Sobotnie popołudnie. Pewna młoda kobieta właśnie wróciła po ciężkim dniu do domu. Panowała w nim nienaturalna cisza. Zupełnie, jakby ktoś wyssał z niego życie. Z cichym westchnieniem odwiesiła płaszcz na stojak i udała się do salonu. Ciepłe kolory, którymi był przyozdobiony przypominały Hermionie lata szkolne. Wtedy wszystko wydawało się być prostrze. Musiała jedynie martwić się nauką i przyjaciółmi, którzy bez przerwy pakowali się w kłopoty. A ona wraz z nimi. Opadła na kanapę i ze świstem wypuściła powietrze. Po raz kolejny ich drogi się skrzyżowały. Tak bardzo miała nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiała spoglądać w tę radosną twarz. W oczy pełne życia. Wraz z tym widokiem powróciły wspomnienia, które tak zawzięcie wypierała ze swojej głowy przez minione pięć lat.Sześć lat wcześniej, hogwardzkie błonia.Młoda kobieta zmierzała szybkim krokiem w stronę jeziora. Mruczała pod nosem niezrozumiałe słowa gestykulując przy tym żywo. Gdy dotarła do wiekowego dębu rozejrzała się wokół. Na szczęście nikogo nie było. Rozsiadła się pod drzewem próbując uspokoić oddech.Oni wpędzą mnie do grobu – pomyślała krzywiąc się na samo wspomnienie przyjaciół i ich kolejnego "genialnego" pomysłu. Ile można? Jej cierpliwość miała swoje granice. Jej świat już od jakiegoś czasu stał na głowie. Nie potrafiła się w tym odnaleźć. Nagle wszystko się zmieniło. Ona, jej przyjaciele, ludzie, których oglądała codziennie od lat. Jej spojrzenie na świat. Dorosła. Choć wcale nie chciała. Jej myśli rozproszył odgłos zbliżających się kroków. W duchu modliła się, by to nie był Harry ani Ron. Nie chciała ich póki co oglądać. Z ociąganiem odwróciła głowę, by spojrzeć na przybysza. W jej stronę zmierzał Fred. Nieco zaskoczona czekała, co się zdarzy.Czego on może ode mnie chcieć? Zastanawiała się. Ta sytuacja robiła się coraz bardziej absurdalna.- Mogę się przysiąść? - zagadnął pogodnie rudzielec spoglądająć na Hermionę. Delikatny uśmiech malował się na jego twarzy. Nieodłączny atrybut bliźniaków Weasley. Chyba jeszcze nigdy nie widziała ich smutnych.- Pewnie. - odpowiedziała cicho przyglądając się chłopakowi. Ten jednak milczał.- Przyszedłeś po coś konkretnego? - zagadnęła po chwili nie mogąc wytzrzymać tej głuchej ciszy między nimi.- Chciałem dotrzymać ci towarzystwa. Słyszałem waszą kłótnię. To było podłe nawet, jak na nich. Nie zasłużyłaś na to. - powiedział cicho. Dziewczyna siłą woli powstrzymała sie od otwarcia buzi ze zdziwienia. Oto dożyła momentu, w którym wiecznie uśmiechnięty Fred Weasley powiedział coś, co nie miało nic wspólnego z żartami, quidditchem czy planami na przyszłość (chciał razem z bratem rozkręcić biznes). Wciąż była w szoku, jednak nie odezwała się więcej. Po słowach, które padły z ust rudzielca otaczająca ich cisza stała się balsamem dla krzyczącej duszy, która domagała się sprawiedliwości.To był pierwszy raz, kiedy ujrzała prawdziwe oblicze Freda Weasleya. Nie miała pojęcia, jak wiele to może zmienić.Od tamtego pamiętnego spotkania zaczęli coraz częściej spędzać ze sobą czas. Spacerowali, rozmawiali a czasem nawet wspólnie pracowali. Fred z wdzięcznością korzystał z pomocy i wiedzy Hermiony, która chętnie się nią dzieliła znajdując kogoś, kto chciał jej słuchać. Tworzyli zgrany duet. Uzupełniali się. Zimna logika przeciw gorącemu temperamentowi. A mimo wszystko zamiast stapiać się i wypalać, tworzyli spójną, przejrzystą całość.- Nie Fred, nie słuchasz mnie. Musisz zamieszać zanim dorzucisz ostatni składnik inaczej zawartość kociołka przyozdobi twoją szatę i twarz. - powtórzyła po raz kolejny dziewczyna. To był jeden z tych gorszcyh dni, kiedy wszystko działało jej na nerwy i wybuchała bez powodu. Była opryskliwa, wredna i sarkastyczna. Nie zraziło to jednak Freda, który wciąż uparcie dotrzymywał dziewczynie towarzystwa i nie reagował na jej słowne zaczepki. Sam nie rozumiał dlaczego to robi. Tak wiele poświęcał, by móc spędzać z nią czas. Praktycznie nie widywał się z bratem po zajęciach. Czasem tylko zdarzało się, że pracowali nad czymś wspólnie. Zaniedbał go, ale wyrzuty sumienia nie upominały się o zadośćuczynienie. To samo było z quidditchem. Niby pojawiał się na treningach, ale była to zwykła formalność. W przeciwnym razie wyleciałby z drużyny a bądź co bądź kochał grać. Tak bardzo go zmieniła. Zrobiła to nieświadomie. Nie tego się spodziewał idąc za nią tamtego dnia. Wciąż go dziwiło, jak naturalnie nawiązała się między nimi bliższa więź.Tydzień dzielił ich od wyjazdu na święta. Hermiona snuła się po zamku niczym duch. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Kolejna rozmowa z Ronem, która zakończyła się kłótnią. Dlaczego nie potrafili ze sobą porozmawiać? Z Fredem rozmowa była taka prosta. Potrafił wysłuchać i przedstawić swoje argumenty w taki sposób, że człowiek nie potrafił ich zignorować. Wiedziała, że cokolwiek postanowiłby robić w życiu, poradzi sobie bez problemu. Dotarła na Wieżę Astronomiczną. Po drodze spotkała raptem dwie osoby. W całej szkole panowała głucha cisza. Powoli podeszła do barierki, by spojrzeć na rozprzestrzeniający się przed nią krajobraz. Jeden z najpiękniejszych widoków, które oglądały jej oczy. Przymknęła na chwilę powieki wsłuchując się w cichy szum wiatru. Dlaczego wszystko nie mogło być takie proste? Jej świat ciągle był wywracany do góry nogami. Trząsł się niebezpiecznie bliski upadkowi. Dawno przestała wierzyć, że poradzi sobie, gdy całkowicie runie. Była zbyt słaba. Bez przyjaciół czuła, że jest nikim. Gdyby nie Harry i Ron, nikt nie wiedziałby o jej istnieniu. Była tą "od Pottera". Metka, którą doczepiono jej już na pierwszym roku. Mimo tego, że starała się z całego serca, by zasłużyć na szacunek i uznanie, wciąż była pomijana. - Najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny? Dobre sobie. - mruknęła otwierając oczy. Świat był taki piękny. Skryty pod białą pierzyną śniegu sprawiał wrażenie niewinnego, dobrego miejsca, któe nie wie, co to zło. - Taka jest prawda. - dobiegł ją cichy głos. Znała go aż za dobrze. Odwróciła się, by stanąć twarzą w twarz z Fredem.- Dlaczego pojawiasz się zawsze wtedy, gdy cię potrzebuję? - zapytała patrząc mu w oczy. Wciąż tego nie pojmowała. Gdy tylko coś zaczynało się dziać on zjawiał się niczym rycerz w lśniącej zbroi, by uratować ją, pocieszyć, wesprzeć. Dlaczego to robił?- Przeszkadza ci to?- To nie odpowiedź na moje pytanie.- Na twoje pytanie nie ma odpowiedzi.- Na każde pytanie jest odpowiedź.- Wyłącz na chwilę logikę. Nie wszystko, co dzieje się wokół ciebie możesz pojąć rozumem. Czasem trzeba spojrzeć na życie sercem.Dziewczyna stała zdziwiona nie wiedząc, co odpowiedzieć. Dlaczego on tak często ją zaskakiwał? Mówił słowa, które sprawiały, że zaczynała wątpić. Ona, zawsze pewna siebie i swoich racji w straciu z nim, miała w głowie chaos. I morze pytań bez odpowiedzi, które wciąż o sobie przypominały.- Sprawiasz, że zaczynam wątpić w siebie. - wyszeptała.- Nie to jest moim celem.- Więc co?- Nie mogę ci powiedzieć.- Odejdź.- Nie.- Odejdź! - tym razem głośniej powtórzyła dziewczyna. Miała już tego serdecznie dość. W cokolwiek grał ten rudzielec ona mówiła pas. Przerastało ją to wszystko. Ukrywszy twarz w dłoniach usiadła pod ścianą. Już po chwili wstrząsnął nią szloch. Musiała. Dłużej już nie dała rady tego w sobie dusić.Cichy szelest i otaczające ją ciepło drugiej osoby. Fred usiadł obok obejmując ją ramieniem i przytulając do siebie. Nie miał pojęcia, dlaczego zjawiał się, gdy go potrzebowała. Dlaczego nie potrafił odpuścił. Każdego dnia poświęcał się dla niej. Miał nadzieję, że ona w końcu to dostrzerze.- Jestem tu, bo Cię kocham Hermiono. - słowa tak ciche, że niemal nierozpoznawalne dobiegły do uszu dziewczyny, która znieruchomiała. Nie była pewna, czy dobrze usłyszała.- Fred ja... - Nic nie mów. Nie musisz.- Sądzę, że powinnam.- Znowu rozum. A co z twoim sercem?- Ono... Ono umarło. Dawno temu. - I nic nie jest w stanie go ożywić?- Przepraszam Fred, ale ja nie mogę. Nie chcę cię zranić.Zapadła cisza tak gęsta, że możnaby ją kroić nożem. Dziewczyna odsunęła się od przyjaciela spoglądając na niego niepewnie. Wpatrzony w jeden punkt wyglądał, jak spetryfikowany. W końcu poruszył się. Zamrugał kilka razy, wstał i bez słowa odszedł. To był ostatni raz, kiedy spędzili czas tylko we dwoje. Hermiona unikała sytuacji, w których musiała by z nim rozmawiać. On ograniczył się do powitań, w których dało się wyczuć chłód i ból. Jednak nie to było najgorszę. Ten zawód w jego oczach. On naprawdę ją kochał. A ona bała się odwzajemnić to uczucie. Podobny zawód ujrzała w oczach przyjaciół, którzy mimo tego, że w ostatnim czasie niewiele ze sobą rozmawiali, doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co się dzieje.- Popełniasz błąd Hermiono. Wspomnisz jeszcze moje słowa.Jedno krótkie zdanie, które padło z ust Rona. Później Fred skończył szkołę i więcej go nie widziała. Aż do dzisiaj. Wszystko na nowo odżyło. - Dlaczego ten jeden jedyny raz musiałeś mieć rację? - szepnęła a łzy zaszkliły się w jej oczach. Gdyby tylko mogła cofnąć czas. Dopiero teraz dostrzegła, jak wiele miała. Fred był przy niej, gdy wszystko traciło sens. Gdy wątpiła sprawiał, że odnajdywała w sobie wiarę. Gdy jej świat podutadał on trwał przy niej niewzruszony. Nie zraziło go nawet jej podłe zachowanie. Był. Poświęcił się. Stracił przez to niemal wszystko. Była pewna, że nikt prócz niego nie wiedział, jak wysoką cenę zapłacił za znajomość z nią. Za to uczucie, którym ją obdarzył. Które ona tak brutalnie odrzuciła. Chciała wszystko naprawić, zrobić coś. Cokolwiek. Nie mogła dłużej znieść tych wyrzutów sumienia. Stukanie w okno wyrwało ją z zamyślenia. Podeszła do niego wpuszczając niewielką sówkę, która upuściła na stolik list i wyleciała. Ze zdziwieniem spojrzała na kopertę. Serce na moment jej zamarło. Znała to pismo aż za dobrze. Drżącymi dłońmi otwarła przesyłkę i wyjęła krótki list."Droga HermionoDzisiejsze spotkanie nigdy nie powinno mieć miejca. Obudziło we mnie wspomnienia, które od lat dusiłem w sobie. Wspomnienia, które niemal mnie zniszczyły. Tak wiele chciałem Ci dać. I tak bardzo żałuję, że nie chciałaś tego przyjąć. Muszę wyjechać. Daleko. Tam, gdzie uda mi się zepchnąć wspomnienia w miejsce, z którego się już nie wydostaną. Dziękuję Ci za ten czas spędzony razem. Gdyby tylko los zechciał dać nam go odrobinę więcej...ŻegnajTwój na zawszeFred"List wypadł jej z dłoni i z cichym szelestem opadł na podłogę. Pojedyńcza łza potoczyła się po jej policzku. A za nią kolejna i kolejna. - Byłeś moim bohaterem.
Wiki230791