Anthony de Mello - Przebudzenie.docx

(176 KB) Pobierz
ANTHONY DE MELLO

Anthony De Mello

PRZEBUDZENIE

tytuł oryginału:

Awareness A. De Mello Spirituality Conference in His Own Words


Anthony de Mello, jezuita, urodził się w 1931 roku w Bombaju, ukończył studia filozoficzne, teologiczne i psychologiczne. W swych licznych pracach łączył tradycyjna mistykę europejska z filozofia i mistyka Wschodu. Wykorzystywał swoje psychoterapeutyczne umiejętności w pracy duszpasterskiej, nierzadko wkraczając w obszar psychologii duchowości. Działo się tak dlatego, że był raczej przewodnikiem duchowym niż psychoterapeuta. W pełni zasłużył na miano jezuickiego guru - i to jakże niekonwencjonalnego. Zmarł nagle w 1987 roku.

Przebudzenie jest zbiorem rekolekcji wygłoszonych przez Anthony'ego de Mello, których sam nie zdążył zredagować. Dokonał tego jego współpracownik i spadkobierca, J.Francis Stroud.

„Niczego się nie wyrzekać, do niczego się nie przywiązywać”.

Anthony de Mello

SPIS TREŚCI

WSTĘP              5

PRZEBUDZENIE              7

CZY POMOGĘ WAM PODCZAS TYCH REKOLEKCJI?              8

O WŁAŚCIWYM RODZAJU EGOIZMU              10

O PRAGNIENIU SZCZĘŚCIA              10

CZY PODCZAS NASZYCH ROZWAŻAŃ O DUCHOWOŚCI MÓWIMY O PSYCHOLOGII?              11

WYRZECZENIE NIE JEST TAKŻE ROZWIĄZANIEM              14

WYSŁUCHAJ I ODUCZ SIĘ              14

MASKARADA DOBROCZYNNOŚCI              16

O CO TAK NAPRAWDĘ CI CHODZI              20

DOBRY, ZŁY CZY SZCZĘŚCIARZ?              23

NASZE ILUZJE DOTYCZĄCE INNYCH              24

SAMOOBSERWACJA              26

ŚWIADOMOŚĆ, KTÓRA NIE OCENIA              27

ILUZJA NAGRODY              30

ODNALEZIENIE SIEBIE              31

OBNAŻANIE SIĘ DO „JA”              33

NEGATYWNE UCZUCIA WOBEC INNYCH              35

O ZALEŻNOŚCI              37

JAK ZDARZA SIĘ SZCZĘŚCIE              39

STRACH - KORZENIE GWAŁTU              43

ŚWIADOMOŚĆ I KONTAKT Z RZECZYWISTOŚCIĄ              43

DOBRA RELIGIA - ANTYTEZĄ NIEŚWIADOMOŚCI              44

ETYKIETKI              50

CO PRZESZKADZA SZCZĘŚCIU?              50

CZTERY KROKI KU MĄDROŚCI              53

RACJĘ MA ŚWIAT              56

SOMNAMBULIZM              58

ZMIANA JAKO ŻĄDZA              60

ZMIENIONA OSOBA              63

OSIĄGNIĘCIE MILCZENIA              66

PRZEGRAĆ WYŚCIG SZCZURÓW              68

PERMANENTNA WARTOŚĆ              70

PRAGNIENIE, NIE PREFERENCJA              71

UCZEPIENIE SIĘ ZŁUDZEŃ              73

W OBJĘCIACH WSPOMNIEŃ              75

PRZEJŚCIE DO KONKRETÓW              78

MILCZENIE              83

UWIKŁANIE W KULTURĘ              84

PRZEFILTROWANA RZECZYWISTOŚĆ              86

NIEZALEŻNOŚĆ              89

UZALEŻNIENIE SIĘ OD MIŁOŚCI              91

WIĘCEJ SŁÓW              92

UKRYTE PROGRAMY              93

PODDANIE SIĘ              95

ZAMINOWANE OBSZARY              95

ŚMIERĆ „MNIE”              97

WGLĄD I ROZUMIENIE              98

NIE PCHAĆ              101

STAWANIE SIĘ PRAWDZIWYM              101

WYBRANE OBRAZY              102

NIE MÓWIĄC NIC O MIŁOŚCI              103

UTRATA KONTROLI              104

WSŁUCHUJĄC SIĘ W ŻYCIE              105

KONIEC ANALIZY              107

NAJPIERW UMRZEĆ              108

KRAINA MIŁOŚCI              110

NOTYFIKACJA              119

WSTĘP

Kiedyś wśród przyjaciół poproszono Tony'ego de Mello, by powiedział parę słów o swojej pracy. Wstał i opowiedział historyjkę, którą później powtórzył w trakcie rekolekcji i którą odnaleźć można w jego „Śpiewie ptaka”. Ku memu zmieszaniu opowieść tę adresował do mnie.

Pewien człowiek znalazł jajko orła.

Zabrał je i włożył do gniazda kurzego w zagrodzie.

Orzełek wylągł się ze stadem kurcząt

i wyrósł wraz z nimi.

Orzeł przez całe życie

zachowywał się jak kury z podwórka,

myśląc, że jest podwórkowym kogutem.

Drapał w ziemi szukając glist i robaków.

Piał i gdakał. Potrafił nawet

trzepotać skrzydłami

i fruwać kilka metrów w powietrzu.

No bo przecież, czyż nie tak właśnie fruwają koguty?

Minęły lata i orzeł zestarzał się.

Pewnego dnia zauważył wysoko nad sobą,

na czystym niebie wspaniałego ptaka.

Płynął wspaniale i majestatycznie

wśród prądów powietrza,

ledwo poruszając potężnymi, złocistymi skrzydłami.

Stary orzeł patrzył w górę oszołomiony.

- Co to jest? - zapytał kurę stojącą obok.

- To jest orzeł, król ptaków - odrzekła kura. - Ale nie myśl o tym

Ty i ja jesteśmy inni niż on.

Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał.

I umarł wierząc,

że jest kogutem w zagrodzie.

Poczułem zmieszanie? Nie, wręcz zniewagę! Publicznie porównany do kury. Ale przecież w pewnym sensie miał rację, ale i nie miał. Znieważony? Ależ nie! Nie o to chodziło Tony'emu. Ale przecież przypowieść ta była adresowana do mnie i pozostałych słuchaczy. W jego oczach byłem orłem, nieświadomym, jak wysoko mogą go ponieść jego skrzydła. Opowiadanie to pozwoliło mi pojąć wielkość Tony'ego, jego miłość i szacunek dla innych. Ujmowało to niezwykle trafnie istotę jego pracy, sens działań zmierzających do przebudzenia. To był Tony w swej najlepszej formie, głoszący znaczenie przebudzenia, znaczenie nas samych dla siebie samych i innych, wskazując na fakt, iż jesteśmy lepsi, niż sami wiemy o tym.

W niniejszej książce wypowiedzi Tony'ego mają formę dialogu, rozmowy - ujawnia on wszystkie swoje zalety w polemice, w walce. Porusza te wszystkie tematy, które tkwią głęboko w duszach słuchaczy.

Zachowanie siły jego słów, spontaniczności i umiejętności prowadzenia dialogu było dla mnie w tej książce głównym zadaniem po jego śmierci. Dziękuję bardzo za pomoc, jaką otrzymałem od George'a McCauley'a S. J., Joan Brady, Johna Culkina i innych - zbyt wielu, by ich tu wymienić.

Raduj się tą książką, niech myśli w niej zawarte przenikną do twej duszy, słuchaj ich - tak jak sugeruje Tony - sercem. Słuchając Tony'ego, usłyszysz też siebie. Pozostawiam cię z Tonym - duchowym przewodnikiem, przyjacielem na całe życie.

J. Francis Stroud S. J.

De Mello Spirituality Center

Fordham University

Bronx, New York


PRZEBUDZENIE

Przebudzenie to duchowość. Ludzie najczęściej śpią, nie zdając sobie z tego sprawy. Rodzą się pogrążeni we śnie. Żyją śniąc. Nie budząc się zawierają małżeństwa. Płodzą dzieci we śnie i umierają, nie budząc się ani razu. Pozbawiają się tym samym możliwości zrozumienia niezwykłości i piękna ludzkiej egzystencji. Mistycy, niezależnie od wyznawanej przez siebie doktryny, zgodni są co do tego, że wszystko, co nas otacza, jest takie, jakie być powinno. Wszystko. Cóż za przedziwny paradoks. Najtragiczniejsze jest jednak to, że większość ludzi nigdy tego nie jest w stanie zrozumieć. Nie są w stanie tego pojąć, gdyż pogrążeni są we śnie. Śnią sen prawdziwie koszmarny.

W ubiegłym roku oglądałem w hiszpańskiej telewizji pewną historyjkę o mężczyźnie, który pukając do drzwi pokoju swego syna wołał:

- Jaime, obudź się!

Syn w odpowiedzi: - Nie chcę wstawać, tato.

Poirytowany ojciec: - Wstawaj, musisz iść do szkoły!

Jaime na to: - Nie chcę iść do szkoły.

- Dlaczego? - pyta ojciec.

- Są trzy powody ku temu - stwierdził Jaime.

- Po pierwsze, bo tam jest potwornie nudno; po drugie, bo mi dzieciaki dokuczają, a wreszcie po trzecie, bo nienawidzę szkoły.

Na to ojciec: - To ja ci podam trzy powody, dla których powinieneś pójść do szkoły. Po pierwsze, bo to jest twój obowiązek; po drugie, bo masz czterdzieści pięć lat; i po trzecie, ponieważ jesteś dyrektorem szkoły.

Obudź się! Przebudź się wreszcie! Jesteś dorosły. Nie jesteś niemowlakiem, by cały czas spać. Obudź się! Porzuć swe zabawki. Pora wydorośleć.

Większość ludzi twierdzi, iż pragnie jak najszybciej opuścić przedszkole. Ale nie wierz im. Nie mówią prawdy. Jedyne, czego naprawdę chcą, to by naprawić im popsute zabawki. „Oddaj mi moją żonę”. „Przyjmij mnie znowu do pracy”. „Oddaj mi moje pieniądze”. „Zwróć mi moją wcześniejszą reputację”. Tego właśnie naprawdę chcą. Pragną, aby zwrócono im dotychczasowe zabawki. Tylko tego, niczego więcej. Psychologowie twierdzą, że ludzie chorzy w istocie rzeczy nie chcą naprawdę wyzdrowieć. W chorobie jest im dobrze. Oczekują ulgi, ale nie powrotu do zdrowia. Leczenie bowiem jest bolesne i wymaga wyrzeczeń.

Przebudzenie, jak wiadomo, nie jest rzeczą najbardziej przyjemną. W łóżku jest ciepło i wygodnie, budzenie nas irytuje. I to jest powód, dla którego prawdziwy guru nigdy nie usiłuje ludzi budzić. Mam nadzieję, że okażę się na tyle mądry, by nie podejmować próby budzenia tych, którzy śpią. Naprawdę, nie moja to sprawa, że śpisz. I jeśli nawet będę niekiedy mówił „obudź się”, to bynajmniej nie po to, by przerwać twój sen. Moją sprawą jest robić jedynie to, co powinienem. Tańczyć swój taniec. Jeśli potraficie uzyskać coś dla siebie z tych moich rozważań, to bardzo dobrze; jeśli nie, tym gorzej dla was! Jak powiadają Arabowie: „Natura deszczu jest zawsze taka sama, pozwala rosnąć zarówno cierniom na bagnach, jak i kwiatom w ogrodach”.

CZY POMOGĘ WAM PODCZAS TYCH REKOLEKCJI?

Myślicie, że zamierzam Wam dopomóc? Nie. Po stokroć nie. Nie spodziewajcie się, aby to, co mówię, pomogło komukolwiek. Mam jednak nadzieję, że tym, co powiem, również nikomu nie zaszkodzę. Jeśli moje rozważania miałyby wyrządzić ci jakąś szkodę - to przyczyna tej szkody tkwi w tobie. Jeśli udałoby się w czymś tobie dopomóc - to sam tego dokonałeś. Naprawdę, to ty sam sobie pomogłeś. Nie ja. Czy uważasz, że ludzie są w stanie ci pomóc? Jeśli tak myślisz, to jesteś w błędzie. Czy sądzisz, że ludzie dadzą ci oparcie? Wierz mi, nie mogą ci tego dostarczyć.

Pamiętam pewną kobietę biorącą udział w prowadzonej przeze mnie grupie psychoterapeutycznej. Była to bardzo religijna siostra zakonna.

W trakcie posiedzenia powiedziała mi:

- Nie czuję wsparcia ze strony przełożonej.

Zapytałem ją zatem: - Co przez to rozumiesz?

A ona na to: - Moja przełożona, stojąca na czele prowincji, nigdy nie pojawia się wśród nowicjuszek, które mi podlegają. Nigdy. Z jej ust nigdy też nie padły słowa uznania.

Odpowiedziałem jej na to: - Dobrze, odegrajmy małą scenkę. Załóżmy, że znam przełożoną prowincji. Przypuśćmy, że wiem, co ona myśli na twój temat. A więc mówię ci (jako osoba grająca rolę przełożonej prowincji): „Wiesz, Mary, nie pojawiam się nigdy u ciebie, gdyż jest to jedyne miejsce w prowincji, które nie przysparza mi kłopotów. Wiem, że podlega ono tobie, a więc wszystko musi być w porządku”.

Jak się teraz czujesz? - zapytałem.

- Wspaniale - odpowiedziała.

Wówczas jej powiedziałem: - Czy zgodzisz się na chwilę opuścić ten pokój? Będzie to część zadania. Wyszła. Podczas jej nieobecności powiedziałem do reszty uczestników sesji: - Nadal jestem przełożoną prowincji. Mary jest jak dotąd najgorszą ze wszystkich podległych mi mistrzyń nowicjatu. Nie pojawiam się u niej, gdyż nie mogę znieść widoku tego, co ona tam u siebie wyprawia. To jest po prostu straszne. Jeśli jednak powiem jej prawdę, biedne nowicjuszki jeszcze bardziej na tym ucierpią. Za rok, dwa zamierzam zastąpić ją kimś innym. Przygotowuję już kogoś na jej miejsce. Na razie pomyślałam, że powiem jej kilka miłych słów, aby jej pomóc przetrwać. Co o tym sądzicie?

- Odpowiedzieli: - No, tak. To jedyne, co mogłaś w tej sytuacji zrobić.

Zawołałem Mary i zapytałem ją, czy nadal czuje się wspaniale.

- O tak - odpowiedziała.

Biedna Mary! Sądziła, że otrzymuje wsparcie od przełożonej, a w rzeczywistości było to zupełnie coś innego. Jest bowiem tak, iż to, co czujemy i myślimy, stanowi zazwyczaj iluzję wyprodukowaną przez nasze głowy, łącznie z tym wszystkim, co dotyczy pomocy udzielanej nam przez innych ludzi.

Myślisz, że pomagasz ludziom, bo ich kochasz. Jeśli tak, to chciałbym cię powiadomić, że w nikim nie jesteś zakochany. Kochasz jedynie swą z góry przyjętą i pełną nadziei wizję tej osoby. Pomyśl o tym przez chwilę. Nigdy nie byłeś zakochany w rzeczywistej osobie, byłeś natomiast zakochany w swojej a priori przyjętej wizji tej osoby. I czy to nie jest właśnie powód, dla którego się odkochujesz? Twoja wizja uległa zmianie, prawda? „Jak mogłeś mnie do tego stopnia zawieść, skoro ja tobie tak ufałem?” - mówisz komuś. Czy rzeczywiście ufałeś mu? Nigdy nikomu nie ufałeś! Przestań w to wierzyć! To część prania mózgu, ufundowanego ci przez społeczeństwo. Przecież nigdy nikomu nie ufasz. Za jednym wyjątkiem: ufasz jedynie swemu sądowi na temat danej osoby. Na co więc się żalisz? Prawda jest taka, że nie lubisz przyznawać się do tego, że „mój sąd był nieprawdziwy”. To cię zbytnio nie zachwyca. Wolisz powiedzieć: „Jak mogłeś sprawić mi taki zawód”.

A więc podsumujmy. Ludzie tak naprawdę nie chcą dojrzeć, nie chcą się zmienić, nie chcą być szczęśliwi. Jak to mi kiedyś ktoś mądrze powiedział: „Nie staraj się ich uszczęśliwiać na siłę, bo narobisz sobie kłopotów. Nie próbuj uczyć świni śpiewu. Stracisz swój czas, a i świnię zdenerwujesz”.

Przypomina mi się tu jeszcze inna historia o biznesmenie, który wszedł do baru, usiadł i zobaczył faceta z bananem w uchu. Wyobraź sobie, z bananem w uchu! I myśli sobie: „Czy ja czasem nie powinienem mu jakoś o tym powiedzieć? Nie, przecież to nie moja sprawa”. Ale myśl ta nie daje mu spokoju. Po jednym czy dwóch drinkach zwraca się do faceta:

- Przepraszam, hmm, ma pan banana w uchu.

Facet na to: - Przykro mi, ale nie wiem, o co panu chodzi.

Biznesmen powtarza: - Ma pan banana w uchu!

Na co indagowany: - Głośniej proszę, bo mam banana w uchu!

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin