Z tego zestawu następcy tworzą regularne wnętrze. Dobudowują symetryczne skrzydło, całkowicie podporządkowując nową architekturę kompozycji elewacyjnej Bruneles-chiego.
Środek placu zajmuje konny pomnik i oskrzydlające go dwie niskie fontanny. Wszystko podporządkowane jest rygorystycznej osi symetrii.
Warto zauważyć, że odtąd coraz częściej spotykamy się z pomnikiem, jako z tym „meblem" miejskiego wnętrza, który skupia na sobie największe zainteresowanie i, jak się mówi żargonem fachowym, jest głównym akcentem plastycznym kompozycji.
Zdarza się, że cały plac powstaje po to, żeby ogrodzić istniejący pomnik. W Rzymie stała od lat kolumna. Naokoło tej kolumny powstaje plac, podporządkowany całkowicie okazałemu zabytkowi antyku.
Artyści renesansu doszli do zadziwiającego mistrzostwa w sztuce wyszukiwania miejsc na pomniki. Mógłby ktoś zapytać: a cóż to znowu za szczególna trudność znaleźć miejsce na taką czy inną rzeźbę?! Wystarczy przypomnieć chociażby tasiemcowe dyskusje na temat miejsca pomnika Bohaterów Warszawy, żeby uświadomić sobie, że sprawa bynajmniej nie jest prosta.
Miejsce na pomnik musi uwzględniać bardzo dużo wymagań. Przede wszystkim rzeźba musi być oglądana z najkorzystniejszych dla niej stron, musi być odpowiednio oświetłona, musi mieć dobre tło, musi spełniać swoją rolę w umeblowaniu całego wnętrza, no i powinna swoją treścią harmonizować z treścią otoczenia.
Powiedzieliśmy już, że architekci renesansu osiągnęli wysoki stopień mistrzostwa w umiejętnym sytuowaniu rzeźb. Niewątpliwie wpłynął na to fakt, że większość tych mistrzów była jednocześnie architektami i rzeźbiarzami, znakomitymi w obu dziedzinach sztuki.
Obejrzymy teraz dwa najsławniejsze pomniki wszystkich epok.
Gattamelata, rzeźbiony przez Donatella
tak wygląda jego sytuacja na placu przykościelnym w Padwie
i pomnik Colleoniego (dzieło Verocchia) w Wenecji
a tak w Wenecji
Oba pomniki stoją na wysokich cokołach i przed oczami widza, oglądającego je z niewielkiej odległości, rysują się jako wyraźne sylwety na tle nieba. Dla patrzących z daleka rzeźby są widzialne na tle wielkich płaszczyzn elewacji monumentalnych gmachów, kontrastując z nimi kolorem i oświetleniem.
Przenieśmy się teraz do Rzymu, gdzie Michał Anioł projektuje zabudowę Kapitolińskiego Wzgórza. Górujący nad Forum Romanum rzymski Kapitol był obrócony frontem w stronę tego centrum starożytnego miasta. Ale teraz forum leżało w gruzach, po dawnej jego świetności zostało tylko wspomnienie, a miasto rozwijało się intensywnie w stronę przeciwną od pagórka.
Michał Anioł odwraca więc całą kompozycję placu w ten sposób, że odwraca się ona plecami do forum, a patrzy w stronę Piazza Yenezia i dzisiejszego Corso.
Na szczycie powstaje jednolicie zaprojektowany plac, w którego głębi stoi Pałac Senatorów. Po jego bokach grupują się: Pałac Konserwatorów (widzieliśmy go już) i Muzeum.
Proszę zwrócić uwagę na sposób ustawienia tych skrzydeł (rys. na 382 str.). Oto nie są one sytuowane równolegle do osi całości. Plac rozszerza się w stronę Pałacu Senatorów. Teraz pytanie: czy Michał Anioł nie mógł zrobić tutaj prostokątnego wnętrza, które każdemu wydawałoby się zupełnie naturalne i oczywiste?
Odpowiedź: mógł! A jeżeli mógł i nie zrobił tego, znaczy, że postąpił tak celowo.
Dlaczego więc autor rozchylił skrzydła placu?
Doszliśmy tu do raz już poruszanego zagadnienia — do sprawy złudzeń optycznych w architekturze. Uczeni artyści późnego renesansu znali doskonale cały asortyment psikusów, jakie potrafią płatać złudzenia optyczne, i umieli im przeciwdziałać, a nawet wykorzystywać na swoją korzyść.
Wszyscy wiemy, że patrząc na jakiś pokój widzimy perspektywiczne „zwężanie" się jego ścian bocznych i pozorne zmniejszenie się ściany przeciwległej.
Narysujmy planik i widok takiego pokoju Tak wygląda normalny, prostokątny pokój.
A teraz jeżeli przygniemy jego ściany w ten sposób, żeby wnętrze zwężało się tak, jak to pokażemy na następnym planiku, to otrzymamy wrażenie, że pokój jest dłuższy (w ten sposób często ustawia się dekoracje w teatrze, gdzie chodzi o uzyskanie wrażenia głębi). Jeżeli rozszerzymy ściany, to i efekt będzie odwrotny — wnętrze skróci się optycznie.
Teraz już wiemy, dlaczego Michał Anioł nie zbudował prostokątnego placu. Chodziło tu o optyczne spłycenie wnętrza, otwartego w stronę miasta (porównajmy plan Kapitelu z planem placu Świętego Marka). A teraz na płaszczyźnie placu zjawia się wzorzysta posadzka, swą eliptyczną formą i narysowanymi promieniami wskazująca na ważność centralnego punktu. No naturalnie, bo na tym centralnym punkcie staje pomnik (rzymska jeszcze rzeźba) Marka Aureliusza. Pomnik konny zbliżony do pomników Gattamelaty i Colleoniego.
Tamte stały — jak pamiętamy — na bardzo wysokich cokołach — Michał Anioł stawia konny posąg na niskiej podstawie. Dlaczego tak robi? Upodobanie czy
przypadek?
Nie, nie przypadek. Po prostu sytuacja zupełnie inna.
Niewielkie wymiary placu nie pozwoliły na dwa różne sposoby oglądania pomnika — z daleka i z bliska. Autor obniżył więc cokół i na stałe ulokował rzeźbę na tle otaczającej ją architektury. Ciepły, złotawy kolor elewacji znakomicie kontrastuje z zielenią spatynowanego brązu. A teraz (przypomnijmy sobie wenecką Piazettę) autor przymyka plac szeregiem rzeźb i zbocze wzgórza kształtuje w monumentalne schody, doprowadzające na teren wnętrza (rys. powyżej).
Tak powstał plac, będący ostatnim akordem (i najmocniejszym) wielkiej sztuki urbanistycznej odrodzenia, stanowiący jednocześnie przejście do wielkiej sztuki baroku. Ale o baroku będziemy mówili później.
Na zakończenie rzućmy jeszcze okiem na słynne wnętrze miejskie — to Place Royal w Paryżu. Ciekawa jest historia powstania i „treść" tego placu. Tworzą go domy mieszkalne. Zanotujmy sobie: po raz pierwszy ze zwykłych domów mieszczańskich uformowano uroczyste, symetryczne wnętrze miejskie.
Realizowano je też osobliwie. Oto najpierw wybudowano na życzenie króla wszystkie frontowe ściany budynków. Stworzono jakby ogromną dekorację, a dopiero potem sprzedano puste place za fasadami.
Tak więc każdy z właścicieli mógł przybudować się do istniejącego już muru. Teraz, skończywszy z wolnymi przestrzeniami w środku miast, przejdźmy do renesansowych planów urbanistycznych, obejmujących całość miasta.
Jaka jest ogólna cecha skupisk miejskich omawianego okresu, różniąca je od tych z czasów gotyku? Oto miasta renesansowe są przeważnie większe i ludniejsze od gotyckich. Oczywiście, i ilość ludności, i wielkość miasta są ściśle ze sobą związane.
Ale pamiętamy, że gród gotycki musiał się ściskać, musiał skracać linię swych murów obronnych, i to zarówno ze względów finansowych, jak i z konieczności gęstego obsadzenia ich obrońcami. Mała ilość ludności narzucała konieczność krótkiego muru.
W renesansie ta murowana obroża, zaciśnięta wokół skupisk ludności, znacznie się rozluźnia.
Zmienia się rodzaj umocnień, spowodowany przede wszystkim doskonaleniem się broni palnej — artylerii i broni ręcznej.
Wysoki mur gotycki źle się przeciwstawiał bombardowaniom. Stanowił łatwy cel i, nadwątlony, obsuwa! się. Naprawa muru w warunkach oblężenia była trudna i niezbyt skuteczna.
Wskutek tego mur obronny obniża się, a z czasem przykrywa do znacznej wysokości odarniowanymi nasypami ziemnymi, w których grzęzną pociski.
Zanikają wysokie baszty, a głównymi skupieniami siły obronnej są bastiony.
Tak to wygląda w planie i widoku
Do obrony takiej linii nie trzeba było aż tak gęstego łańcucha, jak dawniej. Zwiększenie się zaludnienia i postęp w organizacji wojska (zawodowe armie) pozwalały zapewnić bezpieczeństwo miastu przy wielkim nawet promieniu pierścienia umocnień.
Jak więc wyobrażali sobie urbaniści renesansu idealny organizm miasta?
Łatwo jest na to pytanie odpowiedzieć, przede wszystkim dlatego, że rozporządzamy materiałem do wnioskowania znacznie różniącym się od tego, jaki mieliśmy dotychczas.
Jak było dotychczas? Mieliśmy gotowe, wybudowane dawno, często zrujnowane lub przebudowane, miasta i na podstawie analizy wyciągaliśmy wnioski co do sposobu rozumowania ich budowniczych. W czasach odrodzenia wielu architektów zajmuje się zagadnieniami urbanistycznymi — wielu z nich tworzy plany idealnego miasta, plany teoretyczne, które są jakby naj-czytelniejszym podsumowaniem renesansowej urbanistyki. Jak wyglądają te plany teoretyczne? Zamiłowania do układów symetrycznych, a nawet centralnych, są najwyraźniej widoczne w planach miast renesansowych. Oto kilka takich planów włoskich. Plan architekta Scamozziego
i jeszcze jeden teoretyczny plan włoski
A to francuski plan teoretyczny
Takie idealne miasto renesansowe nigdy nie zostało wybudowane, natomiast zasady zawarte w nich posłużyły przy projektowaniu wielu nowo zakładanych i przebudowywanych osiedli.
Kto obejrzy plan Zamościa, niewątpliwie wykryje jego zależność od teoretycznych koncepcji włoskich architektów.
Druga połowa szesnastego wieku to już schyłek okresu, któremu nadajemy w historii kultury nazwę włoskiego odrodzenia.
Dziwna to w naszym wyobrażeniu epoka. Znamy ją, zdawałoby się, dobrze, chociażby z wydanych u nas niedawno i chętnie czytywanych książek — jak Żywot własny Celli-niego, Kamień i cierpienie Schultza albo Szkice Chłędowskiego...
Na ich głównie podstawie utworzyliśmy sobie obraz włoskiego odrodzenia. A jest to obraz niecodzienny, gdzie najgłębsze cienie sąsiadują bezpośrednio z najjaśniejszym światłem.
Bezustanne walki, morderstwa, intrygi, najokropniejsze zbrodnie, namiętności nie znające hamulców, a jednocześnie najwyższe wzloty umysłu, heroizmu, asceza, rozkwit sztuk i nauki, akademie platońskie... Wszystko przemieszane, jak w jakimś niesamowitym coctailu — wzniośli protektorowie sztuk i nauk likwidują przeciwników sztyletem i trucizną; następcy świętego Piotra niosą miecz i ogień w granice sąsiednich państw; potworne zarazy pustoszą miasta; całe wsie mrą z głodu; przepych na dworach przekracza granice imaginacji...
Wszystko to prawda, ale prawda niejako skondensowana — nieco wzmocniona, nie rozpuszczona w czasie i przestrzeni. Obraz, któremu brak półcieni.
Przede wszystkim owe sto kilkadziesiąt lat podanych na kartach paru książek, z uwzględnieniem szczególnym niektórych tylko środowisk i specjalnym podkreśleniem sensacyjności zdarzeń, musi wywierać wrażenie niezwykłego nagromadzenia przeciwieństw.
Ale wyobraźmy sobie, jak będzie się kiedyś przedstawiała w oczach czytelników młodszych od nas o trzy stulecia znana nam dobrze pierwsza połowa dwudziestego wieku, jeśli ją jakiś autor pokaże w odpowiednim skrócie i wyborze. Myślę, że dwór Borgiów czy walki kondotierów włoskich będą przy tej opowieści wyglądały prawie jak pasterska sielanka. A przecież żyjąc w tej pierwszej połowie dwudziestego stulecia nie ocenilibyśmy jej chyba aż tak czarno — mimo że skala obserwowanych przez nas zdarzeń była na pewno większa niż ta z czasów trucizny i sztyletów, rozwiązłych papieży i ascetyzmu Savonaroli.
Jedno jest pewne: nawet po odrzuceniu części tradycyjnych przekonań o dziwności epoki musimy stwierdzić, że była ona niezwykle płodna w dziedzinie kultury i liczbą znakomitości w dziedzinie sztuki osiągnęła chyba nie pobity dotychczas rekord.
165
wiesiud