Appleyard Diana - Pampersy kamera i on.pdf

(852 KB) Pobierz
Appleyard Diana - Pampersy kame
DIANA APPLEYARD
PAMPERSY, KAMERA i ON
Rok 2 dziennika kobiety sukcesu
(tłum. Blanka Kuczborska-Kwiecińska)
2003
.
 
Styczeń
Poniedziałek, 5 stycznia
Jak to jest, że mężczyźni potrafią spędzać tyle czasu bezczynnie? Od świąt
Bożego Narodzenia zwieńczonych obchodami Nowego Roku, po których nasz dom
wyglądał jak po nalocie poltergeistów, kręciłam się jak fryga, starając się
zaprowadzić odrobinę porządku i przywrócić pozory ładu w naszym życiu. Tym
czasem Mike leżał plackiem na kanapie, wyczerpany zbyt długim świętowaniem i
nieuniknioną obecnością dwojga dzieci poniżej lat siedmiu. Z jaką ulgą wymknął się
dziś rano do pracy, chwytając swój telefon komórkowy i ścierając z ramienia
prążkowanej marynarki ślad po ulanym przez Toma porannym mleku. Z jaką ulgą ja
sama czekałam na przybycie anioła w postaci Claire. Przed jej przyjściem, głęboko
zawstydzona stanem naszego mieszkania, spędziłam gorączkową godzinę na
wkopywaniu zabawek pod łóżka i wciskaniu majtek i slipek do kosza na pranie. Nie
musi od razu wiedzieć, że została zatrudniona przez fleję. Stanie się to jasne w
odpowiednim czasie.
Anioł imieniem Claire jest typem dobrze ułożonej panienki, z aksamitną
opaską na długich, zadbanych, ciemnych włosach. Widok tej dziewczyny, kiedy
przyszła do mnie na rozmowę wstępną w zeszłym miesiącu, uzmysłowił mi boleśnie,
że nieuchronnie wkroczyłam już w wiek średni. Wydała mi się taka młoda -
właściwie była jeszcze dzieckiem. Siedziałam z dwójką wczepionych we mnie
pociech i zadawałam jej bombastyczne pytania w rodzaju: „Co sądzisz o biciu
dzieci?” „i „Co byś zrobiła, gdyby któreś się udławiło?” głosem doskonale
imitującym miłościwie nam panującą Królową. Odpowiadała ze spokojną pewnością
siebie, zdumiewająco poprawną angielszczyzną (Dlaczego chce być nianią? Może jest
upośledzona na umyśle?) i okazała się jedyną z szeregu przesłuchiwanych przeze
mnie kandydatek, która wykazała cień inteligencji i nie wyglądała na psychopatyczną
morderczynię. W połowie naszej małej pogawędki Tom zaczął się do niej przysuwać,
a ona całkiem odruchowo przygarnęła go do siebie. Widać było, że umie zajmować
się dziećmi. Usiadł jej na kolanach jak puchaty, zadowolony miś, głośno mrucząc.
Zdrajca. Mam nadzieję, że nie zapomni mnie tak łatwo. Rebeka wykazała większą
czujność, okrążając Claire jak podejrzliwy lis. Już od jakiegoś czasu chodzi po domu
z cierpiętniczym wyrazem twarzy sześciolatki, która ma lada chwila wrócić do
 
szkoły, a której matka jeszcze nie znalazła jej stroju baletowego. Na pewno gdzieś tu
jest. Może w lodówce? Muszę się lepiej zorganizować przed nadejściem przyszłego
tygodnia. Będę sporządzała listy. To powinno pomóc.
Czwartek, 8 stycznia
Zrobiłam dziś rano błyskawiczny przegląd swojej garderoby. Co właściwie
mam włożyć na swój Wielki Powrót? Przez ostatnie pół roku chodziłam wyłącznie w
powyciąganych legginsach i olbrzymich T-shirtach. Moje kostiumy do pracy wydały
mi się podejrzanie małe. Czy naprawdę nosiłam kiedyś taki rozmiar? Zaatakowałam
jedną ze spódnic, biorąc ją przez zaskoczenie i wciskając przez biodra, ale
zrewanżowała mi się, oplatając mnie w pasie żelazną obręczą. Przypominałam nie
tyle cienką w talii osę, ile przepołowionego bąka. Będę musiała iść do pracy zgięta
wpół i cały dzień nic nie jeść.
Tymczasem Claire, moja cudowna, idealna niania, bawiła się na dole z
Rebeką i Tomem. A mówiąc dokładniej, malowali obrazki - to znaczy, Rebeka
malowała, a Tom wsadzał pulchne łapki do pudełka z farbami i robił odciski. W
zasadzie bardzo popieram twórczą zabawę z dziećmi, tyle że rzeczywistość nie
zawsze spełnia nasze oczekiwania. W moim przypadku, wspólne malowanie
nierzadko kończyło się tym, że dzieci chlipały w sypialniach na górze, a ja z
przekleństwem na ustach miotałam się ze ścierką i wiadrem po kuchni, zastanawiając
się, jakim cudem, do cholery, udało nam się wymazać farbą pudełko do chleba i to od
środka. To samo dzieje się z pieczeniem. Bardzo lubię piec ciasteczka z moimi
dziećmi, pod warunkiem, że Tom siedzi na swoim wysokim krzesełku gdzieś w
zasięgu wzroku, a Rebeka stoi przy drzwiach. Natomiast Claire urządziła prawdziwą
sesję malarską ze sztalugami i, co dziwniejsze, kuchnia była potem czysta. Gdyby
udało się nakłonić Mike’a, żeby uprawiał z nią seks (a nie sądzę, aby się bardzo
opierał), to mogłabym się wyprowadzić z domu i nikt by tego nawet nie zauważył.
Piątek, 2 stycznia
Wczoraj wieczorem Mike wygłosił długą i żałosną skargę, płynącą prosto z
serca, jeśli nie skądinąd, na fakt, że odkąd urodził się Tom, tak rzadko się kochamy.
Ale jak mam się czuć sexy, kiedy moje piersi wyglądają jak wielkie,
sinopożyłkowane sery gorgonzola, a mój brzuch marszczy się i łopocze na wietrze?
 
Na zajęciach w szkole rodzenia, na które chodziłam z Tomem (już to znałam, już to
przerabiałam - ha! Co możecie mi powiedzieć nowego na temat rodzenia? Przy
pierwszym dziecku jest się tak spiętym, że spija się z ust instruktorki każdą
najmniejszą informację, jakby była dalajlamą, podczas gdy przy drugim dziecku już
się wie, jakie to wszystko jest okropne, więc im mniej się o tym myśli, tym lepiej)
dano nam kwestionariusz z prośbą, żeby podać, jakie zagadnienia po urodzeniu
dziecka interesują nas najbardziej. Ponad połowa tych szalonych kobiet napisała o
seksie! No, ale cóż, większość z nich oczekiwała pierwszego dziecka. My, kobiety
doświadczone, roześmiałyśmy się głucho, przysięgając sobie w duchu, że jeśli któryś
z naszych mężów spróbuje się do nas zbliżyć choćby trzy miesiące po porodzie,
zostanie przepędzony widłami.
Pamiętam, jak w pierwszych dniach po przyjściu na świat Rebeki, kiedy
leżałam w łóżku półżywa i karmiłam ją piersią - co robiłam niemal bez chwili
przerwy do czasu powrotu do pracy - odwiedziła nas położna, żeby sprawdzić, jak
sobie dajemy radę. Rozmawiałyśmy o popękanych sutkach i kąpieli noworodków, a
Mike siedział na brzegu łóżka, coraz bardziej czerwony na twarzy. W końcu wydusił
to z siebie.
- A kiedy - spytał niby to niedbale - możemy... hm... zacząć się kochać?
Położna obrzuciła go współczującym spojrzeniem, a ja popatrzyłam na niego
ze zgrozą i bezwiednie zacisnęłam kolana.
- Najwcześniej za sześć tygodni - powiedziała.
- Za sześć tygodni! - wybuchnął.
No i wczoraj wieczorem leżeliśmy obok siebie, wycieńczeni jak dwie
wyrzucone z morza ryby, kiedy Mike zaczął głaskać czule moje plecy (co zawsze
stanowi nieomylny wstęp do czegoś więcej). Instynktownie zesztywniałam, a on
powiedział:
- Ale od ostatniego razu minęło już przeszło dwa tygodnie.
- Wiem, wiem - mruknęłam i odwróciłam się do niego, zagłębiając ręce w
jego gęstych, jasnych włosach.
Nie o to chodzi, że Mike mnie nie pociąga - jak mógłby mnie nie pociągać ze
swoją wysoką, smukłą sylwetką i niebieskimi oczami Franka Sinatry? - tylko w żaden
sposób nie potrafiłam sobie wyobrazić, żebym ja mogła pociągać jego, teraz po
urodzeniu Toma. Jakie to prawdziwe, że kobiety muszą się dobrze czuć, żeby chcieć
uprawiać seks, podczas gdy mężczyźni muszą uprawiać seks, żeby się dobrze czuć.
 
- Po prostu jestem wykończona i martwię się powrotem do pracy. Jak Rebeka
sobie beze mnie poradzi?
- Dzieci to ostatnia rzecz, jaką mam w tej chwili w głowie - powiedział Mike,
odsuwając się ode mnie z irytacją. - Chyba zapomniałaś, że ja też tu jestem.
Chciał przez to powiedzieć, że jego potrzeby są równie ważne jak potrzeby
dwójki małych, absorbujących dzieci. Otworzył ostentacyjnie książkę i zaczął czytać,
głośno przewracając kartki i wymownie wzdychając. (Czy nie zdaję sobie sprawy, że
seks jest dla mężczyzny konieczny, aby uwolnić w jego organizmie jedyny hormon,
który pozwala mu spokojnie i mocno zasnąć?) Ale problem polega na tym, że czuję
się tak bardzo nieatrakcyjna i kiedy (z rzadka) się kochamy, siłą muszę się
powstrzymywać, żeby nie zerkać w dół na moje obrzydliwie tłuste uda i nie szczypać
ukradkiem gąbczastych zwałów mięsa na biodrach, zamiast skupić się na bardziej
wysublimowanych sprawach. O ile można to tak nazwać.
Poniedziałek, 12 stycznia
Co za nowość! Dziś rano zawiozłam Rebekę do szkoły. W przeszłości zawsze
próbowałam brać wolny dzień, żeby asystować jej pierwszego dnia przy powrocie do
szkoły, ale zawsze wypadało coś nie cierpiącego zwłoki, co kazało mi uczestniczyć w
porannym zebraniu. Zwykle moja obecność okazywała się całkiem zbędna i
siedziałam, gotując się ze złości i patrząc przez okno w stronę domu, podczas gdy
redaktor wydania rozwodził się z lubością nad przyznaniem nam dodatkowych dwóch
minut programu. Ale dzisiaj podjechałam z Rebeką pod szkołę jak prawdziwa matka i
osobiście dopilnowałam, żeby wzięła tornister i worek na gimnastykę. Chciałam
wziąć ją za rękę i wprowadzić do budynku, ale syknęła:
- Puść, mamo! -1 nie pozwoliła się nawet pocałować na po żegnanie,
niewdzięcznica.
Matka Petera Cressinghama, Caroline (nienaganny makijaż, nowy kostium,
płaskie buty ze złotymi sprzączkami, mąż milioner) złapała mnie przy wyjściu.
- Jak się masz? - zaszczebiotała. - Nie wiedziałam, że jeszcze jesteś w domu.
Urządzam w przyszłym tygodniu przedpołudniowe spotkanie przy kawie, może
przyjdziesz?
Poczułam nagłą ulgę, że już wkrótce nie będę niepracującą matką.
- Niestety, wracam do pracy - powiedziałam, robiąc smutną minę.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin