Deveraux_Jude_-_Zaproszenie_-_Swaci.pdf
(
331 KB
)
Pobierz
7525154 UNPDF
Księga II
ZAPROSZENIE
Swaci
Na biurku Kane'a Taggerta paliły się wszystkie światełka
konsolety telefonu, ale kiedy rozdzwonił się jego prywatny numer,
przerwał rozmowę na „szóstce" i podniósł słuchawkę osobnego
aparatu. Linia była przeznaczona dla rodziny i opiekunów dwójki
synów Kane'a.
- Mama? - spytał, odwracając się z fotelem i spozierając na
horyzont obramowany nowojorskimi drapaczami chmur. - Cóż za
miła niespodzianka.
Nie pytał o nic, ale wiedział, że matka czegoś chce lub
potrzebuje, bo gdyby chodziło tyłko o pogawędkę, nie dzwoniłaby
w porze pracy giełdy.
- Muszę prosić cię o przysługę.
Kane okazał hart ducha i nie jęknął. Przed pięcioma miesiącami
jego brat bliźniak ożenił się i od tej pory matka nieustannie
usiłowała skierować na ślubny kobierzec owdowiałego drugiego
syna.
- Myślę, że przydałyby ci się wakacje.
Teraz jednak jęknął. Zerknął na konsoletę. „Czwórka" zaczęła
mrugać, co znaczyło, że Tokio zaraz się rozłączy.
- Kawa na ławę, mamo - westchnął. - Jaką torturę mi szykujesz?
- Twój ojciec nie czuje się najlepiej i...
- Przylecę...
- Nie, nie w tym rzecz. Chodzi tylko o to, że przez swoje
185
miękkie serce znowu wpakował się w kabałę i obiecałam mu
pomóc się wyplątać.
To było stałe zjawisko w domu rodziców. Ojciec często gęsto
oferował ludziom pomoc i brał na swoje barki za dużo. Pracował
za dużo. Troskliwa żona musiała więc przyjmować na siebie rolę
sekutnicy i uwalniać go od zobowiązań.
- W co się tym razem uwikłał? - zapytał Kane. Światełko
numer cztery zgasło.
- Wiesz, Ciem, ten nasz sąsiad - udzielając takich wyjaśnień,
dawała do zrozumienia, że Kane od tak dawna nie pojawiał się
w domu, iż mógł zapomnieć człowieka znanego mu od kołyski
- często zabiera ludzi ze Wschodniego Wybrzeża na konne
wyprawy. No i zeszłego miesiąca pojechał z szóstką facetów
i dostał trochę w kość. Posunął się w latach i to wspinanie się po
górach sporo go kosztuje.
Kane nie odzywał się słowem. Ciem był silny i żylasty jak
mustang, i Kane dobrze wiedział, że stan zdrowia tego „staruszka"
nie ma absolutnie żadnego związku z tym, do czego matka chce go
nakłonić.
- W każdym razie twój ojciec zobowiązał się, że poprowadzi
następną grupę.
Ciem lubił uczestniczyć w różnych intrygach, więc jeśli wrobił
lana Taggerta w przewodnictwo następnej wycieczki, miał ku temu
jakiś powód.
- Ponura sprawa, co? - zapytał Kane. - To była banda świrów,
prawda?
Pat Taggert westchnęła.
- To było okropne. Wiecznie niezadowoleni. Bali się koni. Szef
zalecił im wycieczkę, a im się to wcale nie uśmiechało.
- Nie ma nic gorszego. Więc w co Ciem wrobił tatę tym razem?
Pat odezwała się gniewnie;
- Ciem pewnie wiedział, że następna grupa będzie z tego
samego przedsiębiorstwa, ale... Kane...
- Rozumiem, że najgorszego jeszcze nie powiedziałaś.
186
-
To kobiety! Ciem wiedząc o tym poprosił twojego ojca
O poświęcenie na to dwóch tygodni. Ma być przewodnikiem
czterech kobiet z Nowego Jorku, które będzie trzeba ciągnąć za
sobą na siłę. Wyobrażasz sobie coś podobnego?! Och, Kane, nie
możesz pozwolić...
Kane wybuchnął śmiechem.
- Mamo, daleko ci do oscarowych ról, więc daruj sobie tę
komedię. Chcesz, żeby twój owdowiały syn... twój biedny, samotny,
owdowiały syn... spędził dwa tygodnie w wyłącznym towarzystwie
czterech panien na wydaniu i może znalazł matkę dla swoich synów.
- Krótko mówiąc, tak - powiedziała zniecierpliwiona Pat.
- Jakim cudem możesz kogoś poznać, jeśli od rana do nocy
siedzisz w pracy? Te cztery panie mieszkają w Nowym Jorku,
mieście, które ty i Mikę wybraliście do zamieszkania, i...
W przewodach telefonicznych brzęczały nie wypowiedziane
słowa o tym, jak to Kane i jego brat opuścili dom rodzinny i zabrali
dziadkom wnuczęta.
- Odpowiedzią jest jednoznaczne nie - odparł Kane. - Nie!
I tyle, mamo. Potrafię znaleźć sobie żonę bez twojego swatania.
- W porządku - westchnęła Pat. - Wracaj do swoich telefonów.
Po tych słowach odłożyła słuchawkę i Kane przez moment
wpatrywał się w aparat i marszczył czoło. Musi posłać matce
kwiaty, a może jakiś kosztowny drobiazg. Ale przecież wiedział,
że kwiaty i biżuteria to żałosny substytut wnucząt.
Tego wieczoru znalazł się w domu dopiero po ósmej i do tej
pory jego szwagierka, Samantłia, zadbała już, żeby bliźniaki spały
słodko w łóżkach. Mikę był w sali ćwiczeń, więc Kane ucałował
śpiące dzieci i wszedł do bawialni, gdzie zastał Samanthę. Była
w zaawansowanej ciąży i zdawało się, że gdy krąży po willi,
zajmując się parą dorosłych mężczyzn i dwójką aktywnych pięcio
latków, nie odejmuje rąk od krzyża. Kane miał w Nowym Jorku
własne mieszkanie, nie umeblowane pokoje zapełnione w większo-
187
ści dziecinnymi zabawkami, i dysponował częścią domu rodziców
w Kolorado, lecz po tym, jak brat przedstawił go Samancie, Kane
i dzieci stopniowo przenieśli się do willi Mike'a. Kane widział
w tym rękę Sam, która chciała mieć wokół siebie rodzinę, a skoro
ona czegoś chciała, Mikę starał się jej to zapewnić.
Nie proszona przyniosła Kane'owi piwo w zimnym kuflu. Tysiąc
razy powtarzał, żeby go nie obsługiwała, ale była uparta jak muł.
Odstawił naczynie, wstał i pomógł jej usiąść w jednym ze
skórzanych, przepaścistych foteli. Nie była co prawda ciężka, lecz
nie sterowna jak zeppelin.
- Dzięki - powiedziała, po czym wskazała piwo skinieniem
głowy. - Ja chcę ci usłużyć, a ty mi to uniemożliwiasz, przez to,
że wstajesz, żeby mi pomóc.
Uśmiechnął się do niej, siadł i jednym haustem opróżnił połowę
kufla. Czasem tak bardzo pragnął tego, co należało do brata, że
żądza przepalała go do trzewi. Pragnął żony, która kochałaby jego
i jego synów, pragnął własnego domu. Chciał wreszcie przestać
żyć zastępczo życiem brata.
- Wyduś to z siebie - powiedziała Sam.
- Ale co?
- Nie lepszy z ciebie kłamca niż z Mike'a. Co cię gryzie?
Chciał odpowiedzieć: ty. Miłość do własnej szwagierki, początki
nienawiści do własnego brata.
Nie mógł wyznać prawdy, więc opowiedział o telefonie matki.
- No i co ty na to? - spytała Sam.
Uprzednio nie brał pod uwagę zaproszenia, lecz nagle uznał, że
dwa tygodnie na górskim bezludziu spędzone w towarzystwie
czterech kobiet to nęcąca perspektywa. Są mieszkankami Nowego
Jorku, więc będą lękały się przepaści, odgłosów nocy i na pewno
zakochają się na zabój w swoim przewodniku-kowboju. Kobieta
z Nowego Jorku zobaczy mężczyznę w dżinsowej koszuli, parze
Levisów i znoszonych kowbojskich butach, i już będzie jego.
Wystarczy przerzucić nogę przez koński grzbiet, a pewnie zemdleje.
Dopił piwo i uśmiechnął się. Myśl o kobiecie wpatrzonej
188
Plik z chomika:
blacksheep36
Inne pliki z tego folderu:
Deveraux Jude - Wybawca.doc
(1381 KB)
wybawca.doc
(1381 KB)
Ujarzmienie - Jude Deveraux.pdf
(1116 KB)
Jude Deveraux -saga rodu montgomerych 04 - Potrzask.pdf
(952 KB)
Jude Deveraux - saga rodu montgomerych 03 -Wiedźma.doc
(1260 KB)
Inne foldery tego chomika:
Barbara Dawson Smith
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin