03 Wagner Karl E. - Kane - Wichry Nocy.pdf
(
1225 KB
)
Pobierz
26054142 UNPDF
KARL
EDWARD
WAGNER
WICHRY
NOCY
ODPŁYWAJ
Ą
CA FALA
(Przeło
Ŝ
ył Janusz PULTYN)
PROLOG
- Dostarczono j
ą
niedługo po zmierzchu - sapał dozorca, cofaj
ą
c si
ę
rakiem wzdłu
Ŝ
rz
ę
dów milcz
ą
cych, zasłoni
ę
tych płyt. Znalazł j
ą
stra
Ŝ
nik miejski i przyniósł tu. Chyba o t
ę
pytałe
ś
.
Zatrzymał si
ę
przy jednym z wysokich do pasa kamiennych stołów i uniósł plugawy
blat. Wykrzywiona, patrz
ą
ca
ś
lepo twarz dziewczyny skr
ę
cona była ku górze. Umalowana i
uszminkowana wygl
ą
dała jak upiorna maska ulicznicy na bladej skórze. Grudki zakrzepłej
krwi zwisały wzdłu
Ŝ
rany na jej gardle jak naszyjnik z ciemnych rubinów.
Otulony w płaszcz m
ęŜ
czyzna pokr
ę
cił nieznacznie głow
ą
ocienion
ą
kapturem, i pyzaty
dozorca opu
ś
cił blat. - Nie j
ą
miałem na my
ś
li - mrukn
ą
ł przepraszaj
ą
co. - Czasem mo
Ŝ
na si
ę
pomyli
ć
, tyle ich jest, stale przybywaj
ą
i ubywaj
ą
. - Poci
ą
gaj
ą
c nosem z zimna toczył si
ę
jak
beczułka w
ą
skimi przej
ś
ciami; starannie omijał poplamione, pomazane zasłony. Góruj
ą
ca nad
nim opatulona posta
ć
szła milcz
ą
co w tyle.
Pełzaj
ą
ce nisko płomyki lamp rzucały pos
ę
pne
ś
wiatło na prosektorium w Carsultyal.
Tl
ą
ce si
ę
piecyki pluły kł
ę
bami ci
ęŜ
kiego gryz
ą
cego kadzidła. Lgn
ę
ło ono i mieszało si
ę
z
mrokiem, kamieniami i zniszczeniem - jego przenikliwa słodycz bardziej mdliła ni
ź
li smród
ś
mierci. Z g
ę
stych cieni dobiegało monotonne kapanie topniej
ą
cego lodu, podkre
ś
lane czasem
mocniejszym pluskiem. Kostnica miejska była dzi
ś
zatłoczona - jak zawsze. Spo
ś
ród setki
łupkowych ło
Ŝ
y zaledwie kilka stało ciemnych i pustych; reszt
ę
zalegały bezimienne kształty
pod poplamionymi prze
ś
cieradłami; niektóre wykr
ę
cone pod dziwnymi k
ą
tami, tak jakby
niespokojne zwłoki usiłowały wyzwoli
ć
si
ę
spod szorstkich okry
ć
. Noc zawisła ju
Ŝ
nad
Carsultyalem, lecz w tej podziemnej sali bez okien noc panowała zawsze. W mroku nikle
rozja
ś
nianym chorobliwymi płomykami zniczy le
Ŝ
eli anonimowi, nieopłakiwani zmarli
Carsultyalu oczekiwali okre
ś
lony czas, nim kto
ś
ich nie rozpozna lub nie wywiezie do
nieoznaczonego, wspólnego grobu za murami miasta.
- To chyba tu - oznajmił dozorca. - Tak. Wezm
ę
tylko lamp
ę
.
- Poka
Ŝ
! - za
Ŝą
dał głos spod kaptura.
T
ę
gi urz
ę
dnik zerkn
ą
ł niespokojnie na otulon
ą
płaszczem posta
ć
. Czu
ć
było w niej
pot
ę
g
ę
i złowrogi majestat
ź
le zwiastuj
ą
cy pysznemu Carsultyalowi z jego skupionymi,
si
ę
gaj
ą
cymi gwiazd wie
Ŝ
ami. Jak szeptano, gł
ę
boko
ś
ci
ą
i groz
ą
przewy
Ŝ
szały je tylko ich
lochy.
- Słabe tu
ś
wiatło - zaprotestował dozorca,
ś
ci
ą
gaj
ą
c podarty całun.
Go
ść
zakl
ą
ł w gł
ę
bi gardła nieludzkim głosem. wyra
Ŝ
aj
ą
cym raczej dzik
ą
w
ś
ciekło
ść
ni
Ŝ
Ŝ
al.
Wpatruj
ą
ca si
ę
w nich rozszerzonymi oczami, pi
ę
kna za
Ŝ
ycia twarz teraz była martwa,
zsiniała, wyd
ę
ta i wykrzywiona bólem. Ciemna krew znaczyła czubek wystaj
ą
cego j
ę
zyka,
szyja wykr
ę
cona była pod nienaturalnym k
ą
tem. Dziewczyna le
Ŝ
ała na wznak w pobrudzonej i
potarganej sukni z jasnego jedwabiu; r
ę
ce z kurczowo zaci
ś
ni
ę
tymi pi
ą
stkami wyci
ą
gni
ę
te były
po obu bokach.
- Znalazł j
ą
stra
Ŝ
nik miejski? - spytał go
ść
ochryple.
- Tak, tu
Ŝ
po zmroku. W parku wychodz
ą
cym na port. Wisiała na gał
ę
zi - w gaju
kwitn
ą
cym na biało ka
Ŝ
dej wiosny. Musiało si
ę
to sta
ć
tu
Ŝ
przed jego nadej
ś
ciem - mówił,
Ŝ
e
jej ciało było ciepłe jak za
Ŝ
ycia, cho
ć
wiała dzi
ś
chłodna bryza od morza. Chyba zrobiła to
sama - wspi
ę
ła si
ę
na gał
ąź
, zawi
ą
zała p
ę
tl
ę
i skoczyła. Ciekawe, czemu to robi
ą
- widuj
ę
jak
przynosz
ą
tu takie młode i ładne, jak ona, i takie zadbane.
Przybysz stał sztywno, patrz
ą
c w milczeniu na uduszon
ą
dziewczyn
ę
.
- Przyjdziesz rano, by j
ą
rozpozna
ć
, czy poczekasz na górze? - spytał dozorca.
- Zabior
ę
j
ą
teraz.
Pulchny stró
Ŝ
obracał w palcach złot
ą
monet
ę
rzucon
ą
mu niedawno przez przybysza.
Zacisn
ą
ł wargi co
ś
rachuj
ą
c. W kostnicy cz
ę
sto pojawiali si
ę
ludzie pragn
ą
cy skrycie zabra
ć
ciała dla dziwnych i tajemnych przyczyn - dzi
ę
ki czemu to pogardzane zaj
ę
cie było
poszukiwane.
- Nie mog
ę
na to pozwoli
ć
- sprzeciwił si
ę
. - Jest prawo i przepisy, nie powiniene
ś
nawet by
ć
tu o tej porze. Zechc
ą
, by
ś
odpowiedział najpierw na ich pytania. S
ą
te
Ŝ
opłaty...
Z warkni
ę
ciem nieopisanej w
ś
ciekło
ś
ci przybysz zwrócił si
ę
ku niemu. Nagły ruch
odrzucił kaptur.
Opiekun kostnicy po raz pierwszy ujrzał oczy obcego. Zd
ąŜ
ył krótko krzykn
ąć
z
przera
Ŝ
enia, nim sztylet, którego nie dojrzał, rozdarł mu gardło.
Nast
ę
pnego dnia zdziwieni znikni
ę
ciem dozorcy robotnicy, badaj
ą
c przybyłych
wieczorem nowych lokatorów kostnicy, odkryli,
Ŝ
e ten wcale nie znikn
ą
ł.
I
POSZUKUJ
Ą
CY NOC
Ą
Tam - znów co
ś
usłyszał.
Mavrsal porzucił sm
ę
tn
ą
kontemplacj
ę
niemal pustej butelki wina i cichutko wstał.
Kapitan
Tuaba
był sam w swej kabinie o tej pó
ź
nej porze. Od wielu godzin jedynymi
odgłosami w pobli
Ŝ
u było chlupotanie fali o obro
ś
ni
ę
ty kadłub, skrzypienie lin i głuche
uderzenia starych belek karaweli o nabrze
Ŝ
e. Teraz za na wpół zamkni
ę
tymi drzwiami rozległo
si
ę
ciche st
ą
panie, stłumione grzebanie w sprz
ę
tach na pokładzie. Za gło
ś
ne na szczury a wi
ę
c
złodziej?
Ponury Mavrsal wyci
ą
gn
ą
ł z pochwy ci
ęŜ
ki kord i chwycił latarni
ę
. Zakradł si
ę
na
pokład, my
ś
l
ą
c z gorycz
ą
o swojej nic nie wartej załodze. Od kuka po pierwszego oficera,
wszyscy przed kilku dniami opu
ś
cili jego statek, piekl
ą
c si
ę
o zalegaj
ą
c
ą
miesi
ą
cami zapłat
ę
.
Niezwykły o tej porze roku szkwał zmusił ich do wyrzucenia za burt
ę
wi
ę
kszo
ś
ci ładunku
miedzianych sztab.
Tuab
dowlókł si
ę
do portu w Carsultyalu z podartymi
Ŝ
aglami, złamanym
grotmasztem, kilkoma nowymi szparami w nadwyr
ęŜ
onych wr
ę
gach i reszt
ą
starego kadłuba w
nie lepszym stanie. Zamiast da
ć
spodziewane bogactwo, zyski za resztki ładunku starczyły
ledwo na pokrycie kosztów napraw. Mavrsal tłumaczył,
Ŝ
e bez remoxitu
Tuab
nie mo
Ŝ
e wyj
ść
w morze. Po jego uko
ń
czeniu znajdzie jako
ś
inny ładunek, a wtedy
b
ę
dzie mógł zapłaci
ć
narastaj
ą
c
ą
od dawna nale
Ŝ
no
ść
- wraz z dodatkiem za cierpliwo
ść
i lojalno
ść
. Załoga nie
uwierzyła ani jego logice, ani obietnicom i zeszła w
ś
ród burzliwych gró
ź
b.
Mo
Ŝ
e który
ś
z nich wrócił, aby...?
Mavrsal zaczepnie zgarbił swe szerokie ramiona i
uniósł kord. Szyper Tuaba nigdy nie ucieka przed bijatyk
ą
, tym bardziej przed złodziejem czy
podkradaj
ą
cym si
ę
morderc
ą
.
Nad Carsultyalem jesienne noce s
ą
jasne, latarnia była niemal zb
ę
dn
ą
. Mavrsal
zw
ęŜ
onymi, br
ą
zowymi oczami pod kudłatymi brwiami badał czujnie mi
ę
kkie cienie na
pokładzie karaweli. Cichy płacz dobiegł go niemal natychmiast, tak,
Ŝ
e nie musiał myszkowa
ć
po pokładzie.
Podszedł szybko do sterty rozerwanych
Ŝ
agli i takielunku przymocowanego do
odległego nadburcia.
- No dobra, wyła
ź
stamt
ą
d! - hukn
ą
ł, kiwaj
ą
c ko
ń
cem korda na ledwo widoczn
ą
posta
ć
skulon
ą
przy burcie. Łkanie ustało. Mavrsal niecierpliwie szturchn
ą
ł płótno butem. - Wyła
ź
, do
diabła! - powtórzył.
Plik z chomika:
pavelik
Inne pliki z tego folderu:
Kane - Tytuły.txt
(0 KB)
05 Wagner Karl E. - Kane - Mroczna krucjata.pdf
(1048 KB)
04 Wagner Karl E. - Kane - Cień Anioła Śmierci.pdf
(457 KB)
03 Wagner Karl E. - Kane - Wichry Nocy.pdf
(1225 KB)
02 Wagner Karl E. - Kane - Pierścień z Krwawnikiem.pdf
(1534 KB)
Inne foldery tego chomika:
Anthony Piers
Buffy komiks PL
Ebooki Dragonlance
Michael Moorcock-Saga o Elryku
Philip Athans-Baldur's Gate2
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin