bok urządzenia; nikt inny nie zauważył płonącej przez chwilę książki, blondynka zaś, która teraz zamykała ją ponownie, osmaloną, zaczerwieniła się i posłała kelnerowi przepraszający, zakłopotany uśmiech. Winowajczyni nie mogła mieć jeszcze trzydziestu lat, po prostu więc odpowiedział jej ostrożnym uśmiechem.

– Wczoraj byłaby pani w zgodzie z prawem – powiedział współczująco; a potem widząc jej zakłopotanie, dodał: – Siedem godzin temu na stolikach były popielniczki, więc nie musiałaby się pani z tym ukrywać.

Skinęła głową i odsunęła od siebie książkę po blacie stolika, krzywiąc się, jakby nigdy wcześniej nie widziała tomiku, zanim zaczął się tlić przed nią.

– Zgadza się – powiedziała surowo. – Od północy obowiązuje zakaz palenia we wszystkich kalifornijskich restauracjach. – Spojrzała obok niego, mając ten wybaczający wyraz twarzy „ani słowa więcej na ten temat”. – Gdzie są automaty telefoniczne?

Hm... – Machnął ręką w kierunku dzwoniącego urządzenia. – Tam, gdzie słychać. Ale zaraz będzie pani śniadanie, jeśli zechce pani zaczekać.

Wyszła niezdarnie z boksu i wyprostowała się.

– Zamówiłam tylko kawę.

Kelner obserwował ją, gdy szła w stronę telefonu. Lewą nogę przesuwała sztywno, nie zginając jej, i mężczyzna był w niemiły sposób przekonany, że ciemna, wilgotna plama na jej dżinsach na wysokości uda to musi być świeża krew.

 

Podniosła słuchawkę telefonu w połowie dzwonka.

– Halo? – Światła restauracji przygasły ponownie na moment, a twarz kobiety stężała. Odezwała się ochryplejszym, bardziej matowym głosem niż ten, którym mówiła wcześniej. – Znam cię, Susan? Jasne, powiem mu. A teraz nie chcę się wydać obcesowa, ale chciałabym stąd zadzwonić. Mogę?

Odwiesiła słuchawkę, po czym wydobyła z kieszeni kurtki garść śmieci, które wysypała na półkę pod telefonem; spomiędzy mrowia tekturowych karnecików z zapałkami, pinesek z tablic ogłoszeniowych, skrawków papieru i fragmentów zielonego, pokruszonego gipsu wygrzebała ćwierćdolarówkę, wsunęła ją do szczeliny aparatu i wybrała miejscowy numer.

Po dziesięciu sekundach stania ze słuchawką przy uchu powiedziała: „Cześć” tym swoim nowym, szorstkim głosem.

– Czy to Latająca Zakonnica? – Roześmiała się. – Mam cię, co? Posłuchaj, Susan mówi, żebym ci przekazała, że nadal cię kocha. Ach, zapomniałabym, po co dzwonię – zamierzam przejąć Flamingo; wiesz, co mam na myśli? – Słuchając cierpliwie, podniosła wolną ręką kawałek zielonego gipsu. – Potężne fragmenty... przesączają się uporczywie w... co, pastwisko? Możesz przeliterować? Chcę powiedzieć, chłopaczku, że chociaż go zburzyli, mam jego odprysk, a ty siedzisz dupą na trawie. Nie marnuj dziś rano czasu na przeglądanie długich artykułów na pierwszej stronie; przeskocz od razu do działu komiksów.

Odwiesiwszy słuchawkę, oblizała wargi i zmarszczyła się, jakby posmakowała czegoś zjełczałego, a potem podeszła do drzwi damskiej toalety i otworzyła je pchnięciem.

Idąc po wykładanej płytkami podłodze w stronę umywalki, wyjęła z innej kieszeni kurtki małą butelkę listeryny, a kiedy stanęła przed lustrem, otworzyła flaszeczkę i pociągnęła z niej łyk; płukała usta, patrząc raczej w dół na chromowane kurki, niż w lustro, po czym wypluła płyn i skrzywiła się.

Zakręciła butelkę i wróciła pospiesznie do swojego stolika.

Niebo za oknem pojaśniało już do tego stopnia, że parujące talerze i szklanki, które znajdowały się teraz na jej stoliku, rzucały głębokie cienie, a kobieta krzywiła usta, wślizgując się ostrożnie do boksu i patrząc na obfite śniadanie. Z otwartej torebki wyjęła kelnerski bloczek i kolejną większą butelkę płynu do płukania ust, po czym przez następne pół godziny, gdy jadła, przerzucała strony bloczka i marszczyła się na widok atramentowych zapisków, które wypełniały niemal każdy arkusik; swoje działania przerywała często w celu przełknięcia haustu listeryny. Jedząc jajecznicę, trzymała widelec w lewej dłoni, ale przerzuciła go do prawej, by zjeść ugotowane we wrzątku jajka. Ku frustracji kelnerki, kasa na końcu sali wróciła spontanicznie do swojego cyklu wydawania gotówki.

Kiedy pierwszy promień słońca sponad odległych gór Vallecinto dotknął pastelowego obrazu na przeciwległej ścianie restauracji, blondynka podniosła prawą dłoń i w świetle nowego dnia zacisnęła ją w pięść, po czym wyszła z boksu i rzuciła dwudziestodolarowy banknot na stolik, obok wilgotnego, poczerniałego, starego, broszurowego wydania W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości Iana Fleminga.

 

Kelner był katolikiem, więc zrozumiał, co mruczała, przechodząc obok niego: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Potem otworzyła pchnięciem szklane drzwi i ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin