Czytając między wierszami (współtłumaczenie z aną).doc

(323 KB) Pobierz
Pierwsza, uzupełniona przez Chanond część trylogii pir8fancier, w której skład wchodzą jeszcze „Lush Life” i „Home Again, Home

Pierwsza, uzupełniona przez Chanond część trylogii pir8fancier, w której skład wchodzą jeszcze „Lush Life” i „Home Again, Home Again”.

 

 

Tytuł: Lettered

Autor: pir8fancier i Chanond

Tłumacz: Kaczalka

 

 

CZYTAJĄC MIĘDZY WIERSZAMI


10 września

Spojrzenie Harry’ego było całkowicie skupione na jego stopach, kiedy szedł za Ronem i Hermioną w kierunku Wielkiej Sali. W tej chwili koncentrował się tylko i wyłącznie na stawianiu kroków, bo dopóki jego głowa i spojrzenie skierowane były w podłogę, zamek nie obracał się wokół niego zbyt gwałtownie.
Cholerny Seamus i jego Ognista Whisky.
Cholerny kuzyn Fergis, który mu ją wysłał.
Ostatnia noc była okropna. Harry nie pamiętał, co, u licha, podkusiło go, aby przyjąć wyzwanie Seamusa, który z nich pierwszy wpadnie pod stół. Przeklęty Irlandczyk.
To wszystko wina Rona — postanowił po krótkiej chwili. Gdyby nie był zajęty siłowaniem się na rękę z Deanem, Harry nie zostałby z Seamusem sam, bezbronny. Hermiona również, jakby nie patrząc, okazała się bezużyteczna. Zarówno zeszłej nocy, jak i dzisiaj. Zanim opuścili pokój wspólny, odmówiła rzucenia na niego zaklęcia uspokajającego. Nie zgodziła się też dać mu któregoś ze swoich eliksirów przeciwbólowych. Patrzyła tylko spojrzeniem wyraźnie mówiącym, że dostał dokładnie to, na co zasłużył.
Przyjaciółka nie akceptowała picia alkoholu, przynajmniej nie w nadmiernych ilościach. Z tego, co pamiętał, jedyny raz, kiedy znajdowała się w stanie zbliżonym do odurzenia alkoholowego, miał miejsce zeszłego lata w Norze. Dała się namówić na wypicie zrobionego przez skrzaty wina, które Fred i George przemycili do pokoju Rona i usnęła po dwóch szklankach. Bliźniaki posłali w stronę Rona znaczące spojrzenie i namówili Harry’ego, żeby zostawił go z Hermioną, a sam spędził noc u nich.
Jeżeli Harry był z czegokolwiek zadowolony, to z tego, że McGonagall zeszłego wieczora w jakiś sposób wyczuła, co się działo w wieży Gryffindoru. Weszła bez pukania, ubrana w swój znoszony szlafrok w szkocką kratę i grożąc im palcem, kazała natychmiast przestać hałasować. Nawet jeśli zauważyła butelki Ognistej Whisky, zaśmiecające podłogę pokoju wspólnego, nie dała tego po sobie poznać. Jej wizyta zakończyła zawody w piciu między Harrym i Seamusem, który wyrzucił swój kieliszek do koszyka, a Hermiona wystawiła go, aby skrzaty mogły go opróżnić.
Harry wychylił się, żeby przytrzymać drzwi, które Ron otworzył przed Hermioną, i ruchem ręki wskazał mu, aby podążył za nią. Wszedł i pozwolił, aby drzwi zatrzasnęły się za nim swobodnie i aż skulił się, słysząc dźwięk, jaki przy tym wydały. Przemierzył pomieszczenie, licząc, ile kroków zabrało mu dotarcie do stołu Gryfonów (od pierwszego roku ich liczba znacznie się zmniejszyła), po czym opadł na ławkę, pomiędzy Rona i Neville’a. Był zadowolony, że Hermiona usiadła po drugiej stronie przyjaciela. Nie miał zamiaru wysłuchiwać kolejnego wykładu na temat odpowiedzialności przy piciu.
— Kiełbaskę? — spytał Ron, a Harry spojrzał nieufnie na załadowany po brzegi talerz. Coś przewróciło mu się w żołądku.
— Eee... nie, dzięki — odparł i zamiast tego sięgnął po koszyk z bułkami. Pomyślał, że coś suchego pomogłoby szybciej wchłonąć alkohol.
— Jachcesz — powiedział Ron pomiędzy kęsami. — Jachmleceteramamy?
Harry odwrócił wzrok. Stwierdził, że nie byłby w stanie utrzymać bułki w żołądku, gdyby choć zerknął na Rona.
— Transmutację — odpowiedział, a jego wzrok prześlizgnął się po dzbanku z sokiem dyniowym i zatrzymał się na kawie.
„Słodki, rozkoszny napój” — pomyślał, kiedy nalewał sobie filiżankę.
— Sowy już są — odezwała się Hermiona i odsunęła stojące przed nią naczynia, aby zrobić miejsce dla brązowego ptaka, który dostarczał jej „Proroka Codziennego”. Ron codziennie skarżył się, że ten upierzony idiota specjalnie ląduje w jego śniadaniu.*
Harry rozejrzał się, chociaż nie wiedział dlaczego. Dwoje ludzi, którzy mogliby do niego napisać, siedziało na ławce obok niego. Dlatego poczuł się naprawdę zaskoczony, kiedy zobaczył nadlatującą do niego Hedwigę. Do nogi miała doczepiony mały zwitek pergaminu. Gdy wylądowała, Harry poczęstował ją resztką swojej bułki, a kiedy zajęła się jedzeniem, odwiązał liścik. Sowa, gdy tylko poczuła się wolna, zahukała, chwyciła resztę pieczywa i odleciała.
Harry strzepnął okruszki, które Hedwiga na niego upuściła, i z roztargnieniem rozwinął pergamin, ciągle wpatrzony w pełen wdzięku lot ptaka. Spuścił oczy i przeczytał pojedyncze zdanie, napisane bardzo starannym charakterem pisma:

Myślisz, że McGonagall nosi kraciaste majtki po kolana?

Gdy tylko skończył czytać, szybko uniósł głowę i ukradkiem spojrzał do tyłu.
Zastanawiał się, komu mógł przyjść do głowy pomysł napisania czegoś takiego. Wyciągnął szyję i przeczesał wzrokiem stół za sobą, myśląc, że mógłby nawiązać z tym kimś kontakt wzrokowy. Niestety, nikt nie spojrzał mu w oczy, więc z powrotem skupił się na pergaminie. Nie rozpoznał pisma, ale nie miało to znaczenia. Spędził sześć lat, przepisując prace domowe od Hermiony, tak więc jej charakter pisma znał dobrze, ale to był wyjątek.
Wzruszył ramionami i wsadził rulonik do kieszeni. Postanowił pokazać go Ronowi, kiedy będą już bezpieczni w pokoju wspólnym. Nie widział potrzeby denerwowania profesor McGonagall dwa dni pod rząd.
„Kraciaste majtki do kolan.”
Harry zachichotał, ale chwilę później się zreflektował. Nie wiedział, co było gorsze: myśl o długich, kraciastych majtkach czy wizja mającej je na sobie McGonagall. Teraz musiał iść do łazienki, bo bułka w jego żołądku bardzo chciała wydostać się na zewnątrz.

11 września

Uważam, że tak. Są wykonane z gryzącej, czarnej wełny, pokrytej krzyżującymi się, ohydnymi, grubymi, żółto-czerwonymi paskami. Zakładam, że przez cały rok ma na tyłku paskudną wysypkę. Nie, żebym potrzebował takiej wizji właśnie wtedy, kiedy jem wędzone śledzie.

Z uśmiechem na twarzy Harry skończył czytać list.
Po tym, jak wieczorem w końcu uległ i poszedł do pani Pomfrey po eliksir na kaca, czuł się dużo lepiej. Zaskoczyło go, że pielęgniarka nie okazała dezaprobaty. W końcu był teraz pełnoletni, a rozumu miał na tyle, aby nie przyznać się, że spił się w pokoju wspólnym Gryfonów.
Tylko w niewielkim stopniu był ciekawy, kto jest nadawcą tych listów. Prawdę mówiąc, nie otrzymywał ich od tak dawna, że cieszył go sam fakt korespondowania z kimś i niewiele obchodziła go tożsamość nadawcy. Ostatnią osobą, z którą Harry wymieniał listy, był Syriusz, i teraz Harry naprawdę za tym tęsknił. Na dodatek te notatki były zabawne. Wizja McGonagall ze swędzącym tyłkiem sprawiła, że parsknął i opluł sokiem dyniowym jajecznicę, którą właśnie jadł na śniadanie.

12 września

Według Harry’ego każda sobota była okazją do świętowania. W zamku miał możliwość wylegiwania się w łóżku do woli, ale zwykle tego nie robił. Życie u Dursleyów wyrobiło w nim nawyk wstawania o świcie i trudno było mu przyzwyczaić się do leniwych weekendów w Hogwarcie.
Rok szkolny rozpoczął się zaledwie dwa tygodnie temu i Harry ciągle żył rytmem Privet Drive, dlatego obudził się, gdy tylko światło słoneczne rozpoczęło swoją wędrówkę po podłodze dormitorium. Ciepłe promienie nawet nie zdążyły dotrzeć do zaciągniętych zasłon wokół łóżka Rona, kiedy Harry był już na nogach i przywoływał ręcznik ze stojącego nieopodal kufra. Jedną z korzyści wczesnego wstawania w weekendy były puste prysznice. Chłopak z niecierpliwością wyczekiwał sobotniego rytuału: dotrzeć do łazienki przed innymi, spędzić kilka miłych chwil w towarzystwie własnej ręki, zejść do pokoju wspólnego i czekać, aż Ron i Hermiona pojawią się, aby razem mogli udać się na śniadanie.
Harry dotarł do pryszniców, za pomocą różdżki odkręcił kurki i zdjął okulary. Położył je na ręczniku, poza zasięgiem pryskających kropel. Wszedł pod wodę, pochylił głowę i skulił ramiona, a ciepłe strumienie spływały wzdłuż jego szyi i pleców. Czuł, jak narastający przez cały tydzień stres ustępuje. Zastanawiał się, w jaki sposób inni ludzie, poza Hermioną, radzą sobie z przygotowaniami do owutemów bez popadania w szaleństwo. Tacy, na przykład, Fred i George wydawali się nie mieć z tym problemów, jednak oni nie mogli służyć za wiarygodny przykład, bo właściwie nigdy nie ukończyli szkoły.
Poranna masturbacja nie miała innego celu niż rozładowanie napięcia, ale była koniecznością i Harry wolał to robić w ciepłej łazience niż we własnym łóżku, skryty za kotarami. Mimo że przyzwyczaił się do dzielenia sypialni z czterema innymi chłopakami, a zasłony wokół łóżka były wystarczająco szczelne, nie wyobrażał sobie, jeśli mógł tego uniknąć, spania na sztywnym prześcieradle. Skrzaty zmieniały pościel dopiero w środy.
Do czasu, aż wrócił do pokoju wspólnego, słońce wyłoniło się już całkowicie zza horyzontu, a kilkoro nadgorliwych drugoklasistów zajęło jego ulubione miejsce przy kominku. Harry usiadł na miękkiej kanapie i czekał na przyjaciół, aby razem z nimi zejść na śniadanie.
Gdy tylko znalazł się w Wielkiej Sali, zanim zdążył nalać sobie soku z dyni, brązowa płomykówka zapikowała w dół i upuściła przed nim ciasno zwinięty rulon.

Dzień dobry, Potter. Miałeś przyjemne wakacje? Jeżeli spędziłeś je z tymi potworami, których nazywasz krewnymi, to raczej wątpię. Naprawdę wyglądasz fatalnie. Zmęczony. I smutny.

Harry zmarszczył brwi i podniósł wzrok. Przypomnienie mu lata u Dursleyów trochę go zaskoczyło. Hogwart był jedynym miejscem, w którym mógł zachowywać się tak, jak gdyby tamci ludzie w ogóle nie istnieli.

Widziałem ich raz, kiedy podwozili cię na pociąg. Twój tłusty kuzyn ze świńskimi oczkami. Mam wrażenie, że jest tak wielki, iż mógłby wymieniać się ubraniami z Hagridem. Ciotka, pomarszczone dzieło sztuki, z ustami wykrzywionymi we wstręcie na widok twojej osoby. I wujek, jeszcze większy. Czy on kiedykolwiek posiadał szyję? Wiesz, miałem wrażenie, że chce cię uderzyć. Samo to, że tam byłeś, sprawiało, iż chciał zdzielić cię po głowie. Mam rację?

Kiedy Harry doczytał do końca listu, przestał chichotać nad komentarzem o szyi wuja Vernona. Bardzo wymowne było to, że nawet obcy człowiek, który nie znał Dursleyów, tak łatwo mógł odczytać ich odczucia w stosunku do niego, tylko obserwując, jak stoją i czekają na dworcu King’s Cross. Złożył list i wsunął go do torby.
Spojrzał w lewo i uchwycił zaciekawiony wzrok Rona. Kiedy przyjaciele spytali go o korespondencję, nic im nie powiedział. Zdawał sobie sprawę, że dla Hermiony niewiedza jest zabójcza, jednak kwestię autora listów pozostawił bez komentarza.

15 września

Moje wakacje nie były zbyt interesujące. Sporo czasu spędziłem samotnie. Dużo się onanizowałem.

Przeczytawszy ostatnie zdanie, Harry zarumienił się i rozejrzał wokoło.
„Przynajmniej jedna tajemnica rozwiązana. To facet” — pomyślał i powrócił do obserwowania stołu Gryfonów. Miał tak wiele podejrzeń. Sporo dziewcząt próbowało podrzucać mu miłosne liściki, chociaż Hermionie zwykle udawało się je powstrzymać. Najwidoczniej uważała, że jej obowiązkiem jest tworzenie tarczy chroniącej go od wrogów (dziewczyn), i aby się do niego dostać, musiały się przez nią przebić. W zasadzie był jej za to wdzięczny, chociaż nigdy nie dał tego po sobie poznać.

16 września

Widzę, jak patrzysz wokół, zastanawiając się, kto przysyła ci te listy. Nie mam zamiaru się ujawniać. Możesz to nazwać zwykłą zachcianką. Moje kaprysy często sprowadzają na mnie kłopoty, ale kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie, lub, w tych okolicznościach, od pióra. Lubię to uczucie, kiedy moja dłoń je obejmuje, a jego lotka co jakiś czas muska mój podbródek.

„Trochę to wyszukane” — pomyślał Harry, upewniając się, że to jednak chłopak. Odwrócił pergamin, żeby sprawdzić, czy na drugiej stronie też jest coś napisane, ale nic tam nie znalazł.
Nie znał nikogo, kto mógłby pisać w taki sposób. Na pewno nie był to Ron.
Harry spojrzał na przyjaciela. Rudzielec miał przed sobą otwarty podręcznik do zaawansowanych eliksirów, a obok mocno poplamiony atramentem kawałek pergaminu. Płatki w jego misce były już tak napęczniałe od mleka, że każdy wydawał się przepychać między innymi. Usta Rona, kiedy przepisywał instrukcję warzenia Veritaserum, były otwarte i Harry pomyślał, że przyjaciel wygląda raczej głupio, chociaż wcale go za to nie winił. Żaden z nich nie skończył eseju o teoriach na temat składników Veritaserum, głównie dlatego, że nie mieli o tym pojęcia. Ron najwidoczniej uznał, że śniadanie to najlepsza pora na uzupełnienie pracy domowej.
Nie, Ron zdecydowanie nie użyłby w stosunku do pióra określenia „lotka muskająca mój podbródek”. Szczególnie biorąc pod uwagę, że w tej chwili jego pióro wyglądało, jakby mogło złamać się pod wpływem nacisku, jakiego używał, aby napisać kilka ostatnich linijek swojego eseju.

17 września

Merlinie, czy Granger musi się tak wydzierać? Nigdy nie zastanawiałem się, w jaki sposób twoi przyjaciele zinterpretują moje małe, głupie liściki. Napiszę to wyraźnie: nie jestem Voldemortem. Nie jestem też jego agentem. Jeżeli chcesz, abym kontynuował tę korespondencję, kiwnij głową.

Harry rozejrzał się wokół, lustrując wszystkich obecnych w Wielkiej Sali. Czynność ta, po skończeniu czytania każdego z tajemniczych listów, stała się dla niego niemal przyzwyczajeniem.
„Nic” — pomyślał rozczarowany, bo teraz już chciał wiedzieć, kto się za nimi kryje. Skinął głową, przypuszczając, że tak właśnie powinien zrobić, aby pokazać, że nadal chce kontynuować korespondencję.
Zmarszczył brwi, przypominając sobie, jak poprzedniego dnia przed eliksirami cierpliwość Hermiony w stosunku do tych listów osiągnęła punkt kulminacyjny.

Stali na korytarzu, czekając, aż Snape otworzy drzwi do lochu i pozwoli im wejść. Harry wyjął z torby pergamin, aby przeczytać go ponownie i kiedy chciał schować go z powrotem, przyjaciółka prawie wyrwała mu go z rąk. Aby tego uniknąć, niemal trzepnął ją w rękę i wtedy zupełnie straciła nad sobą kontrolę i zaczęła na niego wrzeszczeć.
— Kto ci je przysyła, Harry?! — zażądała wyjaśnień.
— Hermiona, przestań krzyczeć — polecił ostrym tonem.
— Nie, dopóki nie odpowiesz na pytanie. Nigdy wcześniej nie miałeś przede mną i Ronem tajemnic. — Oparła ręce na biodrach i skinęła głową w stronę rudzielca.
Ron wyglądał tak, jakby wolał dobijać się do zamkniętych drzwi lochu, żądając, by go wpuszczono, niż wplątać się w dyskusję pomiędzy Harrym i Hermioną. Bez słowa przesuwał spojrzeniem od jednego do drugiego z przyjaciół. Harry zastanawiał się, czy w ogóle ma pojęcie, o czym dziewczyna mówi. Czy zauważył listy, które Harry dostawał każdego ranka?
— Nie wiem, kto je przysyła, w porządku? — powiedział. Nie zamierzał jej ulegać, ale nie chciał, aby cała szkoła dowiedziała się, że ma tajemniczego korespondenta. Z nieznanego mu powodu z nikim nie chciał się tym dzielić. — Ale to nic ważnego — dodał uspokajająco.
Ponad jej ramieniem rzucił groźne spojrzenie na Malfoya, który wpatrywał się w nich z zainteresowaniem. Chłopak uśmiechnął się głupio i przewrócił oczami w stronę Harry’ego, zanim nie skoncentrował swojej uwagi na Pansy Parkinson.
— To może być niebezpieczne, Harry — powiedziała Hermiona półgłosem. Chłopak był zadowolony, że przyjaciółka mówi teraz ciszej, ale i tak miał pewność, iż każdy stojący w korytarzu Gryfon i Ślizgon nadstawiał uszu, aby dowiedzieć się, o czym rozmawiają.
— Ale nie jest — odparł ze śmiechem. Zastanawiał się, jak Hermiona by zareagowała, gdyby dowiedziała się, że najgroźniejsze, co może z listów wynikać, to niezbyt miła wizja McGonagall w kraciastych majtkach. Obraz ten, niestety, wkradł się jakoś do jego głowy podczas wczorajszej, porannej masturbacji.

21 września

W porządku. Od tej pory, zamiast korzystać z sów, będę zostawiał listy w przyłbicy zbroi stojącej na trzecim piętrze, blisko klasy zaklęć.

„Znakomicie” — pomyślał Harry.
Wreszcie będzie miał możliwość odpisania tej tajemniczej osobie, a Hermiona w końcu zejdzie mu z głowy i przestanie wypytywać o listy. Nie zaprzestała swojej tyrady na temat potencjalnego niebezpieczeństwa, jakie może spotkać Harry’ego z powodu korespondowania z zupełnie nieznaną osobą (nie powiedział jej, że do tej pory rozmowy te były całkowicie jednostronne) i cieszył się, że ten poranny napływ sów wreszcie się skończy.
Przez większość dnia rozmyślał o tym, co mógłby napisać. Na historii magii tylko udawał, że robi notatki, a w rzeczywistości kreślił kilka próbnych zdań. Zaplanował już, że wymknie się Ronowi i Hermionie w pelerynie niewidce, żeby zostawić list w zbroi na trzecim piętrze. Kusiło go, aby zaczekać tam w nadziei, że uda mu się odkryć tożsamość chłopaka, ale w końcu zrezygnował z tego pomysłu. Potrzebę wiedzy przewyższała czysta przyjemność, którą niosła ze sobą korespondencja. Poza tym nie uważał, że osoba ta może być kimś strasznym. W tym momencie Harry’emu wystarczyła świadomość, że ktoś troszczył się o niego na tyle, żeby coś mu wysyłać i nie oczekiwać niczego w zamian.
Przez cały dzień nie przyszło mu do głowy nic, co mógłby napisać, a kiedy zobaczył swoją szansę wyślizgnięcia się przyjaciołom, skorzystał z niej pod pretekstem zabrania książki, którą zostawił w sali. Zanim założył pelerynę, szybko nagryzmolił kilka pytań na kawałku pergaminu.

22 września

Nigdy nie oczekiwałem od ciebie wzajemności. Lepiej by było, gdybyś nie odpisywał. Ale odpowiem na kilka twoich pytań. Jestem uczniem siódmego roku. Nie Gryfonem. Nie powiem, do którego domu należę. A to, czy jesteśmy przyjaciółmi, czy nie, nie ma żadnego znaczenia.
Czułem dzisiaj, że pogoda się zmieni. Ze wszystkich pór roku najbardziej lubię jesień, chociaż jestem też wielbicielem kwiatów. Myślę, że to oznaka zbliżającej się schizofrenii. Moja dusza hula, kiedy rok się kończy, podczas gdy zmysły poszukują zapachów i nowych wrażeń wzrokowych.
Dlaczego z tobą koresponduję? Ponieważ to nasz ostatni rok, ostatnia okazja, aby „porozmawiać”. Obwiniaj za to moją nieśmiałość. I wyjątkową ciekawość.
Uwielbiam pisać listy. Jeżeli postanowisz zignorować mój sprzeciw i będziesz mi odpisywał, odkryjesz, że za każdym razem, kiedy weźmiesz do ręki pióro, dowiesz się czegoś nowego o sobie. To tak jakby pióro rzucało zaklęcie. Jestem dużo bardziej uczciwy i twórczy na papierze niż w rzeczywistości. Oczywiście, kłamać też jest łatwiej. Kreatywność i nieuczciwość chodzą ze sobą w parze.
Poza tym, to tanie uzależnienie. Pergamin i atrament kosztują dużo mniej niż papierosy, to pewne. Ale dość rozważań finansowych. Pochylony nad kawałkiem papieru nie jestem taki rozgniewany. Zanim napiszę, muszę pomyśleć. W odróżnieniu od mojego publicznego zachowania. Często mówię rzeczy, których potem żałuję, zazwyczaj dlatego, że nagromadzony we mnie gniew poszukuje ujścia, a tutaj mam pod ręką kilka dogodnych celów.
Czy kiedykolwiek byłeś wciekły i sam siebie za to nienawidziłeś? Lub odwrotnie, czułeś złość i myślałeś, że jak najbardziej miałeś do tego prawo i niech się wszyscy od ciebie odpieprzą?

Zabawne, że pytasz — napisał Harry. — Nie sądzę, żebym pamiętał czas, kiedy nie czułem złości, chociaż był taki jeden. Nigdy nie miałem z tego powodu wyrzutów sumienia. Uważasz, że powinienem? Przed przybyciem do Hogwartu nie wiedziałem, że jestem czarodziejem. W ogóle nie miałem pojęcia, że posiadam magiczne zdolności. Myślałem tylko, że jestem zabawny. I dziwny. Kiedy byłem przestraszony lub zdenerwowany, sprawiałem, że działy się niezwykłe rzeczy. Ciągle mi się to zdarza, bo nadal nie potrafię się w pełni kontrolować, ale próbuję. Codziennie próbuję.

Prawie nie zauważył, że na samo wspomnienie swojego dzieciństwa wstrzymał oddech. Przypomniał sobie wrzaski ciotki Petuni, kiedy jego włosy odrosły zaraz po tym, jak mu je obcięła na krótko. Wszystkie krzywdzące epitety, jakimi go obrzuciła. Bardzo dokładnie pamiętał dźwięk, jaki wydawał zamek od schowka pod schodami, gdy go zasuwała po wepchnięciu go do środka.

Siostra mojego wuja ma na imię Marge, a swojego psa nazwała Majcherek...

Harry kontynuował i opisał, jak to gniew wymknął mu się spod kontroli i nadmuchał ciotkę jak balon, tak że pracownicy ministerstwa musieli ją zlokalizować i nakłuć, by uchronić ją przed dryfowaniem nad Surrey.

28 września

Przez kilka dni nie pisałem, ponieważ zastanawiałem się, czy cała ta gimnastyka nie jest bezsensowna. Co takiego, u licha, dwoje ludzi może sobie powiedzieć w ciągu jednego roku, czego nie powiedzieli przez sześć? I wtedy, na szczęście, dostałem twój śmieszny list, w którym napisałeś, jak nadmuchałeś ciotkę Marge. Przysięgam, prawie mogłem zobaczyć, jak leci nad Zakazanym Lasem. Gdzie jest pistolet, kiedy się go potrzebuje?

Wiesz, powinni mnie za to aresztować — odpisał Harry. — Nie mam pojęcia, dlaczego tak się nie stało. W porządku, to nie do końca prawda. Wtedy nie wiedziałem, a teraz już tak.
Cieszę się, że nie uważasz tego za coś strasznego. Pamiętam, jak śmiałem się, kiedy opowiedziałem tę historię Ronowi i Hermionie. Zabawnie było widzieć te wielkie, tłuste, napuchnięte części ciała i guziki odskakujące od jej sukienki. Ale z drugiej strony, zastanawiam się, czym to musiało być dla niej. Wiem, ciotka bez wątpienia jest podła, ale czy zasłużyła na coś takiego? Ministerstwo zmodyfikowało jej wspomnienia, żeby niczego nie pamiętała, ale mimo wszystko.
Chciałbym, żeby kiedyś zrobili tak ze mną. Jest tyle rzeczy, które mi ciążą, i wolałbym o nich nie wiedzieć.
Nie sądzę, żeby nasza korespondencja była bezsensowna. Sprawia mi przyjemność, prawda? Zresztą, jakżeby mogło być inaczej. Kimkolwiek jesteś, w ciągu ostatniego miesiąca rozmawiałeś ze mną więcej niż niektórzy z moich kolegów przez sześć lat. Ale jeżeli chcesz to skończyć, nie mogę cię powstrzymać.
Co sprawia, że czujesz złość?

1 października

Co mnie wkurza? Zbyt wiele rzeczy, żeby to wypisać. W całym Hogsmeade nie ma wystarczającej ilości pergaminu. Głównie są to oczekiwania rodziny wobec mojej osoby. Wydaje mi się, że pod tym względem jesteśmy do siebie podobni. Czarodziejski świat spodziewa się, że ich uratujesz. Że jesteś chętny poświęcić swoje siedemnastoletnie ciało i duszę, aby pokonać Voldemorta. Zakładając, że ci się uda. Ale ci ludzie nie kochają cię. Są bezimienni, anonimowi. Moi rodzice nigdy nie są zadowoleni z moich osiągnięć. Zawsze im mało. Jestem zakładnikiem ich miłości.
Nie mam pojęcia, co jest gorsze: płakać z powodu miłości, która jest tylko najbardziej nietrwałym, ulotnym wspomnieniem, czy żałować uczucia, które jest aż nadto realne, ale zawsze poza zasięgiem.

Harry gryzł końcówkę pióra i analizował ostatni list.
Nie miał bladego pojęcia, co mogły oznaczać słowa „jestem zakładnikiem ich miłości”. To nie było coś, co mogło dotyczyć jego osoby. Ani wuj, ani ciotka nie kochali go, co do tego nie było wątpliwości. Już dawno zrezygnował z prób robienia czegoś więcej lub bycia kimś innym w nadziei, że chcieliby... mogliby... go pokochać. Ale wiedział, że rodzice na pewno go kochali. Siła miłości jego matki była tak wielka, że zgodziła się umrzeć, aby go ratować. Pragnął mieć coś więcej niż ten jeden, konkretny obraz, który w rzeczywistości pamiętał: gdy Voldemort przekroczył ciało jego ojca z zamiarem zabicia jego i matki.
Harry rzucił pióro na stół i spojrzał w kierunku Hermiony i Rona. Mieli pochylone w swoją stronę głowy i widział, jak usta przyjaciółki wyginają się w uśmiechu w odpowiedzi na słowa, które szeptał do niej Ron. Odwrócił się i rozprostował leżące na kolanach palce swoich dłoni, aby opanować ich drżenie, zanim wziął pióro z powrotem do ręki.

Myślę, że się mylisz. Nie we wszystkim, ale nie masz racji z tym bezimiennym tłumem. Nie każdy z nich jest anonimowy. Ron i Hermiona, na przykład. Nie sądzę, żeby kochali mnie bardziej, niż ja ich. To uczucie inne od tego, o którym pisałeś, czy od tego, którym darzą siebie nawzajem, a jednak to nadal to samo uczucie, mające niewiele wspólnego z tym, czy uratuję ich czy kogokolwiek innego. W twoim życiu z pewnością są ludzie, o których troszczysz się, ponieważ są, kim są, a nie ze względu na to, co mogą dla ciebie zrobić. Być może to miłość. A może nie. Osobiście nie mogę sobie wyobrazić, że mógłbym darzyć kogoś silniejszymi uczuciami niż te, które żywię do moich przyjaciół.

5 października

Na Merlina, Potter, czyś ty pisał ten list, lecąc na miotle? Naprawdę musiałem użyć zaklęć tłumaczących, aby go odszyfrować. I żadnych usprawiedliwień. Nie bazgraj więcej. To niegrzeczne oczekiwać od rozmówcy, by rzucał zaklęcia na kawałek pergaminu, który wygląda, jakby wyścielał gniazdo hipogryfa. Nie żartuję. Pisanie do ciebie listów zabiera mi sporo czasu. Potraktuj je jak prezenty. Jeżeli nie możesz poświęcić kilku chwil, aby napisać przyzwoicie, nie pisz w ogóle. Nie czuj się zobowiązany do wzajemności. Nie interesuje mnie gra pozorów. Musimy być w stosunku do siebie uczciwi, inaczej to wszystko nie ma sensu.
Nie, nigdy nie byłem zakochany, i wcale o tym nie marzę. Miłość w moim życiu jest synonimem zobowiązań, wymagań i powinności. Mogę sobie wyobrazić, że w twoim przypadku jest trochę inaczej, czujesz lekkość, brak środka ciężkości. Mogę się nim z tobą podzielić. Czytałeś o procesach czarownic w Salem (dlaczego prawda jest bardziej przerażająca niż fikcja?), gdzie zabijano wiedźmy i czarodziejów przez umieszczanie na ich ciałach desek, a potem układanie na nich stosów kamieni, dokładając po jednym, aż w końcu ciężar był tak wielki, że zgniatał ich na śmierć?
Czasami kamienie są tak ciężkie, że z ledwością mogę zrobić krok.

Przepraszam — napisał Harry. — Ostatnio mam dużo na głowie i nie potrafię radzić sobie ze słowami tak dobrze, jak ty. Dziękuję za cierpliwość.
To, co napisałeś, jest straszne. Cieszę się, że nigdy nie uważam na lekcjach Binnsa. Im więcej dowiaduję się o historii magii, tym bardziej zastanawiam się, czy warto ten świat ratować.

Harry przestał na chwilę pisać. Nigdy wcześniej nie słyszał, żeby ktoś wysławiał się w sposób, w jaki robił to ten chłopiec. Dobrze, może poza Dumbledore’em. Wypowiedzi dyrektora zwykle były niejasne i tajemnicze, ale te słowa... Coś zabolało Harry’ego w piersi, kiedy czytał ostatnie zdanie. Nie miał pojęcia, jak na to odpowiedzieć. To było uczucie, które znał aż za dobrze, a teraz znalazł słowa, by je opisać. Ten fragment zdawał się nie wymagać odpowiedzi, więc go zignorował.

Miałeś może okazję, albo masz teraz, umówić się z kimś ze szkoły? Ja miałem, ale już nie mam. Choć jestem pewien, że zdajesz sobie z tego sprawę, biorąc pod uwagę, że wiesz już dość dużo o mojej osobie.

Harry zwinął pergamin, kiwnął głową w stronę Hermiony i Rona, którzy siedzieli przytuleni w swoim ulubionym fotelu przy kominku, i przemierzył pokój wspólny. Jeszcze raz oparł się pragnieniu, aby założyć pelerynę niewidkę i zaczekać w niej obok zbroi. Chęć poznania tożsamości swojego korespondenta osiągnęła apogeum. Ten człowiek stał się jego przyjacielem, prawie tak bliskim jak Ron i Hermiona, i Harry był niemal obezwładniony pragnieniem, aby dopasować twarz i imię do pisma, które znał teraz prawie tak dobrze jak swoje własne.

15 października

Po lekcji zaklęć Harry ociągał się z wyjściem, udając, że przepakowuje coś w swojej torbie. Chciał być sam, kiedy będzie sprawdzał, czy czeka na niego list. Od ostatniego minęły już dwa tygodnie i trochę się niepokoił, że chłopak przestał do niego pisać. Hermiona i Ron poszli przodem i krzyknęli, że spotkają się z nim w Wielkiej Sali na obiedzie. Harry poczekał, aż ucichnie echo ich kroków, zanim stanął na palcach, aby dosięgnąć przyłbicy zbroi.
„Jest!” — pomyślał, kiedy jego palce dotknęły listu. Złapał go mocno i ruszył korytarzem. Niepokój o to, co może przeczytać, był obezwładniający, przewyższał nawet głód, więc wślizgnął się do pierwszej pustej klasy i usiadł na krześle. Rozwinął pergamin i rozłożył go na biurku, przytrzymując jego rogi trzęsącymi się kciukami.

Randki? Sądzę, że możesz to tak nazywać. Chociaż ja bym to określił raczej jako chodzenie na podryw. Posiadam reputację, na którą w pewnym stopniu zasłużyłem, ale, do jasnej cholery, mam siedemnaście lat. Myślę o seksie cały czas. Pragnienie jest tak silne, że w ubiegłym roku zacząłem palić tylko po to, aby trzymać coś w ustach. Spędzam godziny, wyobrażając sobie, jak ktoś wygląda pod szatami. Co inni mogliby czuć, gdybym dotykał ich palcami i ustami. I w żadnym wypadku nie pożądam McGonagall i jej wełnianych majtek. Obojętnie, ile razy się onanizuję, a robię to co najmniej dwa razy dziennie, i tak zawsze myślę o seksie. A ty?

Harry roześmiał się głośno, z zakłopotaniem. Nie mógł uwierzyć, że ten chłopak napisał mu, ile razy dziennie się masturbuje. Uświadomił sobie, że tak naprawdę nie utożsamiał tego kogoś, kto potrafi pisać tak ładnie, z osobą w swoim wieku. Chłopcem, który, rzecz jasna, musiał mieć te same uczucia i pragnienia, jakie miał każdy inny siedemnastolatek.
Spojrzenie na to w ten oczywisty sposób podziałało niezwykle podniecająco i Harry założył nogę na nogę, starając się opanować nieuniknione zgrubienie pomiędzy udami. Przycisnął dłoń do rosnącego wzniesienia i próbował nie myśleć o niczym, co mogłoby wsuwać się do ust tego chłopaka, choćby to był tylko papieros. Niestety, nic nie pomagało, nawet obraz McGonagall w majtkach, i Harry wiedział, że erekcja sama nie minie i musi się tym zająć. Wyrzucił z głowy obraz profesorki i rozsunął szaty, odpiął guzik i zamek. Jego członek naprężał się pod materiałem bokserek, kiedy wyciągnął rękę, aby go pogłaskać. Pracował dłonią, przesuwając ją po trzonku energicznie w górę i w dół, ściskając na główce i skręcając nadgarstek, jak robił to zawsze. Przed oczami przesuwały mu się obrazy chłopaka leżącego na łóżku z baldachimem, takim jak jego własne, nagiego, z jedną ręką zarzuconą ponad głową, który zajmował się swoim penisem. Twarz chłopaka była w cieniu, ale Harry mógł rozpoznać cień uśmiechu na różowych wargach, kiedy jego dłoń przyspieszyła. Naśladował te ruchy, kołysząc biodrami i wciskając się we własną dłoń. Zacisnął palce wokół czubka penisa i doszedł ze zduszonym jękiem.

Nie zawsze,

napisał Harry, nie do końca zgodnie z prawdą, kiedy już za pomocą zaklęcia usunął spermę z palców. Jak sądził, nie było to całkowitym kłamstwem. O pracy domowej czy Voldemorcie myślał prawie tak samo często, jak o seksie.

Tylko dwa razy? Ja właśnie zrobiłem to dzisiaj po raz trzeci.
Nie mogę uwierzyć, że to napisałem. Wyrzucę ten list.

18 października

Średnio trzy razy dziennie. Jestem pod wrażeniem, Potter. Kto by pomyślał, że za tą niezdarnością i rumieńcem czai się zdemoralizowany onanista.

Harry zignorował zniewagę. Wiedział, że nie powinien był zostawiać ostatniego listu w zbroi. Nie miał pojęcia, co sprawiło, że przyznał się, ile razy dziennie zabawia się sam ze sobą, ani dlaczego napisał, że zrobił to tuż przed odpisaniem na list. Zanim otrzymał odpowiedź, upłynęło kilka dni i Harry zastanawiał się, czy w jakiś sposób nie obraził swojego korespondenta. Nie był przyzwyczajony do odsłaniania siebie tak bardzo przed kimkolwiek, a na pewno nie przed osobą, której nie znał nawet z imienia.
Właśnie z tego powodu odczuł dużą ulgę, kiedy znalazł w zbroi list, nieważne jak krótki. Miał palącą potrzebę zadać pewne pytanie, ale za diabła nie wiedział, jak to zrobić.
Czy było właściwe pytać wprost o tego rodzaju sprawy? Harry’emu wydawało się to strasznie niegrzeczne, raczej jak coś, co bez problemu mogłaby palnąć Luna Lovegood w środku przyjęcia. Ale Harry nie był Luną, nie posiadał też dyplomatycznych umiejętności Hermiony, więc sądził, że musi zadać pytanie w zwyczajny sposób. Sprawić, że zabrzmi jak rzucone mimochodem, jak coś nieistotnego. I udawać, że odpowiedź, choćby nie wiadomo jak ważna, nie ma znaczenia. Ron nie robił przedstawienia po każdym razie z Hermioną i Harry był mu za to dozgonnie wdzięczny. Nie chciał znać szczegółów na temat tego, co wyprawiali jego przyjaciele. Jednak nie mógł nic poradzić na to, że był ciekawy. Sam do tej pory nie miał okazji sprawdzenia tego na własnej skórze. To było irytujące. Minęły już wieki, odkąd myślał, że mogłoby do czegoś dojść między nim i Cho. Ale cóż. Teraz cieszył się, że nie doszło.
 

22 października

Moje doświadczenia seksualne? Zastanawiałem się, czy powiedzieć ci prawdę, bo chociaż z jednej strony, gdybyś okazał się cnotliwym, homofobicznym dogmatykiem, przyniosłoby mi to trochę ulgi, ale jeżeli nie, wtedy zyskałbyś w moich oczach kilka dodatkowych punktów. A to mogłoby już być problematyczne.
Jestem homoseksualistą.
Uprawiałem seks z kilkoma dziewczynami i za każdym razem było niby dobrze, a jednak źle. Ładnie mówiąc, miałem orgazm, ale nie było to nic nadzwyczajnego. Jestem nastolatkiem. Prawdopodobnie mógłbym dojść, pieprząc się z butelką po mleku. Tak czy owak, każde seksualne zbliżenie pozostawiało po sobie uczucie gniewu i jakiegoś rodzaju pustki i głodu. Było to niewiele lepsze niż onanizowanie się ze złamanym palcem. Dlaczego nie odczuwałem tego pełniej? Czy coś ze mną było nie tak? Spędzałem godziny z dziewczyną, doprowadzając ją do szczytowania kilkakrotnie, a moje doznania były przeciętne. Wystarczyły, aby powstrzymać mnie przed rzuceniem się na McGonagall, ale niewiele ponad to. Dotykanie, całowanie, nawet pieprzenie się. Nic nie pomagało. Ciągle byłem tak napalony, że mógłbym niczym pies przelecieć czyjąś nogę, ale mój penis pozostawał miękki. Coś strasznego.
Wybawienie przyszło w czasie weekendu w Hogsmeade, na szóstym roku. Stałem obok Miodowego Królestwa i czekałem na przyjaciół, gdy zobaczyłem idącego ulicą młodego czarodzieja. Mógł mieć około dwudziestu lat i był ubrany w najbardziej obcisłe, czarne, skórzane spodnie, jakie kiedykolwiek widziałem. Mógłbym powiedzieć, gdzie zaczynała się przerwa pomiędzy jego pośladkami. Na jaja Merlina, zapragnąłem go! Chciałem przebiec dłońmi po tym tyłku, szczypać jego sutki, obmyć językiem każdą część ciała. Pożądałem go tak, jak nigdy żadnej dziewczyny i wiedziałem, że gdyby chciał zrobić mi dobrze ręką, ustami lub pozwolił się pieprzyć, mój głód wreszcie byłby nasycony. Na chwilę. No dobrze, może na kilka godzin, ale wreszcie nie czułbym tej nieustannej żądzy przynajmniej przez jakiś czas.

Harry bezmyślnie wpatrywał się w zapisaną kartkę.
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin