TEATRALNA FASCYNACJASXO
Zbliżała się 18.30, a ja wciąż biegłem zaśnieżonym chodnikiem przez plac. Do teatru miałem jakieś 500 metrów. Opera „Carmen”, na którą zamierzałem jeszcze zdążyć, wymagała ode mnie, przynajmniej takie było moje zdanie, wystrojenia się w garnitur i eleganckie półbuty. Teraz właśnie miałem okazję przeklinać mój tradycjonalizm w tym względzie. Ciągle padający śnieg, gdy tylko dotknął ziemi, roztapiał się i mieszał ze śliskim błotem pomnażając jego ilość. W takich warunkach buty służyły mi raczej do bezładnego ślizgania niż biegania. Sunąc przez planty przyszło mi jeszcze tylko do głowy, że w tym pośpiechu mogłem zapomnieć biletu, więc szybko zacząłem się obmacywać. Na szczęście odnalazł się w prawej kieszeni płaszcza, więc uspokoiłem się trochę. W mojej obecnej sytuacji finansowej zgubienie tego kawałka papieru równałoby się z utratą mojej męskości, którą tak bardzo kocham. Muszę powiedzieć, że teatr jest moim zajęciem przynajmniej raz w miesiącu, ale zawsze to wyjście opłacone jest ciężkim oszczędzaniem, głównie na jedzeniu. Nie wiem, czy to normalne, ale ciągnie mnie tam praktycznie od zawsze, a co ciągnie dokładnie, to się zaraz okaże. Dobiegłem do drzwi jako ostatni, nikogo już nie było przed wejściem. Dokładnie 18.30. Powitał mnie młody chłopak w ciasnym stroju, który przysługiwał mu z racji wykonywanej pracy, i poprosił o bilet. Spojrzałem na niego i zapomniałem na chwilę o tym, o co mnie prosił. Zaczęło się, mój wzrok, powiedzmy, że dość dyskretnie (wprawa), powędrował po jego ciele jak delikatna dłoń kochanka. Miał bardzo kształtną figurę, którą podkreślał mundur z czerwonego materiału. Miał przyjemny uśmiech spotęgowany przez śmiejące się błękitne oczy. „Nowy!” – pomyślałem z zadowoleniem i podając bilet chłopakowi uśmiechnąłem się niby uprzejmie do niego. Pierwsze chwile podniecenia wpłynęły już na mojego małego. Stres od razu zniknął, a pojawiło się miłe uczucie rozkoszy wywołane przez blondynka przy wejściu. Ruszyłem naprzód, zagłębiając się w tłumie coraz bardziej. Hol był jeszcze pełen ludzi. Większość jednak przesuwała się już po schodach ku górze. Stanąłem w takim miejscu, aby widzieć ten wspinający się tłum i całe pomieszczenie. Obserwowałem, ciesząc oko. Właśnie o to głównie chodzi mi w takim miejscu. Wszyscy mężczyźni, jak i kobiety, ubrani są w najelegantsze garnitury i stroje wieczorowe. Każdy pod ich wpływem zachowuje się również w specyficzny sposób, pojawia się maniera i dystynkcja... Mężczyźni są dumni i powściągliwi. Liczy się także ogólny zarys mężczyzn, ich ciała. W tych strojach nie da się wyglądać źle, zawsze są szyte tak, iż podkreślają niesamowicie barki, plecy stają się cudownie wydłużone i proste, klata wydatna, a pośladki opięte przez delikatny materiał. Wszystko odbywa się jakby w innym świecie. Twarze wyglądają na arystokratyczne i modelowe, a same usta poruszają się lub śmieją w specyficzny sposób. Nastrój, jaki wytwarza ta maskarada, udziela się wszystkim i tworzy ten niepowtarzalny klimat, który naprawdę potrafi doprowadzić do szaleństwa. Hm, tak właśnie się stało, więc zdjąłem pośpiesznie płaszcz, przerzuciłem przez splecione ręce i opuściłem na wysokości krocza. Ruszyłem za tłumem do swojej loży na pierwszym piętrze. Mijając ludzi zauważyłem, że tym razem średnia wieku wśród nich zdecydowanie spadła i zamiast podstarzałych „dżentelmenów” miałem paradę byczków w moim wieku oraz niewiele starszych. Idealnie – pomyślałem, a mój penis podskoczył kilka razy, radośnie i niemiłosiernie napierając na materiał spodni. Kiedy wszedłem, okazało się, że loża była jeszcze niezasiedlona, co mnie zdziwiło, bo kiedy kupowałem bilet, były tu już dwie rezerwacje, a trzeciej dokonałem ja. Moje miejsce znajdowało się na bocznej ścianie widowni, więc żeby zobaczyć całą scenę, musiałem się zdecydowanie wychylać. No, ale czego to się nie robi dla sztuki. Po trzecim dzwonku zrobiło się prawie zupełnie cicho, a ja szybko przebiegłem wzrokiem po sali. Radość, podniecenie i ciche westchnięcie, gdy nagle zgasły światła. Przesiadłem się na najlepsze miejsce w loży, jako iż miałem nadzieję, że nikt już nie przyjdzie. Powiedzmy, że skupiłem się na sztuce. Ciekawe tylko, czemu zapamiętałem szczególnie torreadorów w obcisłych getrach? Mniejsza o to… „Carmen” była grana z trzema antraktami. Kiedy tylko nastał pierwszy, byłem już pewien, że będę do końca samotny w mojej loży. Aby nie siedzieć non stop, poszedłem się rozprostować na korytarzu okalającym scenę i widownię. Był nawet bufet! Zauważyłem, że mnóstwo ludzi paraduje z kieliszkami wina. Postanowiłem odnaleźć źródło tych wykwintnych trunków. Zanim jeszcze je znalazłem, zdążyłem się upić, ale oczywiście widokiem przesexownych młodziutkich mężczyzn, którzy mnie mijali. Dochodząc do stolika z napojami zauważyłem, że w kolejce jest coś, co zakłóca jej jednolitość. Gdy podszedłem bliżej, okazało się, że w środku kolejki stał przystojny szatyn o bardzo kanciastych rysach twarzy, które pokrywał niegolony, jakiś trzydniowy zarost. To był dopiero początek powodów mojego zdziwienia i zbulwersowania (niech już tak to określę). Chłopak, wyglądający na jakieś 22 lata, miał owinięty wokół szyi szal o wszystkich odcieniach brązu, bluzę rozpiętą do połowy, koloru oliwki, i spodnie dżinsowe z mnóstwem dziur, naszywek itp. Ręce trzymał w kieszeniach i wyglądał na totalnie znudzonego. Awangarda! – pomyślałem z lekką kpiną i wyrzutem. Nie lubiłem tego typu zepsucia w klimacie, który tak mnie kręcił. Temu facetowi nie mogłem przypisać nawet konkretnych cech budowy ciała, bo wszystko na nim było luźne... Patrzyłem na niego i kiedy znowu dotarłem wzrokiem do jego twarzy, posuwając się w górę od krocza, z przerażeniem stwierdziłem, że on wbił we mnie wzrok. Przyglądał mi się jakby od niechcenia, ale gdy nasze spojrzenia się zetknęły, odczułem niepokój i zmieszanie. Miał coś niebywale dominującego w oczach, wyzywającego. Udałem, że nic się nie stało i szybko wszedłem w boczne wejście do jakiejś sali. Wyszedłem stamtąd przeciwnymi drzwiami i dotarłem do swojej loży. Byłem trochę roztrzęsiony. To spojrzenie. Jeszcze mnie zdenerwował swoim podejściem do tego, co ja uważam za świętość. Co on sobie myślał? Światła przygasały, a ja szybko przebiegłem wzrokiem po widowni. W momencie, gdy światła już prawie nie dawały żadnej jasności, zobaczyłem go, patrzył na mnie! Siedział na samej górze w loży na wprost mnie. Poczułem dreszcz, ale sam nie wiem dlaczego. To nie był przecież strach, ani już nawet zdenerwowanie. To było podniecenie! Sex z facetem był mi obcy. Nigdy tego nie robiłem, choć zawsze pragnąłem. I właśnie teraz przeszło mi przez myśl, że ten koleś jest obiecującym typem. Zawsze tylko marzyłem i tym razem wspominając sobie twarz tego chłopaka, szorstką i taką męską, zacząłem wsuwać dłoń do spodni. Oczywiście cofnąłem się w głąb loży i tam dokonałem już czegoś, co przez całe moje życie było namiastką aktu seksualnego. Rozpiąłem spodnie z guzika i zacząłem pieścić mojego draba, stał już na baczność. Językiem przesuwałem po wierzchniej stronie ust i z przymkniętymi oczyma wyobrażałem sobie, jak mój nieogolony koleś dosiada mnie, całuje, rozpina koszulę... Carmen darła się na przemian z jakimś facetem, a ja właśnie dochodziłem... jeszcze kilka ruchów i sperma wytrysnęła z mojego chuja gdzieś w ciemność, pokonując najpierw własne dwadzieścia centymetrów drogi i wreszcie rozpryskując się po ścianach. Odrobina „ptasiego mleczka” doleciała mi na pewno do twarzy, bo w ekstazie pochyliłem się niefortunnie i poczułem strzał w policzek. Kontynuowałem więc swoje fantazje i palcem zebrałem spermę, po czym wylizałem go z nieopisaną rozkoszą do czysta. Powiedzmy, że to było nasienie mojego obiektu pożądania. Teraz już na sto procent nie byłem wcale zły! bo pragnąłem go bardziej, niż tych wszystkich mężczyzn w sztywnych garniturach. On był inny, nie pasował tu i właśnie dlatego tym bardziej chciałem go mieć... Poprawiłem strój i wysunąłem się z cienia, już nie patrzyłem na scenę, moją uwagę przyciągało miejsce, gdzie zgasły jego oczy. Serce waliło mi szybciej niż przy największym wysiłku, bałem się spojrzeć mu znowu w oczy. Nie wiem przecież czy jest gejem... Czy w takim razie wciąż będę tylko marzył? Nigdy tego nie spróbuję? Drugi antrakt nie przyniósł nic nowego. Kiedy światła się zapaliły, jego już tam nie było. Zacząłem się bać, że znudzenie w jego oczach miało podstawy w sztuce, którą oglądał i postanowił nie męczyć się na niej dłużej. Poczułem żal do siebie, że nie zadziałałem wcześniej i nie zatrzymałem go. Który to już raz w życiu? „Carmen” oglądałem już z małym zaciekawieniem i nie myślałem nawet o niej. Cały czas robiłem sobie tylko wyrzuty. Przygnębienie nie dało mi cieszyć się klimatem teatru. Kiedy światła zapaliły się na trzeci antrakt, ze zgrozą stwierdziłem, że miejsce mojej zwierzyny jest puste... Jednak przez poręcz było przerzucone coś brązowego. To był jego szal! Leżał tam niczym ślad zostawiony dla najwytrwalszego myśliwego. Ruszyłem więc w wielkim podnieceniu, pośpiesznie, na łowy. Nie było go nigdzie. Przecisnąłem się przez kolejkę kobiet, które stały w oczekiwaniu na wolne miejsce w toalecie i ruszyłem przez korytarz. Zobaczyłem po jego drugiej stronie oznaczenie męskiego wc i najpierw tam się udałem, żeby móc wytrzymać następną godzinkę w teatrze. To było raczej miejsce, o którym nie pomyślałem jako celu moich poszukiwań. Sam nie wiem czemu. Wszedłem mijając z uprzejmym uśmiechem pracownika teatru. Minąłem ciasną przestrzeń z umywalkami i wszedłem do drugiej, gdzie były pisuary i kabiny (w zasadzie to aż dwie). Wyłuskałem szybko małego i oblałem porcelanę, odczuwając niewiarygodną ulgę. Nagle za moimi plecami usłyszałem trzaśnięcie drzwi i kroki. Zanim się obróciłem, on był już przy mnie i wyjmował swojego ptaka. Spojrzałem tylko przelotnie w jego stronę, ale on nie patrzył na mnie. Musiałem już kończyć. Przecież nie dało się naśladować w jakikolwiek sposób sikania, a ja już skończyłem. Musiałem odejść. Zbliżałem się do drzwi, kiedy usłyszałem: - Dlaczego tak pogardliwie się na mnie patrzyłeś? Milczałem, nie wiedząc, co odpowiedzieć i co zrobić. Stałem. Kabiny były uchylone, a więc puste. Mniejszy strach, że ktoś usłyszy. Obrócił się i zapiął rozporek zbliżając się do mnie. Znowu patrzył tak, jak wtedy, ale chyba z większym zaciekawieniem. - Nie podobam ci się? – zaczepiał dalej, jakby szukał zwady. - Yyyy – wysiliłem się w końcu – Nie! Wręcz przeciwnie! Kurrrr..., co ja gadam? – pomyślałem. – Przecież to na wskroś dwuznaczne, albo, co gorsza, jasne jak słońce! Musiał zauważyć moje zmieszanie, bo uśmiechnął się i postąpił jeszcze dwa kroki do przodu. Stał teraz jakiś metr ode mnie. Drżałem i nie poruszałem się. Starałem się wyglądać jakoś bardziej naturalnie, ale chyba mi to nie wychodziło. - A więc to wyjaśnia twoje aktualne spojrzenie – uśmiechał się i patrzył mi badawczo w oczy. - Jasne – odpowiedziałem wreszcie, także się uśmiechając. Myślałem, że uda mi się jakoś przekręcić to w żart. - Drwina? Chyba żartujesz? Co jak co, ale twoje oczy mówią mi więcej. Wydaje mi się, że twoje zmieszanie nie było wywołane samym moim odezwaniem się, ale czymś więcej... Mam rację? – w tym momencie zobaczyłem jego śnieżnobiałe zęby odcinające się na tle czarnego zarostu. Przełknąłem ślinę z wielkim trudem i stwierdziłem, że mogę wreszcie spróbować. Ta scena nie może być przecież zwykłą pogawędką heteryków, to nierealne. - Coś w tym jest. To chyba dlatego, że faktycznie jesteś ładny... – odparłem wreszcie, a na mojej twarzy pojawił się chyba uśmiech. - To świetnie! Teraz ty też zaczynasz mi się podobać... Mów dalej, a może się wyluzujesz wreszcie. Póki co, to ja czuję się przynajmniej podłechtany. Co?! – krzyczał mój mózg. – To nie może być prawda! On rzeczywiście jest i to jest naprawdę! - Yeyyy, to znaczy, że ty jesteś....? – chciałem przerwać wszelkie nici niepewności i uwolnić się od niej zupełnie. - Aron – przerwał i podał rękę. - Michał – odparłem niepewnie. Kiedy tylko dotknąłem jego nieco szorstkiej dłoni, od razu poczułem dreszcz. A mój penis jak mi stanął! Z mety, jak na zawołanie! I wypchnął mi bokserki przez niedopięte spodnie. Aron spostrzegł to, ale tylko uśmiechnął się szerzej. Ja nie mogłem uwierzyć, że oto wreszcie dotykam prawdziwego faceta, który też jest gejem. Machinalnie przybliżyliśmy się do siebie i objąłem go w pasie, tak że mój fiut napierał już na jego. Wyczułem, że on też nie mógł się już powstrzymać. Nasze oczy powoli traciły kontakt i przymknąłem powieki, zapamiętując jednak obraz jego zielonych, wymownych oczu. Usta spotkały się same. Języki splotły się szybko i energicznie. Ręce szybko wędrowały od pasa do karków. Ja swoją prawą wsunąłem między nas i zacząłem gmerać przy rozporku Arona. Chciałem mieć go już teraz. Poczuć go. On jednak powstrzymał moją dłoń i odsunął się delikatnie. - Nie tutaj, chodź... Zaciągnął mnie do najbliższej kabiny i zamknął nas. Byliśmy oddzieleni od ciekawskich oczu. Teraz, kiedy moja ręka zjechała do jego pośladków, które ścisnąłem i przyparłem tak, by poczuć jak najmocniej jego prącie, zapragnąłem zrobić następny krok. Cały czas nasze usta nasycały się sobą, oddechy stały się spieszne i krótkie. Moja ręka odpięła wreszcie zamek jego dżinsów i nerwowo dygocząc wsunęła się w jego slipy. Były opięte i lepkie od świeżej spermy. Widocznie nie tylko ja miałem te erotyczne fantazje, on też. Dotykiem określiłem jego penisa na sporego wała. Chciałem zejść do niego jak najszybciej, ale jeszcze tyle po drodze chciałem poznać i zasmakować, po prostu wchłonąć całym sobą. Pchnąłem go na ścianę kabiny, uśmiechał się za tę odmianę w mojej stanowczości. Widać było, że też pragnie mnie natychmiast. Zaczął rozbierać mnie z marynarki, aż dotarł do koszuli, rozpiął guziki, i spodnie. Byliśmy teraz na równi nadzy do pasa i trochę porozpinani. Kiedy tylko skończył, wpił mi się w szyję. Lizał mnie z taką dzikością, jakby co najmniej nie robił tego od wieków. Zachłannie ssał mi ciało, doprowadzając mnie przy tym do nieopisanej ekstazy. Złapałem jego penisa, aby wiedzieć, ze to nie sen i masowałem mu go. Był chyba grubszy od mojego, ale dłuższy – na pewno nie. Wiem, że chłopaka z dwudziestocentymetrową rura, jak ja, rzadko można spotkać. Aron pomagał mi rytmicznymi ruchami, a sam ssał i przygryzał moje sutki. Ręka sama zaczęła wplatać się rytmicznie w jego włosy. Wszystko nabrało pewnej harmonii, ale było szybkie i gwałtowne. Jego wargi i język nie nadążały za żądzą. A ja już nie mogłem powstrzymać się od jęków. Szybko ruszałem ręką w jego kasztanowych włosach i szybko trzepałem mu wała. Nagle objął mnie i praktycznie nabijając na siebie, wystrzelił między nas spermą. Wszystko było gwałtowne, ale nagłe i krótkie. Chwilę dyszeliśmy tak przytuleni do siebie, ale już po chwili zacząłem dosłownie wpijać się w jego usta. Schodziłem niżej, przez szyję, tak, że aż dostawał spazmów, dalej przez pięknie rzeźbioną klatę, i dotarłem do brzucha z drobnymi włoskami. Były zalepione w całości jego nasieniem. Szybko spijałem je z niego, zlizywałem, prawie zgryzałem, byle tylko mieć je, zasmakować. Mój penis był w niewiarygodnym wzwodzie i szalał jak na uwięzi. Domagał się pieszczot i ostatecznej rozprawy. Aron zauważył to i odrywając mnie od siebie zniżył twarz do mojego fiuta. Wychyliłem głowę w rozkoszy i przeczesywałem mojego adoratora po włosach obiema rękami. On z kolei jedną ręką delikatnie masował mojego twardego wała i nie wkładając go do ust, ocierał się o niego twarzą. Drażnił mi prącie szorstkim zarostem i masował jednocześnie. Już po chwili czułem, że zaraz wybuchnę. W ostatecznym momencie odchyliłem lekko głowę Arona na bok, kryjąc ją z boku penisa na udzie, a strzelając na kabinę, za niego. Westchnąłem ciężko i uspokajałem oddech, kiedy chłopak o cudownym spojrzeniu, nie ruszając mojego wała, lizał mnie po całym ciele, szczególnie na brzuchu, gdzie była jego sperma. - Jest cudownie – powiedział w końcu, nie przerywając pieszczot. Nagle trzasnęły drzwi i usłyszeliśmy jakieś dwa męskie głosy. Rozłączyliśmy się pospiesznie i zaczęliśmy ubierać. Po kilku chwilach, gdy głosy przeniosły się do umywalni, wyszliśmy pojedynczo z kabiny. Zapragnąłem jeszcze jeden raz skosztować jego warg, zanim wyjdziemy i pozwolił mi na to. Zwarliśmy się w namiętnym pocałunku. - Musimy już iść do swoich lóż... – powiedział, przerywając w końcu ten magiczny moment. - Jak to, do swoich? – zapytałem zdziwiony. - Do swoich... – powtórzył i dodał jeszcze szeptem, uśmiechając się tak, że nawet oczy mu się śmiały – Ale wrócę. Uwierzyłem bez wahania. Teraz wydawało mi się, że mogę czytać z niego jak z otwartej księgi... Odszedł, a ja stałem jeszcze chwilę rozmarzony i zawieszony jak w próżni. Dopiero cisza przeraziła mnie i pobiegłem na miejsce. Właśnie gasły światła. Spojrzałem w górę i zobaczyłem pustkę.. Nie było nawet szalika... A przecież powiedział, że wróci... „Carmen” znów zawodziła szlachetnym sopranem, a ja czekałem... SXO
rafi0112