24 CS.odt

(30 KB) Pobierz

                    
Rozdział 24


- Ja nic nie odpierdalam. - Opowiedziałam zdezorientowana.
- A to obściskiwanie się z tym całym Chrisem? - Moje zdumienie sięgnęło zenitu. On, wyjechał na mnie prze to, że przytuliłam się do mojego najlepszego przyjaciela, którego znam od przedszkola?
- Ed, spójrz na to racjonalnie! Christopher to mój najlepszy przyjaciel, w dodatku znam się z nim od przedszkola. Nasze mamy nawet się ze sobą przyjaźnią, więc nie rozumiem o co Ci chodzi. - Spojrzałam na miedzianowłosego. Byłam rozgoryczona, smutna i zła. To ostatnie uczucie z każdą sekundą przybierało na sile, gdy słuchałam jego żałosnych wypowiedzi, wypowiedzianych z zazdrości.
- O to mi chodzi, że patrzy na Ciebie z taką.. czułością. Jakby był gotowy w każdej chwili stanąć  w Twojej obronie. Biega za tobą, jak piesek. - Zdenerwowana, wstałam i zaczęłam krzyczeć.
- Nie wypowiadaj się na tematy, o których nie masz zielonego pojęcia! To On był przy mnie w najgorszych chwilach mojego życia, zna mnie od każdej strony i wie o mnie wszystko, DOSŁOWNIE! - Edward stał i patrzył na mnie.
- Bella... - Pokręciłam głową.
- Nie. Wynoś się stąd. - Przez moment patrzył mi prosto w oczy, po czym wyszedł. Westchnęłam i rzuciłam się na łóżko. Moje myśli były szalone. Porównywałam mojego najlepszego przyjaciela z moim ukochanym. Czy miłość może mieć rożne stopnie? Czy są może jakieś poziomy miłości? Głupota, zaśmiałam się w duchu ze swoich dywagacji. Ona po prostu jest. Albo się kogoś kocha, albo nie. Koniec, kropka. Dość tych bezcelowych rozmyślań. Wstałam gwałtownie z łóżka i spojrzałam w lustro. Patrzyłam na siebie dobre kilka minut, aż doszłam do wniosku, że jestem bezsensowna, a w dodatku głupia. Oboje z Edwardem wmawialiśmy sobie, że coś co nie istnieje i nigdy nie istniało – istnieje. Im dłużej nasz związek trwał, tym gorzej układało się pomiędzy nami. Ale cóż... Dam nam jeszcze trochę czasu, przecież też byłabym zazdrosna w takiej sytuacji, prawda? Otrząsnęłam się ze zbędnych myśli i przeczesałam grzywkę palcami. Wzięłam mojego laptopa z biurka i usadowiłam się z nim na łóżku. Włączyłam sprzęt, puściłam moją ukochaną piosenkę i weszłam na pocztę. Jak zawsze w skrzynce miałam kilka reklam, kilka maili od znajomych, ale również maila od wytwórni. Wytrzeszczyłam oczy i jako pierwsze co zrobiłam, to odczytałam maila od wytwórni.

Droga Isabello!
Tak mniej więcej wiemy co się stało, dlatego życzymy Ci szybkiego powrotu do zdrowia, jednakowoż prosimy, aby nikt nie rozgłaszał tego co się stało, chyba nie chcesz aby media o tym trąbiły? Mamy nadzieję, że szybko powrócisz do zdrowia. Płyta waszego zespołu, tydzień temu trafiła na półki i rozchodzi się jak ciepłe bułeczki. Gdy tylko wrócicie do Los Angeles, zaczynamy promocję płyty oraz nagranie teledysku – kontaktowaliśmy się już w tej sprawie z waszym managerem. Pozdrawiamy i życzymy szybkiego powrotu do zdrowia.
                                                                                                                Szefostwo wytwórni.

Uśmiechnęłam się, szybko wystukałam pozytywną odpowiedź, następnie odpisałam znajomym i wylogowałam się z poczty. Postanowiłam wziąć gorącą kąpiel, więc ruszyłam w stronę łazienki. Odkręciłam kurek z gorącą wodą, rozebrałam się i wskoczyłam do wanny. Godzinę później, odświeżona i przebrana wróciłam do mojego pokoju, w którym czekała na mnie Rosalie.
- Bella, możemy pogadać ? - Zapytała blondynka.
- Pewnie. - Usadowiłam się obok niej na łóżku.
- Jak jest pomiędzy Tobą a tym całym Chrisem? - Westchnęłam. Następna...
- Rosalie, jak tylko o tym chciałaś ze mną gadać, to od razu możesz wyjść. - Blondynka uniosła brwi, wstała i wyszła. Pokiwałam głową. Ach tak... Sama w końcu podniosłam swoje cztery litery i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dól, aby porozmawiać z Carlisle. W salonie ani kuchni niestety go nie zastałam, ale za to złapałam go w gabinecie Charliego. Stanęłam w progu i spojrzałam na doktora interesującego się muzyką. Siedział na dwuosobowej kanapie z laptopem na kolanach.
- Przeszkadzam? - Zapytałam, blondyn podskoczył po czym zauważył moją obecność.
- Ja przy was kiedyś na zawał zejdę. - Stwierdził. - Wchodź, wchodź. - Głupkowato się uśmiechając, weszłam do pokoju i zajęłam miejsce na fotelu. Nogi podkuliłam pod siebie, po czym kolana objęłam rękoma.
- Co Cię gnębi Bells? - Carlisle zamknął laptopa, po czym odłożył go na biurko taty.
- Czy to akurat zalicza się do gnębienia to nie wiem, ale męczą mnie sprawy zespołu.
- A co dokładnie?
- Dostałam maila od wytwórni, że wiedzą co się stało i takie tam pierdoły.. - Carlisle pokiwał głową. - I napisali, że kiedy zespół będzie w komplecie w L.A. To, że zaczynamy promocję płyty i będziemy nagrywać teledysk.. - Menadżer zmarszczył brwi i zapytał:
- A to źle, bo?
- Jak to co? - Uniosłam się. - A jeśli nie będę mogła śpiewać?
- O to się nie martw. W twoim przypadku wystarczy trochę wypoczynku, ćwiczeń na głos i wszystko będzie OK. - Teraz to ja zmarszczyłam brwi.
- Na pewno? - Doktorek pokiwał głową. - No to okej. - Podniosłam się z fotela, jednak będąc w progu, usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się i spojrzałam pytająco na doktoro - menadżera.
- Bella, wytwórnia liczy w przyszłości na twoją solową płytę... - Powiedział, obserwując moją reakcję.
- Naprawdę? - Zapytałam zdumiona.
- Naprawdę. - Potwierdził, Carlisle. Oszołomiona wyszłam z pomieszczenia. Będąc w moim pokoju, położyłam się do łóżka. Po godzinie przewracania się z boku na bok i wzięciu kilku tabletek przeciwbólowych, odpłynęłam w ciepłe objęcia Morfeusza.
              Następnego dnia rano, obudziły mnie ciepłe promienie słoneczne wpadające przez nieopuszczone rolety.  Obudziłam się rozpalona, obolała i po okropnym śnie, który nie utkwił mi w głowie, jak każdy inny. Ten okropny stan, kiedy wstajemy i wiemy, że coś nam się śniło, ale nie możemy sobie przypomnieć co. Weszłam do łazienki, rozebrałam się i wpełzłam do kabiny prysznicowej, i odkręciłam wodę. Z deszczownicy zaczęły spływać kojące chłodne strumienie. Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu jednocześnie otwierając szeroko usta. Wpadająca do nich woda przynosiła ulgę obolałemu gardłu i przełykowi. Miałam wrażenie, jakby gasiłabym pożar szalejący we wnętrzu mojego ciała, piekący, kujący ból, który promieniował wzdłuż mej tchawicy, rozlewając się na ściśnięte płuca. Przełknęłam

zachłannie raz, drugi, potem kolejny. Myślałam, że będę tak pić bez końca,

że nigdy nie ugaszę tego palącego pragnienia. Nie wiedziałam, jak długo tak stałam. W końcu mym ciałem zaczęły wstrząsać zimne dreszcze. Wyprostowałam się i uniosłam powieki. Drżącą dłonią zakręciłam wodę i sięgnęłam po ręcznik wiszący na ścianie tuż obok wejścia do kabiny. Owinęłam go szczelnie wokół własnego ciała, a w drugi, mniejszy zawinęłam głowę, chowając do środka mokre włosy. Wytarłam się i włożyłam na siebie wcześniej przygotowany komplet – dżinsowe rurki, niebieską bokserkę na nią szary sweterek i długi wisiorek z serduszkiem. Rękawy sweterka podwinęłam do łokci, a na nadgarstek włożyłam kilka kolorowych bransoletek. Włosy dokładnie wysuszyłam i rozczesałam, następnie się pomalowałam. Wychodząc z pokoju, złapałam w locie niebieskie szpilki. Na boso zbiegłam po schodach, aby zaraz wejść do jadalni.
- Siemaneczko. - Powiedziałam na przywitanie do wszystkich. Zajęłam miejsce obok Chrisa, założyłam buty i nalałam sobie filiżankę kawy.
- Jakie masz plany na dziś Bells? - Zapytała Alice. Hm..
- Muszę zajrzeć do empiku i spotkać się z koleżanką ze szkoły. A co? - Spytałam, obserwując reakcję Alice. Ta mała diablica coś szykuje..
- Nic, nic. Pomyślałam, ze mogłybyśmy gdzieś dziś razem wyskoczyć.
- Pewnie, że możemy. Najwygodniej będzie, jak o jedenastej spotkamy się pod miejskim liceum, okej? - Dziewczyna zmarszczyła brwi, wątpiąc czy tam trafi. - W Forks jest tylko jedne liceum, przy drodze głównej. - Mina Allie nadal nie była zbyt przekonująca, ale gdy dodałam, że bez problemu trafi, zgodziła się. Spojrzałam na zegarek: dochodziła ósma.
- Dobra, ja lecę.
- Bella, może najpierw byś coś zjadła. - Zaproponowała Esme. Pokręciłam głową zaprzeczając. - Musisz zbierać siły.
- Przegryzę coś na mieście. - Cmoknęłam w policzek Esme i moją mamę, aby szybko wejść na górę do mojego pokoju, po torbę. Złapałam niebieską torebkę średniego rozmiaru, wrzuciłam do niej wszystko co potrzebne w przelocie wzięłam kluczyki z komody i okulary przeciw słoneczne. Gotowa wyszłam z domu, wsiadłam do mojego cudeńka i ruszyłam w stronę głównej ulicy. Po jakiś trzech minutach byłam na miejscu. Miałam się za pół godziny spotkać z Angelą i Vickie. Były to moje przyjaciółki stąd, z Forks. Miałam więc pół godziny, więc po drodze do umówionego miejsca, wstąpiłam do empiku, aby coś sprawdzić. Weszłam na dział muzyki i stanęłam jak wryta. W top 10, na miejscu trzecim znajdowała się nasza płyta. Płyta Crazy Six. Stałam tak i gapiłam się na tę płytę, gdy podeszła do mnie jedna z pracownic.  - Mogę w czymś pani pomóc? - Jej wzrok padł na okładkę płyty, potem na mnie i znów na okładkę.
- Ty jesteś Bella? Bella z Crazy Six? - Gdy kiwnęłam głową, młoda dziewczyna pisnęła – Mogę prosić o autograf? Boże, uwielbiam tę płytę i waszą muzykę! Jest taka.. Niesamowita! - Wokół mnie zebrał się mały tłum, który prosił o autografy oraz zdjęcia. Całe szczęście opamiętałam się, dałam kilka autografów i orientując się, która jest godzina opuściłam sklep. Byłam e lekkim szoku, w końcu nie wszyscy są rozpoznawalni w sklepie, jako wschodząca gwiazda muzyczna. Przemierzałam ulicę miasteczka lekkim, tanecznym krokiem. Na nos naciągnęłam przeciwsłoneczne, modne okulary. Pierwszy raz odkąd pamiętam w Forks jest tak słoneczny dzień. Dzięki słońcu humor miałam wyśmienity, już nawet powoli zapominałam o wczorajszej kłótni z Edwardem. Teraz najważniejszym dla mnie było to, co jest teraz. W tej chwili. Weszłam do kawiarni, w której Vickie i Angela już na mnie czekały. Podeszłam do stolika, który zajmowała i powiedziałam:
- Cześć dziewczyny. - Dziewczyny spojrzały na siebie, potem na mnie, zerwały się z miejsc i rzuciły na mnie. - Spokojnie, spokojnie. Przypominam, iż jestem po wypadku. - Dziewczyny opanowały się i odrobinę ode mnie odsunęły. Teraz to ja rzuciłam się na nie, mówiąc jak bardzo się za nimi stęskniłam.
- A teraz siadaj i opowiadaj, co i jak. - Nakazała Vickie. Fajnie było odnowić kontakt z starymi przyjaciółkami. Czy ja wiem czy tak starymi... Jeszcze pół roku temu byłyśmy nierozłączne. Opowiedziałam im, jak moje życie wyglądało odkąd wyjechałam do Los Angeles i jak wygląda do tej pory. Ominęłam parę małych szczegółów, o których one nie muszą wiedzieć.
- To jest... Wow. Nie mogę w to uwierzyć, że się wybiłaś. Tzn. zawsze w Ciebie wierzyłam, ale to takie...
- Nieprawdopodobne? - Zakończyłam za Angelę, dziewczyna przytaknęła na moje słowa. - Wiem. Ostatnio cały mój świat taki się wydaje.
- Ty to masz interesujące życie. My siedzimy w tej zapyziałej dziurze, marząc o wielkim mieście, a ty ot tak, spełniasz sobie marzenia! Tylko wiesz... Liczymy na zaproszenia jak zdobędziesz oscara czy coś. - Roześmiałyśmy się we trzy. To było takie dobre, siedzieć i rozmawiać z koleżankami? Przyjaciółkami? Nie miałam pojęcia jak je określić. Niestety, dwie godziny minęły jak z bicza strzelił. Pożegnałam się z dziewczynami i umówiłam, że zadzwonię do nich jutro, aby umówić się na następne spotkanie. Podjechałam pod liceum, gdzie umówiłam się z Alice. Była sobota, więc szkoła była prawie pusta. Chochlika zauważyłam, gdy zaparkowałam – stała i patrzyła na szkołę. Wysiadłam z auta i stanęłam obok niej.
- Tak, to tu byłam zmuszona uczęszczać dzień w dzień. - Powiedziałam i się uśmiechnęłam. Allie odwróciła się w moją stronę.
- Jak spotkanie z koleżankami? - Z uśmiechem odpowiedziałam dziewczynie:
- Dobrze, fajnie było powspominać stare, dobre czasy. I nie uwierzysz co się stało, gdy byłam w empiku.
- Co takiego się stało? - All spojrzała na mnie z uwagą, opierając się o maskę swojego kanarkowego Audi, które zostało tu sprowadzone.
- Więc, pierwszy raz zostałam rozpoznana! Dałam kilka autografów, kilka osób nawet chciało zdjęcie ze mną! - Powiedziałam, szczerząc się jak głupia.
- No to super! To już jest coś, poza tym wiedziałaś wcześniej, że nasza płyta jest na miejscu 3 w top 10? - Kiedy pokręciłam głową, Alice się roześmiała.
- To gdzie idziemy? - Zapytałam dziewczynę.
- Nie mam pojęcia, to ty się orientujesz tutaj, co i jak. - Czarnowłosy chochlik po chwili zaproponował: - Rundka po tutejszym centrum handlowym?
- W sumie to nie ma tu dużej ilości sklepów, ale możemy się przejść. Chodźmy pieszo, jest taka ładna pogoda, która nie na co dzień tu panuje.
- Głuptasku, przypominam, że z pustymi rękoma na pewno nie wyjdziemy, lepiej jedźmy autami, żeby nie tachać ze sobą tych zakupów. - Zgodziłam się, po czym obie wsiadłyśmy do naszych ''cudeniek''. Alice jechała zaraz za mną, ponieważ nie znała drogi. Po chwili byłyśmy na miejscu, zaparkowałam i wysiadłam z samochodu.
- Ruszamy na łowy! - Potwierdziła Allie, zakładając okulary na nos. Po co jej okulary przeciwsłoneczne w centrum handlowym? Nie mam pojęcia..
- Chochliku – Dziewczyna odwróciła się w moją stronę robiąc zdziwioną minę. - Po co Ci okulary przeciwsłoneczne w sklepie? - Alice stała przez chwilę niewzruszona, po czym zdjęła okulary a ja się zaczęłam śmiać. Alice zaciągnęła mnie do pierwszego lepszego sklepu. Wpadłyśmy w zakupowy szał, wybierałyśmy to co nam się podobało, a następnie jak obeszłyśmy cały sklep szłyśmy do przymierzalni. Rozebrałam się ze swojego ubrania i włożyłam pierwszą rzecz, którą wzięłam do ręki. Była to czarna sukienka, bez ramiączek, która była do połowy ud. Wyszłam z przymierzalni i przeszłam do przymierzalni obok – do Alice.
- Jak tam? - Dziewczyna podskoczyła i spojrzała na mnie:
- Nie no, ja to kiedyś zawału dostanę z Tobą. - Powiedziała śmiejąc się pod nosem. Zlustrowałam wzrokiem strój Allie – miała na sobie zieloną sukienkę, z odkrytym ramieniem, kończącą się przed kolanami.
- Świetnie wyglądasz.
-A mogę to również powiedzieć o tobie, Bells. - Alice uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głowa z uznaniem, patrząc na mnie. W tym  jednym sklepie spędziłyśmy ponad dwie godziny, każda wybrała sobie coś ładnego. Była już 12, więc postanowiłyśmy iść na późny lunch, aby potem ruszyć z pełnymi brzuchami po nowe buty. Centrum handlowe w Forks, składało się z czterech sklepów z ciuchami, dwóch sklepów z nutami oraz jednego sklepu z kosmetykami. Ponadto, na piętrze mieściła się mała restauracja, a obok niej sklep z upominkami. Weszłyśmy po schodach, aby iść do restauracji. Usiadłyśmy, a następnie zamówiłyśmy kawę. Czekając, aż kelnerka przyniesie zamówione przez nas napoje moja przyjaciółka zaczęła niebezpieczny dla mnie temat.
- Jak tam z Edem?
- Jak ma być? Jest w cholerę zazdrosny o Chrisa. Strasznie. Wczoraj nawet zrobił mi o to awanturę. - Spojrzałam na swoje dłonie.
- Bella, to normalne. Kocha Cię i nie chce Cię stracić. - Dziewczyna powiedziała to, patrząc mi w oczy.
- Ale Alice... Nie mam pewności czy nie zrobił nic głupiego, gdy wyjechałam.
- Czyżbyś straciła do niego zaufanie? Co zamierzasz z tym wszystkim zrobić?
- Sama już nie wiem.. Czas pokaże. - All kiwnęła głową.
- Rozumiem Cię z jednej strony, z drugiej niestety nie. - Czując na sobie, moje pytające spojrzenie wyjaśniła: - Nie rozumiem tego, jak możesz mu nie ufać. Przecież tyle razem przeżyliście, tyle przeszliście... A rozumiem Cię, bo też bym się bała czy nie odpieprzył czegoś głupiego... - Pokiwałam smutno głową. Kelnerka przyniosła nam zamówione wcześniej napoje, czekając na zamówienie. Zamówiłyśmy żarełko, po czym ja zaczęłam przepytywać Alice, jak jej się układa z Jasperem.
- W sumie to jest w porządku, tylko czasami mam wrażenie, że.. Może to dziwne, ale mam wrażenie czasami, że mnie olewa.
- Na pewno Ci się wydaje. W każdym związku jest raz lepiej, raz gorzej. Będzie dobrze. - Pocieszyłam ją, łapiąc za rękę i uśmiechając się pokrzepiająco.
- Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła. - Uśmiechnęła się w moim kierunku. Potem zjadłyśmy zamówione jedzenie i wypiłyśmy kawę, aby dalej ruszyć na łowy. W sklepie z butami wygłupiałyśmy się, biegając po całym sklepie i przymierzając różne buty. Gdy postanowiłyśmy wrócić, było grupo po 13. Gdy nasze zakupy pakowałyśmy do bagażnika, Allie się poskarżyła:
- Boty mi się nie chcą zmieścić. - Zmarszczyła czoło i wydęła wargi, układając je w dzióbek. Widząc jej minę, zaczęłam się śmiać. Alice stanęła przede mną i zrobiła oczka jak kotek ze Shreka, prosząc abym wzięła jej niemieszczące się rzeczy do swojego auta.
- Nie, Allie! Nawet nie wiem czy moje rzeczy się zmieszczą. - I się zmieścił. I rzeczy, których All nie mogła dopchać u siebie, zmieściły się też u mnie.
- Nie wierzę, że tyle rzeczy tu kupiłyśmy. - Śmiejąc się radośnie, każda wsiadła do swojego auta i ruszyłyśmy w drogę powrotną. Zaparkowałyśmy na podjeździe i weszłyśmy do domu z celem wykorzystania chłopców. W salonie znalazłyśmy Jaspera, a gdy zapytałyśmy gdzie jest reszta, powiedział że misiek i Chris grają w kosza, a Ed się gdzieś zgubił. Alice została z Jasperem, aby przekonać go, żeby wniósł jej zakupy do domu, ja natomiast zawędrowałam do ogrodu. Chris i Em w najlepsze grali jeden na jeden w kosza.
- Siemaneczko chłopcy. - Powiedziałam podchodząc bliżej.
- część Bells. - Wysapał, zdyszany Em. - Już wiem, dlaczego tak dobrze grasz w kosza – Zachichotałam cicho. Chris podszedł do mnie z piłką w ręce i pocałował w policzek, gdy się do niego przytuliłam, objął mnie i wyszeptał do ucha:
- Jestem spocony mała, śmierdzę. - Pokręciłam głową, na: ''nie'' i mocniej się w niego wtuliłam. Po chwili oderwałam się od niego i zrobiłam maślane oczka. - Okej, czego chcesz? - Zapytał ze śmiechem.
- Niczego, Christopherze, mój drogi przyjacielu. - Jego brwi powędrowały do góry. - Dobra, mógłbyś wnieść moje zakupy do mojego pokoju? - Wyszczerzyłam się, ukazując śnieżnobiałe zęby. Z rezygnacją i uśmiechem pokręcił głową i ruszył w stronę mojego samochodu. Usiadłam na huśtawce, która stała niedaleko, a obok przycupnął Emmet.
- Bella...
- Tak, misiek? - Chłopak uważnie patrzył na mnie.
- Rozmawiałem z Edwardem. - Och... - Bella nie bądź z nim na siłę. Jeśli nic do niego nie czujesz, czy nie jesteś pewna czy czujesz porozmawiaj z nim. Wiem, że oboje jesteście zagubieni i potrzebujecie czasu, ale... Pasujecie do siebie z Chrisem. Jesteście jak ogień i woda, jak dzień i noc. Dopełniacie się, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. - Przy wzmiance o mnie i Chrisie, zarumieniłam się delikatnie.
- Emmet, sprawa naprawdę jest skomplikowana. Nie jestem pewna czy go kocham, tylko... Tylko po prostu zależy mi na nim, ale boję się że odwalił coś głupiego jak wyjechałam. - Emm spuścił wzrok. - Emmet? Emm, powiedz, że on nic takiego nie zrobił!
- Nie mogę tego powiedzieć Bello, bo odwalił niezłe świństwo. Tylko on wtedy myślał, że go rzuciłaś i tyle. - Nie mogłam w to uwierzyć, mój Ed, który zarzekał się że mnie kocha?
- Co zrobił? - Emmet pokręcił głową. - EMMET! - Ryknęłam.
- Okej, tylko się nie złość.
- Gadaj.
- Uh.. Em... Przespał się z Tanyą. - CO?!
- CO? Ja będąc z nim nie zaszliśmy tak daleko, a ta... ta wstrętna gadzina... - Mamrotałam, mając przed oczami obraz Tanyi i Edwarda.
- Miałaś się nie denerwować. - Wstałam ostatkami sił, zdjęłam buty i na boso weszłam do domu. W jadalni wszyscy się zebrali, włącznie z Edwardem. Podeszłam do nic nie spodziewającego się chłopaka i strzeliłam mu z otwartej ręki w mordę. Złapał się za policzek i spojrzał na mnie, a ja nie wytrzymałam:
- Ty cholerny kłamco! Zajebany oszuście, kurwa któremu wydawało się, ze prawda nie wyjdzie na jaw! Kurwa, i jeszcze zarzekałeś się, ze tak kochasz i wgl?! - Edward patrzył mi w oczy, potem odezwał się:
- O co Ci chodzi? - Cała rodzina obserwowała to małe przedstawienie.
- O to, że jak ja ukrywałam się przed Jamsem, to ty bzykałeś tą dziwkę, Tanyę! - Edward był zdziwiony.
- Skąd wiesz?!
- Też mam dobre źródła, kochanie. - Sarkazm przesiąkał mój głos. - A teraz, że tak powiem, WYPIERDALAJ Z MOJEGO ZYCIA, GNOMIE PIERDOLONY! - Zamachnęłam się na Edwarda, ale Chris w porę wkroczył do akcji i złapał mnie za rękę, przyciągając do siebie i przytulając. Byłam wkurwiona i to niesamowicie, do tego stopnia że waliłam pięściami w klatkę piersiową mojego najlepszego przyjaciela, który mimo wszystko trzymał mnie mocno przy sobie.
- Maleńka, słonko spokojnie. Ciii. - Mówił do mnie. Złapał mnie za rękę i wyciągnął z jadalni. Posadził mnie na łóżku w moim pokoju i ukucnął naprzeciw mnie.
- Słuchaj, mała. Tę sprawę na pewno da się jakoś wyjaśnić, nie możesz ot tak wszystkiego przekreślać.
- Nie rozumiesz, Chris. Już od jakiegoś czasu się psuło. Gdy przyjechałeś, zrobił mi awanturę o Ciebie. - Chris pokręcił głową i mnie do siebie przytulił. Po jakimś czasie i kilku litrach wylanych łez, przytulona do przyjaciela zasnęłam.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin