Zdzis�aw S. Pietras Mieszko II 990 - 1034 Wydawnictwo MON, 1972 Warszawa Na dysk przepisa� Franciszek Kwiatkowski Pod w�adz� ojca By� rok 990. Kolebka zapewne wykonana z twardego drewna, rze�biona w weso�e zaj�czki i kurki, inkrustowana srebrem, sta�a w zacisznej, wy�o�onej kobiercami i otulonej ciep�ymi makatami komnacie wawelskiego palatium, kt�rego kamienne �ciany wzniesiono w obr�bie drewniano-ziemnego grodu na wawelskim wzg�rzu. Przysz�y nast�pca tronu z wolna uczy� si� rozr�nia� twarze, gesty piel�gnuj�cych go bia�og��w. Wszystkie by�y mi�e i kochaj�ce, wszak�e jedna stawa�a si� coraz bardziej droga, a� wreszcie w sercu niemowl�cia zaj�a pierwsze miejsce. W jej stron� malutki Mieszko najch�tniej wyci�ga� r�ce, do niej nauczono go potem zwraca� si� s�owem "macierz" lub mo�e - bardziej zdrobniale - "matko". Inni wszak�e zwali t� osob� ksieni� Emnild�, co brzmia�o bardziej dostojnie. Emnilda, c�rka zacnego ksi�cia Dobromira, musia�a by� bardzo szcz�liwa. Thietmar, kt�ry zanotowa� wiadomo�� o jej s�awnym ma��e�stwie z Boles�awem, wiele szczeg��w zatai�. Nie wiemy, sk�d przyby�a do Polski; mog�a przyjecha� z Czech i pochodzi�, na przyk�ad, z rodu S�awnikowic�w; m�g� jej ojciec panowa� gdzie� w�r�d s�owia�skich Po�abian; r�nie by� mog�o, lecz ona sama nie mog�a czu� si� w Polsce �le. Oto dzielny i bystry, cho� mo�e troche nazbyt pop�dliwy, Boles�aw Mieszkowic kocha� j� wiernie. Przedtem dwie ma��onki, tak�e z zacnych rod�w wzi�te, prawnie po�lubione, odes�a� po rocznymxpo�yciu jedn� do Niemiec, drug� na W�gry, k�dy te�ciowie mieszkali, podczas gdy Emnilda dalej rz�dzi�a na wawelskim dworze. Czy� to nie pow�d do najg��bszej rado�ci dla bia�og�owy, kt�rej w razie osamotnienia grozi� pobyt w klasztorze lub wyb�r byle w�odyki? Ci�ki bywa� niekiedy los szlachetnych dziewic nie potrafi�cych znale�� m��w stosownych urodzeniem. Emnilda takiego unikn�a. Pierworodny syn Mieszka I, zwany niekiedy kr�lem p�nocnych S�owian, zrodzony z Dobrawy, c�rki ksi�cia Czech, stosowny by� a� nazbyt, zw�aszcza �e z woli ojca w�ada� ksi�stwem nie najpo�ledniejszym. By�a to po�a� ziemi rozleg�a, si�ga�a od Sanu po g�rn� Odr�, na p�nocy dotyka�a las�w i bagien Mazowsza, na po�udniu gin�a w ob�okach spowijaj�cych szczyty Tatr; jak w�wczas zwano Tatry. Pokrywa�y j� puszcze przebogate w zwierzyn� i pachn�ce miodem, z�oci�y pola uprawne od wiek�w. Ludzie �yli tu pracowici, przemy�lni, dzielni. Potrafili nie tylko sia� zbo�e i rozwija� hodowl�, lecz tak�e warzy� s�l, topi� �elazo, ku� miecze i wypala� garnki. W og�le rzemios�o krzewi�o si� tutaj bujnie i dostarcza�o wszystkich przedmiot�w potrzebnych w czasie pokoju i w czasie wojny. Ksi�stwo, bogate zatem i ludne, w dodatku szczyci�o si� d�ugimi dziejami. By�y to dzieje wprost niezwyk�e. Starzy dworzanie ksi�cia Boles�awa i s�dziwe dw�rki z w�a�ciwo�ci� rozpowszechnion� u niepi�miennych lud�w istne dziwy pami�tali z zamierzch�ej przesz�o�ci. W d�ugie zimowe wieczory wiele by�o gadek mo�e o Kraku, Wandzie, Leszku, Wis�awie i innych w�adcach. Kto wie, czy nie snu�y si� opowie�ci o zwyci�skich wojnach z legionami Rzymu, z falangami Macedonii; dzwoni� w uszach d�wi�k �elaza, przed oczyma wyobra�ni po�yskiwa�o z�oto i srebro skarb�w ksi���cych. Klechdy brzmia�y niby ba�nie dla dzieci, lecz Emnilda, kt�ra przyby�a z daleka i samej rado�ci tutaj dozna�a, wierzy�a zapewne we wszystko. B�d�my dla niej pob�a�liwi. Tym bardziej �e znamy ju� najnowsze odkrycia archeologiczne kamiennych, przedroma�skich �wi�ty� i pa�ac�w z Krakowa, Wi�licy czy Sandomierza, ca�ych rz�d�w pierwotnych, lecz doskona�ych piec�w hutniczych i garncarskich ze S�upi czy Igo�omii. Mo�e niekt�re z dawnych opowie�ci naprawd� by�y zbyt upi�kszone, lecz i tak bogactwo i wspania�a przesz�o�� ksi�stwa Boles�awa nie ulegaj� w�tpliwo�ci. �w s�awny Boles�aw w �yciu syna zacz�� pojawia� si� p�niej. Zrazu by�a to troch� przera�aj�ca posta� grzmi�cego basowym �miechem olbrzyma, kt�rego pot�ne ramiona miota�y cz�owiekiem w g�r� i w d�, w g�r� i w d�, a� strach bra� za serce. Kr�tkie i rzadkie wizyty nie pozwala�y na bardziej za�y�e stosunki. Wszak�e w miar� up�ywu miesi�cy i lat olbrzym stawa� si� coraz mniej straszny, a� wreszcie �adko�� jego odwiedzin zacz�a dokucza� t�sknot�. Mieszko pokocha� tego m�a, kt�rego imi� wymawiano z jeszcze wi�ksz� czci� i z jeszcze wi�kszym szacunkiem ni� imi� Emnildy. Niestety, Boles�aw nie mia� czasu siedzie� w grodzie. Rozleg�e w�adztwo wymaga�o troskliwej opieki, trzeba by�o ci�gle obje�d�a� kraj dla s�d�w, dla dogl�dania grod�w, dla policzenia stad byd�a i tabun�w koni w kluczach licznych w�o�ci. Nale�a�o tak�e trzyma� w ryzach r�nych Toporczyk�w czy Jaks�w, potomk�w starych rod�w, kt�re tu dawniej w�ada�y. Tote� dzieci� bardzo cz�sto musia�o zadowoli� si� ciep�em matczynej pieszczoty, promieniem jej u�miechu i zabaw� z siostrami, kt�rych Mieszko mia� dwie na razie: starsz�, kt�rej imienia nie znamy, i m�odsz� Regelind�. Zreszt� na m�skie towarzystwo i tak by�o jeszcze za wcze�nie. Pachol� dopiero w si�dmym roku �ycia przechodzi�o pod opiek� ojca. Rado�� matki, jej poczucie spokoju o przysz�o�� z pewno�ci� udzieli�y si� dziecku. Pierwsze lata up�yn�y przeto szcz�liwie. By� czas na igry beztroskie i na zach�anne poznawanie ciekawego �wiata. �w �wiat, z wie� lub z wa��w grodu widoczny, dzieli� si� na bli�szy i dalszy. Bli�ej, wewn�trz wa��w, t�oczy�y si� domy przy w�skich uliczkach, pomykali ludzie zim� odziani w ko�uchy, latem w barwne szaty lub w rozpi�te na piersiach giez�a. M�owie i bia�og�owy, m�odzie�cy i dziewki, t�um r�nie wygl�daj�cy z twarzy, postawy i z ruch�w, ale niezmienny w u�miechach, w pe�nej czci uleg�o�ci, gotowy w ka�dej chwili us�u�y� w czymkolwiek. Dalej, poza grodem, jak okiem si�gn��, na wzg�rzach strzelaj�cych w niebo ostrymi ska�ami lub kopulasto rozsiad�ych w ca�ej okolicy, gnie�dzi�y si� ludzkie osiedla, porozdzielane sturamienn� Wis��, kt�ra w�wczas dwoi�a si� i troi�a swoje wst�gi, jakby wszystkie te wzg�rza i wszystkie siedziby ludzkie chcia�a obj��, przytuli�, uchroni� przed wrogiem. Ma�y ksi��� Mieszko nie zna� osobi�cie mieszkaj�cych dalej ludzi, wyra�nie jednak czu�, �e i tam bi�y serca przyjazne. Wiadomo przecie�, by�o si� synem ksi�cia, zatem osob� wyj�tkow�, stworzon� wy��cznie po to, aby spotyka� sam� �yczliwo�� i cze��. Owymi czasy �y�o si� w Krakowie spokojnie, z dala od wojen. Te ostatnie mog�y jedynie dawa� o sobie zna� liczniejszymi ni� zwykle szykami zbrojnych woj�w, kt�rzy sk�d� przychodzili, gdzie� odchodzili, wracali ze �piewem. Woje wygl�dali gro�nie. Naje�eni w��czniami, ob�adowani �ukami i koszami pe�nymi strza�, z tarczami na plecach, zachowywali si�, jakby ca�y �wiat do nich nale�a�. Przewa�nie chodzili pieszo, lecz czasem dosiadali koni i wtedy budzili jeszcze wi�ksze zainteresowanie, bo odziani byli w siatki stalowe, uzbrojeni w miecze lub topory. Wielkie wydarzenia dziejowe omija�y Krak�w, jakby to miasto do�� ju� dozna�o s�awy. Co najwy�ej m�wi�o si� o nich, lecz ma�y ksi��� i tak z niczego nie zdawa� sobie sprawy. Nigdy nie m�g� sobie chyba przypomnie�, czy powiedziano mu w por�, na przyk�ad, o �mierci dziada, owego s�awnego kr�la p�nocy, kt�ry w roku 992 odda� swoje pa�stwo gnie�nie�skie w opiek� ojca �wi�tego, a potem zmar� nagle. Je�li ju� odczuwa� jako� skutki zmaga� or�nych czy wielkich sojuszy, to tylko wskutek d�u�szego ni� zwykle i bardziej dotkliwego braku ojca. Lepiej, cho� te� niezbyt �ywo, zapami�ta� pewnie dopiero przeprowadzk� do Gniezna, kt�ra mog�a nast�pi� w roku 994 lub 995, kiedy Boles�aw zako�czy� walk� z synami macochy. By�o d�ugie wylegiwanie si� w pierzynach wy�cie�aj�cych wozy, zabawne przechy�y p�koszk�w, przeci�g�e pokrzykiwania na konie, noclegi w grodach prostych, surowych, lecz dobrze bronionych. Zbrojni je�d�cy weso�o �piewali w drodze, podje�d�ali blisko ksi���cej rodziny, stroili miny do umi�owanego syna swojego ulubionego wodza i ksi�cia. Wszyscy byli czemu� uradowani wielce, wi�c radowa� si� i on tak�e, cho� w sw�j dziecinny spos�b. Cieszy�o go samo jechanie d�ugie, cieszy�o szcz�cie matki, kt�ra jak to dopiero po latach zrozumia�, stawa�a si� oto ma��onk� ksi�cia najpot�niejszego, jaki kiedykolwiek panowa� mi�dzy Ba�tykiem i Tatrami. Reszta pozostawa�a jedynie mg��, kt�ra zamazuje kontury, jeno wo� rozsiewa wyra�n�, ostr�, przenikaj�c� cia�o. Tym bardziej �e szczeg�y bratob�jczych walk z pewno�ci� zatajono przed dzie�mi. Wreszcie na gnie�nie�skiej katedrze ukaza� si� olbrzymi z�oty krzy�, kt�ry w promieniach zachodz�cego s�o�ca po�yskiwa� niby dziwna, znieruchomia�a b�yskawica, strzelaj�ca w r�ne strony �wiata na raz. Tamten gr�d nad Wis�� pocz�� rozp�ywa� si� z wolna w pami�ci Boles�awowica, nie do�� utrwalony w niej podczas pierwszych lat dzieci�stwa, kt�re dopiero tutaj, na p�nocy, mia�o rozwin�� si� pe�niej. �ycie Gniezna i Poznania, dw�ch g��wnych grod�w Boles�awowego pa�stwa, bujne by�o i barwne. Tutaj skupia�y si� nici ��cz�ce w�adc� z najodleglejszymi zak�tkami kraju, czu�o si� powiew olbrzymiej przestrzeni. Przybywali namiestnicy ksi���cy z Ja�wie�y, Prus, Pomorza, Moraw, �l�ska, Mazowsza, S�owacji i Krakowa. Zjawiali si� pos�owie z Rzymu, Pragi, Cesarstwa, Danii, Szwecji i Rusi. Barwne stroje rycerzy miesza�y si� z szarot� sukni duchownych, zw�aszcza zakonnik�w, misjonarzy. Z r�nych stron �wiata nadci�ga�y karawany kupc�w. Skrzypi�ce wozy zwozi�y daniny. Raz po raz ksi��� wydawa� uczty dla rycerstwa, dla obcych poselstw, ba nawet i dla szerokiej rzeszy mieszka�c�w grodu i okolicy. Jedna z takich uczt szczeg�lnie mia�a zapa�� w pami�ci siedmioletniego pachol�cia. By�a to uczta z okazji jego postrzy�yn. Mieszko, wci�� przebywaj�c pod troskliw� opiek� matki i jej d...
Aldarim