Tak źle nie było.
Architektura stalowa (a później żelbetowa) znalazła możność wykazania się w dziedzinie, której w owym czasie niechętnie dawano miano architektury przez duże A. Twórcami jej nie byli architekci, lecz inżynierowie konstruktorzy. Jakież to były dzieła? Mieliśmy do niedawna w Warszawie jeden z pierwszych tego typu obiektów — most Kierbedzia. Wygląda to trochę na żart — poczciwy, brzydki „Kierbedziak" dziełem architektury?
Nie o to chodzi, że brzydki. Może nie tyle brzydki, ile trochę prymitywny dla nas, przyzwyczajonych już do lekkich i wspaniałych konstrukcji nowoczesnych.
Ale proszę obejrzeć widok ogólny i schemat jednego z przęseł.
Ta forma kratownicy stalowej jest w tej skali możliwa do osiągnięcia i racjonalna wyłącznie przy tym właśnie, a nie innym, materiale. To jest już forma „żelazna". A poza tym celowa, prosta i zrozumiała. Przyjrzyjmy się schematowi przęsła. Widzimy od razu, że w miarę zbliżania się do środka kratownica jest coraz bardziej przejrzysta. Naturalnie! W środku musi być najlżejsza, gdyż każdy ciężar działający w środku belki najłatwiej ją ugnie — a więc trzeba jak najbardziej zmniejszyć ten ciężar. Czyż nie jasne i proste? W ten sposób moglibyśmy przeanalizować wiele innych elementów konstrukcji tego mostu i stwierdzić ich celowość. Nabralibyśmy na pewno szacunku dla staruszka-Kierbe-dziaka, uznalibyśmy fakt, żo nie tylko mosty rzymskie są prekursorskimi dziełami architektury.
A na koniec jeszcze jedno, dawne już bardzo, dzieło stalowej architektury, które zresztą także nie jest uważane za najpiękniejsze (i to dość powszechnie) i które w założeniu nie miało być architekturą. Było eksponatem wystawowym.
W 1889 roku na wielkiej wystawie paryskiej publiczność mogła podziwiać ów eksponat, mający być świadectwem możliwości ówczesnej techniki
Trzystumetrowej wysokości wieża, skonstruowana przez inż. Eiffia. Celem konstrukcji nie była utylitarność — celem jej była wysokość. Kto przyjrzy się jej kształtom, zgodzi się na pewno, że służy dobrze temu celowi i że różni się zasadniczo od wszelkich znanych nam dotychczas wież. Ta różnica spowodowana została właśnie wyzyskaniem możliwości nowego materiału. Forma i konstrukcja są ze sobą w zgodzie i służą dobrze celom, dla jakich je powołano do życia. A to jest cechą każdej prawdziwie dobrej architektury.
Czy jest jeszcze dziedzina, w której moglibyśmy szukać prawdziwych początków nowoczesnej architektury?
Jest — i to także taka, której nie przyzwyczailiśmy się nadawać miana, jakiego nie wahamy się użyć w stosunku do Partenonu czy kościoła Świętego Piotra. Dziedzina, w której poziom aktualnych możliwości technicznych najlepiej się uwidacznia. Można by ją nazwać architekturą ruchu.
Odpowiedź będzie prosta — te wszystkie formy, które służą do poruszania się w przestrzeni. Jak to — zapyta ktoś — więc na przykład wózek dla niemowlaka i jednokonna dorożka to dzieła sztuki architektonicznej? Tak! W tym samym zakresie, w jakim namioty pasterskie Beduinów i koliby naszych górali są architekturą.
Przypomnijmy sobie definicję: architektura to sztuka organizowania przestrzeni. Czy ,,zorganizowany" wycinek przestrzeni porusza się, czy też jest w spoczynku, nie zmienia to w sposób zasadniczy sprawy. Tylko cechy tej organizacji muszą być podporządkowane jakiemuś celowi — a celem jest właśnie ruch. No tak — powie Czytelnik — ale to są przecież maszyny, którymi rządzą wyłącznie prawidła mechaniki: samochód, statek... Dom, budowla to co innego. Dlaczego tak bardzo „co innego"? Statek budowany jest według naukowych przepisów techniki — ale czy sądzi ktoś, że nowoczesna budowla obywa się bez udziału takich przepisów? Czy w sensie utylitarności transatlantyk bardzo się różni od hotelu? Dodatkowe funkcje statku nie powodują chyba tego, że jeden z nich może być nazwany architekturą, a drugiemu trzeba tego miana odmówić.
Hotel przeznaczony jest do siania, a transatlantyk do poruszania się i różnica formy przestrzennej i wyposażenia wynika z tej różnicy podstawowej.
Ktoś powiedział, że różnice między poszczególnymi epokami rozwojowymi najbardziej są widoczne w rozwoju komunikacji — a więc w jej doskonałości i szybkości.
A jak by to wyglądało „na obrazku"? Naturalnie będziemy tu mówić o ,,przyrządach" komunikacyjnych, które muszą otrzymać kształt świadomie uformowany przez człowieka. Dwie nasze nogi i koń wierzchowy to też ,,przyrządy", ale nie myśmy je wymyślili i nie naszą zasługą jest ich mniej lub więcej doskonały wygląd. A zatem...
Na początku poczciwy koń ciągnął taką oto niewygodną maszynę
Nowy wynalazek, prawie równy wykorzystaniu energii nuklearnej, zrewolucjonizował dotychczasową technikę. Wynalazkiem, który rozpoczyna epokę komunikacyjną, było — koło l
Koło z czasem doskonali się — konstrukcja jego jest coraz lżejsza i bardziej wyrafinowana. Warto już na tym przykładzie przyjrzeć się walce konstruktorów z głównym ich wrogiem — wagą! Walka ta trwa po dziś dzień i zapewne nigdy się nie skończy. A czyż nie te same kłopoty prześladują twórców budowli stojących? Lekka konstrukcja — to dobra konstrukcja.
Oczywiście obok ciężkich pojazdów zjawia się tam, gdzie okoliczności tego wymagają, lekki
„przyrząd" lektyka.
A teraz wynalazek idzie poprzez epoki historyczne i stylowe, przystosowując się do nich i ulepszając stopniowo.
To pojazd rzymski
To gotyk
W takiej karecie na pasach jeździł Ludwik XIV
To empirowa kareta (zjawiają się
żelazne resory)
Oto powóz, w którym wytworne panie przyjeżdżały oglądać wieżę Eiffla
Nowy wynalazek — nowa rewolucja — świt nowej epoki — napęd mechaniczny.
Na początku silnik parowy. Pierwsza lokomotywa i pierwsze pociągi.
Hej, zimne ludziska — Germany —
Bryany skleciły parowóz z żelaza kowany, popchnęli go silą ukropu i węgli i mysią, ze wielkiej mądrości
dosięgli.
Jak widać z ówczesnego wiersza, nowy wynalazek, jak każda nowość, nie przez wszystkich był ufnie przyjęty. Ale „parowóz z żelaza kowany" nie ustąpił z placu i służył wcale nieźle, rosnąc i wzmacniając się, ciągnąc coraz szybciej coraz więcej „wozów".
Oto kolejne etapy tego wzrostu
Obok pary pojawił się napęd spalinowy i z kolei on zrewolucjonizował i tak dość „rewolucyjną" epokę. Nastała era samochodu. Pierwsze machiny wydają się nam dzisiaj niezmiernie naiwne. To przecież powóz, do którego doczepiono silnik.
To prawda. Ale ten specyficzny konserwatyzm — zastosowanie starego, znanego kształtu do nowych l nie spotykanych dotychczas tworów — jest zjawiskiem, które równie jaskrawo wystąpiło w dziedzinie budowlanej. Czyż gotycki dworzec to. nie to samo, co samochód-bryczka? Znamy drogę rozwojową samochodu.
Znamy coraz bardziej aerodynamiczne kształty karoserii. Podświadomie rozróżniamy style ich budowy, a nawet narodowe cechy tych stylów.
Jest styl amerykański
Angielski włoski
francuski
Różnice wyraźne!
To prawie tak, jak różnice między gotykiem francuskim, angielskim i włoskimi
Jeżeli ktoś chciałby się zająć porównaniem architektury historycznych epok budowlanych z „architekturą ruchu" miałby niezmiernie wdzięczne zadanie zbadania oprócz asortymentu „tego, co jeździ" także „tego, co pływa".
Od pływającej kłody, na której siedzi się okrakiem (bardzo to starożytny sposób)
Poprzez tratwę
łódź drążoną (wiosło — wielki wynalazek)
203
wiesiud